Skocz do zawartości
IGNORED

Dlaczego winyl NIE BRZMI lepiej od CD?


Rekomendowane odpowiedzi

 

 

Bo po co mają wydawać na winylach muzykę elektroniczną, która lepiej brzmi z CD? ;-)

 

Skoro nie jest wydawana na winylach, to raczej trudno stwierdzić, czy rzeczywiście brzmi lepiej niż CD :-)

 

Kluczową sprawą jest nie to, czy lepiej brzmi LP czy CD, ale to, że od 25 lat jakieś 90% muzyki NIE jest wydawane na winylu, więc jeżeli ktoś z jakichś dogmatycznych powodów kontestuje "cyfrę", skazuje się na muzyczne getto. Ale jeżeli ktoś woli słuchać wkladek, ramion czy gramatury winylu zamiast muzyki, to oczywiście nie ma to znaczenia.

“That which can be asserted without evidence can be dismissed without evidence.” (Christopher Hitchens).

No tak bo jak mają słuchać muzy, której na vinylach nie ma.... :-)

 

 

 

Skoro nie jest wydawana na winylach, to raczej trudno stwierdzić, czy rzeczywiście brzmi lepiej niż CD :-)

 

Kluczową sprawą jest nie to, czy lepiej brzmi LP czy CD, ale to, że od 25 lat jakieś 90% muzyki NIE jest wydawane na winylu, więc jeżeli ktoś z jakichś dogmatycznych powodów kontestuje "cyfrę", skazuje się na muzyczne getto. Ale jeżeli ktoś woli słuchać wkladek, ramion czy gramatury winylu zamiast muzyki, to oczywiście nie ma to znaczenia.

 

O! I to jest sedno sprawy. To samo piszę od dawna ale kolego to ujął lepiej, krócej i wyraźniej... :-)

O! I to jest sedno sprawy. To samo piszę od dawna ale kolego to ujął lepiej, krócej i wyraźniej... :-)

 

Sly, a kto chciałby słuchać na Vinylach muzyki elektronicznej? Po co ?

Przecież tam..... nic nie ma.

 

To jest margines muzyki z wątpliwą wartością . Trudno nazwać to sztuką . Pewnie nią jest z pozycji trudności od pomysłu do wydawnictwa. Najczęściej nisza dla pianistów drugiego sortu. Basistów tam nie uraczysz, ani perkusistów, trebaczy, saksofonistów, wokalistów itd. Nie ma tam prawie wirtuozów instrumentu - nie ważne czy pianistów czy innych muzyków.

Przepraszam że o tym piszę , ale poszukałem tych "wartości" na YT.

Jeśli pomyślę o innych wydaniach na Vinylach , to teraz rozumiem Twoje stanowisko.

Szkoda że Ty nie rozumiesz innego.

O gustach trudno dyskutować. Słucham muzyki i nie patrzę czy są tam znane nazwiska czy nie, czy wg kogoś to są wirtuozi czy nie koniecznie. Taki np Patrick O'Hearn zaczynał u Zappy, ale to nie ważne. Nie oceniam gustu innych, ale też wiem czego ludzie słuchają na vinylach. Muzyki klasycznej nie słuchają bo wybór na vinylu jest prawie żaden. Jest trochę staroci ale ten kto poważnie podchodzi do muzyki klasycznej to ma dobry tor cyfrowy. Ma bo mieć musi. To czego słucha się na vinylu? Trochę starego jazzu i to jest bardzo wartościowy materiał choć w pełni dostępny również w dobrych wydaniach cyfrowych. I słucha się tego co Excel, czyli Oldies but Goldies np Paul Anka, The Shadows, Elvis, Louis Armstrong, oraz trochę rocka lat 70/80. Nie pokuszę się o ocenę czy to wirtuozi czy chała. Każdy lubi co lubi. Z tego co słucham, a poza muzą elektroniczną jest to współczesny jazz i coraz cześciej klasyka to 90% na vinylach w ogóle nie występuje. Nie mam więc dylematów czy kupić gramofon czy nie, mimo że Kuzma XXL bardzo mi się podoba... :-)

Z tą klasyką to się nie rozpędzajmy, bo tu akurat wybór dobrych, choć juź nieco leciwych wykonań na winylu jest ogromny i jeżeli ktoś chce słuchać wyłacznie klasyki z LP (bo tak!) to ma co robić do końca życia. Oczywiście cały ten kanon wydano potem na CD, chociaż z masteringiem różnie bywało.

 

No i jest ten wstydliwy okres w nagrywaniu klasyki w początkach fascynacji nową technologią, kiedy jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, że cyfrowa rejestracja wymaga innego ustawiania mikrofonów. Nagrania np. Karajana z lat 80-tych na CD są nie do słuchania.

 

Ale juź w nurcie muzyki dawnej na winylu wydano tylko prekursorów, cała współcześnie grająca plejada HIP-owców winylem się nie skalała. Podobnie z nowym jazzem, awangardą XXI wieku, czy elektroniką.

 

Natomiast stary jazz i rock potrafi świetnie smakować z winyla. Tylko jak długo można żyć przeszlością i słuchać w kółko tego samego?

 

Dlatego cała ta dyskusja jest o kant gramofonu rozbić: o faktach dżentelmeni nie dyskutują, a fakty są takie, że jak ktoś słucha wspólcześnie nagrywanej muzyki, to ewentualna wyższość LP nad CD jest bajką o żelaznym wilku. Przepraszam, miałbym zrezygnować że słuchania ulubionej, współczesnej muzyki, bo nie jest wydawana na winylu, kupić sobie zalegającą w Empiku dyskografię KISS i AC/DC i jarać się, że nie ma cyfrowego nalotu? Litości!

Edytowane przez Terrapin

“That which can be asserted without evidence can be dismissed without evidence.” (Christopher Hitchens).

Natomiast stary jazz i rock potrafi świetnie smakować z winyla

 

Niezaprzeczalnie.

 

Tylko jak długo można żyć przeszlością i słuchać w kółko tego samego?

 

Można. Szczególnie jeśli muzyka z przeszłości jest lepsza od współczesnej.

Niektóre stare płyty słucha się z przyjemnością setny raz, podczas gdy większości współczesnych

nie jestem w stanie przesłuchać raz do końca.

 

fakty są takie, że jak ktoś słucha wspólcześnie nagrywanej muzyki, to ewentualna wyższość LP nad CD jest bajką o żelaznym wilku

 

Tu też pełna zgoda. Współczesny winyl przegrywa z CD (choć nie zawsze).

Gość

(Konto usunięte)

coraz cześciej klasyka to 90%

 

Sly na takim klasowym sprzęcie coraz częściej klasyki...to ty nie znasz możliwości swojego sprzętu...ciuś, ciuś... ;-)

Aarona Coplanda z orkiestrą posłuchaj...tylko na serce uważaj...

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość

Można. Szczególnie jeśli muzyka z przeszłości jest lepsza od współczesnej.

 

Nie jest lepsza, tylko Tobie bardziej się podoba - tak bym to ujął. Skąd możesz wiedzieć czy coś jest lepsze czy gorsze nie będąc zawodowcem, ani nawet amatorem jakiegokolwiek muzykowania? Większość tych starszych i niby lepszych rzeczy, to trzy akordy na krzyż i warsztat wielce dyskusyjny, a że ma siłę wyrazu to już zupełnie inny temat. Oczywiście istnieją pewne niedoścignione wzorce, ale to jest zaledwie garstka w całym rockowym zgiełku, chociaż też powiedziałbym, że nudna jak flaki z olejem, bo ile razy można słuchać Zeppelinów... ? A np. taki Jarrett - jeden grany standard przez trzydzieści lat i za każdym razem inaczej - to jest siła i moc muzyki! Jazz to jednak zupełnie inna świadomość, choć rock też bezdyskusyjnie posiadał i posiada kilku geniuszów.

Parker's Mood

  • Redaktorzy

Czesław Niemen powiedział kiedyś, że wszystkie ładne piosenki/melodie zostały już napisane. Pozostaje mieszanie stylów, ewentualnie granie starych rzeczy w nowej aranżacji. Oczywiście można się z tym nie zgadzać. I słusznie. Bo to był żart. Tak myślę. Istnieje dzisiaj niszowe granie, które nie dociera do szeroko pojętego "plebsu" któremu serwuje się w mediach na dzień dobry "wytłoczki" muzyczne niskiego formatu.

 

Można powiedzieć, że jestem muzykiem-amatorem. 25 lat obcowania z gitarami. Była muzyka w szkole. Przeżywałem traumę, bo w 6. klasie podstawówki ledwo zdałem z tego przedmiotu do następnej klasy. Nauczyciel muzyki wymagał od nas dobrej znajomości nut i interwałów. Musiałem rozpoznawać je na zawołanie i z kilometra. Pamiętam ten stres... Ale w sumie dzięki nauczycielowi muzyki z podstawówki sięgnąłem po gitarę. Zainteresował mnie muzyką i grą na instrumentach muzycznych. Potem w szkole średniej był prywatny nauczyciel gry na gitarze. Potam sam uczyłem innych gry na gitarze. Dyplomów muzycznych nie mam. I słusznie, bo niby znam nuty, ale nie umiem z nich sensownie korzystać. Gram ze słuchu i myślę dźwiękami, akordami, interwałami. Jakiś czas temu sięgnąłem po klawisze, ale to raczej z ciekawości niż żeby coś sensownego stworzyć. Liznąłem gry w zespole i trochę sceny, ale to w bardzo małym wymiarze. Generalnie zużyłem kilogramy strun i dużo grałem w domu - dla siebie, kolegów, dziewczyny. Lubię rocka, lubię też jazz.

 

Jazzmani mimo często wręcz doskonałego wykształcenia i genialnego warsztatu wkurzali się swojego czasu na rockmanów, że podbierają im publiczność i że mniej pieniędzy będzie wpadało do kieszeni. To była połowa lat 60-tych, całe lata 70-te i potem 80-te.

Rockmani bywali słabi. Znali głównie kwinty i tercje. Trochę pentatoniki, przester z lamp, kaczka pod butem i dawaj. Często byli rzemieślikami. A jazzmani byli artystami innej maści, grali subtelnie, wręcz w innym wymiarze, mieli mocno rozbudowane partie improwizowane. Nie byli rozumiani przez "plebs".

 

Jako gitarzysta amator wiem jedno. Znając podstawową pentatonikę mollową/durową i podstawy budowy akordów, mając trochę wrażliwości muzycznej i mając trochę sprawności w palcach można tworzyć muzykę i solówki zapierające dech w piersi. Nie trzeba szybko zapindalać po gryfie z szybkością Malmsteena czy Petrucciego. Można zagrać kilka dźwięków, odczekać kilka pauz, które będą bardziej wartościowe niż minuty "wywodów" pasaży i wariacji Malmsteena czy nawet Pata Metheny, którego bardzo szanuję (byłem na jego koncercie we Wrocławiu kilka lat temu). Tutaj ważna jest charyzma i wrodzona umiejętność trafiania do głowy i przede wszystkim serca słuchacza. Albo to się ma, albo nie. Na siłę nic z tego nie będzie. Tak uważam. Dlatego tak wielu doskonałych muzyków instrumentalistów nie może grać w zespole albo doprowadza do jego rozpadu i ci ludzie są muzykami sesyjnymi i są swietni w tym, co robią. To trudna praca. W krótkim czasie trzeba opanować tony materiału i potem zagrać bezbłędnie. No i trzeba mieć teorię muzyki w małym palcu. Bez znajomości nut daleko się nie zajedzie.

 

Uwielbiam starą muzykę. Oczywiście nie wszystko. Lubię nowości, ale jest mi przykro, że dzisiejsza prawdziwa muzyka wywodzi się rodem z podziemia. Nie promuje się jej w mediach. I właśnie do takiej muzyki używam toru cyfrowego z odtw. CD i plików wysokiej rozdzielczości, a do starej muzyki głownie winyl, też CD i kaseta magnetofonowa, (chociaż kaseta w znacznie mniejszym stopniu niż winyl). A to dlatego, że tak kiedyś grano, nagrywano i odtwarzano. Dlatego wymyśliłem sobie, że tak właśnie chcę w domu odtwarzać muzykę z tamtych lat jeśli oczywiście mam na to czas i chęci. I mi gra. A to najwazniejsze.

 

Teraz tak czytam sobie co napisałem. Trochę dziwnie to brzmi. Pourywane trochę. Ale wkleję. Nie kasuję. Szkoda wyrzucać. Może ktoś przeczyta i będzie miał przemyślenia w tej sprawie ;)

Edytowane przez kangie

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

  • Redaktorzy

Wstyd o tym mówić. Nie wpuścili nas. Wszystklie bilety sprzedali. Staliśmy we trzech przed klubem, potem weszliśmy do środka i po próbach negocjacji menager otworzył drzwi i wyprosił nas z klubu. Co zrobić. Trzeba było bilety wcześniej kupić. Tylko dziwi mnie jedno. Bilety były numerowane i sprzedali wszystkie 130 szt. A miejsca w klubie jest na 200 osób i to ponoć do komfortowego spędzania czasu. Menager tłumaczył się tym, że strażak go zabije jak zobaczy, że jest więcej osób niż biletów. Najciekawsze jest to, że nie wszyscy ludzie, którzy kupili bilety przyszli na koncert i były puste krzesła. Wraz z dwoma innymi melomanami podwinęliśmy ogon i wróciliśmy do domu.

 

Nie chcę mówić, że moja noga więcej tam nie stanie, ale niesmak pozostał.

Edytowane przez kangie

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Gość discomaniac71

(Konto usunięte)

To jest margines muzyki z wątpliwą wartością . Trudno nazwać to sztuką . Pewnie nią jest z pozycji trudności od pomysłu do wydawnictwa. Najczęściej nisza dla pianistów drugiego sortu. Basistów tam nie uraczysz, ani perkusistów, trebaczy, saksofonistów, wokalistów itd. Nie ma tam prawie wirtuozów instrumentu - nie ważne czy pianistów czy innych muzyków.

 

Panie Waldku, zawsze z przyjemnością czytam to co Pan pisze. Lubię tez słuchać Pańskich opowieści o sprzęcie audio bo można się sporo nauczyć od kogoś z tak rozległą wiedzą jednak tym razem pozwolę sobie nie zgodzić się z Panem.

Muzyka elektroniczna ma różne swoje gatunki i podgatunki.Znajdzie Pan tam nie tylko wokalistów (czasem całe chóry), basistów i perkusistów ale często także trębaczy czy saksofonistów. Czy nie ma wirtuozów gatunku? Wydaje mi się że takim jest np Vangelis albo równie skłonny do muzycznych eksperymentów Kitaro. A przecież są jeszcze Mike Oldfield, Klaus Schultze, Edgar Froese, Isao Tomita czy Patrick O'Hearn. Nie wspominając o pionierach gatunku: Florianie Schneiderze i Ralfie Hutterze. A Jean Michel Jarre? Choć jego muzyka akurat bywa monotonna. Tak jak znakomicie zrealizowany Aphex Twin.

Gość

(Konto usunięte)

Można powiedzieć, że jestem muzykiem-amatorem. 25 lat obcowania z gitarami. Była muzyka w szkole. Przeżywałem traumę, bo w 6. klasie podstawówki ledwo zdałem z tego przedmiotu do następnej klasy. Nauczyciel muzyki wymagał od nas dobrej znajomości nut i interwałów. Musiałem rozpoznawać je na zawołanie i z kilometra. Pamiętam ten stres... Ale w sumie dzięki nauczycielowi muzyki z podstawówki sięgnąłem po  gitarę. Zainteresował mnie muzyką i grą na instrumentach muzycznych.  Potem w szkole średniej był prywatny nauczyciel gry na gitarze. Potam sam uczyłem innych gry na gitarze. Dyplomów  muzycznych nie mam. I słusznie, bo niby znam nuty, ale nie umiem z nich sensownie korzystać. Gram ze słuchu i myślę dźwiękami, akordami, interwałami. Jakiś czas temu sięgnąłem po klawisze, ale to raczej z ciekawości niż żeby coś sensownego stworzyć. Liznąłem gry w zespole i trochę sceny, ale to w bardzo małym wymiarze. Generalnie zużyłem kilogramy strun i dużo grałem w domu - dla siebie, kolegów, dziewczyny.

 

Chylę czoła... :-)

 

Jako gitarzysta amator wiem jedno. Znając podstawową pentatonikę mollową/durową i podstawy budowy akordów, mając trochę wrażliwości muzycznej i mając trochę sprawności w palcach można tworzyć muzykę i solówki zapierające dech w piersi. Nie trzeba szybko zapindalać po gryfie z szybkością Malmsteena czy Petrucciego. Można zagrać kilka dźwięków, odczekać kilka pauz, które będą bardziej wartościowe niż minuty "wywodów" pasaży i wariacji Malmsteena czy nawet Pata Metheny, którego bardzo szanuję (byłem na jego koncercie we Wrocławiu kilka lat temu). Tutaj ważna jest charyzma i wrodzona umiejętność trafiania do głowy i przede wszystkim serca słuchacza. Albo to się ma, albo nie. Na siłę nic z tego nie będzie. Tak uważam. Dlatego tak wielu doskonałych muzyków instrumentalistów nie może grać w zespole albo doprowadza do jego rozpadu i ci ludzie są muzykami sesyjnymi i są swietni w tym, co robią.

 

Kurcze zainspirowałeś mnie...czas wytargać gitarę z pokrowca i przyłożyć sie do nauki...

:-)

Pozdrawiam

Edytowane przez Gość
  • Redaktorzy

Kurcze zainspirowałeś mnie...czas wytargać gitarę z pokrowca i przyłożyć sie do nauki...

:-)

Pozdrawiam

Jedno CI powiem, ziko. Bez zespołu daleko nie zajedziesz, chyba że zostaniesz muzykiem sesyjnym, hehehe

 

Pozdrawiam również.

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

No i trzeba pamiętać przede wszystkim nie o zespole, tylko o dobrym nauczycielu na początek. A póżniej o dobrych warsztatach i lekcjach u różnych dobrych edukatorach. Nie wolno zapominać o metronomie - to podstawa!

Parker's Mood

Gość

(Konto usunięte)

Jedno CI powiem, ziko. Bez zespołu daleko nie zajedziesz, chyba że zostaniesz muzykiem sesyjnym, hehehe

 

Tak dla siebie...sam widok gitary już mi radość sprawia... :-)

Większość tych starszych i niby lepszych rzeczy, to trzy akordy na krzyż i warsztat wielce dyskusyjny

 

Nie wiem drogi Marku skąd u Ciebie taki pogląd na starą muzykę. Jeśli słuchamy np. takich Rolling Stonesów to rzeczywiście masz rację. Prawie cały rock 'n roll oparty jest na kilku akordach, ale pisząc stara muzyka przecież nie miałem na myśli nudnego i schematycznego rock 'n rolla.

 

bo ile razy można słuchać Zeppelinów... ?

 

Można wielokrotnie. Tak samo jak Floydów, Genesis, ELP, King Crimson, Yes, Camel, etc, a nawet Black Sabbath, Deep Purple, Budgie, Uriah Heep i wiele, wiele innych tamtych kapel, których muzyka nigdy mi się nie znudzi.

Oczywiście nie twierdzę, że cała współczesna muzyka jest do kitu, bo tak nie jest.

Powstało sporo nowych trendów, których nie trawię, ale jest sporo wykonawców, którym cały czas kibicuję, chociażby z nowego rocka progresywnego.

 

jest zaledwie garstka w całym rockowym zgiełku, chociaż też powiedziałbym, że nudna jak flaki z olejem

 

Wg. mnie nie garstka, a OGROM zespołów, grających ciekawą muzykę do wielokrotnego słuchania.

Cały czas odkrywam nowe rzeczy z przełomu lat 60/70-tych, zupełnie nieznanych, niszowych wykonawców, którzy zaistnieli z jedną do kilku płyt i odeszli niesłusznie w zapomnienie.

 

Ostatnio zacząłem słuchać koncertów naszego SBB z okresu świetności. Jest tego bardzo dużo i na ogół są bardzo dobrze zrealizowane. Co mnie uderzyło - niby grają wciąż te same utwory, a zawsze inaczej. Żaden koncert nie jest podobny do innego.

Siła improwizacji w muzyce SBB była niesamowita. W ten sposób słucha się tego zespołu naprawdę znakomicie, pomijając "popisy" wokalne Józefa Skrzeka - można się do nich przyzwyczaić i nawet polubić. ;-)

Niedawno wpadł mi w ręce 5 CD box z nagraniami koncertowymi z różnych okresów. Jest tam koncert z Międzyzdrojów z lipca 1979 roku, który interesował mnie najbardziej, dlatego że dzień później zagrali w Świnoujściu koncert, na którym byłem jako nastolatek.

Jestem pod jego wielkim wrażeniem do dziś i dla mnie jest jednym z najlepszych, jaki słyszałem i widziałem w życiu.

Jedna długa suita ze znakomitym podwójnym solem na perkusji pod koniec.

Przesłuchałem koncert z Międzyzdrojów i ze zdziwieniem stwierdziłem, że zupełnie nie przypominał tego ze Świnoujścia. Zagrali zupełnie inaczej. Która inna kapela w trakcie jednej trasy koncertowej grała tak różne koncerty?

To a propos tych "flaków z olejem". ;-)

 

Dodam tylko, że napisałem do Skrzeka z zapytaniem, czy ten koncert w Świnoujściu jest gdzieś a archiwum.

Okazało się, że jest, ale na razie nie ma planów, aby go zdigitalizować i nagrać na płytę.

A tak chciałbym go mieć w swojej kolekcji...

Sorry, nie trawię SBB. To już było i minęło i teraz ju nie mogę tego słuchać, pomijając fakt, że obecne ich popisy są w ogóle nie słuchania - to jakiś koszmar! Pierwsze ich płyty to z kolei jawny plagiat Mahavishnu Orchestra i choćby jak zaklinać węża, to inaczej nie jest. Sorry, jak kogoś uraziłem, ale to jest moje i nie tylko zresztą moje zdanie. Zapewne mam trochę inną świadomość i smaki niż Ty, drogi soundchaserze. Cały rock mnie już po prostu szybko nudzi, nawet na koncertach - ale tak się ponoć dzieje po obcowaniu z jazzem i klasyką i wejściu w te gatunki głęboko. Siła improwizacji powala wszystko, a w rocku jest jej jak na lekarstwo, zresztą w klasyce jest też jej nie za wiele, ale to zupełnie inna puszka pandory.

Parker's Mood

Gość discomaniac71

(Konto usunięte)

Można wielokrotnie. Tak samo jak Floydów, Genesis, ELP, King Crimson, Yes, Camel, etc, a nawet Black Sabbath, Deep Purple, Budgie, Uriah Heep i wiele, wiele innych tamtych kapel, których muzyka nigdy mi się nie znudzi.

Oczywiście nie twierdzę, że cała współczesna muzyka jest do kitu, bo tak nie jest.

Powstało sporo nowych trendów, których nie trawię, ale jest sporo wykonawców, którym cały czas kibicuję, chociażby z nowego rocka progresywnego.

.

 

Stale odkrywam nowych wykonawców z tamtych czasów. Współcześnie zaledwie kilku progresywnych wykonawców zasługuje na moją uwagę. W tym np Galahad, RPWL, Lunatic Soul czy Hipgnosis.

 

Sorry, nie trawię SBB. To już było i minęło i teraz ju nie mogę tego słuchać, pomijając fakt, że obecne ich popisy są w ogóle nie słuchania - to jakiś koszmar! Pierwsze ich płyty to z kolei jawny plagiat Mahavishnu Orchestra i choćby jak zaklinać węża, to inaczej nie jest. Sorry, jak kogoś uraziłem, ale to jest moje i nie tylko zresztą moje zdanie. Zapewne mam trochę inną świadomość i smaki niż Ty, drogi soundchaserze. Cały rock mnie już po prostu szybko nudzi, nawet na koncertach - ale tak się ponoć dzieje po obcowaniu z jazzem i klasyką i wejściu w te gatunki głęboko. Siła improwizacji powala wszystko, a w rocku jest jej jak na lekarstwo, zresztą w klasyce jest też jej nie za wiele, ale to zupełnie inna puszka pandory.

 

To właśnie w art rocku jest najwięcej nawiązań do klasyki i jazzu. Są płyty bardzo mocno klasyczne w swojej wymowie i płyty pełne jazzowych wariacji. Negowanie tego gatunku nie świadczy dobrze o słuchaczu. Ja np uwielbiam bardzo mocno jazzowy Lizard - King Crimson.

Ja nic nie neguję discomaniacu71-szy, tylko patrzę z perspektywy czasu na to wszystko i z pułapu jazzowego tygla oraz amerykańskich możliwości, tradycji jazzowych, blusowych i w ogóle muzycznych. Pewnie gdybym nigdy tutaj nie wyjechał i nie zobaczył tego wszystkiego na własne oczy, to miałbym podobne zdanie do wielu naszych forumowiczów z Tobą i soundchaserem włącznie, zresztą nie tylko słuchaczy, ale też jak najbardziej i muzyków. Nic się nie dzieje i nie ma o co kruszyć kopii. SBB to dla mnie przeszłość i to wszystko. Też kiedyś ich bardzo lubiłem i zaliczyłem koncerty jako moje pierwsze w życiu, kupowałem ich płyty i lubiłem to co robili, ale czasy się zmieniły, ja też tak jakby trochę bardziej dojrzałem, świadomość mi się zmieniła, zapotrzebowanie na rodzaj muzyki i jej warsztat również, więc jest co jest. Niewątpliwie SBB był pierwszym bandem w skali naszego kraju, który zaprezentował rasowe i pełne brzmienie - byli w swoim czasie fantastyczni, ale ten czas już dawno minął i nie jestem już ciekaw co mają do powiedzenia, a i sentymetów SBBowych raczej też nie posiadam. Piotrowski żyje niedaleko Chicago i bardzo go cenię jako muzyka i jako człowieka - wielka pokora dla muzyki, skromność i świadomość - a te rzeczy liczą się najbardziej. Real jazz, a jazzowanie w rocku czy też art rocku, to zupełnie inne konstrukcje nie mające wiele ze sobą wspólnego - to zupełnie dwa inne światy, inny język, inne środki wyrazu, inny timing i totalnie inna świadomość. Na zakończenie powiem tylko, że też kiedyś tego nie ogarniałem i myślałem w bardzo podobny sposób do Twojego. Przygoda z jazzem zaczyna się naprawdę na żywca i słuchając tylko płyt, nie widziałbym możliwości rozwoju u siebie i dojścia do tego momentu, w którym jestem teraz. Jazz to nie tylko muzyka - jazz to sposób myślenia, swing, blues, styl, tradycja, standardy, zapach miasta i jego kocioł, kluby, postacie, historia... dosłownie wszystko! Można wypieprzać z prędkością światła, być technicznie i warsztatowo świetnym i ponaddżwiękowym muzykiem, ale jazzmanem nigdy się nie będzie - jazz musi siedzieć w środku, w duszy i w sercu. Rozumieją to ci, którzy tutaj przyjeżdzaja, słuchają, wychodzą na scenę pojammować - rozumie to Stańko, Urbaniak, Dudziak, Bałata, Baron... i wszyscy ci, którzy tutaj spróbowali swoich możliwości.

 

Pozdr, M '-)

 

Jazz jest pogonią donikąd. Oczywiśnie poza standardami. W muzyce bardzo ważna jest cisza pomiędzy nutami.

 

To jest bełkot, sorry!

Parker's Mood

Kangie opisał czym się różni muzyka od techniki. Czym się różni pogoń donikąd od zatrzymania w czasie. Muzyka jest czystą abstarakcją. Jest tu i teraz. Natomiast genialna muzyka to taka, która jest w stanie zakodowć się w naszym umyśle. Dlatego lubimy słuchać to co znamy.

No to spróbuj sobie coś zanucić z dzisiejszego jazzu.

mając trochę wrażliwości muzycznej i mając trochę sprawności w palcach można tworzyć muzykę i solówki zapierające dech w piersi.

 

Andy Latimer - dla mnie absolutnie no.1 jeśli chodzi granie solówek właśnie zapierających dech w piersiach.

Zresztą jak gra to prawie sam płacze - tak się wczuwa... ;-)

 

Nie trzeba szybko zapindalać po gryfie z szybkością Malmsteena czy Petrucciego

 

Steve Vai - przeciwny biegun Latimera. Geniusz, wirtuoz i perfekcjonista, a przy tym też potrafi grać z duszą.

Wg. mnie nie ma lepszego.

Edytowane przez soundchaser

Steve Vai - przeciwny biegun Latimera. Geniusz, wirtuoz i perfekcjonista, a przy tym też potrafi grać z duszą.

 

S.Vai jak najbardziej tak - miałem o nim wspomnieć w rockowych wspominkach. Wirtuoz i świetny showman - widziałem go dwa razy na żywca w House of Blues - świetne koncerty, kapitalne brzmienia i obłędna technika - poza tym jego zespół to nietypowy skład jak na rock - ze skrzypcami i harfami dodają koloru muzyce jak diabli. Perkusista miał znakomite brzmienie - stopa mało nie zabiła i grał do połowy rozebrany, co nie bardzo mi się podobało, ale to jest rock, tatuaże i koks przed koncertem, więc wszystko ok! Podobnie syn Zappy - byłem na nim w chicagowskiej operze i byl to genialny koncert! Z płyt ich niestety nie mogę słuchać.

Parker's Mood

  • Redaktorzy

Vaia slyszalem ze 3 lata temu we Wroclawiu. Akurat slaby koncert wg mnie. Slabo slyszalem jego wyczyny. Ale powiem Wam, ze bardziej podoba mi sie tworczosc Joe Satrianiego. Gra wg mnie bardziej melodyjnie i ma ciekawsze legato. Vai przekracza granice w harmonii. Uzywa dzwiekow spoza skal, ale facet mocno sie rozwinal. A najlepsze stacatto z ich trojki ma Malmsteen. Genialna praca prawej dloni. Tylko mam dosc jego ulubionej skali.

A wyjdzie na scene taki Gilmour i czterema dzwiekami ich rozwala ;-)

Edytowane przez kangie

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Staccato - chicagowska szkoła grania, uwielbiam i to miasto jest dla mnie. Oczywiście jest kilku kontynuatorów szkoły Methenego i Scoffielda, ale większość przejęła szkołę po Bobby Broomie. Tak, trzeba w staccato wystrugać każdy dżwięk i nie ma zmiłuj - zarówno lewa jak i prawa ręka muszą być niewiarygodnie sprawne.

 

Satrianiego nie lubię - zupełnie nie moja szkoła i nie mój feel.

Parker's Mood

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.