Skocz do zawartości
IGNORED

500 Greatest Albums of All Time - Rolling Stone


Chattab

Rekomendowane odpowiedzi

Dobry wieczór!

 

Zastanawiam się od pewnego czasu, jaki kierunek nadać swojej winylowej przygodzie (a właściwie powrotowi do tej przygody), żeby to miało jakieś ręce i nogi, zamiast błądzenia trochę po omacku. Gdzieś po drodze wpadł mi w oko ranking "500 najlepszych albumów wszech czasów" opublikowany w 2012 r. przez magazyn "Rolling Stone":

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) . Pomyślałem: "Czemu nie? Może to jest jakiś sposób, żeby skompletować to, co każdy miłośnik muzyki znać powinien, poznać przy okazji coś nowego (wstyd przyznać, ale niektóre albumy z tej listy absolutnie nic mi nie mówią!), poszerzyć samemu muzyczne horyzonty, a przy okazji również podzielić się tą wiedzą z moimi dziećmi, które muzykę znają z YouTube i Radia Eska".

 

Zastanawiam się jedynie, jaki klucz selekcji poszczególnych płyt powinienem obrać. Możliwości są co najmniej 3.

 

1. Pierwsze wydania "z epoki" (wydane w kraju, w którym dany album ukazał się po raz pierwszy - USA, UK, itd.) - ma to sens, nazwijmy, historyczny. Minusem może być problem (?) ze znalezieniem egzemplarzy w nienagannym stanie. Chociaż... płyty kupuję najczęściej na Allegro, eBay i Discogs.

 

2. Wydania "japońskie" (niekoniecznie 1st pressy) - ma to sens, nazwijmy, "jakościowy". Chociaż nie mam absolutnej pewności, czy wydanie z Kraju Kwitnącej Wiśni zawsze będzie zauważalnie lepsze (mastering, tłoczenie, poligrafia) od wydań amerykańskich bądź europejskich - czy wydawanie średnio 200-300 zł za album będzie miało zawsze przełożenie na jakość, czy to jest tylko frajda i snobizm z oglądania "robaczków" na OBI i w tekstach? Innymi słowy: czy "Japończyki" to zawsze pewniaki?

 

3. Wznowienia - ma to sens, nazwijmy, estetyczny. A ja niestety (stety?) jestem estetą, żeby nie powiedzieć pedantem i staram się wybierać płyty co najmniej "NM", a najlepiej "M". To znaczy, nie potrafię przeboleć, jeśli płyta gra świetnie, ale okładka jest pogięta, ma dziury czy połamane rogi. Psuje mi to całą radość z obcowania z nią. Z drugiej strony, jeśli reedycja jest z empetrójek i gra to na podobnym poziomie co pierwsze lepsze CD, to kupowanie takich płyt dla samej nieskazitelnej okładki też raczej mija się z celem i mam tego świadomość.

 

Co więc radzicie? Który trop jest Waszym zdaniem najsensowniejszy?

 

Acha, jeszcze jedno. Zależałoby mi, żeby w miarę możliwości to były rozkładane gatefoldy. Takie edycje wydają mi się solidniejsze, trwalsze (gruba okładka) i po prostu ładniejsze.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Moim zdaniem zamiast wydać grubą kasę za 500 mintów najpierw posłuchaj ich na mp3-ach i wybierz te, które ci pasują. Dla mnie nie ma nic gorszego niż mieć w kolekcji albumy które mi się po prostu nie podobają. I nie chodzi o kasę tylko o samopoczucie i świadomość tegoż faktu.

 

Ale to moje zdanie.

 

Pozdro

Muszę przewietrzyć mój system…

Rozumiem doskonale, o co Ci chodzi. Ale wychodzę z założenia, że chciałbym poznać i polubić także to, czego do tej pory nie znałem i nie lubiłem. To ma być też pewna forma autoterapii. Przykładowo: do tej pory nie przepadałem za Bobem Dylanem, ale jest mi z tego powodu źle i trochę wstyd, bo uważam, że osoba pretendująca do miana "melomana" powinna mieć przynajmniej 1-2 albumy tego wykonawcy w swojej kolekcji, osłuchać się z nimi, spróbować zrozumieć i docenić.

 

Co do słuchania z mp3 - mam na ten temat utarte, dość radykalne zdanie. Zawsze uważałem, że jest to coś w rodzaju uprawiania seksu z gumową lalką (choć nigdy nie próbowałem). Jak nie dotknę okładki, nie powącham płyty, nie zaczytam się w teksty i nie zanurzę się w muzykę - to się dla mnie zupełnie nie liczy...

Przykładowo: do tej pory nie przepadałem za Bobem Dylanem, ale jest mi z tego powodu źle i trochę wstyd, bo uważam, że osoba pretendująca do miana "melomana" powinna mieć przynajmniej 1-2 albumy tego wykonawcy w swojej kolekcji, osłuchać się z nimi, spróbować zrozumieć i docenić.

Nie zgadzam się z tym. Taka postawa to raczej snobizm. Przykładowo: lubię rock progresywny ale nie przepadam za Yes. W związku z tym muszę i tak kupić np. Close to the edge? Bo tak wypada??

Jak chcesz poznać bliżej twórczość Dylana, kup sobie jakiś zestaw na CD - przed świętami zwykle tego pełno.

Ja przyjąłem klucz "sentymentalny". zrobiłem listę 100 płyt na którch się wychowałem (przegrywane wtedy na kasety) a na które nie było mnie stać. Niektóre się mocno zestarzały i brzmią archaicznie ale większość brzmi nadal znakomicie. Następne 100 powstało na zasadzie pokrewieństwa stylistycznego. Na 3 setkę nie mam pomysłu ;)

Wszelkiego rodzaju listy przebojów płyt - ktoś układa to pod swój gust lub kieruje sie ilością sprzedanych egzemplarzy i w ten sposób lista odzwierciedla uśredniony gust jakiejś populacji w określonym czasie. Mimo to warto się zapoznać z ciekawości poznawczej. jeżeli coś się spodoba, wciągasz na swoją listę.

 

Pierwsze wydania z epoki są często trudne do zdobycia w dobrych stanach a jeżeli już to bardzo kosztowne. Ich zaleta polega na tym że przy masteringu często brali udział członkowie zespołu np pink floyd, Jimmi Page "autoryzowali" pierwsze wydania. No i tłocznie wtedy przykładały się to swojej pracy

 

Wydania japońskie - to moim zdaniem bardziej mit, one są specyficzne, trzeba lubić ten rodzaj "masteringu", przy tym nieuzasadniona przeważnie 2x wyższa cena. z mpjego doświadczenia z reguły dobrze brzmią pierwsze tłoczenia amerykańskie, może mieli lepsze tworzywo ;)

 

Wznowienia - to ma głęboki sens m. in. z przyczyn finansowych pod warunkiem że matryca wykonana jest z oryginalnych "taśm matek". Niestety spora cześć wydawnictw nie zadaje sobie trudu żeby dotrzeć do źródeł. Do tego dochodzi remastering który "czyści", coś tam poprawia ale też potrafi zepsuć.

Zdaję sobie sprawę, że może to wyglądać jak snobizm. Ale zapewniam Cię: nie jestem snobem. Prędzej dziwakiem. Płyty (zwłaszcza winylowe) kupuję nie tylko dla własnej satysfakcji, ale także po to, by "ocalić je od zapomnienia". Ja generalnie nie za dobrze czuję w czasach współczesnych, w których przyszło mi żyć. Przeraża mnie natłok informacji, dostępność wszystkiego, ilość bodźców, którymi jestem bombardowany, ich płytkość i miernota. Ale mniejsza z tym - to temat na zupełnie inną dyskusję. W każdym razie, chciałbym bardzo wziąć za rękę moje dwie córki (8 i 4 lata), pokazać im kiedyś taki winyl i powiedzieć: "Słuchajcie, to jest Bob Dylan. Taki bard, artysta, poeta. Tak wyglądał, tak nagrywał, takie pisał teksty, tak się wydawało płyty w Japonii w latach 70. XX wieku. Nie musicie go lubić, ale powinnyście wiedzieć, kim był Bob Dylan i znać kilka jego piosenek". A już największym szczęściem byłoby dla mnie, gdyby kiedyś, po mojej śmierci, któraś z córek pokazała tę płytę mężowi albo swoim dzieciom i powiedziała, może nawet z dumą: "Zobaczcie, to jest płyta Boba Dylana. Odziedziczyłam ją po moim ojcu - dziwaku i samotniku, który miał bzika na punkcie muzyki".

 

Ale wróćmy może do meritum - 1, 2 czy 3? :-)

>Chattab

idealista.... ;) Jak córki zaczną słuchać rapu to mocno się rozczarujesz ale będziesz musiał szanować ich wybór. (Znam to z autopsji.). Jednak pokazywanie alternatywy jest mocno wskazane.

Co do klucza Mam kolegę który zbiera płyty wytwórniami. Cała kolekcja Vertigo 1 wydania kosztowała go niezły samochód. Teraz kompletuje Metronome

A nie lepiej mix? Trochę 1, deko 2 i czasami - 3 ?

Aha - wcale nie jest tak, że pierwsze tłoczenia to "must have". Naprawdę trudno zdobyć w stanie doskonałym.

Ps - dziś widziałem LA Woman, Doorsów - USA, pierwszy press, mint (znam gościa i mu w to wierzę). Cena: 120€. Dziękuję, postoję:)

 

Naprawdę nie masz swoich ulubionych wykonawców i musisz się podpierać akurat tą listą? Według mnie - trochę ona kulawa.

Gdzie jazz, gdzie pop, gdzie inna znakomita muzyka?

Moim zdaniem, ta lista jest dość miarodajna i nie opiera się wcale na wynikach sprzedaży. Jest na niej i rock (w różnych wariantach i odsłonach), i blues, i jazz, i pop, nawet kilka najciekawszych płyt rapowych. Nie ma oczywiście muzyki klasycznej, heavy metalu jak na lekarstwo, no i polskiej klasyki. Ale daje jakiś punkt wyjścia.

 

Acha, paradoks polega na tym, że to nie moje córki, tylko ja w największym stopniu słucham... rapu :-) Nie polskiego - amerykańskiego (i trochę francuskiego), takiego klasycznego - z lat 80. i 90. Ale po pierwsze, wychowałem się w rodzinie takiej trochę hipisowskiej, w której muzyka zawsze odgrywała ogromną rolę - w domu słuchano Okudżawy i Wysockiego, Hendrixa i Joplin, Kate Bush i Tracy Chapman, Cata Stevensa i Andreasa Vollenweidera. Mnóstwo fajnych rzeczy. A po drugie, zawsze miałem ambicje, żeby zerwać ze stereotypem słuchacza rapu jako łysego kibola spod trzepaka albo przestępcy kradnącego radia z samochodów. Dzięki temu, że zawsze, za ostatnie pieniądze kupowałem oryginalne płyty (kiedy moi koledzy ciągnęli wszystko z torrentów i Napstera), wiedziałem, że w danym kawałku rapowym jest sampel z BB Kinga, na gitarze gra George Benson, a na trąbce Miles Davis, więc szedłem tym tropem i słuchałem BB Kinga, gitary Bensona i Milesa Davisa. Wbrew pozorom, czarna muzyka dała mi bardzo, naprawdę bardzo wiele muzycznej wrażliwości. Chciałbym tę wrażliwość zachować, rozwinąć i przekazać moim dzieciom - żeby wiedziały, że świat muzyczny nie kończy się na Miley Cyrus i Justinie Bieberze ;-)

Witaj

Aby nie było za pompatycznie, rozumiem kolegę, sam mam od roku syna, i teraz wszystkie płyty kupuję „dla niego”.

Wracając do tematu – Jacek ma rację, gdzie inna muzyka ? A całości, wartej poznania, i tak nie poznasz.

Możesz uzbierać wszystko co chciałeś, aż któregoś dnia odkryjesz u kolegi album zespołu który istniał raptem dwa tygodnie, wydając tylko jedną płytę, która nigdy przenigdy nie znajdzie się na takim zestawieniu, a słuchając jej po raz pierwszy muzyka zabierze Cię daleko stąd, w inny wymiar, jednocześnie w Twoje wnętrze.

Nie ma jednego klucza, oczywiście, jeśli masz możliwość to 1. Bez dwóch zdań. Ładuj walizkę i mały trip o którym śpiewał Muniek ; Berlin-Paryż-Londyn.

Kilka tyś euro, miesięczny urlop i znajdziesz wszystko

  • Redaktorzy

Możesz uzbierać wszystko co chciałeś, aż któregoś dnia odkryjesz u kolegi album zespołu który istniał raptem dwa tygodnie, wydając tylko jedną płytę, która nigdy przenigdy nie znajdzie się na takim zestawieniu, a słuchając jej po raz pierwszy muzyka zabierze Cię daleko stąd, w inny wymiar, jednocześnie w Twoje wnętrze.

Chociażby taki Klan i album "Mrowisko" ;)

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Gość traxman

(Konto usunięte)

Czasem rządzi przypadek i do kolekcji oprócz płyt nie kupionych za młodu dochodzą przypadki np. odkupiony karton płyt z powodu kilku mnie interesujących, a w pozostałych znalazłem rzeczy, których wcześniej nie słuchałem np. Billy Cobham, Stanley Clark itp - ja bym tego nie wyszukał. Nie ma niestety już sklepów gdzie prowadzący pasjonat potrafił nakierować lub wręcz polecić coś ciekawego niekoniecznie z "głównego" obszaru zainteresowań...

Moim zdaniem zamiast wydać grubą kasę za 500 mintów najpierw posłuchaj ich na mp3-ach i wybierz te, które ci pasują. Dla mnie nie ma nic gorszego niż mieć w kolekcji albumy które mi się po prostu nie podobają.

 

Otóż to. Zbieractwo swoją drogą, ale zanim cokolwiek kupię, choć jeden utwór na danej płycie musi mi się podobać. Nie wykluczam jednak, że są i tacy, którzy zbierają płyty po to tylko, aby mieć.

 

I jeszcze jedno. Aby się nie zapętlić z jedną listą (tutaj RS best 500, która faktycznie wskazuje najważniejsze kamienie milowe w muzyce szeroko rozumianej jako rozrywkowa), trzeba brać pod uwagę inne listy i rankingi - zawsze można coś ciekawego przeoczyć. Przynajmniej ja tak czynię. Podstawą powinny wg mnie być rankingi gatunkowe (prog rock, rock, jazz, metal, klasyka, etc.), których jest masa, szczególnie na stronach tematycznych, gdzie serwisy i fora internetowe tworzą prawdziwi fani gatunku. Jak byłem zielony z jazzu (teraz już jestem trochę mniej zielony :-] ), to z takich różnych list korzystałem - część pozycji naturalnie się pokrywała, część nie, a z kolei niektóre pozycje w ogóle mi nie podchodziły muzycznie. Takie ostatnie z góry odpuszczam sobie. Nie można również zapominać o płytach polecanych przez znajomych i szperać samemu - często przecież jest tak, że niszowy album będzie naszym albumem życia.

 

Dla mnie wszelkie rankingi stanowią punkt wyjścia, sprawdzenia kto, gdzie i jak gra, a nie sposób na kształtowanie mojego charakteru pod kątem słuchanej muzyki. Taki charakter mam już przynajmniej ja ukształtowany i naturalnie ewoluuje on, lecz na pewno nie będę zbierał płyt, które są na danej liście, a których nie lubię. Z 500ki Rolling Stone takich przykładowych "nielubienia" z mojej strony na pewno bym wybrał i pewnie każdy z Was, zatem: niczego nie łykać w ciemno jak młody pelikan piłki ping-pongowe :).

Nie ma niestety już sklepów gdzie prowadzący pasjonat potrafił nakierować lub wręcz polecić coś ciekawego niekoniecznie z "głównego" obszaru zainteresowań...

 

Witamy w XXI w. ta cudowna globalizacja –

Nie ma sklepu rowerowego gdzie sprzedawca zna się na mniej popularnych markach, lub osprzęcie

Nie ma sklepu odzieżowego gdzie sprzedawca wie jak jakie buty w jakim kolorze do jakiej okazji,

Itd.

Po namyśle stwierdzam, że zrobię chyba tak: Te płyty, które obiektywnie rzecz biorąc są naprawdę "kamieniami milowymi" (Pink Floyd, Beatlesi, The Doors, Jimi Hendrix, Miles Davis, itd.), odmieniły historię muzyki rozrywkowej, a przy tym bardzo mi się podobają, będę kupować w najlepszej możliwej wersji (najchętniej wydania japońskie albo pierwsze amerykańskie). Te zaś albumy, które znalazły się w rankingu Rolling Stone, ale po przesłuchaniu (np. na Spotify) wydają mi się trochę gorsze, będę kupował we wznowieniach albo "zwykłych" wydaniach z epoki (pod warunkiem zachowania w stanie co najmniej NM). Podjąłem taką decyzję z kilku powodów, m.in. ze względów finansowych, ale także takich, że w przypadku wielu albumów konieczne jest przesłuchanie kilkakrotne, żeby się z danym materiałem osłuchać i przyswoić go sobie. Cały czas upieram się bowiem przy aspekcie edukacyjnym.

 

Mam jeszcze pytanie o LP wydane w mono. Jak grają takie płyty w systemie stereo? Gorzej, lepiej, inaczej? Część "wypasionych" wznowień również wydaje się w mono. Ma to jakieś uzasadnienie, chodzi o wierność oryginałowi (na przykład w przypadku płyt, które ukazały się po raz pierwszy w latach 60. czy wcześniej), czy to tylko jakiś trend/lans/snobizm?

  • Redaktorzy

Mam jeszcze pytanie o LP wydane w mono. Jak grają takie płyty w systemie stereo? Gorzej, lepiej, inaczej?

Płyty mono grają w systemie stereo. Czasami lepiej niż odpowiedniki płyt stereo. Pierwszy lepszy przykład:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Graliśmy to u mnie w domu. Jedna płyta mono, druga strereo. Płyta mono brziała wyraźnie lepiej - jednoznaczna opinia 4 melomanów :)

 

Bywa że mają lepszą barwę i większe wypełnienie. Idealnie efekty uzyska się stosując wkładki monofoniczne. Ostatnio - w styczniu tego roku taki pokaz robił Roger Adamek z RCMu podczas wrocławskiej sesji pt. "Audiofil". Wkładki mono i stereo Miyajima, ramiona Thales Simplicity, 2 x pre THERIAA, gramofony dr Feickert, doskonała elektronika i świetne kolumny. Wtedy zagrało pięknie. Ludzie dziwili się jak dobrze potrafią grać stare polskie płyty mono. Puściliśmy "Cała jesteś w skowronkach" Skaldów w mono. Płyta nie była w idealnym stanie. Miała sporo rys. Pyknięcia i trzaski zgineły bezpowrotnie. Piękna barwa. Walory przestrzenne nie miały wtedy znaczenia. Były, ale najważniejsza była barwa. Sam Piotr Guzek zadzonił wtedy do Jacka Zielińskiego pogratulować mu w naszym imieniu. To był wg mnie najlepszy pokaz z serii Audiofil 2014.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

ale może dojść i do takiej sytuacji.

 

Jak tak mam, gdy słucham u siebie na stereo D. Byrda a potem u kolegi, który ma we wzmacniaczu przełącznik mono.

W każdym razie, chciałbym bardzo wziąć za rękę moje dwie córki (8 i 4 lata), pokazać im kiedyś taki winyl i powiedzieć: "Słuchajcie, to jest Bob Dylan. Taki bard, artysta, poeta. Tak wyglądał, tak nagrywał, takie pisał teksty, tak się wydawało płyty w Japonii w latach 70. XX wieku. Nie musicie go lubić, ale powinnyście wiedzieć, kim był Bob Dylan i znać kilka jego piosenek". A już największym szczęściem byłoby dla mnie, gdyby kiedyś, po mojej śmierci, któraś z córek pokazała tę płytę mężowi albo swoim dzieciom i powiedziała, może nawet z dumą: "Zobaczcie, to jest płyta Boba Dylana. Odziedziczyłam ją po moim ojcu - dziwaku i samotniku, który miał bzika na punkcie muzyki".

Najczęściej bywa tak że dzieci mają w życiu dorosłym inne zainteresowanie niż ich rodzice, ale piękne jest to co napisałeś.

Mam oczywiście świadomość różnic pokoleniowych, ale... Jest kilka takich płyt (winylowych), które wryły mi się niesamowicie w pamięć, bo słuchali ich moi rodzice, zwłaszcza mama - i nie mogłem sobie odmówić ich zakupu już będąc dorosłym, mężem i ojcem. Dla przykładu:

 

1. Cymande - "Cymande" (u nas znane jako "The Message"). Kto w ogóle kojarzy teraz taki zespół jak Cymande?! A jednak ta płyta w polskiej wersji z murzyńskimi maskami plemiennymi na okładce została ze mną do dzisiaj. Do tego stopnia, że zarejestrowałem się na Discogs, żeby ściągnąć sobie "kolekcjonerskie" amerykańskie wydanie na błękitnym winylu - jak je włączyłem, to łzy same napłynęły mi do oczu (trochę wstyd się przyznać, ale ja w ogóle dość często się wzruszam, słuchając muzyki, dlatego słucham jej na ogół późnymi wieczorami w zaciszu swojego gabinetu, żeby nikt nie był świadkiem tych chwil słabości...).

 

2. Kate Bush - "The Kick Inside". Jako dziecko byłem przekonany, że na tej płycie jest... smok. Mało tego, dałbym sobie rękę uciąć, że Kate Bush nagrała tę płytę i śpiewa na niej w duecie z prawdziwym smokiem. Taka jest moc dziecięcej wyobraźni! Niedawno nabyłem tę płytę drogą kupna i to "coś" brzmi raczej jak jakiś waleń (wieloryb?), niż smok. W dodatku pojawia się może dwukrotnie na całej płycie, między utworami. Nie śpiewa już z Kate Bush.

 

3. Andreas Vollenweider - "Caverna Magica". Będąc brzdącem nieodrosłym, siedziałem godzinami na dywanie, wpatrywałem się w tę okładkę rodem z jakichś obrazów Hieronima Boscha, słuchałem tej harfy i zapominałem o całym świecie. Teraz, po trzydziestu latach, mam całkiem podobnie. Znakomita muzyka do słuchania z analogu, głuchą nocą, gdy wszyscy domownicy pogrążeni są w błogim śnie.

 

Takich płyt jest dużo więcej... Poza tym, nie wiem, czy to jest kwestia wieku, może pewnej dojrzałości, ale od pewnego czasu podoba mi się w zasadzie KAŻDA muzyka (z paroma niechlubnymi wyjątkami). W niemal każdym gatunku staram się znaleźć coś fajnego, oryginalnego i ciekawego. SŁUCHANIE muzyki w ogóle sprawia mi nieziemską frajdę! Jest tylko jeden warunek: muszę się na tej muzyce skupić, a nie słuchać jej w tle, pisząc na forum czy obierając ziemniaki. Dlatego istnieje raczej niewielka szansa, że z listy 500 albumów "Rolling Stone" połowa, czy nawet jedna czwarta mnie odrzuci i spowoduje rozczarowanie.

Dobry wieczór!

Dobry wieczór :)

 

Po pierwsze gratuluję koledze wrażliwości i pasji do muzyki!

 

Jeśli miałbym coś doradzać odnośnie wyboru samej muzyki, musisz sobie najpierw odpowiedzieć, co ci się w muzyce najbardziej podoba? Co sprawia, że kiedy słuchasz ulubionych płyt, "serce rośnie" i "dusza się weseli"? Wbrew pozorom, niełatwe zadanie ;)

Dla mnie muzyka ma być przede wszystkim pełna pasji ale i naturalności (czuję kiedy jest przekombinowana i grana na siłę, bez zaangażowania), rozpalać fantazję (słucham, a w głowie film się kręci, przenosimy się w inny wymiar- bez wspomagaczy oczywiście), nie drażnić, być niebanalna, na jakiś sposób wyjątkowa i (chyba słowo klucz): magiczna- ale to ciężko zdefiniować.

 

Co do wydań, też najpierw sam musisz posłuchać różnych: powiedzmy swój najulubieńszy album kupujesz w wydaniu japońskim, brytyjskim i amerykańskim plus jakieś nowe tłoczenie (wiem że kosztowny eksperyment, ale pewnie się więcej nauczysz niż czytając takich doradzców jak ja :) no i dajesz sobie przynajmniej miesiąc, dwa żeby posłuchać tych róznych wydań w różnych okolicznościach: a to rano, a to wieczorem... i po jakimś czasie będziesz wiedział, o co chodzi. Jeśli każde z tych tłoczeń (powiedzmy starych) brzmi równie dobrze, to wtedy przy wyborze kolejnej płyty kierujesz się po prostu ceną.

Nie patrzyłbym na to całe kolekcjonowanie jako forma inwestycji: jeśli płyta brzmi dobrze i ładnie wygląda,to co z tego że to trzecie wznowienie z '75 a nie pierwsze z '71?

 

Stare czy nowe tłoczenia?

Ja mam zasadę, że starą muzykę na starych wydaniach- prawie zawsze brzmią lepiej; chyba, że cena odstrasza, nie stać mnie (raczej nie wydam na płytę więcej niż ok 30 euro, a im taniej tym oczywiście lepiej), wtedy - wznowienie. Kilka przykładów:

- jeden z moich ulubionych albumów: Selling England by the Pound - Genesis, mam ktoryś tam re-press z '73 (4 funty) oraz wydanie Classic records (30 euro) i już tyle razy podchodziłem do tego nowego i w połowie przestaje mnie to brzmienie angażować: niby wszystko tak ładnie poukładane, wszystkie instrumenty jak na dłoni, ale czegoś brakuje... ktoś coś gdzies przekombinował i magia umknęła :( starego wydania za każdym razem słucham z wypiekami na twarzy:)

- innym razem włączam Blind Faith: Back To Black. 60th Vinyl Anniversary edition i jest na tyle super, że ani mi w glowie szukać epokowych wydan za nie wiadomo jakie pieniądze - muzyka broni się sama- słucham i jest magia!

Ogólnie wznowien prawie nie kupuję; co innego współczesna muzyka...

 

Jeśli jesteś estetą, to na pewno zauroczy cię jakość amerykańskich wydań z epoki- piękna, solidna, sztywna tektura: aż się nie chcę odkładać :) może zatem od tych powinieneś zacząć?

 

Skąd brać insipracje i pomysły, co warto mieć?

Mnóstwo jest tych zestawień, jak koledzy wyżej pisali, wystarczy pogooglować, Zależy, co cię interesuje?

Jeśli progrock, to tu:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) (oczywiście to tylko taki przewodnik, nie ma pewnie takiej osoby, ktora by się z całym takim zestawienim zgodziła; bo jak? Memento SBB (właśnie słucham;) na 93 pozycji, dla mnie chyba w pierwszej piątce by się miejsce znalazło na tak genialny album; co innego Close to the Edge- tę płytę naprawdę cieżko przebić pod każdym względem, aczkolwiek u mnie ex aequo z Selling England... i In the Court of CK);

Tu jest dużo różnych ciekawych zestawień w jednym miejscu:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) (polecam też tę stronkę do zakupów, sporo japońskich wydań za rozsądne pieniądze).

 

"Zobaczcie, to jest płyta Boba Dylana. Odziedziczyłam ją po moim ojcu

Kup na początek Blonde on Blonde - gwarantuję, że się w niej zakochasz i kiedyś twoje dzieci może też!

 

Odradzam aczkolwiek kupowanie muzyki w ciemno, przerabiałem ten temat, no i niestety zbyt dużo wtop. Kiedyś miałem podejście, że muszę mieć całe dyskografię artysty, ktorego lubię - Nie, nie musze. Chciałbym mieć za to wszystkie jego dobre płyty! Lepszy jeden fenomenalny album niż 3 takie sobie- w tym hobby zawsze lepiej stawiać na jakość, nie na ilość. Dziś jest mnóstwo źrodeł, gdzie można za darmo muzyki posłuchać, a jak sie płyta spodoba to zakupić.

 

Powodzenia z tą nową-starą przygodą :)

 

. Przykładowo: lubię rock progresywny ale nie przepadam za Yes. W związku z tym muszę i tak kupić np. Close to the edge? Bo tak wypada??

 

Proszę cię, daj tej płycie szansę! To jedna z tych, które powoli wchodzą (w moim przypadku około dwóch miesięcy regularnego słuchania pewnego pięknego lata jakąś dekadę temu), ale pewnego dnia po prostu dostajesz olśnienia:)

 

pozdrawiam

 

Paweł

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Redaktorzy

jak je włączyłem, to łzy same napłynęły mi do oczu (trochę wstyd się przyznać, ale ja w ogóle dość często się wzruszam, słuchając muzyki, dlatego słucham jej na ogół późnymi wieczorami w zaciszu swojego gabinetu, żeby nikt nie był świadkiem tych chwil słabości...).

Nie przejmuj się. Czasami mam tak samo. Ja tam nie wstydzę się tego. Czasami jest tak, że łza nie uroni się, ale odczuwam ogromne emocje. Noga chodzi, ciało kiwa się lekko na boki, wręcz chciałoby się dołączyć do muzyków i pograć z nimi. Miałem tak wczoraj. Zapuściłem Modern Jazz Quartet - The Last Concert. 3 dni temu minęło 40 lat od tamtego koncertu zarejestrowanego na płycie. Puściłem kilka kawałków. M.in. ten:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

 

Na koniec płyta nr 2, strona 3. Mój ulubiony utwór "Confirmation".

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

 

Dałem głośniej. Tak głośno jak wydaje mi się, że było wtedy na koncercie. W ciągu kilku chwil przeniosłem się do innego świata. Odpłynąłem jak weszły blachy. Bez grama alkoholu, narkotyków, dopalaczy. Tylko muzyka. Płytę odkupiłem rok temu od Thorogooda. To był jeden z moich lepszych zakupów. Nie tylko ze względu na atrakcyjną cenę jak na "japończyka" (bo była) ale stan nm i ten album powinien mieć każdy szanujący się miłośnik muzyki, zwłaszcza ten, który słucha jazzu.

 

 

3. Andreas Vollenweider - "Caverna Magica". Będąc brzdącem nieodrosłym, siedziałem godzinami na dywanie, wpatrywałem się w tę okładkę rodem z jakichś obrazów Hieronima Boscha, słuchałem tej harfy i zapominałem o całym świecie. Teraz, po trzydziestu latach, mam całkiem podobnie. Znakomita muzyka do słuchania z analogu, głuchą nocą, gdy wszyscy domownicy pogrążeni są w błogim śnie.

Doskonały album. Vollenweiderem zaraził mnie jakiś czas temu Robix, a wszystkich wrocławskich melomanów zaraził nim najprawdopodobniej vasa :) W ogóle to świetna płyta testowa. Jest taki moment, że wieje wicher, słychać płacz dziecka, powietrze w pomieszczeniu wręcz kotłuje się i miota. Czuję wtedy pewien niepokój. Żałuję, że nie byłem na koncercie Vollenweidera jak grał w moim mieście. Był co najmniej dwa razy. Może jeszcze wpadnie...

 

Panowie, jedno trzeba przyznać - piękne mamy hobby :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Proszę cię, daj tej płycie szansę! To jedna z tych, które powoli wchodzą (w moim przypadku około dwóch miesięcy regularnego słuchania pewnego pięknego lata jakąś dekadę temu), ale pewnego dnia po prostu dostajesz olśnienia:)

Mam tę płytę - kupiłem ją ponad 20 lat temu i znam ją prawie na pamięć. To głównie dzięki niej uświadomiłem sobie, że Yes to nie do końca moja bajka. Ale dzięki za sugestię.

Mam tę płytę - kupiłem ją ponad 20 lat temu i znam ją prawie na pamięć. To głównie dzięki niej uświadomiłem sobie, że Yes to nie do końca moja bajka. Ale dzięki za sugestię.

 

W porządku, rozumiem :)

> Chattab

tak praktycznie:

jezeli mieszkasz w Warszwie/okolicach polecam na początek giełdę w Hybrydach - każda ostatnia sobota miesiąca

takie miejsca są tez w każdym większym mieście w Polsce

lub np. sklep Megadisc na ul. Długiej - ciut drożej ale sprawdzony. tam też można zamówić mycie płyt na porządnej maszynie w rozsądnych cenach

Miło się czyta Wasze wpisy, naprawdę. Dobrze wiedzieć, że są tu jeszcze ludzie z pasją i zamiłowaniem do muzyki, a nie tylko tacy, którzy starają się za wszelką cenę udowodnić przewagę LP nad CD albo kabli takich nad innymi. Zgadzam się, że to jest bardzo fajne hobby - dla mnie zresztą to znacznie więcej niż hobby. Jak każdy, miewam w życiu chwile słabości, momenty wypalenia i ogólny "weltschmerz". Muzyka nie raz wyciągała mnie z dołka - nie skłamię chyba nawet, jeśli napiszę, że zawdzięczam jej życie, a przynajmniej dobre samopoczucie.

 

Ale schodząc na ziemię... Mam pytanie natury technicznej: czy można śmiało celować w remastery Led Zeppelin (w wersji Deluxe) z 2014 r. i Pink Floyd z 2011 r.? Słyszałem o tych wydaniach sporo dobrego, a nie ukrywam, że trochę jednak szkoda mi wydawać po 300 zł za Japończyka. To samo pytanie dotyczy także Beatlesów. Z dostępnych w szerokiej dystrybucji wznowień są takie tańsze (w okolicach 80 zł) i droższe (w granicach 130 zł). Czym one się różnią (te droższe są mono?) i które są bardziej godne uwagi? No chyba że japońskie wydania tak kładą na łopatki te nowe tłoczenia, że różnicę odczuję nawet na gramofonie Bambino podłączonym do Nokii 3210...

 

Z góry dziękuję za podpowiedź.

czy można śmiało celować w remastery Led Zeppelin (w wersji Deluxe) z 2014 r

 

jak najbardziej tak, wg mnie brzmią na tyle dobrze,że nie warto się interesować np. reedycjami z lat 80 i końca lat 70

 

i Pink Floyd z 2011 r

 

Jeśli masz na myśli Dark Side of The Moon z 2011 (wydanie rocznicowe) to nie polecam, lepiej brzmi to ostatnie, bodajże z 2013 roku

The Wall polecam Niemieckie wydanie z epoki

Animals także, trzymaj się z daleka od Kanadyjskiego, okładkę ma ładną, grubą, ale brzmi słabo.

 

To samo pytanie dotyczy także Beatlesów

... mój ulubiony temat rzeka ....

 

Jako fan, cóż mogę Ci napisać, musisz 'wypróbować' różnych wydań i zostawić te, które uznasz za najlepiej brzmiące. Chyba innego sposobu nie ma. Oczywiście mogę Ci napisać które wydania ja preferuję,ale to będzie taka droga na skróty, co więcej odbiorę Ci frajdę z kupowania i poznawania.

 

Bardzo ogólnie mówiąc, wydania Mono z tego roku (2014) jak i wydania Stereo brzmią dobrze. Ale czy na tyle dobrze żeby nie mieć wydań z epoki .... chyba nie :)

 

 

edit - ort

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.