Skocz do zawartości
IGNORED

Czy bohaterstwo powinno być obowiązkowe, a jego brak piętnowany ?


Pasqual

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, toptwenty napisał:

PS - w powstaniu w niemieckim getcie w Warszawie w 1943 oczywiście dzielnie walczyli bohaterscy i rdzennie aryjscy Polacy - za Żydów.

Powtarzaj dalej te propagandowe głupoty po "międzynarodowych" autorytetach i mediach, że tam było jakieś powstanie. 

Nigdy nie było żadnego powstania” – Jest to stwierdzenie z roku 1988, wypowiedziane przez Marka Edelmana, który był jednym z głównych odpowiedzialnych wśród żydowskich grup uzbrojonych w getcie. (Dziennik Liberation – 18 kwiecień 1988, str. 27).

Dodał jeszcze: „Nie wyznaczyliśmy nawet dnia. To Niemcy narzucili datę, ponieważ weszli do getta w poszukiwaniu ostatnich Żydów”.

Po prostu rozdmuchany do granic absurdu i przyzwoitości mit o dzielnych żydowskich powstańcach zaczął żyć swoim życiem jak i większość podobnych historyjek.

A prawda była banalna - przeprowadzka nie spodobała się „terrorystom”, jako że oznaczała dla nich straty nie tylko jak chodzi o źródła ich dochodów ale również ich swobodę poruszania się.

Doucz się troszku.

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Szkoda słów.

 

A oto garść wspomnień: świadka epoki:

Gabardyna

Moje życie w Polsce było związane silnie z przemysłem samochodowym ale także z tekstylnym. Takim symbolem tego związku był kupon beżowej gabardyny. Być może dziś już ludzie nie bardzo wiedzą co to jest takiego kupon popeliny. Wyjaśniam więc: kupon to była długość materiału zazwyczaj 2 i pół do 3 metrów, wystarczająca na uszycie męskiego garnituru albo garsonki damskiej, lub palta. Natomiast popelina to mocna tkanina wełniana o splocie płóciennym. Używało się tego materiału w odmianie wełnianej na palta lub płaszcze, garnitury lub garsonki, a z bawełny lub jedwabiu na bluzki lub koszule. No a dlaczego beżowa? No bo jasny kolor miał się nadawać do szycia ubrań noszonych w gorącym klimacie, takim jak na przykład w Izraelu. Szczególnie, że ten kupon był wyjątkowej jakości, na szlaczku z obu stron materiału widniały napisy 100% WOOL i MADE IN MANCHESTER.

I tu rozpoczyna się cała epopeja związana z tym kuponem. No bo leżał ten kupon przez wiele lat w naszej szafie, od kiedy pamiętam. Wpierw w szafie we Wrocławiu a później na Grochowie w Warszawie. Był jakby ukryty pomiędzy równo ułożoną bielizną pościelową i zawinięty w stare prześcieradło i obficie posypany naftaliną, ażeby nie zjadły go broń Boże mole, jak rozumiem takie robaki, które się żywią wełną. Od czasu do czasu na wiosnę i jesienią kupon był odwijany przez moją mamę na świeżym powietrzu, następowała ceremonia sprawdzania czy nie jest uszkodzony przez te właśnie mole, wietrzenia i ponownego zawijania w stare prześcieradło i posypywania naftaliną.

Dzisiejszy czytelnik, przyzwyczajony do kupowania gotowych ubrań w jakimś Marx and Spencer lub H&M nie potrafi być może docenić ogromnego znaczenia przywiązywanego do tego kuponu. Był to reprezentant innego świata oddalonego od biednej, zrujnowanej Polski – świata wysokiej jakości. Skąd się więc taki skarb przemysłu zachodniego (Anglia wtedy jeszcze produkowała najlepsze na świecie materiały i wyroby tekstylne) znalazł w domu Żydów polskich, którzy z powodu wojny stracili wszystko: dom, dobytek i rodziny.

Otóż tajemnica pochodzenia kuponu to historia sukcesu żydowskiego po wojnie w Polsce. No i chyba na świecie. Jeszcze podczas wojny, moja cudem uratowana z Holokaustu ciocia Marysia przyjechała z Dniepropietrowska, gdzie ukrywała się na tak zwanych aryjskich papierach jako rodowita Niemka, do swojego nowo wyzwolonego rodzinnego Lwowa. Niestety ze swojej najbliższej rodziny już nie było nikogo, jej jedyna uratowana siostra, moja Mama, była jeszcze w głębi Związku Radzieckiego. W jednym z mieszkań we Lwowie zamieszkiwała grupa Żydów, którzy jakimś cudom ocaleli we Lwowie, głównie ukrywając się w kanalizacji miejskiej. Marysia tam zamieszkała i dość szybko poznała Jerzego lub Jehudę Mildinera. Szybko się z nim pobrała i gdy tylko była możliwość pojechali razem do Polski. Trafili do Wrocławia. I aby ułożyć sobie normalnie życie zaczęli handlować. Czym? Ubraniami. Materiałami tekstylnymi i galanterią. A skąd to do nich?

Otóż Jerzyk, bo tak go wszyscy nazywali, przed wojną mieszkał w Bielsku na Śląsku, znanym ośrodku przemysłu włókienniczego. Trafił tam ze Lwowa z powodu służby w Wojsku Polskim, w pułku ułanów śląskich. Skąd do Żyda ułani? A raczej Żyd do ułanów? Otóż Jerzyk wychowany w pobożnym domu w okolicach Lwowa i studiujący w jesziwie, aby zostać shochetem czyli koszernym rzeźnikiem, zbuntował się i w końcu lat 20. XX w. wyjechał do Palestyny jako chaluc czyli pionier. Pracował tam przy budowie dróg a także pełnił służbę shomra, czyli strażnika, ochraniającego osady żydowskie przed napadami arabskich sąsiadów. Przy tej okazji nauczył się jeździć na koniu i strzelać z karabinu. Gdy zachorował na jedną z wielu panujących w Palestynie chorób, wrócił do Polski i został po wyzdrowieniu powołany do wojska polskiego. Z racji swoich zdolności wysłano go właśnie do ułanów śląskich a po odbyciu służby pozostał na Śląsku w Bielsku i założył zakład tekstylny produkujący materiały na garnitury i tym podobne. Oprócz tego prowadził handel materiałami, także sprowadzanymi z zagranicy. Nabyte przez niego doświadczenie i kontakty przydały się mu po zakończeniu wojny, gdy wraz z Ciocią Marysią dotarli do poniemieckiego Wrocławia i założyli wraz ze znajomymi ze Lwowa, państwem Oberlender dwa sklepy z galanterią na ul Pomorskiej.

  Przez dziwny zbieg okoliczności gdy byłem w marcu 2018 roku we Wrocławiu na wystawie pt. „Ku nowemu życiu. Żydzi na Dolnym Śląsku w latach 1945-1970” w Muzeum Etnograficznym znalazłem tam reklamę sklepu galanteryjnego TEKSTYL na ul. Pomorskiej 26 oraz prowadzonego przez Oberlendera sklepu RENOMA na Pomorskiej 55. Gdzieś na początku lat 50. państwo Oberlender wyjechali do nowego państwa żydowskiego, aby w Ber Szewie otworzyć wpierw sklep z meblami a później inne biznesy, a Jerzyk został w Polsce na lodzie, zmuszony do płacenia jakiś ogromnych podatków, więc zamiast prowadzić swoją „prywatną inicjatywę” został dyrektorem domu towarowego spółdzielni SOLIDARNOŚĆ na wrocławskim rynku, handlującego m.in. tekstyliami, a Ciocia Marysia wpierw była kierowniczką sklepu GAL TEX , sprzedającego gotowe ubrania.

Sklep mieścił się na ul Stalina 63/65, obecnie Jedności Narodowej. Przez pewien okres biznes kwitł, bo w sklepie oprócz potwornych garniturów z materiału tenisowego (kolor granatowy w wąskie białe paski) szytych w państwowych zakładach krawieckich sprzedawano po kryjomu z tzw „pod lady” eleganckie garnitury szyte przez żydowskich prywatnych krawców, mieszkających we Wrocławiu i okolicy. Materiały na te ubrania dostawał a raczej zdobywał Jerzyk w Łodzi lub w…. Bielsku. Po pewnym czasie widocznie wieść o tym interesie doszła do uszu „sowetskich towariszczej” i pewnej nocy pod sklep na ul. Stalina 63/65 podjechała duża ciężarówka, kraty zabezpieczające okno wystawowe wyrwano dużym hakiem na łańcuchu i dzielni sowieccy wojacy wynieśli cały towar, i ten legalny i ten zupełnie „niekoszerny”.

No ale rodzina Mildiner musiała dalej z czegoś żyć. Więc przy pomocy prezesa MHD we Wrocławiu, pana Majulika, oczywiści też Żyda z Galicji, Marysia została kierowniczką sklepu z dodatkami krawieckimi na ul. Władysława Łokietka. Był to nie tylko sklep gdzie sprzedawano guziki, podszewki, włosiankę i inne konieczne do uszycia pięknego garnitury, garsonki czy palta materiały. Był to punkt spotkań krawców żydowskich z całego Wrocławia, gdzie zawierano jakby to dziś powiedzieć kontrakty na szycie odzieży z materiałów dostarczanych przez Jerzyka i dodatków krawieckich dostarczanych przez Marysię. Biznes kwitł. Można powiedzieć, że jak kopalnia złota i diamentów razem. Nie przeszkadzały nawet okresowe kontrole NIKu (Najwyższa Izba Kontroli), którego wszyscy się bali. No bo kontrolerem NIKu przyjeżdzającym z Warszawy był Aba Essenfeld, dobry znajomy naszej rodziny. Był inwalidą wojennym i zaraz po wojnie działaczem związku Inwalidów Żydowskich we Wrocławiu i jako taki często jadał u Mildinerów porządne żydowskie obiady. Później ożenił się z Polką, zamieszkał w Warszawie i został inspektorem NIKu. Moja Mama (plotkara nr 1) twierdziła, że żona go bije i gdy przyjeżdza do Wrocławia to wpada do Mildinerów na obiad, aby trochę odżyć. Tak że kontroli NIKu nie należało się obawiać.

W tym środowisku obracała się moja Mama, osoba która miała coś co się nazywało kiedyś „ Smykałka”. Jest to nieokreślona bliżej cecha, którą można najlepiej zilustrować na przykładzie moich rodziców.

Mój Tata był typowym przykładem człowieka nie mającego ani krzty smykałki. Rodzinna legenda opisuje to w następujących historyjkach:

Przy samym końcu wojny a może już nawet po jej zakończeniu, Tata znalazł się w Niemczech jako dowódca jednostki samochodowej II Armii WP. W jednym ze zdobytych miast spotkał się z jakimś Żydem, czy to wyzwolonym z obozu czy też żołnierzem jednej z armii (sowieckiej lub może nawet amerykańskiej). Ten człowiek zaproponował Tacie tzw „Złoty interes” w postaci dużej ilości (Mama mówiła o pełnej walizce) prezerwatyw z tzw demobilu, czyli z nadwyżek wojskowych zapasów. Po przywiezieni tego towaru do Polski, jak zapewniał sprytny handlarz, Tata zarobi miliony, no bo towar jest bardzo potrzebny, w powojennym świecie szalały choroby weneryczne, a przemysł wojskowy Polski czy ZSRR z gumy produkował opony a nie prezerwatywy. Tata po przyjeździe do Polski, dokładnie do Włoch pod Warszawą, zaczął ten towar sprzedawać detalicznie różnym swoim znajomym i nieznajomym. I co się okazało. Prezerwatywy były takie twarde, wykonane z gumy nadającej się właśnie na opony, że klienci od razy przychodzili żądając zwrotu pieniędzy. Oczywiści biznes się nie rozwinął i Tata pozostał w wojsku zamiast zająć się handlem jak inni porządni Żydzi.

Ale Tata widocznie nie zrezygnowal z ambicji dorównania swoim krewnym w dziedzinie biznesu. Podjął próbę zarobienia “grubych pieniędzy” jeszcze raz, widocznie na fali tzw „odwilży” po śmierci Stalina. Otóż w 1956 roku Tata pojechał z delegacją polskiego przemysłu samochodowego na targi w Lipsku w NRD aby zapoznać się z nowoczesnym przemysłem samochodowym, czym to zaowocowało opisuję w innym miejscu. Ale podczas pobytu tam, już tak blisko Zachodu, dał się wciągnąć w „interes”. Spotkany oficer sowiecki, który, jak twierdził, miał dostęp do towarów z NRF, zaoferował Tacie kupno złotego zegarka marki Omega, jak wiadomo renomowanej firmy szwajcarskiej, za jedyne 100 dolarów. Dziś posiadanie zegarka nie jest niczym wielkim ale wtedy złoty szwajcarski zegarek był symbolem niezwykłego bogactwa. Tata dał się przekonać, że w Polsce ten zegarek na pewno zostanie sprzedany za co najmniej 1000 dolarów, kwotę w tych czasach wprost bajońską. Po przyjeździe do Polski Tata udał się do znajomego jubilera, Kazika Bileta, później właściciela sklepu jubilerskiego na ul Allenby w Tel Avivie, aby dokonać tej wysoce intratnej transakcji. I cóż się okazało: koperta zegarka nie była złota a jedynie pozłacana a tzw werk czyli mechanizm był nie Omegi a sowieckiej Pobiedy, uznawanej na najgorszy zegarek na świecie. Na tym skończyły się próby Taty na wzbogacenie się! No, ale to już inny temat.

Natomiast moja Mama było przykładem kobiety ze smykałką. Zawsze umiała się zakręcić i zarobić pieniądze. Już wracając ze Związku Radzieckiego w 1945 roku, jeszcze zanim oficjalnie rozpoczęła się repatriacja polskich obywateli, jako pomocnica maszynisty wojskowego eszelonu, przemyciła w obcasach butów i innych możliwych i niemożliwych miejscach sporą ilość tzw „świnek”. Świnki te nie miały nic wspólnego z niekoszernymi zwierzętami a były to złote monety pięciorublowe z podobizna Cara Mikołaja II. Była to żelazna rezerwa finansowa, która pomogła mamie i tacie przeżyć ciężkie okresy a nawet zakupić samochód, prawdziwy skarb w tamtych czasach. Chyba największą eskapadą handlową Mamy warto opisać, bo była jak na tamte czasy niezwykła.

Otóż w roku 1956 i 57 bardzo wielu naszych krewnych i znajomych wyjeżdżało do Izraela. Jednym z podstawowych projektów prowadzonych do wyjazdu było przygotowanie tzw „zestaw Ben Guriona”, czyli zbiór przedmiotów i urządzeń zabieranych ze sobą do Izraela. Były to lodówka ZIL, pralka Riga, odkurzacz Rakieta, czasem robot kuchenny produkcji czeskiej, aparat lub aparaty fotograficzne marki Zorki (technologia Laiki, wyraźnie skradziona Niemcom), radio, maszyna do szycia Neumann (produkcji NRD) i wiele innych urządzeń i przedmiotów. Wiele z nich przywozili tzw. repatrianci ze Związku Radzieckiego i sprzedawali Żydom jadącym do Izraela. Towary te się pakowało do ogromnych skrzyń zwanych „liftami” i przez firmę Hartwig wysyłało do Izraela. Oczywiscie po odprawie celnej.

Powrócę jeszcze do tego ale tu należy zaznaczyć, że większość urządzeń domowych a szczególnie lodówki i pralki były właśnie produkcji radzieckiej, która wtedy jeszcze była na wysokim poziomie. Do tego stopnia, że lodówki ZIL działały w Izraelu przez ponad 20 lat. Moja Mama zawsze przygotowywała się do wyjazdu do Izraela. Jej zapał syjonistyczny był tłumiony ironicznymi uwagami Taty, który jej perory o wyjeździe kwitował jednym zdaniem: ”Ben Gurion już trzepie czerwony dywan dla Reginci Laks”. Ale Mama nie dawała za wygraną.

Aby uzupełnić swój zestaw Ben Guriona mama wpadła na taki pomysł: znaleźć kogoś kto się poda za jej dawno zagubioną w ZSRR siostrę (takich przypadków było mnóstwo, ludzie co wychodzili po 25 latach z lagrów nie byli rzadkością) i ta osoba wyśle mamie tzw „wyzow” czyli zaproszenie, załatwiane w OWIRze (coś w rodzaju biura Stanu Cywilnego). Okazało się, że mama poznała pewnego Jaszę, polskiego Żyda, który właśnie przyjechał z żoną, sowiecką Żydówką ze Lwowa, do Wrocławia. Żona ta miała mamę, mieszkającą we Lwowie, która ożeniła swoja bardzo młodą drugą córkę z polskim Żydem, który właśnie wyszedł z łagru, i jako rodzina polskiego obywatela wybierali się do Polski, aby później jak najszybciej wyjechać do Izraela. Także okazało się, że Mama ma znajomą, której mąż jest szychą w OWIRze i załatwili oni właśnie taki wyzow. Mama zaczęła przygotowywać się do wyjazdu, czyli kupować rzeczy, które można z ogromnym zyskiem sprzedać w ZSRR i zakupić co potrzeba do Izraela lub inne rzeczy które można z zyskiem sprzedać w Polsce. Z tego co pamiętam było w tym trochę trudności, bo nomenklatury radzieckie handlowe nie były znane w Polsce. W czasie rozmowy telefonicznej (tak, tak można było dzwonić do Lwowa ale przez centralę) „siostra” mamy powiedziała jej, że należy przywieźć jak najwięcej bielizny damskiej oraz „Makientoszku”. Mama nakupiła może z 50 par majtek i aby nie wzbudzać podejrzenia celników sowieckich na podróz ubrała na siebie z 10 par. Natomiast nie miała pojęcia co to jest Makientoszka. Po długich domysłach i rozważaniach najbardziej dociekliwych z naszych znajomych doszliśmy do wniosku, że chodzi o płaszcze zwane prochowcami a produkowane przez renomowaną brytyjską firmę Mackintosh. W Warszawie szyto podobne do tych Mackientosh plaszcze i mama zakupiła kilka sztuk. No i w marcu 1957 pojechaliśmy pociągiem do Lwowa, gdzie Mama sprzedała wszystko na jakiś bazarach a za zarobione ruble nakupiła pełno różnych rzeczy, np. piekne futro (oczywiście nie do Izraela, ale żeby z zyskiem sprzedać w Polsce), oraz walory takie jak już wspomniane „świnki” oraz dolary. Przewoziła to zaszyte w butach i częściach odzieży. Co także pamiętam, że walory te kupowała od sowieckich celników, którzy mieli świnki i dolary w rezultacie rewizji przeprowadzanych właśnie u Żydów jadących do Polski.

Smykałka Mamy była niewątpliwa. Można więc przypuszczać, że w rezultacie pobytu we Wrocławiu na początku lat 50-tych Mama nabyła ten wyjątkowo cenny kupon beżowej popeliny od Jerzyka. A po co? Już kilkakrotnie wspomniałem, że moja Mama była przez większość swojego życia przekonaną syjonistką. Już jako kilkunastoletnia dziewczyna, pomimo ostrego sprzeciwu mojego Dziadka a jej Ojca Dawida, religijnego Żyda z pejsami i brodą, biegała razem z młodszą siostrą Marysia na zbiórki Shomer haCair czyli młodzieżowej organizacji socjalistyczno-syjonistycznej. Jej drużynową była Chana Shlomi, później znana mi osoba pracująca na Uniwersytecie Tel Awiwskim. Mamie nawet udał się jakoś przekonać swojego Ojca, aby pojechać na obóz Szomru w Truskawcu. Ojciec był przekonany, że Mejdalach (panienki) śpią tam razem z ingalach czyli chłopcami, co dla Chasyda było rzeczą nie do pomyślenia.

Niestety życie jakoś nie umożliwiło jej Alije przed wojną, bo 20 czerwca 1939 roku Mama wyszła za mąż za mojego Ojca który był z przekonania Bundowcem, czyli wrogiem syjonizmu. Po wojnie Ojciec służył w Polskim Wojsku i także ani myślał o wyjeździe do Palestyny lub po 1948 roku do Izraela. No może raz , gdy zwrócono się do oficerów Żydów aby pojechali i służyli w Hagana w oczekiwaniu na wybuch wojny z Arabami, myślał o wyjeździe ale nic z tego nie wyszło, szczególnie, że w 1949 roku Tata został aresztowany, co opisałem w innym miejscu.

Ale ani w czasie fali emigracji 1949-51 czy 1956-59 Mama nie traciła nadziei. No i w końcu gdy przyszła nagonka po Marcu 1968 udało się Mamie i Moczarowi przekonać Ojca, który z wielkim pożytkiem dla izraelskiego przemysłu zbrojeniowego udał się na początku 1970 do Izraela.

No a co z kuponem popeliny? Tu należy zatrzymać się w roku 1964, gdy po maturze rozważałem różne możliwości życiowe i postanowiłem wyjechać do Izraela. Nie bez pomocy Mamy, która w tajemnicy przed Ojcem rozwinęła działalność handlową o ogromnym zasięgu. No i przypomniała sobie o kuponie beżowej gabardyny, który czekał co najmniej kilkanaście lat na wyjazd.

Mama postanowiła, że jako młody Ole Chadasz czyli nowy emigrant z Polski muszę się dobrze prezentować w nowej ojczyźnie. No a chyba nie można lepiej niż w nowym beżowym garniturze z angielskiej gabardyny. Mama pracowała wtedy w krawieckiej spółdzielni żydowskiej OPTIMA, szyjącej z materiałów importowych płaszcze ortalionowe i różne akcesoria dla kobiet. W trakcie rozszerzania swoich kontaktów mama zapoznała się a może tylko odnowiła znajomość z rodzina Majblatów. Pani Majblatowa była kierowniczką pracowni krawieckiej WCH czyli Wojskowej Centrali Handlowej na Mokotowie. Mama pokładała wielkie zaufanie w krawcach wojskowych, oni to szyli dla Ojca przez wiele lat piękne mundury a dla Mamy uszyli pelisę czyli palto podbite futrem. Przez protekcję, bo Ojciec już od 1962 roku nie służył w wojsku, pani Majblatowa zgodziła się uszyc dla mnie garnitur nad garniturami no bo do Izraela.

Tu dwie dygresje: wożenie do Izraela tego co można było najlepszego zdobyć w bardzo słabo zaopatrzonych sklepach powodowało, że w rodzinach żydowskich latami koncentrowały się zapasy towarów do Izraela. No jeżeli można było kupić na przykład pianino lub aparat fotograficzny Zorki lub nawet Laica to się kupowało i przecież pianina czy aparaty fotograficzne się nie psują. Ale co z takimi towarami jak kiełbasa, na przykład krakowska, bardzo ceniona w ówczesnym Izraelu, gdzie dostęp do kiełbasy powiedzmy polskiej a tak naprawdę to jakiejkolwiek ale niekoszernej był wielce ograniczony. W sklepach koszernych były tylko dwa rodzaje kiełbasy: z indyka i salami z wołowiny, obie były prawie niejadalne.

Więc moja ciocia zakupiła w 1949/50 roku z 50 kg kiełbasy krakowskiej z zamiarem zawiezienia jej w specjalnych koszach wiklinowych do Izraela. Ale ich nie puścili. Kiełbasa została rozwieszona w komórce (chłodzenia nie było) w wrocławskim mieszkaniu Mildinerów i sobie wisiała schnąc w gotowości na otrzymanie pozwolenia na wyjazd. A w domu był pies a właściwie suka Bepka. Biedulka czuła, że za drzwiami komórki wisi jej ulubione jedzonko i w wolnych chwilach siedziała koło drzwi i ponuro wyła i szczekała. Biedna suka nie doczekała czasu, gdy kiełbasa już nie nadawała się do ludzkiej konsumpcji i została wyrzucona. Bepka zmarła w 1954 roku chyba ze starości.

Podobna była historia kiełbasy pani Geni, znajomej Mamy z Wrocławia. Pani Genia wybierała się do Izraela w okolicach roku 1958. W ramach przygotowań przywiozła do Warszawy dużą walizkę i poprosiła Mamę, aby zgodziła się ja przechowywać w naszej piwnicy. Pani Genia wyjechała do Wrocławia w oczekiwaniu na otrzymanie dokumentu podróży. Sprawa się przeciągała i po kilku miesiącach sąsiedzi zapukali do naszych drzwi i poskarżyli się Mamie, że w naszej piwnicy coś strasznie śmierdzi. Mama włamała się do walizki pani Geni i okazało się, że jest pełna gnijącej kiełbasy krakowskiej, którą Mama wyrzuciła. Kiedy pani Genia się dowiedziała o tym zażądała od Mamy zwrotu co najmniej pieniędzy, które wydała na tą kiełbasę. I tak skończyła się przyjaźń Mamy z panią Genią.

Druga dygresja dotyczy pani Majblatowej. Państwo Majblat w Warszawie mieszkali na ul. Karolkowej 64a na dalekiej dla mnie Woli. W końcu 1962 roku zapoznałem się z synem państwa Majblatów Witkiem. Witek zaprosił mnie na Sylwestra, na którym przeżyłem interesującą przygodę romantyczną, którą opiszę w innym miejscu. Witek także fotografował mój wyjazd z Dworca Gdańskiego do Izraela. Ostatnio był na moich 70 urodzinach które świętowałem na plaży w Riszon leZion.

No ale co z tym garniturem? Oczywiście operacja związana z szyciem garnituru została zakończona z wielkim sukcesem, bo oprócz garnituru dwuczęściowego udało się zdolnemu krawcowi wojskowemu uszyć także kamizelkę. Oprócz tego uszył mi garnitur z szarego materiału, powiedzmy garnitur biznesowy. I tak wyposażony w dwa garnitury z kamizelkami opuszczałem jesienią 1964 roku PRL z Dworca Gdańskiego. Opisałem to w opowiadaniu o syjonistach pokolenia marcowego.

Sama podróż do Erec Israel jest godna specjalnego rozdziału. Ale w skrócie: emigranci żydowscy jechali w oddzielnym wagonie pociągu trasy Moskwa-Wiedeń. W wagonie było chyba z 40-50 osób. Pamiętam tylko dwie rodziny: rodzinę Fridów z Warszawy, jechala córka Lilka i syn Wołodia. Druga rodzina była z Łodzi, państwo Bossak, pani Bossak była lekarką a jej mąż szewcem. Ich starsza córka Renia zaprzyjaźniła się ze mną i jeździłem z nią z naszego obozu emigranckiego koło Wiednia na wycieczki do Wiednia. Niestety Renia zmarła kilka lat temu w Izraelu. Po kilkudniowym pobycie we Wiedniu pojechaliśmy pociągiem do Wenecji. Tam zaokrętowano nas na MS Theodor Herzl, flagowy statek izraelskiej linii oceanicznej ZIM.

Rejs był bardzo elegancki, co prawda nowych kandydatów na Izraelczyków nie umieszczono w I klasie, ale jak na emigranta z Polski wspólna męska kajuta na 6 osób była wystarczająco luksusowa. Podróż trwała kilka dni z przystankiem w Pireusie. Nas na brzeg oficjalnie nie wypuszczono, ale zapoznałem się z marynarzami mówiącymi po rosyjsku, którzy mnie przemycili na brzeg i trochę pochodziłem po tym porcie. Ci sami marynarze, chyba Grecy lub Rosjanie osiadli w Grecji spowodowali, że nie pościłem na Jom Kipur, który wypadł akurat jak płynęliśmy z Grecji do Hajfy chyba 15 lub 16 września 1964 r. Ja jako zawzięty syjonista postanowiłem pościć i udać się na cały dzień do okrętowej synagogi. Na statku co jak co ale izraelskim nie wydawano posiłków, ale karmiono członków załogi, no bo nie wszyscy byli Żydami. Gdy bardzo już głodny przechodziłem koło messy załogi spotkałem moich nowych przyjaciół, którzy mnie przekonali, że właśnie wydawany jest lunch. Cóż pomyślałem, że jak na pierwszy raz pół dnia poszczenia wystarczy. No i posiliłem się jakimiś greckimi przysmakami. Problem się rozpoczął, gdy marynarze poczęstowali mnie wpierw szklaneczką Uzo a później winem Rezina. W połączeniu z silnym wiatrem i kołysaniem się statku wywołało to u mnie reakcję związaną z podróżą do pewnego portowego miasta nadbałtyckiego. Czułem się fatalnie.

A następnego dnia wcześnie rano wśród pasażerów wybuchła fala radości, na horyzoncie ukazała się zatoka a następnie pięknie położony port w Hajfie z złotą kopułą świątyni Bahaia w pośrodku. Ja ledwo się zwlokłem z łoża boleści. Pomny na przykazania mamy odziałem się w biała koszulę i beżowy garnitur z gabardyny, łącznie z kamizelką. No i krawat! Los chciał, że na lądzie był to dzień tak zwanego CHAMSINU. Dla nie wtajemniczonych: słowo pochodzi z arabskiego i oznacza cyfrę 50. Bo przez 50 dni każdego roku w krajach Lewantu wieje wiatr z pustyni, przynosząc ze sobą wyjątkowo okropną atmosferę, burzą piaskową i wysoką temperaturę, dochodzącą do 45 a nawet 50 stopni Celsjusza. W taką pogodę, dźwigając dwie ciężkie walizy schodziłem z trapu eleganckiego statku w beżowym garniturze, pocąc się doprawdy okropnie.

Czekający na mnie mój wujek, Jerzy Mildiner, w koszulce z krótkimi rękawami, gdy mnie zobaczył po prostu zdarł ze mnie marynarkę i kamizelkę. No i krawat! Wsadził mnie do taksówki Szerut i pojechaliśmy do Tel Awiwu. Więcej nigdy nie ubrałem w całości beżowego garnituru z kamizelką. Był tak samo niepotrzebny i bez sensu jak większość rzeczy przywiezionych do Izraela z Polski. Ale przecież nie można było jechać z pustymi rękoma!

Autor: Poldek Sobel

14 godzin temu, toptwenty napisał:

Ze strachu przed szmalcownikami.

Nie przed szmalcownikami, ale przed Niemcami.  Jak już wcześniej wspominałem szmalcownictwo było karane śmiercią przez Państwo Podziemne. Szmalcownicy oczywiście byli, ale wydając Żyda Niemcom jednoznacznie określali się jako współpracownicy okupanta - dotyczy to zarówno szmalcowników polskich, jak żydowskich. 

14 godzin temu, toptwenty napisał:

W Katyniu nie stawiali oporu, szli jak owce na rzeź - nikt jakoś ich nie wyszydza. - bądź piewszy.

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe to rozstrzeliwani byli Polacy, a katami w dużej części byli Żydzi -   NKWD  bodajże w 85%  składało się z Żydów.  

Wbrew posądzeniu jednego z dyskutantów nie jestem żadnym żydożercą; jestem po prostu zdania, że jeżeli ktoś był łajdakiem powinien tak być nazywany. Dlaczego więc gdy piszemy o polskich czy niemieckich łotrach to wszystko jest OK, a gdy piszemy o łotrach żydowskich nagle okazuje się że jest to antysemityzm ?. W moim przekonaniu Żydom tak naprawdę  najbardziej zaszkodził Talmud, który wymagał uczciwości wobec współplemieńców dopuszczając oszustwo wobec nie-Żydów.  W warunkach, gdy był pisany takie postępowanie było w pewnym stopniu uzasadnione - chodziło wówczas o przetrwanie. Ale to, że zasady te nie zostały zrewidowane w normalnych  czasach sprawiło, że Żydzi w wielu krajach byli nienawidzeni - i nie chodziło tu bynajmniej o sprawy narodowościowe, ale o to, że nie-Żydzi zdawali sobie sprawę z modus operandi przeważającej części Żydów wobec osób z poza tej grupy.  Najnowsza historia pokazuje, że to dziedzictwo nadal tkwi w  kulturze żydowskiej. 

14 minut temu, Pasqual napisał:

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe

Nie zmieniaj tematu.

14 minut temu, Pasqual napisał:

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe

Nie zmieniaj tematu.

 

15 minut temu, Pasqual napisał:

NKWD  bodajże w 85%  składało się z Żydów.  

185%

14 minut temu, Pasqual napisał:

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe

Nie zmieniaj tematu.

 

15 minut temu, Pasqual napisał:

NKWD  bodajże w 85%  składało się z Żydów.  

185%

17 minut temu, Pasqual napisał:

W moim przekonaniu Żydom tak naprawdę  najbardziej zaszkodził Talmud, który wymagał uczciwości wobec współplemieńców dopuszczając oszustwo wobec nie-Żydów.  W warunkach, gdy był pisany takie postępowanie było w pewnym stopniu uzasadnione - chodziło wówczas o przetrwanie. Ale to, że zasady te nie zostały zrewidowane w normalnych  czasach sprawiło, że Żydzi w wielu krajach byli nienawidzeni - i nie chodziło tu bynajmniej o sprawy narodowościowe, ale o to, że nie-Żydzi zdawali sobie sprawę z modus operandi przeważającej części Żydów wobec osób z poza tej grupy.  Najnowsza historia pokazuje, że to dziedzictwo nadal tkwi w  kulturze żydowskiej. 

Napisz doktorat.

Top a może tak coś merytorycznego do tego napisał  Pasqual

 

32 minuty temu, Pasqual napisał:

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe to rozstrzeliwani byli Polacy

Owszem z czego kilkuset oficerów było pochodzenia żydowskiego.

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

J.Hartman:

Wielki Piątek, katolickie święto Męki Pańskiej – udręczony i wyszydzony Żyd Jezus umarł na krzyżu jako zdrajca prawdziwej wiary. W 2019 r. tego samego dnia przypada rocznica wybuchu powstania w warszawskim getcie. A także kulminacja żydowskiego święta Pesach – Żydzi na całym świecie spożywają uroczystą kolację (seder), wspominając exodus i wyzwolenie Żydów z egipskiej niewoli pod przewodem Mojżesza.

Tysiące ludzi w całej Polsce przypina sobie papierowe żonkile na znak pamięci o powstaniu. W Warszawie świąteczny nastrój – katolicy idą do kościołów, inteligencja nosi papierowe żonkilki, Ukraińcy grillują na Polu Mokotowskim… Każdemu wedle jego kultury. Jest miło i przyjemnie.

W Pruchniku na Podkarpaciu też jest miło i kulturalnie – tam hołota, jak to hołota, okłada kijami słomianego Żyda, obcina mu głowę, pali, topi w rzece. Bo taką tam mają religię i taką kulturę. Tak się w Pruchniku manifestuje pokój i chrześcijańskie miłowanie wroga. Piękne stare tradycje – zarzucone na kilka lat, lecz teraz szczęśliwie odrodzone.

Czasami budzą wątpliwości, bo być może nawiązują do obrzędów „pogańskich”. W końcu jednak księża uznają, że są wystarczająco katolickie, by je zaakceptować. Przecież pali się Żyda-Judasza, a nie jakąś tam pogańską poczwarę. Żyd-Judasz ma wielki nos, czapkę i pejsy. Kiedyś miewał czerwony krawat, bo wiadomo – skoro Żyd i zaprzaniec, to komunista. Za rok może dostanie tęczowy kaftanik?

Nie po raz pierwszy „palą Judasza” w Pruchniku, ale film z tegorocznych ekscesów przy ul. Jana Pawła II, uchodzących za „kultywowanie starych tradycji wielkotygodniowych”, jest szczególnie wstrząsający, bo widać na nim grupę dzieci bawiących się, z poduszczenia dorosłych, w bicie człowieka. Podobnie jak film sprzed dwóch lat, na którym naziści palą kukłę Żyda na wrocławskim rynku, ten materiał zobaczą miliony ludzi na całym świecie. I dowiedzą się z niego, że zgodnie z doktryną rządową nie ma już w Polsce antysemityzmu.

Oto i dziecięce ćwiczenia z przemocy, jakie znamy dotąd z reporterskich relacji o konfliktach w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Tym razem z Polski. A w Polsce ofiara może być tylko jedna – pejsata. Żyd i tylko Żyd może występować w tym kraju w roli kozła ofiarnego, obiektu, na który lud przenosi swą frustrację i nienawiść. Tylko wymordowani współmieszkańcy, przez stulecia pogardzani i prześladowani, a wreszcie wygubieni w komorach gazowych przez najeźdźcę, nadal mogą pobudzać wyobraźnię polskiego postchłopa.

Dopóki Polacy będą się zabawiać w bicie Żydów słomianych, dopóty żaden Żyd w tym kraju nie może się czuć bezpiecznie. Od bicia słomianej kukły do bicia człowieka jest tylko jeden krok. Dzieci uczone nienawiści do pejsatego Judasza, chwalone za przemoc, zawsze już będą nosić w sobie ukrytą gotowość…

Gdy okoliczności będą sprzyjające, gdy zabraknie państwa i policji, a za to będzie Żyd lub jego substytut (Arab?), kułaki prostaczka dosięgną żywego ciała w miejsce słomianej kukły. Nie mam żadnych wątpliwości, że to właśnie ci ludzie, którzy przez kilka pokoleń zabawiali się tak jak ta hołota w Pruchniku, urządzali prawdziwe pogromy Żydów. Pruchnik był jednym z bardzo wielu miasteczek, gdzie odprawiano rytuały nienawiści do Żydów, a w kościołach dzień za dniem sączono religijną i etniczną nienawiść.

A Jedwabne było jednym z bardzo wielu miasteczek, gdzie mordowano Żydów. Pamiętajmy: niejeden Pruchnik, niejedno Jedwabne. Za to jedna Polska – z żonkilami i pejsatym Judaszem. Jedna, choć o podwójnym obliczu.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Dlaczego nikt mnie nie pyta, czy w getcie była miłość”? Dlaczego nikogo to nie interesuje?” – mówił na krótko przed śmiercią w 2009 roku Marek Edelman, ostatni przywódca powstania w hitlerowskim getcie w Warszawie. Odpowiada on na to pytanie w długo oczekiwanym i głośnym jeszcze przed premierą filmie „Marek Edelman... i była miłość w Getcie”, 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Amator oznajmił,że nie było żadnego powstania w getcie bo....to Niemcy a nie Żydzi wyznaczyli datę ataku.

No powiem logika tego rozumowania wprost poraża .A jak miało być?To Żydzi mieli pierwsi rzucić się na Niemców?

A 01.09.39r. też nie było Kampanii Wrześniowej bo to nie myśmy wyznaczyli datę ale Niemcy?

A ci "" ostatni Żydzi w getcie" to tylko raptem 50 tys. ludzi.

2 godziny temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

Amator oznajmił,że nie było żadnego powstania w getcie bo....to Niemcy a nie Żydzi wyznaczyli datę ataku.

 

Marek Edelman był człowiekiem zasługującym na wysłuchanie,  mimo tego co mówił  na temat strajku anestezjologów.  Był to starszy pan, który miał prawo do swoich osądów i moim zdaniem ta wpadka ze strajkiem lekarzy nie może przekreślać Jego dokonań. Ocena uczestnika powstania ( czy jak je nazwać) jest nie do przecenienia, . 

Edelman był nadzwyczajnym człowiekiem i nie rozumiem co wspólnego ma strajk anestezjologów z gettem?

11 godzin temu, Pasqual napisał:

Był to starszy pan, który miał prawo do swoich osądów i moim zdaniem ta wpadka ze strajkiem lekarzy nie może przekreślać Jego dokonań.

Czy Ty bronisz p. Edelmana, czy go atakujesz?

10 godzin temu, toptwenty napisał:

Czy Ty bronisz p. Edelmana, czy go atakujesz?

Oczywiście bronię, pana Marka Edelmana bardzo szanuję. A co do strajku anestezjologów - poparcie przez pana Edelmana pomysłu wcielenia lekarzy do wojska było dla mnie co najmniej dziwne. 

15 minut temu, Pasqual napisał:

poparcie przez pana Edelmana pomysłu wcielenia lekarzy do wojska było dla mnie co najmniej dziwne. 

A jak myślisz - dlaczego tak postąpił?

 

 

W dniu 25.04.2019 o 01:19, Pasqual napisał:

Marek Edelman był człowiekiem zasługującym na wysłuchanie,  mimo tego co mówił  na temat st

co za eufemizm.Bohater Zydowski ale i Polski zaslugujacy na wysluchanie.Wiekszego idiotyzmu nie czytalem juz od roku.

W dniu 24.04.2019 o 22:25, xniwax napisał:

Owszem z czego kilkuset oficerów było pochodzenia żydowskiego. 

tak sie sklada ze  czesc zolnierzy bioracych udzial w  II wojnie swiatowej w armii niemieckiej miala obywatelstwo polskie filozofie.Masz jakie sssssssszegolne przemyslenia na ten temat?Tak jak duza czesc zydow walczyła w armii polskiej zarowno z niemcami jak i rosjanami.Masz tu rowniez jakons mysl?

Może nie obywatelstwo ale pochodzenie.Z polskim obywatelstwem do Wehrmachtu  nie brali.

Historycy przyjmują,że w polskiej armii w czasie kampanii wrześniowej ok. 10% stanowili Polacy pochodzenia żydowskiego.Tak więc w Katyniu też musieli być.

6 minut temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

oże nie obywatelstwo ale pochodzenie

to fakt.Ale taka sam sytuacja jak z zydami.

a tutaj troche zeby skonczyc to bezuzyteczne pieprzenie informacji dla  gluchych i niewidomych.

Udział Żydów na eksponowanych stanowiskach we władzach oraz w organach bezpieczeństwa w PRL przyczynił się do pogłębienia tego stereotypu w okresie powojennym[1]. Według danych administracyjnych, 167 osób, czyli 37,1% kierowniczej kadry Resortu Bezpieczeństwa Publicznego i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1944–1956 w PRL stanowili Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego[15][16][17][7].

Ilu Żydów było w NKWD i w innych aparatach represji? Nie było ich tak dużo, a rozkazy wydawali nie Żydzi — ale partyjni aparatczycy innych narodowości. Na terytoriach, gdzie doszło do podwójnej okupacji miało miejsce dwukrotne przyjście nowej władzy. Poszkodowani przez poprzednie władze zawsze szukają winnego i jest nim najsłabszy element. Tak padło na Żydów.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • 2 tygodnie później...
W dniu 27.04.2019 o 16:26, muls napisał:

a tutaj troche zeby skonczyc to bezuzyteczne pieprzenie informacji dla  gluchych i niewidomych.

Udział Żydów na eksponowanych stanowiskach we władzach oraz w organach bezpieczeństwa w PRL przyczynił się do pogłębienia tego stereotypu w okresie powojennym[1]. Według danych administracyjnych, 167 osób, czyli 37,1% kierowniczej kadry Resortu Bezpieczeństwa Publicznego i Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego w latach 1944–1956 w PRL stanowili Żydzi i osoby pochodzenia żydowskiego[15][16][17][7].

Tylko, że wg ocen historyków Żydzi stanowili wówczas w Polsce co najwyżej 1 % ogółu obywateli. Samo 37,1 % przytoczone przez mulsa nic nie mówi. Dopiero gdy wykaże się, że były to głównie najważniejsze stanowiska - otrzymujemy pełny obraz. W końcu 1945 roku radziecki doradca NKWD przy MBP gen. Mikołaj Seliwanowski informował, że w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego pracuje 18,7% Żydów, ale zajmują oni aż 50% stanowisk kierowniczych. Ale np. w Departamencie I. MBP Żydzi zajmowali wszystkie stanowiska kierownicze, a stanowili tylko 27% kadry.

Wystarczy prześledzić głośne nazwiska związane z bezpieczeństwem publicznym w czasach stalinowski w Polsce - kilka przykładów z brzegu:

Józef Różański vel Jacek Różański właściwie Józef Goldberg - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Roman Romkowski właściwie Nasiek (Natan) Grinszpan-Kikiel vel Natan Grünsapau–Kikiel - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Jakub Berman - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Józef Światło właściwei Izaak Fleischfarb - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Hilary Minc - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Anatol Fejgin - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Helena Wolińska-Brus vel Felicja  Danielak właściwie Fajga Mindla - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

W dniu 27.04.2019 o 16:26, muls napisał:

(...) Nie było ich tak dużo, a rozkazy wydawali nie Żydzi — ale partyjni aparatczycy innych narodowości. Na terytoriach, gdzie doszło do podwójnej okupacji miało miejsce dwukrotne przyjście nowej władzy. Poszkodowani przez poprzednie władze zawsze szukają winnego i jest nim najsłabszy element. Tak padło na Żydów.

To co napisał muls w odniesieniu do NKWD można spokojnie odnieść do MBP, które w tamtych czasach... itd. To nie byli Żydzi, nie oni kierowali, nadzorowali, realizowali...

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Fake news.

Wszystkim kierowali Bierut + Rokosowski + Iwan Sierow + Stalin + Beria - sami znani Żydzi. 

56 minut temu, Zyzol napisał:

głośne nazwiska

Nagłośnione przez prawdziwych Polaków, żeby odsunąć winę i karę od siebie.

6 minut temu, toptwenty napisał:

Fake news.

Wszystkim kierowali Bierut + Rokosowski + Iwan Sierow + Stalin + Beria - sami znani Żydzi. 

Nagłośnione przez prawdziwych Polaków, żeby odsunąć winę i karę od siebie.

"Zwyczajny(...)" trolling.

42 minuty temu, toptwenty napisał:

Bierut i spółka nie istnieli. Zyzol napisał historię na nowo. 

Owszem Bierut i spółka istnieli - przecież:

2 godziny temu, Zyzol napisał:

nazwiska związane z bezpieczeństwem publicznym w czasach stalinowski w Polsce (...):

Józef Różański vel Jacek Różański właściwie Józef Goldberg - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Roman Romkowski właściwie Nasiek (Natan) Grinszpan-Kikiel vel Natan Grünsapau–Kikiel - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Jakub Berman - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Józef Światło właściwei Izaak Fleischfarb - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Hilary Minc - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Anatol Fejgin - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Helena Wolińska-Brus vel Felicja  Danielak właściwie Fajga Mindla - 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

zniknęły z PRL-owskich struktur władzy niemal równocześnie z Bierutem. 

A jedną ze słynniejszych i szkodliwych spółek w historii Polski była ta: gen. Iwanow/Sierow prowadzący - szer. Okulicki kapujący.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
5 minut temu, Zyzol napisał:

zniknęły z PRL-owskich struktur władzy niemal równocześnie z Bierutem. 

Same z siebie zniknęły, tak samo jak zostały powołane. 

Różański powołął Sierowa.

Romkowski powołał Berię.

Światło powołał Stalina.

Fiejgin powołał Rokosowskiego.

Wolińska powołała Bieruta.

Jaką karę ponieśłi Stalin, Rokosowski, Chruszczow, Sierow, Żukow, Wasilewska i reszta tej aryjskiej (?) kamaryli, która zaprowadziła w Polsce krwawy komunizm? Która celowo mianowała osoby żydowskiego pochodzenia na stanowiska w UB i MSW? 

 

W dniu 24.04.2019 o 10:59, Amator 2b napisał:

Nigdy nie było żadnego powstania” – Jest to stwierdzenie z roku 1988, wypowiedziane przez Marka Edelmana, który był jednym z głównych odpowiedzialnych wśród żydowskich grup uzbrojonych w getcie. (Dziennik Liberation – 18 kwiecień 1988, str. 27).

8 maja 1943 r. Niemcy odkryli bunkier ŻOB przy Miłej 18. Wezwali ukrywających się w nim Żydów do wyjścia, obiecując, że kto się podda, będzie skierowany do pracy, reszta natomiast zostanie rozstrzelana na miejscu. Wezwania posłuchali głównie cywile. 120 bojowców zdecydowało się zostać w bunkrze.

Jak wspomniała Cywia Lubetkin „Niemcy nie ośmielili się wejść do bunkra, natomiast wpuścili gaz. Bojowcy zaczęli się dusić. (…) Najpierw wpuścili do bunkra małą ilość gazu – by zdławić ducha oporu powoli, ale skutecznie. Arie Wilner krzyknął: Odbierzmy sobie życie i nie oddawajmy się żywcem w ich ręce!. Rozpoczęła się seria samobójstw. W bunkrze rozległa się strzelanina. Żydowscy bojowcy odebrali sobie życie. Zdarzało się, że rewolwer się zacinał, a jego zrozpaczony właściciel błagał przyjaciela, aby go zabił, lecz nikt nie chciał odbierać życia innym.”

Mimo zatrucia gazem, kilkorgu z bojowców udało się odnaleźć jedyne (z sześciu) nieobstawione przez Niemców wyjście i przez nie uciec. Wśród poległych w bunkrze był dowódca ŻOB, Mordechaj Anielewicz.

Żydowskie grupy uzbrojone - prawie jak "banda mośków.".  

Brawo Amator2b. Wyssałeś juz całe mamusine mleko?

W dniu 24.04.2019 o 21:55, Pasqual napisał:

 

Jeśli chodzi  o kwestie narodowościowe to rozstrzeliwani byli Polacy, a katami w dużej części byli Żydzi -   NKWD  bodajże w 85%  składało się z Żydów.  

 

Czy można prosić o źródło tych informacji?

12 godzin temu, Zyzol napisał:

"Zwyczajny(...)" trolling.

Jaki trolling koleżko? Fakty.

2 godziny temu, toptwenty napisał:

Żydowskie grupy uzbrojone - prawie jak "banda mośków.".  

Brawo Amator2b. Wyssałeś juz całe mamusine mleko?

Amator2b to kolejny Rycerz Niepokalanej. Ssie mleczko zatrute zatrute dwa tysiące lat temu.

Biuro Polityczne PZPR źródłem wiedzy dla pisowców. Daj coś z dzieł Jaruzela

Wysłane z mojego G3311 przy użyciu Tapatalka

aaaa to on byl nawet naukowiec oprocz robotnika ktory nie  pracował.Ale wtedy to wszyscy byli naukowcami.Ale zeby podpierac sie takimi danymi to nonono.Lepszy bylby Gomulka.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.