Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Blue Cafe - Fanaberia

Płytke kupiłem z czystej ciekawości, znając 2 czy 3 utwory z radia. Muzycznie płyta zawiera bardzo różną muzyke, generalnie w większości przypadków lekko nasączoną elementami solu i jazzu, choć także i rapu, i hiphopu, których to gatunków nie znosze, ale tutaj zawartośc jest do przyjęcia. Bardzo ciekawy, charakterystyczny głos wokalistki, bardzo dobry poziom warsztatu muzyków. Jedyne co mi sie nie podoba, to fakt, że płyta jako całość jest trochę niespójna, tak jakby wykonawcy chcieli udowodnić sobie i innym, że potrafią zagrać wszystko. W efekcie jest urozmaicenie i dobry warsztat, ale momentami bez ładu. Dobre, solidne rzemiosło, ale jakby zabrakło trochę więcej emocji. Podsumowując, mimo wszystko więcej plusów nić minusów. Na tle produkcji typu ich Troje, Brathanki i cała rzecza tzw rodzimych piosenkarzy ta płyta zdecydowanie się wyróżnia. Na ocenę końcową największy wpływ mają 2 utwory: "Boli cisza" i "I'll be waiting", zdecydowanie wyrózniające sie z reszty. Moja wersja to wydanie dwupłytowe, drugi krążek zawiera 3 teledyski w formacie VCD

Mike Oldfield - Amarok

Amarok byl naglym odskokiem od tego co Mike tworzyl w latach 80tych. Po popowych piosenkach, eksperymentach na komputerowych samplerach nagle artysta powrocil do korzeni! Album jest stworzony w tradycyjny sposob - na wszystkich instrumentach gral sam, efekty wychodzily spod jego reki, zadnych sampli. I plyta okazala sie objawieniem dla wiernych fanow. Muzyka jaka ja wypelnie to cos niesamowitego i nieszablonowego. Sama forma jest juz dziwna: jeden track (sciezka) ktory trwa godzine. Oraz ten napis na tylnej okladce... 'Nie dla szmatouchych glupoli' - to zdanie nie jest tam ot tak sobie. Ta muzyka jest specyficzna. W 60 minutach ujety zostal strach, przerazenie, zdenerwowanie (zeby nie powiedziec wkur******) a zarazem radosc i smiech. W kazdej nucie jest uczucie, zycie, kazdy dzwiek ma tutaj sens i nie wazne czy jest to 'tylko' gitara czy tez uderzenie w policzek, zbicie szklanki czy mycie zebow... Pelno tu niespodzianek, ktore przy pierwszym kontakcie moga zdziwic a nawet przestraszyc... Trudno to opisac, sam musisz posluchac i... sprawdzic czy nie jestes 'szmatouchym glupolem' :-)

Mike Oldfield - Crises

Nie wiem czemu wybralem ten album do opisania gdy jest jeszcze miejsce na wiele innych, lepszych. Jednak Crises mam cos w sobie. Juz sama okladka budzi we mnie poczucie pewnej tajemniczosci, uwazam ja za najlepsza okladke tego wykonawcy. Plyta jest typem 'pol na pol' czyli jedna strone wypelnia suita a druga krotkie (raczej spiewane) piosenki. Czesc pierwsza to elektorniczna, dwudziestominutowa elektroniczna suita. Wedlug wielu nic specjalnego, inni nawet twierdza, ze jest to nudna granina na syntezatorach z dodatkiem gitary. Mnie jednak ten utwor unosi. Wystarczy, zeby bylo ciemno... Elektroniczne syntezatory brzmia kiczowato... jednak nie brzmia tak jak u innych artystow - tutaj ta kiczowatosc jest atutem, slychac proste 'plastikowe' granie - ono mnie ponosi gdzies daleko... Nie wiem dlaczego ta plyta wywoluje we mnie takie emocje, a jednak tak sie dzieje. Nie mozna tez zapomniec o wspanialej grze Simona Philipsa - to jego perkusje slyszymy. No i oczywiscie i przede wszystkim gitara Oldfielda - to ona tutaj wlasnie w duecie z perkusja Philipsa konczy w niezlym stylu piersza czesc albumu. Druga strona albumu zaczyna sie znanym wszem i wobec hitem Moonlight Shadow, ktory w 1983 roku podbil listy przebojow. Nastepnie In High Places w wykonaniu Jona Andersona - nie wiedzialem, ze piosenka, ktora jest tak prosta moze mi sie tak podobac. Lecz moze o tym glownie decydowac wspanialy glos wokalisty. Foreign Affair jest takze prosta piosenka spiewana prze Maggie Reilly, niezbyt zroznicowana, ogolnie nie wnosi wiele. Taurus 3 jest wysmienitym pokazaniem talentu Oldfielda - slychac tu szybka gre na gitarze akustycznej w stylu flamenco. Shadow on The Wall to ostatnia piosenka opowiadajaca o nacisku na czlowieka. Do napisania jej artyste zainspirowaly miedzy innymi uwczesne wydarzenia w Polsce. Podsumowujac Crises to plyta dziwna... Budzi mieszane uczucia i nie kazdemu moze sie spodobac, jednak warto ja miec chocby dla samego momentu zwanego 'The watcher and the tower'.

Mike Oldfield - Tubular Bells

Tubular Bells - debiutancka plyta Mike'a Oldfielda. Artysta mial wielkie prolemy ze znalezieniem wytworni, ktora chcialaby podjac sie wydania jego dziela. Bylo tak ze wzgledu na ekstrawagancje i postac nagrania - byl to polgodzinny minutowy zlepek muzyki granej na gitarach, fortepianie i innych (czesto wymyslnych) instrumentach. Richard Branson zainwestowal w Oldfielda i po nagraniu przez Mike'a dotychczasowej muzyki w studiu oraz dograniu drugiej czesci wydal je pod znanym dzisiaj tytulem. Muzyka na tej plycie to wyjatkowe przezycie. Pierwsza czesc nagrania jest bardzo expresyjnym polaczeniem kilku prostych motywow z ktorych artysta zrobil monumentalna piesn wykorzystujac wszelkie rodzaje gitar, perkusje, cymbaly, organy i oczywiscie tytulowe dzwony rurowe. Wlasnie to instrumentarium stwarza wspanialy klimat plyty, to cos czego sie nie zapomina... Czesc druga jest bardziej stonowana, jest to taka cisza po burzy. Tutaj rowniez oczywiscie zostalo wykorzystane pelne instrumentarium i... okrzyki! Jest taka czesc gdzie uslyszec mozemy 'spiew jaskiniowca' przeplatajacy sie z troche chaotycznym graniem na fortepianie. Calosc zakancza sympatyczy i chyba wszystkim znany motyw ludowy - Sailors Hornpipe. Jest to bardzo pozytywne zakonczenie albumu :-)

Pink Floyd - Early Singles

Miałem pewien dylemat, gdzie i czy w ogóle zamieścić opis tego albumiku. Jest to bowiem zbiór pierwszych singli grupy Pink Floyd, ale wydany dopiero w 1992 roku - jest częścią wydanego wówczas megaalbumu Shine On, 9-cio płytowego boksu zawierającego wybrane albumy z całej twórczości Floydów (o tym wydawnictwie wspomnę jeszcze, jest to bowiem swojego rodzaju ciekawostka). Do rzeczy. Płyta "Early Singles" zawiera 10 starych, uroczych utworów, które w większości z różnych powodów nie znalazły się na "dużych" płytach. W klimacie jako żywo przypominają materiał z "The Piper..." i następnej "A Saucerful of Secrets": a więc przeurocze i dowcipne kompozycje Syda Barreta oraz dość przeciętne utwory Watersa i Wrighta. Trudno wręcz uwierzyć, że ci sami ludzie tworzyli później takie albumy jak "Wish You Were Here"... Album dla koneserów, chcących dogłębnie poznać twórczość Floydów. I jeszcze jedna uwaga - około 1995 roku wyszedł album zawierający 6 spośród 10 utworów z "Early Singles" i był (a być może jest nadal) dostępny w sprzedaży.

Pink Floyd - The Piper at the Gates of Dawn

Jako wieloletni słuchacz, wielbiciel i posiadacz wszystkich płyt grupy Pink Floyd (także wielu wydawnictw "podziemnych") postanowiłem zmobilizować się i opisać krótko (bo zrecenzować to za dużo powiedziane) po kolei wszystkie, zanim zrobi to ktoś inny :). Zacznę od albumu "The Piper at the Gates of Dawn" - i to nieprzypadkowo, bowiem była to pierwsza płyta tego słynnego brytyjskiego kwartetu. I to płyta chyba najdziwniejsza w dorobku tej grupy, co jest niewątpliwie zasługą ówczesnego lidera Pink Floyd - Syda Barreta. Nie wiem, jak wyglądają w tej chwili wyniki sprzedaży płyt Pink Floyd, ale mam podstawy przypuszczać, że opisywany album jest wśród nich na końcu. Bynajmniej dlatego, że to zła płyta – po prostu wielu słuchaczy sięga raczej po nowe tytuły, gdzie znajdą słynne kawałki tej grupy. Kilku z moich znajomych, którzy gorąco pragnęli zapoznać się z twórczością Floydów, z radością kopiowało sobie albumy „Division Bell”, „A Momentary Lapse of Reason” czy „Pulse”, do „The Piper...” podchodzili jednak z dziwnym niesmakiem. Rzeczywiście, album jest archaiczny i brzmi dziecinnie, nie ma tam żadnych przebojowych wejść. Są za to naprawdę wspaniałe teksty o jakby bajkowym charakterze („Lucifer Sam” czy „Gnome”), prawdziwie psychodeliczny (a przy tym udany) „Interstellar Overdrive” i świetny, mocno eksperymentalny utwór „Astronomy Domine”, którego wrażliwy słuchacz z pewnością doceni. Można by było uznać „The Piper...” za album tylko dla koneserów – przeciętny wielbiciel przeciętnej muzyki raczej go nie przetrawi. Ale jeśli ktoś naprawdę chciałby prześledzić twórczość Floydów, powinien od niego zacząć. Chociażby po to, żeby wiedzieć, że Pink Floyd to zespół z przeszłością i niewątpliwie po przejściach.

Patricia Barber - Modern cool

rzeczywiście smaczek na komercyjnym rynku muzycznym. plyta której nie trzeba zamawiać sprowadzać bóg wie skąd a jest żywą tkanka profesjonalizmu muzycznego i nagraniowego.troche zbyt zimne i wyrachowane muzycznie jak dla mnie ale np. strzelanie palcami w coverze paula anki"she's a lady" wprowadza w nowy wymiar przy sluchaniu na udanej konstrukcji lampowej.Utwór 4 " constantinople" najtrudniejszy jak sadzę ale transowy i wampiryczny(?}- 8 minut niesamowitego testu kolumn itp. mix przeprowadzony przez jima Andersona. Czego się dotknął ten pan świetne. polecam

Roger Waters - Amused to Death

to i ja sie dopisze. Muzyka moim zdaniem jest co najwyzej srednia. Nie sposób sluchac muzyki w nawiazaniu do twórczości Pink Floyd, a wtedy okarze sie, ze wiele motywów zostało niemrawie powtórzonych, nie ma mowy o fenomenalnym klimacie grupy z przeszłości. Jest jeden moment, kiedy odnosze wrazenie, ze twórca chciał wywołac emocje na słuchaczu poprzez zastosowanie przemocy. Osobiscie nie cierpie takiej sztuki, ktora przez przemoc wywołuje emocje (nie znosze world press foto i tych niektorych zdjec). Wokal Rogersa jest dla mnie wrecz irytujący, chyba chciał za bardzo zrobic z tej plyty swoją wlasność artystyczna.

Patricia Barber - Modern cool

To jest jedna z pierwszych płyt dzięki którym zacząłem słuchać jakiejkolwiek odmiany jazzu. Wcześniej szerokim łukiem omijałem półki z jazzem w sklepach płytowych mając stereotypową opinię o tym gatunku muzycznym. Przede wszystkim na płycie jest niepowtarzalny wieczorny KLIMAT tworzony głównie za pomocą akustycznych instrumentów popartych solidną pracą perkusji i basu . Od pierwszego utworu "Touch of the trash" zarówno w warstwie tekstowej jak i muzycznej czuć ,że artystka robi wszystko żeby i nam udzielił się nieco dekadencki nastrój wieczoru w zadymionym klubie. W dłoni raczej lampka wina niz kufel piwa - ewentualnie szklaneczka Jacka Danielsa . Oprócz pierwszego utworu szczególnie zasługują na wyróżnienie "Winter" , "You & The Night & The Music" , dłuuugie solo perkusyjne w "Company" oraz " Post modern blues". Inne utwory niewiele w/w ustępują - wg mojego odczucia nieco gorzej wypadła PB w coverach " Ligth my fire" oraz " She's a lady" - wersje tych songów niekoniecznie są lepsze od oryginałów ponieważ ich aranżacja jest dostosowana do klimatu całości . Trans trwa do samego końca płyty i dopiero chóralne "Let it rain" zapowiada ,że trzeba znowu nacisnąć "play" ;-) Jeśli to jest jazz to naprawdę to lubię ;-)

Camel - a nod and a wink

plyty slucham od czasu do czasu i nie znudzila mi sie i nadal cos w niej sobie odkrywam. trudno mi przyporządkowac te muzyke do jakiegos rodzaju, bo mam za malo wiedzy w tym zakresie. nie podejmuje sie oceny tej muzyki. Jednym sie spodoba, drugim sie nie spodoba. Dam ocene dobrą, jako, ze az tak bardzo czesto nie slucham tej plyty, to jednak do niej wracam, tez ze względu na dzwiek

Al di Meola - Orange And Blue

Wg mnie jedna z najlepszych płyt Ala. Bardzo równa, do tego zróżnicowana. Jak zwykle, gitarzysta niezwykle umiejętnie łączy tu jazzową stylistykę z elementami różnej muzyki etnicznej. Całośc wypada znakomicie, w większości płyta składa się z nastrojowych tematów, bogato zaaranżowanych, zawierających swietne improwizacje lidera na przeróżnych typach gitar, wszystko na tle ładnych linii melodycznych i rytmicznych.

Norah Jones - Come away with me

To miaóo byc największe odkrycie muzyczne, talent na miarę Diany Krall, Patrici Barber czy Sary K. Cóż moge powiedziec o tej płycie - 1szy utwór OK, drugi tez, trzeci, czwarty ... zaczyna byc nudno i monotonnie. Podobne aranże, podobnie zaspiewane. Niestety do poziomu pan wskazanych wyzej sporo tu brakuje. Ponieważ mamy do czynienia z młoda wykonawczynią, mam nadzieję że w przyszłości lepiej udowodni talent i moja ocena bedzie wyższa. Za muzyke/wykonanie ocena dostateczna, za urode i ciepłą, seksowną barwe głosu ocena bardzo dobra, czyli razem ...

Pat Metheny - Speaking of now

Niczym szczególnym Pat na tej płycie nas nie zaskakuje. To był główny zarzut wszelkich recenzji. Dla mnie to zaleta. W efekcie mamy bardzo równą, dobrą płyte bez zbędnych fajerwerków i dziwnych eksperymentów. Tej muzyki słucha się dobrze o kazdej porze. Polecam szczególnie popołudniem i wieczorem. Brzmienie gitar Pata rozpoznawalne jest od razu.

Ray Brown - Superbass

kontarbasy, kontrabasy i jeszcze raz kontrabasy. Trzech gości wymiata sobie jazzowo na tych instrumentach. Powiem krótko, nie lubialem kiedys jazzu, ale ta plyta w duzym stopniu przyczynila sie do diametralnej zmainy zdania. Mimo swej skomposci w instrumenty, muzyka nie jest nudna. Ciekawe solowki, dobre motywy muzyczne, czesto na tyle wesołe i niespodziewane, ze pojawia sie usmiech na twarzy sluchacza. W 2 utworach kontrabasom towarzyszy perkusja, w kilku pianino. Udezenia przyciskanych szybko strun do gryfu slychac doskonale. Piekne to dzwieki Co tu duzo gadac, kawal dobrej muzyki. Szczerze polecam

Patricia Barber - Cafe Blue

potwierdzam powyższą opinię Arka. subtelna muzyka, piękny głos, doskonała na wieczorne odsłuchy przy lampce wina

Jacques Loussier Trio - The Four Seasons

Pierwszym albumem Jaques'a Loussier był album poświęcony Bachowi ( "Play Bach" ). Ku zdziwieniu samego autora i jego przyjaciół, którzy płytę nagrali bardziej "dla zabawy" zbiór interpretacji dzieł mistrza stał się bardzo popularnym albumem zapewniającym francuskiemu pianiście, kompozytorowi i eksperymentatorowi popularność. Loussier wydawało sie pozostanie specjalistą d/s interpretacji bachowskiej polifonii, ale już wkrótce założył trio firmowane swoim nazwiskiem. Ponieważ najlepiej czuł sie w kompozycjach z mocną linia basową niechętnie myślał o wydaniu kolejnych płyt traktujących w ten sam sposób dzieła innych mistrzów...uległ jednak na szczęście moje i wszystkich miłośników jazz'u ( i nie tylko ) i nagrał płytę, której walory docenić może każdy kto słuchał "Cztery Pory Roku" nie tylko w słuchawce telefonicznej, w oczekiwaniu na głos pani z centrali( swoją drogą, w ten sposób można obrzydzić najlepszą muzykę ), ale ją zna niemalże do ostatniej nuty. U Vivaldiego powtarzające się fragmenty koloryzuje barwa sekcji smyczków i cała gama dynamicznych, artykulacyjnych i intonacyjnych efektów, u Loussier zadanie to wypełniają trzy instrumenty, na których nie ma możliwości zagrać "długich" nut. Efekt ten uzyskuje przez genialność kombinacji klasycznego grania i własnych improwizacji. Tam gdzie w oryginale gra cały skład orkiestry, u Loussier'a jest miejsce na ekstrakt, na 100% esencjonalny wyciąg z genialnej muzyki baroku. Choć wydaje się niemal niemożliwym improwizowanie tematów, w których zmiana jednego dźwięku zmienia sens całości, Jaques z przyjaciółmi wychodzi z tego nie tylko obronną ręką, ale jeszcze przygniata nas z siłą padającego muru berlińskiego niesłychaną precyzją i punktualnością dźwięku, a wykazuje się niezwykłą wrażliwością gdy nadchodzi czas adagio zagranego z wielkim feelingiem. Muzyka na dobre i złe dni , do samochodu i do słuchania w domu,dla koneserów i laików. Przyprawiona odrobiną whisky smakuje jeszcze lepiej...

Pat Metheny - Speaking of now

jak gra pat metheny kadzy wie. nie znam sie w ogole na klasyfikacji jazzowej, wiec nie wiem jak nazwac odmiane graną przez tego wykonawce. Dla mnie jest to w ogóle "nieortodoksyjny" jazz, melodyjnie sobie to wszystko gra. plyta po prostu do posluchanie. niektore kawalki jakby nie rzucające sie w ucho, ale niektore zakrawają na ciekawe kompozycje - tzw muzyczne pejzarze. muzyke zawsze oceniam subiektywnie, tym razem trudno jednoznacznie mi ocenic. obok ciekawych dla mnie utworów (na bdb) są utwory dostateczne. Oceniam wiec na db, ale to kompromis. warto plyte miec dla tych paru utworów. odprezająca muzyka do posluchania na kazda pore

Roger Waters - Amused to Death

Warstwa muzyczna troszke patetyczna ale jeszce ujdzie. Wokal Watersa jest deczko obciachowy, ale ujdzie. Najmocniejsza strona kompozycji z Amused to Death sa bez watpienia teksty. Tyle.

Norah Jones - Come away with me

coż moge napisac o muzyce. norah urodzila sie w 1979 roku i powiedziala ze nigdy nie lubila Nirvany. muzyka spokojna, slychac wyraznie wokal, pianino, kontrabas, gitare i delikatnie perkusje - ale bez stopy (chyba tylko w jednym utworze). Muzyka zatem spokojna, "przeciwienstwo" nirvany. jeden utwór jest tylko "dramatyczny", pozostale "neutralne", ale wszystkie bardzo melodyjne. nie jest to plyta dla zwolenników niskiego basu. teraz cos subiektywnie: plyta mi bardzo przypadla do gustu. od tygodnia tylko ona siedzi w transporcie. tak wiec muzyke oceniam subiektywnie na :bdb+

Alphaville - Forever Young

Banalny album. Dziesięć całkowicie elektronicznych utworów, proste, choć nie do końca głupie teksty. Trzy wielkie przeboje ("Forever Young", "Sounds like a melody", "Big in Japan"), które będą trwać tak długo, jak długo będą działać komercyne stacje radiowe. I... nic więcej. Album tylko dla tych, którzy bardzo lubią dyskotekowe brzmienia połowy lat 80-tych.

Frank Zappa - The Best Band You Never Heard In Your Life

Stary dobry rock? Gdzie tam! No chyba, ze filmy Monty Pythona to stare dobre komedie. The Best Band You Never Heard In Your Life to kompilacja utworów granych na koncertach granych głównie w europie w 1988r. Potężna dwupłytowa dawka świetnej muzyki okraszonej przednim humorem. Oprócz utworów FZ znajdziecie na niej takie perełki jak "Ring of Fire", "Purple Haze" czy "Stairway To Heaven".

Roger Waters - Amused to Death

najbardziej znana płyta Rogera. Bardzo osobiste, refleksyjne teksty. Muzycznie płyta stanowi całość, jeden utwór płynnie przechodzi w drugi. Najlepiej posłuchac całości od początku do końca. Klimat muzyki przystaje do tekstów -refleksyknie, momentami wręcz smutno... lepeij nie słuchac tego w stanie depresji

Roger Waters - Amused to Death

Dla zaawansowanych słuchaczy i laczej wielbicieli tych klimatów. Waters cudownie przekazuje klimacik i muzyczne opowieści tworza nierozerwalną całość.Trudno słuchać konkretnego utworu bez wnikliwej analizy całości. Nie są to przeboje, ale jakie to ma znaczenie dla genialnej muzyki. Sposób realizacji powala ale o tym niżej.

Patricia Barber - Cafe Blue

raczej lekka odmiana jazzu, swietna muzyka na wieczór, po powrocie z pracy. W większości akustyczne instrumenty. Niepowtarzalny nastrój i klimat. głoś Patricii jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny, hipmotyczny. Oszczędne, przemyślane aranżacje.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.