Skocz do zawartości
IGNORED

Genesis


Yankes
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

7 minut temu, soundchaser napisał:

Abacab? 😉

No gratuluję jakiś prorok czy cuś za mnie odpowiada za mnie wie za mnie sra za..... 😞

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

....sowy nie są tym czym się wydają.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 30.04.2023 o 15:31, soundchaser napisał:

Abacab? 😉

Może szczególnie Who Dunnit? - dla mnie muzyczna pokraka.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
28 minut temu, xniwax napisał:

Who Dunnit

Ciekawe co muzycy Genesis mieliby do powiedzenia na temat tego utworu. 
Co im w ogóle do głowy przyszło, żeby nagrać takie gówno...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Istnieje legenda, że w archiwach jest 30 min. wersja tego koszmarka.
 

2 godziny temu, soundchaser napisał:

Ciekawe co muzycy Genesis mieliby do powiedzenia na temat tego utworu. 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biorąc pod uwagę specyfikę języka muzyczny, Genesis, obok Jethro Tull, był najbardziej tradycjonalistycznym zespołem z grona Wielkiej Progresywnej Szóstki (tworzyli ją także ELP, King Crimson, Pink Floyd i Yes). Muzycy z Genesis dystansowali się od świata awangardy. Często podkreślali, że przede wszystkim są twórcami piosenek. Tymczasem ich dwupłytowe wydawnictwo z 1974 roku jest dość nietypowe. ,,The Lamb Lies Down On Broadway’’ jest najbardziej nowoczesną płytą zespołu, biorąc pod uwagę takie elementy, jak harmonia, podejście do kompozycji i teksty. W pierwszej połowie lat 70. elementy muzyki klasycznej były bardzo mocno obecne w twórczości kwintetu. Ich specyfiką było jednak to, że miały „muzealny” charakter. Odwoływały się wszak do zamierzchłych epok, przede wszystkim neoromantyzmu, który szczególnie upodobał sobie Tony Banks. Podobnie było w przypadku Steve’a Hacketta, który również był rozmiłowany w muzyce klasycznej. Zespół unikał zapuszczania się w rejony związane z dwudziestowieczną awangardą. To nie były ich klimaty.

,,Baranek’’ stanowi w tej mierze wyłom. Wcześniej, nawet na tych najbardziej progresywnych płytach („Foxtrot”, „Selling England By The Pound”), trudno było znaleźć odwołania do „postępowej” muzyki klasycznej XX wieku. Dominował wyraźnie dość tradycyjny język harmoniczny. Do wyjątków można zaliczyć nietypowe organowe zakończenie w „Twilight Alehouse”, utworze, który powstał w czasie sesji do „Foxtrota” (1972), jednak ostatecznie nie trafił na album. Tony Banks poszedł tym razem tropem radykalnych eksploracji à la Keith Emerson. Na „The Lamb Lies Down On Broadway” w kilku miejscach pojawiają się dość zaskakujące rozwiązania brzmieniowe. Najbardziej dobitnym przykładem jest „The Waiting Room”, będący śmiałym przykładem eksperymentalnych poszukiwań brzmieniowych. Szczególnie zgiełkliwy, wręcz atonalny wstęp może być sporym zaskoczeniem dla niemałej części fanów zespołu. Była to ciekawa wycieczka w krainę spiętrzonych, radykalnych dysonansów. W czasie, gdy muzycy nagrywali ten utwór trwała bardzo intensywna burza - coś z tego zjawiska atmosferycznego musiało do niego przeniknąć. Oprócz „The Waiting Room” mamy jeszcze kilka instrumentalnych fragmentów okraszonych bardziej nowoczesnymi rozwiązaniami w sferze harmonicznej. Ich dysonansowa faktura może być dla co bardziej tradycyjnych słuchaczy dość odstręczająca. Przede wszystkim kłania się instrumentalny wstęp w „Colony Of Slippermen”

 Nie mniejszym problemem było libretto koncept albumu. Wprawdzie już na „Selling England By The Pound” Gabriel inspirował się wyrafinowaną literaturą współczesną (T.S. Elliot), jednak na ,,Baranku’’ zrobił znaczący krok naprzód. Odnajdziemy na nim ślady wpływów awangardową literaturą XX wieku (surrealizm, nawiązanie do modernistycznego strumienia świadomości). Percepcję utrudnia świadoma intertekstualność tekstów. Pojawia się sporo odwołań do różnych tradycji kulturowych. Aby zrozumieć niektóre teksty wymagana jest wiedza z zakresu mitologii greckiej czy też różnych zjawisk kulturowych. Jeśli połączymy treść przekazu z zagmatwaną narracją, otrzymamy w rezultacie jeden z bardziej hermetycznych koncept albumów w historii rocka. W sumie libretto tego albumu to niezły labirynt.

Zważywszy na wszystkie przytoczone powyżej przykłady nie dziwi fakt, że „The Lamb Lies Down On Broadway” nie odniósł znaczącego sukcesu komercyjnego, choć i tak sprzedawał się nie najgorzej. Jest jednym z reprezentatywnych przykładów intelektualnych ambicji twórców rocka, którzy w latach 70. daleko odeszli już od schematycznej formy piosenkowej i miałkich tekstów o rozterkach uczuciowych nastolatków. W tym wypadku na szczęście nie mieliśmy do czynienia z przerostem formy nad treścią. Wszystkie muzyczne ingrediencje są umiejętnie poukładane. Nie jest to płyta, która całe swoje piękno odkrywa już po pierwszym przesłuchaniu, dlatego warto się w nią zagłębić przynajmniej kilka razy. Dopiero wtedy można wstępnie formułować jakieś opinie.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, mahavishnuu napisał:

Najbardziej dobitnym przykładem jest „The Waiting Room”, będący śmiałym przykładem eksperymentalnych poszukiwań brzmieniowych.

Właściwie to dla mnie jedyny fragment na albumie wyłamujący się od "piosenkowego" charakteru muzyki Genesis. Pozostałe utwory to wciąż melodyjny rock progresywny, aczkolwiek faktycznie podany w bardziej wyrafinowany sposób a przede wszystkim materiał muzyczny jest bardzo różnorodny i obszerny. Moim zdaniem dobrze, że go nie skrócili do jednej płyty. Ileż wspaniałych utworów nie byłoby nam dane wtedy poznać. Z pewnością zostałyby wydane w późniejszych edycjach jako bonusy, ale to już nie to samo.

Przypominam sobie pod wpływem tego wątku książkę o Genesis wydaną przez "Rock Serwis" w 1995 roku autorstwa Dave Bowler'a i Bryana Dray'a. Pasjonująca lektura, obowiązkowa dla każdego fana zespołu. Okoliczności nagrania "Baranka" są tam szczególnie drobiazgowo opisane z całą dramaturgią rodzącego się w bólach arcydzieła, w powiązaniu z osobistymi dramatami muzyków i w efekcie z odejściem Gabriela.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje 3 grosze.

 

7 godzin temu, mahavishnuu napisał:

Zespół unikał zapuszczania się w rejony związane z dwudziestowieczną awangardą. To nie były ich klimaty.

Przeważające klawisze - to akurat był zarzut ze strony ich producenta - że upodabniają brzmieniem się do ELP.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja wolę słuchać muzyki niż analizować jej socjologiczny czy kulturowy przekaz w sumie nie wiadomo czy to nie jest tylko takie ględzenie artysty /w przypadku Gabriela  megalomana i celebryty/ w każdym razie jak to przekłada się na dobrą muzę to kij w łeb ale jak jest to takie smętne pierdzielenie zawiedzionego artysty to już żenada. Ja na Baranku nie słyszę nic prowadzącego do takich wniosków. Ba w całej późniejszej karierze Gabriela nie widzę mistycyzmu czy cienia filozofii neo mesjańskiej. Dobrym muzykiem był i tyle i nie zawsze przekonania o tym, że jest się kimś wybranym prowadzą na właściwą drogę o czym świadczy twórczość Roberta Planta , który cały czas błądzi po "Kashmirze" ale to już inna bajka

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

....sowy nie są tym czym się wydają.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
31 minut temu, Janklowoda napisał:

A ja wolę słuchać muzyki niż analizować jej socjologiczny czy kulturowy przekaz...

Skojarzenia nasuwają się same. Genesis od początku i w swojej złotej erze brzmiało "średniowiecznie" i "brytyjsko". Dla odbiorcy anglosaskiego jest to oczywiste.

Wyprawa do SZAP zmieniła wszystko i panowie musieli się rozstać.

Tu kolejna opowiastka:

 

 

BTW. Baranka nie za bardzo lubię i nie słucham. Nowe utwory zapełniły aż 2LP i przez to nie przekroczyły bariery percepcyjnej nudy.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej połowie lat 70. media muzyczne często przeceniały rolę Petera Gabriela w Genesis. Doszło nawet do tego, że część dziennikarzy i postronnych słuchaczy sądziło, że autorem całego materiału był wokalista. Warto sprawdzić sobie w różnych źródłach, jak było naprawdę. Dla przykładu - na wydanym rok wcześniej „Selling England By The Pound” Gabriel był współautorem tylko jednego z trzech progresywnych klasyków - „Dancing With The Moonlit Knight”. „Firth Of Fifth” to głównie dzieło Banksa, choć nie można zapominać o współudziale Rutherforda. Podobnie było przypadku „The Cinema Show”. Niewielki udział miał w nim również Phil Collins. Biorąc pod uwagę całokształt, czyli lata 1967-1975, pod względem muzycznym Peter Gabriel nie wnosił aż tak wiele.

Gabriel był charyzmatycznym wokalistą, toteż nic dziwnego, że to właśnie na nim koncentrowała się uwaga. Niezwykle istotny był jeszcze jeden element - frontman skupiał na sobie uwagę mediów muzycznych, dzięki wymyślnym kreacjom w czasie koncertów. Warto zwrócić uwagę na jedną rzecz – zanim wokalista zaczął uskuteczniać przebieranki gazety muzyczne pisały o Genesis rzadko, zazwyczaj były to krótkie recenzje czy też relacje z koncertów. „Rolling Stone” swoją recenzję „Nursery Cryme” (1971) umieścił z... rocznym opóźnieniem. Od czasu, gdy Peter zaczął teatralizować swoje występy momentalnie przyciągnął uwagę dziennikarzy (kłania się koncert w Dublinie z września 1972 roku). Przełomowy był jednak spektakl w Rainbow Theatre, który odbył się 9 lutego 1973 roku. To właśnie na nim Peter poszedł już na całość, prezentując różne kreacje sceniczne. Na efekty nie trzeba było długo czekać. „Melody Maker” na pierwszej stronie swojego pisma umieścił zdjęcie Gabriela w jednej ze swoich wymyślnych kreacji. Wokalista skrywał się na nim za lisią maską.

Abstrahując od rockowego teatru warto pamiętać o jednym – w muzyce rockowej zazwyczaj najbardziej wyeksponowaną osobą jest wokalista. Krótko pisząc – mniej zorientowani mogli odbierać Genesis jako Peter Gabriel Band. Lata 1972-1975 były w tym względzie chyba najbardziej znamienne. Najwyraźniej podobnie myślała niemała część dziennikarzy muzycznych.  Potwierdzała to kasandryczna wymowa artykułów wieszczących odejście Gabriela z Genesis. Teksty sprowadzały się do tego, że de facto jest to już koniec zespołu. Muzycy w latach 1972-1975 mieli dość ambiwalentny stosunek do przebieranek Gabriela. Na przestrzeni lat ulegał on zresztą zmianie, co widać choćby na przykładzie Mike'a Rutherforda. W wywiadach niejednokrotnie dawali wyraz temu, że czuli się odsuwani na drugi plan. Nie chodziło tylko o reakcje mediów, ale także zachowania niektórych fanów w czasie koncertów.

Gabriel nigdy nie miał monopolu na pisanie tekstów w Genesis. W tej dziedzinie udzielali się również Anthony Phillips, Tony Banks, Mike Rutherford,  Phil Collins i Steve Hackett, choć dwóch ostatnich w niewielkim stopniu („More Fool Me”, „For Absent Friends”). Oto wymowne przykłady: „Fountain Of Salmacis” - Rutherford, „Watcher Of The Skies” - Banks i Rutherford, „Firth Of Fifth” - Banks, Rutherford, „The Cinema Show” - Banks. Oczywiście było ich więcej, podałem tylko przykłady klasycznych kompozycji. Dopiero na „Baranku” Gabriel miał monopol na pisanie tekstów, nie licząc „The Light Dies Down On Broadway”, autorstwa Banksa. W sferze muzycznej wkład Gabriela był niemal odwrotnie proporcjonalny. Był tylko współautorem muzyki do trzech utworów: „The Carpet Crawlers”, „Counting Out Time” i tytułowego (dokładnie fragmentu refrenu). Zważywszy, że na album trafiły ostatecznie 23 kompozycje to mało, bardzo mało. Gdy muzycy pracowali nad „The Lamb Lies Down On Broadway” Gabriel był często nieobecny. W tym czasie był zaabsorbowany sprawami osobistymi. Dokładnie chodzi o skomplikowaną ciążę jego żony, Jill. Po urodzeniu córki znowu nie obyło się bez stresu, ponieważ jej życie długo było zagrożone.

Liczne zalety „Baranka” są powszechnie znane. Nie znaczy to jednak, że jest pozbawiony wad. Wspomnę tylko o jednej, bowiem na przestrzeni lat często mi to doskwierało. Na obydwu płytach występuje wyraźna dominacja tekstu nad muzyką. Sprawia to, że pozostali muzycy niejednokrotnie nie mogli w pełni rozwinąć skrzydeł. Z chęcią usłyszałbym więcej natchnionych, dramatycznych partii instrumentalnych w stylu tych, które wypełniły ,,The Cinema Show’’ czy też ,,Firth Of Fifth’’. Nie zmienia to faktu, że „The Lamb Lies Down On Broadway” to jeden z najbardziej oryginalnych i ambitnych koncept albumów w historii rocka. Kilka razy spotkałem się z opiniami, że pierwsza płyta w tym zestawie jest zdecydowanie lepsza. Nie podzielam tej opinii. Jeżeli nawet jest jakaś różnica jakościowa, to stosunkowo niewielka. Album kojarzy mi się z różnymi rzeczami, ale na pewno nie z nudą.

Summa summarum – koncept i teksty to zasługa Gabriela, natomiast muzyka to w miażdżącej większości wkład pozostałych muzyków (najmniej wnieśli Collins i Hackett). W tej sytuacji nie dziwi fakt, że po odejściu swojego frontmana zespól radził sobie znakomicie. Nieco inaczej było w przypadku Petera. Potwierdzeniem tego były jego pierwsze dwa albumy solowe. Słychać na nich wyraźnie, że w dziedzinie kompozytorskiej artysta potrzebował jeszcze sporo czasu, aby osiągnąć w pełni satysfakcjonujący poziom. Debiut był eklektyczny i, przede wszystkim, bardzo nierówny. Drugi album był wręcz krokiem wstecz. Dojrzałość artystyczną osiągnął Gabriel dopiero na swoim trzecim albumie solowym wydanym pięć lat po odejściu z Genesis.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko to prawda co piszesz. Podobne informacje można również przeczytać w książce o Genesis, o której wspomniałem.

2 godziny temu, mahavishnuu napisał:

Debiut był eklektyczny i, przede wszystkim, bardzo nierówny. Drugi album był wręcz krokiem wstecz. Dojrzałość artystyczną osiągnął Gabriel dopiero na swoim trzecim albumie solowym

Zgoda. Ja jednak mam i tak olbrzymi sentyment do tych dwóch pierwszych płyt i chociaż wiem, że poziomem nie dorównują następnym, to jednak jest w nich mniej wyrafinowania, a więcej szczerych i prostych środków wyrazu.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Genesis i ta muzyka - to czar przeszłości. Baranek padł na Ulicy Szerokiej.
Konfrontacja "angielskości" z amerykańskim pragmatyzmem (i co tam można jeszcze dopisać, itd. itp.) stała się rozstajem dla grupy. Nie można było utrzymać w dalszym ciągu swojskiej formuły mitów o Graalu, szlachetnych rycerzach i szlachetnych zbójnikach, siły oddziaływania biblijnego światła (upakowanych szkatułkowo).
"Awangardowe" wyobrażenia w operze końskiej (patrz powyższy film), nijak się miały do post-arystokratycznego, kwasi-teatralnego objawienia małego Archanioła i przygrywającej grupy.

To musiało obrać kierunek popowy, i dokonało się. (zawsze tak samo działa).

Udana próba zachowania wcześniej wypracowanego brzmienia, to album "A Trick of the Tail", tym razem w realiach wiktoriańskich.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Zombywoof
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, Zombywoof napisał:

To musiało obrać kierunek popowy, i dokonało się. (zawsze tak samo działa).

Nie zawsze, ale akurat w przypadku Genesis taki trend był nieunikniony.
Złożyło się na to kilka czynników.
Po pierwsze - odejście Gabriela. Po drugie - zmierzch ery rocka progresywnego i wymuszona konieczność uproszczenia formy w obliczu pojawienia się nowych trendów w muzyce. Po trzecie - i chyba to miało największy wpływ - coraz bardziej widoczna dominacja Phila Collinsa w zespole, który miał największe skłonności do zbaczania w kierunku komercji i za przyzwoleniem pozostałej dwójki muzyków, którzy zaakceptowali tę przemianę widząc jakie korzyści z tego płyną (olbrzymi wzrost popularności i co za tym idzie zysków), zmiana muzycznego trendu zespołu stała się faktem.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W taki o to sposób zostało ich trzech.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 29.04.2023 o 12:29, Yankes napisał:

"The Lamb Lies Down On Broadway" (1974)

Tym razem większa forma muzyczna - coś w rodzaju rock opery, której głównym bohaterem jest Rael - portorykański punk, członek gangu ulicznego, a tak naprawdę to jest podróż wgłąb samego siebie. Dzieło bardzo ambitne, lecz niestety przydługie. Powstawało nieco w bólach i dość długo. W rezultacie płyta rozpoczyna się ciekawszym materiałem, a kończy słabszym. Na rozpoczęcie drugiej części zespół zdecydował się odświeżyć po latach utwór "The Light" i nagrać go pod nowym tytułem "Lillywhite Lillith". Pomimo iż płyta stanowi jedną spójną całość, dało się z niej wyodrębnić pojedyncze utwory, np. "Carpet Crawlers", "Back In N.Y.C.", "In The Cage" czy "Anyway". Na tej płycie niezbyt wykazali się Peter Gabriel (dość wolno pracował nad tekstami) i Steve Hackett (jego solówki nie są już takie, jak na wcześniejszych płytach, trochę w tym było jego winy, gdyż skaleczył się w kciuk rozgniatając kieliszek w jednym z barów). Płyta jest wyznacznikiem przyszłości zespołu, gdyż ewidentnie z niej widać, że najwięcej wykazali się ci muzycy, którzy najdłużej zostali w zespole. Jest to też zarazem pożegnanie z Peterem Gabrielem, który pół roku po wydaniu płyty opuścił zespół. Trasa koncertowa promująca tę płytę była zupełnie inna niż wcześniejsze - na repertuar składał się cały materiał z płyty, któremu towarzyszył pokaz slajdów i mnóstwo różnych efektów (lecz żaden koncert nie był w pełni udany od strony technicznej - zawsze coś nawalało, np. problemy z zacinającymi się slajdami, nieudolny wybuch mieszanki wybuchowej pod koniec koncertu, wirująca szyszka, która urwała się u podstawy i wplątała kabel od mikrofonu, itp.), choć kilka razy prawie udało się poprawnie zgrać muzykę z dodatkowymi efektami. A na bisy zawsze były dwa lub trzy utwory z wcześniejszych płyt.

Fajnie się wspomina dobre czasy dla muzyki.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

" (1976)

"Pierwsza płyta zagrana w kwartecie - już bez Petera Gabriela. Po raz pierwszy Phil Collins zaśpiewał we wszystkich utworach na płycie. Nie jest to już concept-album jak poprzednia płyta, lecz zupełnie normalne wydawnictwo obfitujące głównie w spokojniejsze kompozycje ("Entangled", "Mad Mad Moon", "Ripples"), jednak nie zabrakło miejsca na coś bardziej dynamicznego ("Squonk"). Spokojniejszy charakter płyty wziął się też z tego powodu, iż Phil Collins ma dobry głos raczej do spokojniejszych utworów. A skurczenie się zespołu do kwartetu wzięło się stąd, iż nie udało się znaleźć następcy Petera Gabriela i okazało się, że jednak Phil Collins zaśpiewał na całej płycie"

 

Trick of the Tail, bo taki tytuł otrzymał pierwszy album z Collinsem w roli głównej to, pomimo braku Gabriela, udany krążek. Zbudowany jest na dość ciekawym schemacie: utwór żwawy, ballada, znów bardziej rockowo i znów łagodniej. Pojawia się tu kilka perełek, jak przecudna akustyczna ballada Entangled, z genialnym klimatycznym, klawiszowym zakończeniem, czy równie udany Mad Man Moon gdzie delikatnym, nastrojowym dźwiękom towarzyszy ciepły głos Collinsa. Oczywiście ta płyta to nie tylko nastrojowe ballady, już otwierający wydawnictwo Dance On A Volcano zachwyca swym klasycznym genesisowym brzmieniem, a niemal skoczny mini „kryminał” Robbery, Assault & Bartery dość długo kołacze się po głowie (kojarzycie może wideoklip do tego utworu?  ). W utworze tym popis umiejętności generowania nieziemskich dźwięków daje Banks. Aby jednak nie było tak miło i sympatycznie to słychać już nadchodzące zmiany. Pojawiają się utwory zbudowane na zasadzie zwrotka-refren-zwrotka, zespół próbuje bardziej grać piosenki niż złożone, wieloczęściowe suity. Chyba najbardziej wyróżnia się tu tytułowy A Trick Of The Tail choć i tak daleko mu jeszcze do hitów, które zespól miał dopiero nagrać.  Oczekiwałem jakiegoś przełomu po wydaniu tej płyty...osobiście byłem odrobinę rozczarowany.

pobrane (2).jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Yankes

De gustibus non est disputandum

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 6.05.2023 o 13:54, soundchaser napisał:

...Phila Collinsa w zespole, który miał największe skłonności do zbaczania w kierunku komercji...

Mógł się wyżywać w Brand X.

Monetaryzacja jest zawsze celem działalności artystycznej. Zresztą to nic złego. Tak ma być.

Dygresja: Ciekawe są losy ELP. Po serii kosztownych koncertów z orkiestrą prawie zbankrutowali. Karierę zakończyła płyta "Love Beach", sprokurowana z krótkich utworów w celu puszczania w radio.

Genesis przetrwało kryzys personalny i modę punk. Formuła ewoluowała. Nagrali kilka dobrych płyt (choć to już nie to samo) wspartych dowcipnymi wideo. Na koncertach dzięki wsparciu Chestera Thompsona dawali czadu.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, Zombywoof napisał:

Karierę zakończyła płyta "Love Beach", sprokurowana z krótkich utworów w celu puszczania w radio.

Nie do końca. Piosenki, urokliwe zresztą to tylko jedna strona płyty winylowej, całą drugą stronę zajmuje suita Memories of an Officer and a Gentleman (20:15).

Dla każdego coś miłego.

Ja tam bardzo lubię tą płytę, za fajny ciepły, nasłoneczniony klimat i dużo fortepianu, szczególnie na drugiej stronie. Po przytłaczających el. klawiszach i ciężkich klimatach Brain Salad Surgery, duża odmiana.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, Zombywoof napisał:

Mógł się wyżywać w Brand X

Tak. To był jego wentyl bezpieczeństwa i odskocznia od Genesis.
Po odejściu Gabriela przy kolejnych trzech płytach Collins miał niewielki udział w kompozycjach.
Dopiero w momencie gdy zaczął przygotowywać swoją pierwszą solową płytę, która z założenia miała znacznie odbiegać od stylu macierzystej formacji, zaczął przemycać do muzyki Genesis swoje pomysły (Misunderstanding, Please Don't Ask, Turn It On Again). Na Abacab wykorzystał sekcję dętą z grupy Earth Wind And Fire w utworze No Replay At All, z którą nawiązał współpracę przy realizacji solowego albumu.
Od tego momentu jego wpływ na muzykę Genesis był większy niż kiedykolwiek wcześniej i to Collins zainspirował pozostałych muzyków do przyjęcia nowego kierunku rozwoju muzycznego - pop-prog.
Jeśli w ogóle ten kierunek można nazwać rozwojem. 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, Zombywoof napisał:
15 godzin temu, Zombywoof napisał:

Mógł się wyżywać w Brand X.

 

Z tym , że tam też trochę przemycił swoich dążeń do "złagodzenia estetyki"😉
Choć Product i Do They Hurt? to wcale nie są złe płyty to jednak w pewnym sensie ta pierwsza zaskoczyła in minus, druga okazała się ostatnią z tego rozdziału Brand X. W sumie z tych dwóch wyszłaby zacna jedna płyta.

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
6 godzin temu, soundchaser napisał:

Tak. To był jego wentyl bezpieczeństwa i odskocznia od Genesis.
Po odejściu Gabriela przy kolejnych trzech płytach Collins miał niewielki udział w kompozycjach.
Dopiero w momencie gdy zaczął przygotowywać swoją pierwszą solową płytę, która z założenia miała znacznie odbiegać od stylu macierzystej formacji, zaczął przemycać do muzyki Genesis swoje pomysły (Misunderstanding, Please Don't Ask, Turn It On Again). Na Abacab wykorzystał sekcję dętą z grupy Earth Wind And Fire w utworze No Replay At All, z którą nawiązał współpracę przy realizacji solowego albumu.
Od tego momentu jego wpływ na muzykę Genesis był większy niż kiedykolwiek wcześniej i to Collins zainspirował pozostałych muzyków do przyjęcia nowego kierunku rozwoju muzycznego - pop-prog.
Jeśli w ogóle ten kierunek można nazwać rozwojem. 😉

Dla Gabriela raczej kierunek nie do przyjęcia.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

De gustibus non est disputandum

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gabriel w tym okresie poszedł ścieżką Bowiego, Roxy Music, Talkin Heads, ale swoim rytmem, swoją wyobraźnią muzyczną.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, xniwax napisał:

Product

To była pierwsza płyta Brand X, którą posłuchałem, gdy została wydana. Podobała mi się i podoba do dziś. Dopiero później odkryłem wcześniejsze.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, soundchaser napisał:

Podobała mi się i podoba do dziś

Mnie też, choć ja zacząłem od pierwszej i czwartej chwilę przed wydaniem "Do They Hurt?".

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez xniwax

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
15 godzin temu, iro III napisał:

ciężkich klimatach Brain Salad Surgery

Dygresja 2: Karnawał, na str. 2 jest wesoły z "poważniejszymi" wstawkami.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 6.05.2023 o 21:48, Yankes napisał:

" (1976)

"Pierwsza płyta zagrana w kwartecie - już bez Petera Gabriela. Po raz pierwszy Phil Collins zaśpiewał we wszystkich utworach na płycie. Nie jest to już concept-album jak poprzednia płyta, lecz zupełnie normalne wydawnictwo obfitujące głównie w spokojniejsze kompozycje ("Entangled", "Mad Mad Moon", "Ripples"), jednak nie zabrakło miejsca na coś bardziej dynamicznego ("Squonk"). Spokojniejszy charakter płyty wziął się też z tego powodu, iż Phil Collins ma dobry głos raczej do spokojniejszych utworów. A skurczenie się zespołu do kwartetu wzięło się stąd, iż nie udało się znaleźć następcy Petera Gabriela i okazało się, że jednak Phil Collins zaśpiewał na całej płycie"

 

Trick of the Tail, bo taki tytuł otrzymał pierwszy album z Collinsem w roli głównej to, pomimo braku Gabriela, udany krążek. Zbudowany jest na dość ciekawym schemacie: utwór żwawy, ballada, znów bardziej rockowo i znów łagodniej. Pojawia się tu kilka perełek, jak przecudna akustyczna ballada Entangled, z genialnym klimatycznym, klawiszowym zakończeniem, czy równie udany Mad Man Moon gdzie delikatnym, nastrojowym dźwiękom towarzyszy ciepły głos Collinsa. Oczywiście ta płyta to nie tylko nastrojowe ballady, już otwierający wydawnictwo Dance On A Volcano zachwyca swym klasycznym genesisowym brzmieniem, a niemal skoczny mini „kryminał” Robbery, Assault & Bartery dość długo kołacze się po głowie (kojarzycie może wideoklip do tego utworu?  ). W utworze tym popis umiejętności generowania nieziemskich dźwięków daje Banks. Aby jednak nie było tak miło i sympatycznie to słychać już nadchodzące zmiany. Pojawiają się utwory zbudowane na zasadzie zwrotka-refren-zwrotka, zespół próbuje bardziej grać piosenki niż złożone, wieloczęściowe suity. Chyba najbardziej wyróżnia się tu tytułowy A Trick Of The Tail choć i tak daleko mu jeszcze do hitów, które zespól miał dopiero nagrać.  Oczekiwałem jakiegoś przełomu po wydaniu tej płyty...osobiście byłem odrobinę rozczarowany.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

"Wind and Wuthering" 1977

Tym razem płyta bardziej zróżnicowana, lecz przy jej tworzeniu doszło do rozczarowania Steva Hacketta odnośnie jego wkładu kompozytorskiego. Lepiej jest z muzyką - kompozycje nadal złożone, brzmienia gitarowe jak najbardziej udane i do tego śpiew Phila Collinsa coraz bardziej pewny. Jedynie spokojny utwór "Your Own Special Way" zespół mógłby sobie odpuścić. Dla zaspokojenia frustracji Hacketta, Genesis postanowił instrumentalną suitę rozdzielić na dwa oddzielne utwory: "Unquiet Slumbers For The Sleepers..." i "...In That Quiet Earth", które w połączeniu ze spokojnym "Afterglow” zamykają cały album. Na dużą uwagę zasługuje balladka "Blood On The Rooftops", w której zespół po raz pierwszy zaczął zajmować się polityką, jeśli chodzi o teksty. Nie brakło też większych form muzycznych: "One For A Vine", "All In The Mouse's Night" czy rozpoczynający płytę "Eleventh Earl Of Mar".

Słuchanie „Wind And Wuthering” wiąże się również z pewną nostalgią, związana jest ona z tym, że to przecież ostatnia płyta na której usłyszeć można w szeregach Genesis rozmarzoną gitarę Steve’a Hacketta. Po tej płycie zostanie ich trzech („And Then There Were Three”) . Wraz z wiatrem „Wind and Wuthering” genesisowy czar niestety rozwieje się. Następne ich płyty już nie będą tak natchnione, tak bajkowe, rozmarzone, ulotne i… Właśnie „wietrzne, wietrzyste”…. Chociaż już na tej płycie zauważyć można, że zespól odchodzi powoli od bardziej skomplikowanych struktur muzycznych na rzecz łatwiejszych, przystępniejszych może dla przypadkowego słuchacza melodii, ale pozostał tutaj jeszcze ten niepowtarzalny klimat. Żar hackettowej gitary również został tutaj nieco ostudzony, zepchnięty na dalszy plan, o co Hackett podobno miał żal do kolegów z zespołu i nie ma się czemu dziwić.

Odejście Gabriela nie okazało się tak tragiczne w skutkach jak obawiali się wtedy fani zespołu, skoro powstały bez niego dwie tak fantastyczne płyty. „Ucieczka” Hacketta zmieniła horrendalnie oblicze zespołu a to iż był to dopiero tak naprawdę początek sukcesów Genesis, to już inna historia....

 

genesis___wind_and_wuthering_by_ediskrad_studios_d2ky1ww-fullview.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Yankes

De gustibus non est disputandum

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, Yankes napisał:

Żar hackettowej gitary również został tutaj nieco ostudzony, zepchnięty na dalszy plan, o co Hackett podobno miał żal do kolegów z zespołu i nie ma się czemu dziwić.

Hackett odniósł spory sukces po nagraniu debiutanckiej płyty Voyage of the Acolyte. Poszedł więc za ciosem, wykorzystując wenę twórczą i skomponował sporo nowego, dobrego materiału muzycznego. który chciał przeforsować na nową płytę Genesis. Jednak koledzy z zespołu z jednej strony dali mu do zrozumienia, że nie będą patrzeć przychylnym okiem na wydanie kolejnej płyty solowej, widząc w tym zagrożenie dla Genesis, a z drugiej strony nie zgodzili się na włączenie większości jego muzyki do sesji Wind and Wuthering tłumacząc to tym, że jego muzyka nie pasuje do Genesis. Hackett przełknął więc gorzką pigułkę, czując się odrzucony i coraz bardziej pomijany, ale jeszcze zaangażował się w pracę podczas sesji. Później jednak stwierdził, że ma dość i po prostu odszedł. Dojrzewał do tej decyzji przez 2 lata. Debiut solowy był źródłem jego wielkiej satysfakcji, więc zrozumiałym stał się fakt dążenia do nagrywania kolejnych płyt solowych, co w tym czasie pozostali muzycy zespołu uważali za niedopuszczalne. Po zakończeniu niezwykle udanej trasy koncertowej Genesis postanowili zmiksować materiał i wydać podwójny album koncertowy. W tym właśnie czasie Steve zadzwonił do Phila i powiedział mu, że odchodzi z zespołu. Muzycy przyjęli jego decyzję ze spokojem choć czuli rozczarowanie. Steve chciał otworzyć się na współpracę z innymi muzykami i po odejściu nagrał drugi LP solowy Please Don't Touch, w którym wzięło udział wielu znanych artystów. Phil Collins odwrócił później kota ogonem i mówił w wywiadach, że przecież Steve mógł zostać w zespole i nagrywać tyle albumów solowych ile chciał, co było nieprawdą. Innym powodem odejścia Hacketta były coraz większe tarcia z pozostałymi muzykami na punkcie nie tylko pominięcia jego utworów w sesji do Wind and Wuthering (podobno utwór Please Don't Touch został odrzucony już na samym wstępie), ale też różnic zdań co do przyszłego kierunku grupy - Steve'a interesowała bardziej muzyka instrumentalna, a pozostali dążyli do upraszczania formy i piosenkowego charakteru muzyki.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
21 minut temu, soundchaser napisał:

Hackett odniósł spory sukces po nagraniu debiutanckiej płyty Voyage of the Acolyte. Poszedł więc za ciosem, wykorzystując wenę twórczą i skomponował sporo nowego, dobrego materiału muzycznego. który chciał przeforsować na nową płytę Genesis. Jednak koledzy z zespołu z jednej strony dali mu do zrozumienia, że nie będą patrzeć przychylnym okiem na wydanie kolejnej płyty solowej, widząc w tym zagrożenie dla Genesis, a z drugiej strony nie zgodzili się na włączenie większości jego muzyki do sesji Wind and Wuthering tłumacząc to tym, że jego muzyka nie pasuje do Genesis. Hackett przełknął więc gorzką pigułkę, czując się odrzucony i coraz bardziej pomijany, ale jeszcze zaangażował się w pracę podczas sesji. Później jednak stwierdził, że ma dość i po prostu odszedł. Dojrzewał do tej decyzji przez 2 lata. Debiut solowy był źródłem jego wielkiej satysfakcji, więc zrozumiałym stał się fakt dążenia do nagrywania kolejnych płyt solowych, co w tym czasie pozostali muzycy zespołu uważali za niedopuszczalne. Po zakończeniu niezwykle udanej trasy koncertowej Genesis postanowili zmiksować materiał i wydać podwójny album koncertowy. W tym właśnie czasie Steve zadzwonił do Phila i powiedział mu, że odchodzi z zespołu. Muzycy przyjęli jego decyzję ze spokojem choć czuli rozczarowanie. Steve chciał otworzyć się na współpracę z innymi muzykami i po odejściu nagrał drugi LP solowy Please Don't Touch, w którym wzięło udział wielu znanych artystów. Phil Collins odwrócił później kota ogonem i mówił w wywiadach, że przecież Steve mógł zostać w zespole i nagrywać tyle albumów solowych ile chciał, co było nieprawdą. Innym powodem odejścia Hacketta były coraz większe tarcia z pozostałymi muzykami na punkcie nie tylko pominięcia jego utworów w sesji do Wind and Wuthering (podobno utwór Please Don't Touch został odrzucony już na samym wstępie), ale też różnic zdań co do przyszłego kierunku grupy - Steve'a interesowała bardziej muzyka instrumentalna, a pozostali dążyli do upraszczania formy i piosenkowego charakteru muzyki.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

De gustibus non est disputandum

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

     Udostępnij



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.