Skocz do zawartości
IGNORED

Rock progresywny i pochodne - dobre płyty.


P.L.
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

TANGERINE DREAM – TANGERINE TREE VOLUME 23: BERLIN 1973


W zasadzie powinienem to wrzucić do tematu z elektroniką, ale widzę, że tam zabawa polega głównie na umieszczaniu linków z muzyką. Tangerine Dream to również progresywna elektronika, tak więc miejsce jest jak najbardziej odpowiednie. Zespół powszechnie znany, jednak w przypadku tego materiału jest inaczej. Przez wiele lat krążył jako bootleg.

Jeden z najciekawszych koncertów wydanych w ramach „Mandarynkowych Drzewek” (bardzo interesująca monumentalna seria „Tangerine Tree"). W moim prywatnym rankingu pierwsza trójka. Dokładnie w tym samym czasie artyści rejestrowali swój przełomowy album „Phaedra”. Muzyka prezentowana na koncercie w Berlinie Zachodnim ma nieco inny charakter. Jest to jeszcze „epoka przedsekwencerowa”, którą zapoczątkowała właśnie „Phaedra”. W sensie stylistycznym najbliżej tej muzyce do „Zeit”. Nie jest już wprawdzie tak posępna i dysonansowa, jak na tym słynnym dwupłytowym wydawnictwie, jednak nadal zdecydowanie eksperymentalna. Pięknie wpisuje się w najlepsze tradycje kosmische musik. Faktura brzmieniowa zdominowana jest przez syntezatory (VCS 3), pojawiają się także improwizacje gitarowe Froese’ego. Zauważalna jest rosnąca rola melotronu, aczkolwiek nie jest to jeszcze ten stopień nasycenia, co na „Phaedrze”. Muszę przyznać, że ten materiał podoba mi się bardziej niż dwa słynne albumy „Mandarynek” zarejestrowane w tym samym roku („Green Desert” i „Atem” – ten drugi to akurat przełom 1972/1973). Dla zwolenników kosmicznej psychodelii ożenionej z ambientem powinna to być muzyczna uczta. Omawiany koncert jest również dostępny na zremasterowanym wydaniu „Atem” (wersja dwupłytowa).

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, mahavishnuu napisał:

TANGERINE DREAM 

Świetny zespół, ale muszę ich sobie odświeżyć, bo praktycznie nic już nie pamiętam z ich twórczości, więc będę ich poznawał niejako po raz pierwszy 😉

Zeit ma niesamowity, kosmiczny klimat, chyba niewiele płyt ma równie gęstą, wszechogarniającą atmosferę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, mahavishnuu napisał:

W moim prywatnym rankingu pierwsza trójka.

Jaka jest Twoja ulubiona płyta Mandarynek? Stratosfear?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W ramach wyjaśnienia – wspomniana przeze mnie pierwsza trójka dotyczyła tylko płyt wydanych w ramach monumentalnego projektu „Tangerine Tree”. Chodzi o bootlegowe koncerty wydane po latach w zremasterowanej wersji.

Jeśli pytasz o oficjalne płyty „Mandarynek”, to mój TOP 10 wygląda tak:

1. Stratosfear

2. Ricochet

3. Rubycon

4. Zeit

5. Cyclone

6. Phaedra

7. Force Majeure

8. Encore

9. Poland: The Warsaw Concert

10. Alpha Centauri

Tak na dobrą sprawę, to pierwsza czwórka codziennie mogłaby wyglądać inaczej.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli mogę się wtrącić do tematu o Tangerine Dream, to muszę powiedzieć, że nigdy nie mogłem się przekonać do ich wczesnego okresu twórczości. Na mnie ta muzyka kompletnie nie działa, jest nudna i niestrawna.
Prawdziwy TD dla mnie zaczyna się od płyty Phaerda.
Zaciekawił mnie jednak koncert wspomniany przez Kolegą mahavishnuu i natychmiast czynię starania, by do niego dotrzeć.

Moja czołówka ich płyt wygląda następująco:

1. Stratosfear (zdecydowanie najbardziej progresywna ich płyta)
2. Force Majeure
3. Ricochet
4. Tangram
5. Tyger
6. Logos Live
7. Encore
8. Livemiles

Gdyby Exit była bardziej równa, to pewnie jeszcze tę płytę bym wyróżnił, ze względu na znakomity moim zdaniem opener: Kiev Mission.
Lubię też tryptyk nagrany dla Private Music: Optical Race, Lily on the Beach, Melrose oraz Le Parc.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, soundchaser napisał:

jest nudna i niestrawna.

Zeit jest nudny i niestrawny? Bluźnisz Sound, oj bluźnisz 😜

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Norweska, współczesna kapela "Magic Pie".
Właśnie sobie przypomniałem ich 3 pierwsze płyty, robiąc sobie przerwę od jazzu i fusion. 
To bardzo "kolorowa" muzyka, a przy tym pełna pozytywnych wibracji. Dużo indywidualnych zapętlonych popisów, ale też lirycznych momentów i nagłych zwrotów klimatu. Gitary, klawisze w rolach głównych, świetne wokale, zarówno pojedyncze, jak i w chórkach.
Wyraźna inspiracja Dream Theater, Spock's Beard i Fates Warning (wokale), ale na szczęście zespół dodaje swoją wartość i słucha się tej muzyki naprawdę dobrze, mimo jednak wtórności i przesadnego czasem monumentalizmu.

Dwie próbki z moim zdaniem najlepszej płyty (z tych pierwszych trzech...pozostałe muszę sobie przypomnieć) "Circus of Life". Pierwsza instrumentalna.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez soundchaser
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, soundchaser napisał:

Jeśli mogę się wtrącić do tematu o Tangerine Dream, to muszę powiedzieć, że nigdy nie mogłem się przekonać do ich wczesnego okresu twórczości.

podzielam bluźnierstwa kolegi 😉

moje top 5 TG:

1. Cyclone

2. Cyclone

3. Cyclone

4. Stratosfear

5. Sorcerer

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
W dniu 13.09.2021 o 19:46, mahavishnuu napisał:

Tym razem coś w ramach walki z muzycznymi stereotypami. „In The Wake Of Poseidon” często przedstawiany jest jako klon debiutu.

u mnie z kolei najbardziej mieszane uczucia wywołują ozorki skowronków w galarecie. Pierwsza strona płyty, trzy pierwsze utwory to udręka. Najpierw coś co nazwałbym naparzaniem a potem zwyczajnie wieje nudą. Album zaczyna się od łatwych pieniędzy i do końca to jest już mistrzostwo świata pod każdym względem - moja ulubiona druga strona.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez rasputin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Języczki Skowronków" to moja the best of King Crimson. Tu nie ma słabych punktów...cała pierwsza strona też jest znakomita. Improwizowany, rozbudowany utwór tytułowy w części pierwszej, liryczna ballada z przepięknym wokalem nieodżałowanego Johna Wettona i równie świetny, pięknie rozwijający się, zamykający pierwszą stronę płyty utwór "Uchodźcy".
Druga strona - jak pisałeś - mistrzostwo świata. Uwielbiam tę płytę...tak samo jak uwielbiam styl gry na perkusji Bruforda. Na tej płycie jednak sekcja perkusyjna jest mocno wzbogacona przez Jamie Muir'a.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
44 minuty temu, rasputin napisał:

podzielam bluźnierstwa kolegi 😉

 

23 minuty temu, rasputin napisał:

u mnie z kolei najbardziej mieszane uczucia wywołują ozorki skowronków w galarecie. Pierwsza strona płyty, trzy pierwsze utwory to udręka.

Toś Ty jest dwa razy gorszym bluźniercą 😄 Pierwsza strona płyty, trzy pierwsze utwory to udręka?

Wychodzi na to, że ta muzyka Cię przerasta 😄 Tam naprawdę nie ma nic trudnego.

9 minut temu, soundchaser napisał:

Języczki Skowronków" to moja the best of King Crimson.

Ja bym miał spory problem ze wskazaniem mojej ulubionej płyty Karmazynowego Króla. Bardzo duży problem.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
10 minut temu, Adi777 napisał:

Ja bym miał spory problem ze wskazaniem mojej ulubionej płyty Karmazynowego Króla. Bardzo duży problem.

Wszystkie, bez wyjątku - od debiutu aż do Red to są płyty wybitne.
Jednak jakbym miał wybrać tę najlepszą to postawiłbym na Larks'..., a później na Red.
Każda płyta jest inna i z pewnością jest w czym wybierać swoją ulubioną.

10 minut temu, Adi777 napisał:

Tam naprawdę nie ma nic trudnego.

Tam nie ma rzeczywiście nic trudnego. Podzielam Twoje zdanie. 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez soundchaser
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
Ja bym miał spory problem ze wskazaniem mojej ulubionej płyty Karmazynowego Króla. Bardzo duży problem.
Fakt ale nr 1 jest tylko jedna - wiadomo która

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

też miałbym z tym problem, to są wybitne płyty, pod Red również z wyłączeniem Beat, Three of a perfect Pair i Construction of Light.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Tangerine Dream to mnie nigdy ta muzyka mocno za gardło nie chwyciła. Podchodziłem wiele razy przez wiele lat i dalej nic. Odpuściłem raczej na zawsze. Jedyną, której mógłbym co jakiś czas słuchać to Ricochet.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, piorasz napisał:

Podchodziłem wiele razy przez wiele lat i dalej nic.

Ja podobnie do tych pierwszych. Żebym nie wiem jak się pozytywnie nastawił do słuchania, nigdy nie udało mi się do nich przekonać.
Podobnie jest z prawie całą twórczością Klausa Schulze...nie da rady. Wyjątkiem jest obszerne wydawnictwo "Contemporary Works I & II". Tutaj jest sporo ciekawej i wartościowej dla mnie muzyki.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... Za to o płytach Jean Michel Jarre można już wiele dobrego powiedzieć, że tak wspomnę nieśmiało w tym wątku...
Całkiem nie dawno słuchałem Pamiątkę z Chin - rewelacja po wielu latach nie słuchania.

P.S. oczywiście chodzi o cały koncert z Chin.




Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Larks' Tongues In Aspic” to wdzięczny temat do dyskusji. Tym bardziej, że w jego kontekście pojawiają się różne wątki.

Na tym albumie Karmazynowy Król po raz kolejny objawił swoje nowe oblicze. Czy ciekawsze? To już kwestia indywidualnych preferencji. Osobiście uwielbiam wszystkie ich płyty z lat 1969-1974 i trudno jest mi dokonać gradacji. Jeśli chodzi o albumy wydane w latach 1973-1974, to właśnie na „Larks' Tongues In Aspic” znajdziemy najwięcej nowych rozwiązań. Lifting stylistyczny okazał się udany. Płyta emanuje świeżością, pokazując jednocześnie nowe drogi rozwoju rocka progresywnego. „Starless And Bible Black” (1974) będzie jego twórczą kontynuacją, jednocześnie przykładem koncertowego kunsztu improwizatorskiego. Z kolei „Red” (1974), z punktu widzenia muzycznego rozwoju czy też generowania nowych wartości estetycznych, w pewnym stopniu był przejawem artystycznej stagnacji. Dlaczego? W istocie ograniczał się do zręcznej rekapitulacji karmazynowych pomysłów z lat 1969-1974. Zważywszy, że było to ostatnie tchnienie zespołu, można to zrozumieć. Wyczerpała się pewna formuła, wielu twórców uskuteczniało „festiwal powtórek”. „Red” był świadectwem tego, że podobnie mogło być w przypadku King Crimson. Fripp w wywiadach niedwuznacznie sugerował, że była to jedna z istotnych przyczyn rozwiązania zespołu. Dobrze znany jest jego pogląd na temat ówczesnej kondycji rocka progresywnego. Przypomnijmy: King Crimson przestało istnieć we wrześniu 1974 roku, czyli wtedy, kiedy powinny były przestać istnieć wszystkie angielskie zespoły tego gatunku. Ale że dinozaury rock'n'rolla lubią to, co zaszło wcześniej, większość z nich dalej zbiera piankę, powtarzając od lat to samo, nie szukając nowych kierunków. Gitarzysta King Crimson, w przeciwieństwie do wieli innych, wiedział kiedy zejść ze sceny niepokonanym. Powrócił w momencie, gdy miał do zaproponowania coś innego, jednocześnie nadal świeżego („Exposure”, „Discipline”). Takie podejście świadczyło o tym, że nie był niewolnikiem przeszłości. Dlatego nie tworzył kolejnych wersji „In The Court Of The Crimson King” czy też „ Larks' Tongues In Aspic”.

W drugiej połowie lat 70. wykonawcy spod znaku progrocka stanęli przed dylematem – albo trzymamy się dalej wypracowanej konwencji, albo staramy się wypracować nową formułę przekazu. Paradoksalnie, lifting stylistyczny był czymś nieodzownym, jeśli nadal chciało się zachować progresywny profil. Wybór pierwszego wariantu niechybnie doprowadziłby do tego, że dany podmiot wykonawczy zatraciłby zupełnie swoją „progresywność” rychło przeobrażając się w byt regresywny, bo jak inaczej nazwać kurczowe trzymanie się przeszłości i multiplikowanie znanych rozwiązań. To, co w pierwszej połowie lat 70. było synonimem nowoczesności, w drugiej połowie tej dekady z wolna mogło przybrać postać reliktu minionej epoki, mocno zalatując naftaliną. Co gorsza, w obliczu dynamicznych zmian na rynku muzycznym, progrockowym formacjom groziła stopniowa marginalizacja. Jak pokazał czas, było to realne zagrożenie. Powyższy wariant obciążony był nie tylko nadmierną zachowawczością, ale także zdawał kłócić się z „progresywną mentalnością” twórcy, który nieustannie poszukuje nowych wyzwań i rozwija swój język muzyczny. Paradoks polegał również na tym, że zarówno względy artystyczne, jak i komercyjne nakazywały otwartość na zmiany. Problematyczny był tylko ich zakres oraz charakter.

„Larks' Tongues In Aspic” należy do największych osiągnięć zespołu. Zalety można mnożyć. Maestria wykonawcza, zmysł improwizatorski, wysoka jakość kompozycji. Jak na standardy rocka, jest to najwyższy level. Z drugiej strony, co nie do końca przekonuje? Najsłabszym ogniwem zespołu był David Cross, który miał swoje ograniczenia (zaawansowanie techniczne, sztuka improwizacji). Wprawdzie nierzadko były skutecznie niwelowane, niemniej w tym elemencie zespół niewątpliwie miał jeszcze rezerwy. Do moich faworytów nie należy Richard Palmer-James. Jak dla mnie, jego teksty są trochę zbyt przyziemne. Zdecydowanie wolę liryki Pete'a Sinfielda. Trzeba jednak przyznać, że w tym zakresie zmiany były potrzebne. Zmieniała się muzyka, toteż i warstwa tekstowa musiała przybrać inne oblicze. Skoro już bawię się w marudę, wspomnę jeszcze o jednym wątku. Trochę szkoda, że na „Larks' Tongues In Aspic” zawężeniu uległa synteza stylistyczna. W tym względzie ideałem była dla mnie suita „Lizard”, wprost fenomenalny przykład melanżu rocka z bardziej szlachetnymi gatunkami muzycznymi - jazzem nowoczesnym i muzyką klasyczną (neoromantyzm!). Na pierwszej stronie płyty analogowej zespół otarł się o ideał. Wyśmienity jest „Larks' Tongues In Aspic, Part One”, przeuroczy „Exiles”. Pewien problem mam tylko z „Book Of Saturday”, który jest „tylko” ładny, poza tym, w sensie stylistycznym, znacząco odbiega od reszty materiału. Druga strona jest pod tym względem lepiej wyważona. Brakuje mi tylko trochę czegoś równie mocnego, jak „Larks' Tongues In Aspic, Part One”. Nie jest to jednak znacząca przypadłość, zważywszy na fakt, że wkraczamy na delikatny obszar osobniczych preferencji. Niech Was nie zwiedzie to wyszukiwanie słabości, bo tak naprawdę jest to tylko łyżka dziegciu w beczce miodu. „Larks' Tongues In Aspic” to sztandarowa pozycja nie tylko w dyskografii Karmazynowego Króla, bez dwóch zdań jest to kanon rocka progresywnego.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
31 minut temu, mahavishnuu napisał:

Z kolei „Red” (1974), z punktu widzenia muzycznego rozwoju czy też generowania nowych wartości estetycznych, w pewnym stopniu był przejawem artystycznej stagnacji.

Biorąc pod uwagę odejście od dalszych poszukiwań i uproszczenie formy, to tak.
Ja jednak oceniam całokształt, a muzycznie "Red" jest płytą doskonałą. Każdy utwór to perła, a kończący płytę Starless to już prawdziwy diament, mimo w sumie bardzo prostej konstrukcji.
 

31 minut temu, mahavishnuu napisał:

Gitarzysta King Crimson, w przeciwieństwie do wieli innych, wiedział kiedy zejść ze sceny niepokonanym

Zgadza się - wyczucie odpowiedniego momentu miał idealne.
 

31 minut temu, mahavishnuu napisał:

King Crimson przestało istnieć we wrześniu 1974 roku, czyli wtedy, kiedy powinny były przestać istnieć wszystkie angielskie zespoły tego gatunku.

Jedynym chyba zespołem, który również zakończył progresywną podróż na wysokim poziomie był Van Der Graaf Generator. Przynajmniej ja tak uważam, że ich ostatnie płyty - nawet World Record i The Quiet Zone / The Pleasure Dome (z 1977) są bardzo dobre.
Pozostałe topowe grupy, jak wiadomo, z różnym skutkiem próbowały dostosować swoją muzykę do pojawiających się nowych trendów tak, by dalej istnieć na muzycznym rynku. Najlepiej ta sztuka udała się Genesis i w pewnym stopniu Yes (oczywiście poza wspomnianym wcześniej King Crimson). Pozostałe wielkie zespoły poniosły porażki.
Byłbym zapomniał - Camel to przykład zespołu, który moim zdaniem (dzięki wspaniałemu Andy Latimerowi) skutecznie wybronił się przed stagnacją i cały czas nagrywał bardzo interesujące płyty. 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez soundchaser
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W latach 70. Peter Hammill, nawet gdy odchodził od progresywnego idiomu, nadal był w elicie postępu. O ile Frippowi niejeden złośliwiec może zarzucić, że pod koniec lat 70. podczepił się pod nową falę, to w przypadku frontmana Van der Graaf Generator tego typu sugestie byłyby wręcz absurdalne. Hammill już w pierwszej połowie dekady tworzył muzykę, która w niemałym stopniu mogła się kojarzyć z post-punkiem. Bez przesady można skonstatować, że był jednym z prekursorów takiego grania. Jeśli ktoś ma wątpliwości, warto sięgnąć po „Nadir's Big Chance”, nagrany w 1974 roku. Johnny Rotten w jednym z wywiadów udzielonych w 1977 roku przyznał, że wspomniany album Hammilla był dla niego bardzo inspirujący. Warto zauważyć, że nowe wcielenie zespołu z lat 1975-1976 pod względem brzmieniowym wyraźnie różniło się od tego z lat 1969-1972. W połowie lat 70. brzmienie stało się bardziej surowe, czasami wręcz ascetyczne. Wynikało to między innymi z tego, że pewnemu zredukowaniu uległa paleta instrumentalna (niewątpliwie najbogatsza była w okresie „Pawn Hearts”). W tym kontekście wolta stylistyczna, która dokonała się na „The Quiet Zone / The Pleasure Dome” nie jest aż tak bardzo zaskakująca. Ciekawe, że o ile większość zespołów progrockowych z wolna grawitowała w stronę pop-rocka, to Van der Graaf pokusił się o stworzenie specyficznej hybrydy rocka progresywnego i nowej fali. Muszę przyznać, że przed laty słuchając tego albumu miałem problem z właściwą adaptacją. Niektóre fragmenty trochę mnie irytowały, brakowało mi wielu elementów, które tak lubiłem w muzyce tego zespołu. Z czasem jednak oswoiłem się z tymi dźwiękami i obecnie słucham go z przyjemnością. To jeszcze jeden przykład na to, że czasami nasze przyzwyczajenia i ograniczenia sprawiają, że możemy mieć problem z właściwą recepcją muzyki. W takiej sytuacji zawsze zbawienna jest elastyczność. Warto odrzucić uprzedzenia i otworzyć się na nowe dźwięki.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
56 minut temu, mahavishnuu napisał:

Warto odrzucić uprzedzenia i otworzyć się na nowe dźwięki.

Zawsze tak robię i staram się przekonać do muzyki, której wcześniej nie potrafiłem polubić. Co jakiś czas wracam do takich płyt z nadzieją, że zmienię zdanie.
Rzadko to mi się udaje (tak było np. z płytami VDGG, które po pewnym czasie do mnie dotarły...ale to było wieki temu), jednak częściej kolejne próby polubienia wcześniej odrzuconej muzyki kończą się tak samo, czyli fiaskiem.
Do takich płyt należy słynny koncert Colosseum - Live i wszystkie wczesne płyty Soft Machine. Dopiero od Bundles i Softs (łatwiejsze w odbiorze) akceptuję w całości. Jednak tu nie chodzi o to, że akceptuję muzykę łatwiejszą, bo to byłoby zbytnie uproszczenie. Przecież lubię wiele płyt zawierających trudną muzykę. Po prostu nie pasuje mi to granie, bo nie trafia w mój gust i tyle.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przecież pisałem - od Bundles podoba mi się Soft Machine.
Ja nie łykam wszystkich kanonów tylko dlatego, że są kanonami.
 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, mahavishnuu napisał:

Osobiście uwielbiam wszystkie ich płyty z lat 1969-1974 i trudno jest mi dokonać gradacji.

skoro temat został poruszony to się jednak skuszę, moja topka kolejność dowolna:

1. Lizard - jazda bez trzymanki, wspaniale wzbogacona elementami jazzu, szalona.... tytułowa suita.... za odległych studenckich czasów mnóstwo wieczornych spacerów ze słuchawkami na uszach

2. Islands, Islands, ISLANDS - w zależności od nastroju może i najlepsza, kapitalny rozrzut stylistyczny, nieokreślona, lekko obłąkana Formentera Lady, drapieżny Sailor's Tale, bezwstydnie przebojowy Ladies. Na deser utwór tytułowy, liryka najwyższych lotów....

3. Larks - druga strona 🙂 gdybym musiał wybierać z przyłożonym pistoletem do głowy możliwe że wskazałbym Easy Money jako najlepszy utwór KC. Nieśpieszny, pełen smaczków aranżacyjnych, genialny pod każdym względem, mógłby trwać i trwać, mógłby zajmować całą pierwszą stronę 😉 hipnotyzujący Talking Drum, z kolei druga część Larks to rock najwyższej próby, oparty o kapitalne metrum, nie da się przestać słuchać;

4. Starless - bardziej rockowe oblicze zespołu, świetne rozimprowizowane, nieokiełznane granie;

5. Discipline - na pewno najlepsza z późniejszego okresu działalności, okładka mówi wszystko - jest oszczędnie, wręcz ascetycznie jeśli chodzi o środki wyrazu w porównaniu z poprzednimi albumami co nie przeszkodziło w zaproponowaniu niezwykle wyrafinowanej muzyki. Kwartet wszechczasów! Partie gitar Fripp-Belew, Lewin na sticku i genialny Bruford na perkusji, nic więcej do szczęścia nie trzeba.

Zgadzam się z kolegą że Red jest świadectwem stagnacji zespołu, płyta nadal genialna ale niestety dość zachowawcza. Co nie zmienia faktu że koncertowe wykonanie Starless wbiło mnie w ziemię. I jeszcze jedno - kolega świetnie pisze o muzyce, każdy post czytam z zainteresowaniem i z zazdrością 😉 ja tak nie potrafię.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez rasputin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
22 godziny temu, soundchaser napisał:

Najlepiej ta sztuka udała się Genesis i w pewnym stopniu Yes (oczywiście poza wspomnianym wcześniej King Crimson).

jestem zdania że to właśnie Yes zaliczył najboleśniejszy zjazd, szczególnie w kontekście swoich największych osiągnięć, czyli The Yes Album, Fragile, Close to the Edge i późniejszego Relayer.

Tales jest albumem stanowiącym sztandarowy przykład tego czym nie powinien być rock progresywny. Broni się jedynie pierwszy utwór, o ile mnie skleroza nie myli nigdy nie wysłuchałem tej płyty w całości za jednym podejściem, nie zdołałem, zawsze mnie wymęczyła i znużyła.

Potem jest "tylko" co najwyżej dobrze. Going for the one niczym specjalnie nie zaskakuje, Tormato jest dziwaczne i ociera się o niezamierzoną autokarykaturę, Don't Kill the Whales, Release Release, Arriving Ufo - słuchając tych utworów zawsze się zastanawiam o co właściwie chodzi. Wbrew utartym opiniom moim zdaniem nienajgorsza jest Drama ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu że to taka bardziej ciekawostka.

Cyferki i Big Generator to w ogóle nie jest Yes, kolejne wydawnictwa lepsze ale brakuje niestety jakiejkolwiek świeżości.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez rasputin
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Owszem - zarówno Genesis, jak i Yes zanotowały spory "zjazd" ale tylko w sensie odejścia od klasycznego rocka progresywnego. Jednak tym zespołom udało się najlepiej dostosować do nowej mody i momentami nawet nawiązywać do gatunku z lat 70-tych. Yes stopniowo zaczął swoje przeobrażenie - płyta Going for the One już zwiastowała odejście od formuły, Tormato to kolejny krok w kierunku uproszczenia i komercjalizacji, a Drama - bez Andersona - to taka trochę hybryda, moim zdaniem najsłabsza płyta Yes z do tej pory nagranych. Prawdziwy przewrót stylistyczny nastąpił dopiero 3 lata później - "Cyferki" jednak osiągnęły ogromny sukces komercyjny, więc można powiedzieć, że Yes cały czas był w grze. Później było jednak gorzej...kilka słabych płyt z Open Your Eyes na czele, ale w międzyczasie przypomnieli się bardzo udanym Keys to Ascension - w części studyjnej bardzo dobre kompozycje.
Z Genesis było trochę inaczej, bo o ile po odejściu P. Gabriela zespół nagrał 4 bardzo dobre płyty, które do dziś są przecież kanonami rocka progresywnego (nawet odrobinę zorientowana w kierunku popu - ...And Then There Were Three..., to wciąż kawał solidnej muzyki). Dopiero Abacab i dwie następne płyty (Genesis i Invisible Touch) to już całkowite przemeblowanie stylu i odejście od klasycznego progresywnego rocka. Jednak jak wiemy - te właśnie płyty wyniosły zespół na szczyt popularności, zapewniającej wypełnione stadiony podczas koncertów.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zostałem zmuszony do przypomnienia sobie wszystkich płyt King Crimson z tych najlepszych lat. Pisząc ten post kończę słuchać "Starless And Bible Black".. Kapitalne uwieńczenie działalności. Ale nie o tym... Na płycie pojawił się niesamowity bonus track "The Law of Maximum Stress"...
Niesamowity kawałek zapierający dech w piersi. Mistrzowsko zaaranżowany i tak samo zagrany. W sumie nic o tymże utworze nie wiem dlaczego i skąd się wziął na tej płycie.
Poproszę o kilka zdań w tej kwestii - w sumie nic konkretnego nie znalazłem w Sieci.
Pewnie też coś przegapiłem w ich twórczości lub zapomniałem...Ale dla mnie ten kawałek to coś niesamowitego.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... właśnie słucham King Crimson w utworze Cadence & Cascade z Jaszczurki, utwór magiczny i przepiękny, podobnie jak pierwsze trzy płyty.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach




Na płycie pojawił się niesamowity bonus track "The Law of Maximum Stress"...



No kurczę ! Dziś słucham 3 raz ten kawałek w ciągu 3h. No nie mogę się od niego oderwać.. Będzie mnie pewnie w nocy nawiedzał jeszcze

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) kilka słów?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

     Udostępnij



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.