Skocz do zawartości
IGNORED

Niekomercyjne kino artystyczne.


Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 4.02.2024 o 16:03, SZROT napisał:

Zgadzam sie. Rewelacyjny. Polecam.

Nie ogladałem jeszcze ale obejrzałem (wiele sobie obiecując) Faworytę (netlix) i się zawiodłem, znudziła mnie, a poza tym (do czego w dzisiejszych czasach trzeba chyba przywyknąć) obowiazkowy motyw lesbijski. Z pozytywów to bardzo dobra gra aktorska i kostiumy.

2 godziny temu, jello napisał:

Faworyta, świetna! Nudy ani chwili.

Moźe to kwestia wieku albo pory dnia, ja walczyłem ze soba aby nie przysnąć😉

5 minut temu, audiofan01 napisał:

Moźe to kwestia wieku albo pory dnia, ja walczyłem ze soba aby nie przysnąć😉

To są ważne kwestie, mam tak samo. Jeśli morzy sen lepiej odłożyć oglądanie na później.

Po części to wynik oglądania w TV  a nie w kinie. W sali kinowej jest dużo wyższy poziom koncentracji i lepsza percepcja . Lepszy obraz , dźwięk i ciemna sala. I najlepiej mi się ogląda gdy idę sam . Oczywiście w przypadku starszych filmów nie ma innej możliwości  niż projekcja w domu .

A Faworyta to bardzo dobry film . Pisałem o nim gdy miał premierę .

23 godziny temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

W sali kinowej jest dużo wyższy poziom koncentracji i lepsza percepcja .

Zwłaszcza jak ktoś z tyłu co chwilę otwiera puszkę napoju gazowanego lub używa telefonu komórkowego.

23 godziny temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

Po części to wynik oglądania w TV  a nie w kinie. W sali kinowej jest dużo wyższy poziom koncentracji i lepsza percepcja . Lepszy obraz , dźwięk i ciemna sala. I najlepiej mi się ogląda gdy idę sam . Oczywiście w przypadku starszych filmów nie ma innej możliwości  niż projekcja w domu .

A Faworyta to bardzo dobry film . Pisałem o nim gdy miał premierę .

Już w tej chwili obraz w kinie wcale nie jest lepszy ale co do reszty zgoda. 

Edytowane przez jello

Może ja mam pecha ale w kinie przeważnie jest zły dźwięk, za głośno co powoduje zniekształcenia (lubię głośno a nawet bardzo głośno ale czysto) lub harczy no i dźwięki i reakcje towarzystwa :). Preferuję kino w domu.

" Anatomia Upadku " J. Triet to kolejny znakomity film nie pozostawiający widza obojętnym . To świetnie opowiedziana historia dramatu rodzinnego przekształcającego się w dramat sądowy , a może nawet thriller sądowy . To gatunek filmowy o bogatej tradycji , zwłaszcza w kinematografiach anglosaskich ( Anatomia morderstwa , Dwunastu gniewnych ludzi ). W największym skrócie to historia pary małżonków przeżywających kryzys . Obydwoje są pisarzami z których tylko to ona odnosi sukcesy literackie . Jest uznana, doceniona , celebrowana  a on jakby w jej cieniu . W wyniku dramatycznych okoliczności zostaje oskarżona o zabójstwo męża co prowadzi do procesu sądowego ,który to jest  centrum zainteresowania autorów filmu. Procesu poszlakowego . No i jeszcze jest jedna istotna postać , jedenastoletni syn pary , niewidomy , który musi się zmierzyć z tą dramatyczną sytuacją . Tak więc jest to film wielowymiarowy , wielopiętrowy w którym racje są po obu stronach , prawda jest  względna i nieoczywista . Różne fakty oceniamy w zależności od tego czy prezentuje je obrońca czy oskarżyciel . Nie ma postaci jednoznacznie negatywnych czy pozytywnych . Dodatkowo dochodzą jeszcze problemy lingwistyczne bo bohaterowie posługują się wymiennie j. angielskim i francuskim ( akcja toczy się we Francji, w okolicach Grenoble ) . A w niuansach mają trudności z porozumieniem . Oprócz kryzysu małżeńskiego , oskarżenia o zabójstwo , konfliktu o priorytety w związku i wychowaniu syna mamy obraz wyłaniającego się z przebiegu procesu upadku rodziny . A wszystko to zrealizowane dzięki znakomitemu , precyzyjnemu scenariuszowi oraz rewelacyjnej grze aktorskiej . Szczególnie należy wyróżnić odtwórczynię głównej roli , niemiecką aktorkę Sandrę Huller  ( zapadająca w pamięć scena kłótni małżeńskiej  ) . A w tle muzyka P.I.M.P 50 Cent , preludium deszczowe Chopina i Albeniz . Znakomity, poruszający film .

Najlepszy film jaki widziałem od 2 lat. Niby oparty na ogranym motywie a łamiący większość stereotypów rządzących współczesnym, również „artystycznym” kinem (wyjątkiem są może nieco zbyt efektowne dialogi w trakcie rozprawy sądowej, ale trudno z tego robić zarzut).
Niektóre jego recenzje, mimo że pozytywne, są bezdennie głupie. Dawno nie widziałem filmu tak okrutnego i bezwzględnego a zarazem empatycznego i przywracającego wiarę nasz gatunek. I to wszystko bez cienia egzaltacji i melodramatu.

" Strefa interesów " to ostatni film jaki widziałem kilka dni temu . Nie pisałem od razu bo musiałem go przemyśleć , przetrawić . Tematyka niełatwa bo dotyczy czasów Holocaustu .Oczywiście pamiętamy wszyscy filmy traktujące o czasach pogardy , o obozach koncentracyjnych . Zazwyczaj przedstawiały one ofiary , więźniów i ich cierpienia . Ostatni jaki zapadł mi w pamięć to był węgierski obraz " Syn Szawła " w którym za sprawą montażu i operowania kamerą widz mógł znaleźć się w samym centrum wydarzeń, niemal w oku cyklonu. Oprawcy byli gdzieś w tle a kamera podążała za więźniami. W " Strefie interesów " jest inaczej , tym razem kamera obserwuje oprawców i ich rodziny  . Niemców , hitlerowców w ich codziennych zajęciach , codziennej krzątaninie , codziennych rodzinnych rytuałach . Przygotowywaniu posiłków , wychowywaniu dzieci, spotkaniach rodzinnych czy towarzyskich . Wszystko to za sprawą obserwacji rodziny komendanta obozu Auschwitz,  Rudolfa Hossa, jego żony , dzieci i domowników . Reżyser wręcz z obsesyjną dokładnością pokazuje szczegóły ich życia. To codzienne otwieranie i zamykanie drzwi, zapalanie i gaszenie świateł , pikniki nad rzeką , jazdę konną . W zasadzie główną bohaterką jest żona Hossa ,którą rewelacyjnie gra Sandra Huller ( znowu świetna rola ) . W willi i pięknym ogródku stworzyła ona prawdziwy raj. Pani Hoss plewi roślinki , podlewa je , zbiera owoce . W rozmowie z matką chwali się swymi osiągnięciami i tym ,że wreszcie osiągnęła wymarzony status społeczny. Chwali się również ubraniami, sukienkami i futrami ,które jak dowiadujemy się pochodziły z rabunku żydowskich ofiar . Te wszystkie sceny rodzajowe , rodzinne to unaocznienie słynnej tezy o " banalności zła ". Bo wszystko to, ten cały eden rozgrywa się w cieniu obozu zagłady  , w cieniu piekła. Którego dokładnie nie widzimy. Prawie nie widzimy więźniów ani scen zabijania . Za sprawą zabiegów reżyserskich zagłada rozgrywa się w tle , za płotem a raczej za murem . Widzimy dymiące kominy, przemieszczające się parowozy i pociągi i słyszymy odgłosy . I tu dochodzimy do kluczowego efektu zastosowanego przez twórców filmu . Do ścieżki dźwiękowej zaplanowanej na kilku poziomach. Słyszymy krzyki , jęki, stłumione odgłosy strzałów , hałas fabryczny . Takie niesamowite dźwięki dobiegające jakby z samych trzewi tej fabryki śmierci . Ten zabieg powoduje zwielokrotnienie siły rażenia tego obrazu , tej grozy . Takiej perspektywy ukazania obozu zagłady jeszcze chyba nie było. Przez to film wywiera bardzo mocne wrażenie . I jeszcze jeden aspekt filmu. Okazuje się ,że to otoczenie jednak wpływa na samych Hossów i ich rodzinę . Oczywiście ,że próbują tego nie słyszeć i nie widzieć ale odbija się to na zdrowiu samego komendanta .Trzeba pokreślić bardzo dobre aktorstwo i zdjęcia naszego Ł. Żala. A na dodatek mamy jeszcze krótką sekwencję współczesną . Gdy obserwujemy sprzątaczki pracujące w Muzeum Oświęcimskim . W gablotach widzimy autentyczne ubrania więźniów, walizki, buty . To wbija w fotel !

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Długo oczekiwane przeze mnie " Przesilenie zimowe " obejrzane . Oczekiwane bo jednym z moich ulubionych filmów sprzed lat ( reżyser A. Payne i aktor P.Giamatti ) był obraz "Bezdroża " ( Sideweys ) z 2004 r. To dla mnie kultowy film nie tylko z powodów " filmowych " ale także winiarskich . Tym razem  mamy kameralną tragikomedię rozgrywającą się w okresie około świątecznym w prestiżowym college' u z internatem na przełomie 1970 i 71 r. Na skutek splotu wydarzeń w szkole na święta  pozostają trzy osoby. Zdziwaczały, apodyktyczny i znienawidzony przez uczniów nauczyciel historii starożytnej , zakompleksiony , znerwicowany i zdołowany uczeń i czarnoskóra kucharka zmagająca się z osobistą traumą . Cała ta trójka jest skazana na siebie i swoje towarzystwo . Oczywiście każda osoba ma swoją przeszłość , problemy , uwikłania, kompleksy , słabości czy wady . To z kolei generuje szereg przezabawnych sytuacji i zdarzeń prowadzących do lepszego wzajemnego zrozumienia , poznania się ale i siebie. To rodzaj psychodramy po której bohaterowie nie są już tacy sami. Ten zarys fabuły wskazywałby ,że to film w swej treści czy wymowie jest bardzo tradycyjny . I tak jest w rzeczywistości ! I zastosowany język filmowy jest tradycyjny. Przyszły mi do głowy takie obrazy jak " Absolwent " czy " Stowarzyszenie umarłych poetów ". Myślę ,że to był świadomy wybór autorów filmu aby zrobić film tak jak byłby zrobiony w latach 60 . Można to uznać za wadę , ja tego tak nie traktuję . Mamy realia lat 60/70, wojnę wietnamską w tle, nierówności klasowe i rasowe. Model wychowawczy z tamtych lat ( jak różny od obecnego ! ) oraz kulturę ( ścieżka dźwiękowa w stylu duetu Simon / Garfunkel , rockowa psychodelia ). Jeśli chodzi o wady obrazu to wymieniłbym nadmiar sentymentalizmu . Do zalet zaliczyłbym  bardzo dobrą grę aktorską .

" Czasami myślę o umieraniu " to nieoczywisty film z nieoczywistym tytułem . Bo sugeruje ponury film o śmierci . A tu zaskoczenie . Bo po pierwsze nie o śmierci a o  umieraniu a po drugie to tragikomedia . Akcja filmu toczy się gdzieś na wybrzeżu Pacyfiku , w małej zapyziałej miejscowości portowej . W małym biurze , w małej społeczności poznają się ona i on. Oboje samotni , poszukujący przyjaźni a może nawet miłości. Ona Fran to dziewczyna zamknięta w sobie , mająca problemy w relacjach z innymi ludźmi ( może nawet Asperger ) , pozornie zimna, pochłonięta pracą ( zastępczo ! ) , inteligentna , o wybujałej wyobraźni . Lubi wyobrażać sobie jak będzie wyglądać po śmierci . Nic nie wiemy o jej przeszłości , rodzinie , otoczeniu . On Robert , facet po przejściach ( dwa rozwody ) , samotny ale otwarty na ludzi , ciepły , ekstrawertyk . Tematem filmu są wzajemne relacje tej pary , ich wzajemne badanie się , zbliżanie się i oddalanie. To bardzo skomplikowana relacja , głównie za sprawą Fran . Wbrew pozorom to nie banalna komedia romantyczna ale nieoczywista i nieschematyczna opowieść o rodzącej się miłości . Pozbawiona stereotypów na temat męskości czy kobiecości . Dzięki formie artystycznej zastosowanej przez reżyserkę . To kameralny obraz , prawdziwe slow cinema , bez akcji, z minimalistycznymi dialogami . Kamera operuje zbliżeniami . Rewelacyjnie gra D. Ridley ( Gwiezdne wojny ! ) . Reaguje głównie mimiką , gestem , spojrzeniem . Zaskakująco dobry film tylko trzeba wejść w jego klimat  , poddać mu się .Czyli wymaga trochę wysiłku .Ale warto.

  • 2 tygodnie później...
" Strefa interesów " to ostatni film jaki widziałem kilka dni temu . Nie pisałem od razu bo musiałem go przemyśleć , przetrawić . Tematyka niełatwa bo dotyczy czasów Holocaustu .Oczywiście pamiętamy wszyscy filmy traktujące o czasach pogardy , o obozach koncentracyjnych . Zazwyczaj przedstawiały one ofiary , więźniów i ich cierpienia . Ostatni jaki zapadł mi w pamięć to był węgierski obraz " Syn Szawła " w którym za sprawą montażu i operowania kamerą widz mógł znaleźć się w samym centrum wydarzeń, niemal w oku cyklonu. Oprawcy byli gdzieś w tle a kamera podążała za więźniami. W " Strefie interesów " jest inaczej , tym razem kamera obserwuje oprawców i ich rodziny  . Niemców , hitlerowców w ich codziennych zajęciach , codziennej krzątaninie , codziennych rodzinnych rytuałach . Przygotowywaniu posiłków , wychowywaniu dzieci, spotkaniach rodzinnych czy towarzyskich . Wszystko to za sprawą obserwacji rodziny komendanta obozu Auschwitz,  Rudolfa Hossa, jego żony , dzieci i domowników . Reżyser wręcz z obsesyjną dokładnością pokazuje szczegóły ich życia. To codzienne otwieranie i zamykanie drzwi, zapalanie i gaszenie świateł , pikniki nad rzeką , jazdę konną . W zasadzie główną bohaterką jest żona Hossa ,którą rewelacyjnie gra Sandra Huller ( znowu świetna rola ) . W willi i pięknym ogródku stworzyła ona prawdziwy raj. Pani Hoss plewi roślinki , podlewa je , zbiera owoce . W rozmowie z matką chwali się swymi osiągnięciami i tym ,że wreszcie osiągnęła wymarzony status społeczny. Chwali się również ubraniami, sukienkami i futrami ,które jak dowiadujemy się pochodziły z rabunku żydowskich ofiar . Te wszystkie sceny rodzajowe , rodzinne to unaocznienie słynnej tezy o " banalności zła ". Bo wszystko to, ten cały eden rozgrywa się w cieniu obozu zagłady  , w cieniu piekła. Którego dokładnie nie widzimy. Prawie nie widzimy więźniów ani scen zabijania . Za sprawą zabiegów reżyserskich zagłada rozgrywa się w tle , za płotem a raczej za murem . Widzimy dymiące kominy, przemieszczające się parowozy i pociągi i słyszymy odgłosy . I tu dochodzimy do kluczowego efektu zastosowanego przez twórców filmu . Do ścieżki dźwiękowej zaplanowanej na kilku poziomach. Słyszymy krzyki , jęki, stłumione odgłosy strzałów , hałas fabryczny . Takie niesamowite dźwięki dobiegające jakby z samych trzewi tej fabryki śmierci . Ten zabieg powoduje zwielokrotnienie siły rażenia tego obrazu , tej grozy . Takiej perspektywy ukazania obozu zagłady jeszcze chyba nie było. Przez to film wywiera bardzo mocne wrażenie . I jeszcze jeden aspekt filmu. Okazuje się ,że to otoczenie jednak wpływa na samych Hossów i ich rodzinę . Oczywiście ,że próbują tego nie słyszeć i nie widzieć ale odbija się to na zdrowiu samego komendanta .Trzeba pokreślić bardzo dobre aktorstwo i zdjęcia naszego Ł. Żala. A na dodatek mamy jeszcze krótką sekwencję współczesną . Gdy obserwujemy sprzątaczki pracujące w Muzeum Oświęcimskim . W gablotach widzimy autentyczne ubrania więźniów, walizki, buty . To wbija w fotel !

Też już obejrzałem. Film na pewno nietuzinkowy, ale powstrzymywałbym się od określeń o „wbijaniu w fotel”. Tylko ociera się o wybitność.
Przede wszystkim tezy o „banalności zła” są już znane od dekad i były już wielokrotnie poddawane rozmaitym wariacjom, w tym wielokrotnie trywializowane do tego stopnia, że dziś bardziej płodne mogą okazać się tezy z tym poglądem polemizujące. Aż dziw bierze, że - chyba rzeczywiście - ten temat jest dopiero teraz tak otwarcie wykorzystany przez kino.
Kiedy zobaczyłem trailery filmu to nie ukrywam, że domyślałem się czego można się spodziewać i zastanawiałem się czym film mnie zaskoczy. To akurat, częściowo się udało. Pominę te walory, które opisał Wojciech. To co mnie, na plus, uderzyło w pierwszej części filmu - to klimat komediodramy i serialu obyczajowego. Jakbyśmy oglądali historię amerykańskiej rodziny, która urządza swój wymarzony dom dzięki ojcu, który wreszcie znalazł wymarzoną pracę menadżera. Wyjazd „na prowincję” był ryzykowny, ale się opłaciło - i teraz możemy przez kolejne sezony kibicować naszym bohaterom, którzy odnaleźli to o czym wszyscy marzymy, „swoje miejsce na ziemi”. Zresztą widmo „utraty wymarzonej posady” jest główną osią fabularną, a rozmowa Hössów nad rzeką stanowi szyderczą kulminację najlepszej fazy filmu. Zestawienie tych scen ze świadomością koszmaru rozgrywającego się tuż obok za murem obozu - rzeczywiście wywołuje pożądany skutek - przynajmniej do czasu.
Drugi świetny motyw to widmo tajemniczej dziewczynki rozrzucającej owoce nocą na stanowiskach pracy więźniów. Ujęcia są „w podczerwieni” co nadaje im surrealistyczny i poetycki wymiar. Tu Glazer też świetnie wykorzystuje efekt obcości - bo te sekwencje, mimo że jako jedyne obrazują to co naiwnie nazywamy „człowieczeństwem”, mają klimat upiorny - dla odmiany rzeczywiście upiorny świat Hössów jest pokazany jako swojski, w empatycznych pastelowych odcieniach.
Jednak te sekwencje wskazują też na wady filmu - nie wiem po co dopowiadać o co chodzi z tą dziewczynką - zamiast zostawić te sceny jako asocjacyjny kontrapunkt. Niepotrzebnie też reżyser podkreśla perfidię Frau Höss (jej odzywki do „służby”). Zapewne jest to zgodne z prawdą historyczną, ale zbędne z powodów artystycznych, Frau Höss jest bardziej przerażająca właśnie jako zwykła kura domowa marząca o urlopie we Włoszech - robienie z niej potencjalnej komendantki żeńskiej części obozu to niepotrzebna tautologia.
Moje opory budzi też „3 akt” dzieła - sceny z „nowej pracy” Hössa nieco wg mnie rozmywają jednolitość formy - aczkolwiek znajdują uzasadnienie w (koncepcyjnie) genialnej scenie wymiotów na schodach. Ale dlaczego zdewastowano tę scenę idiotycznymi wstawkami ze współczesności? Dla mnie te kretynizmy obniżają wartość dzieła co najmniej o klasę. Komu jest potrzebna taka tania, prymitywna dydaktyka?

Gdyby nie klops w finale - mielibyśmy do rozkminy 2 zasadnicze dylematy. Do jakiego stopnia zło jest czymś realnym a do jakiego - jedynie konstruktem, który można dowolnie relatywizować? Czy rzeczywiście nasze ciała są bardziej „moralne” od naszych „dusz”? Czy rzeczywiście - jedynym odruchem, który podświadomie wyznacza granicę między „dobrem” a „złem” jest odruch wymiotny?
Szkoda, że budzący podziw wysiłek z jakim autor zasiewa w nas tego rodzaju wątpliwości - jest częściowo zmarnowany przez kilka napisanych na kolanie i niedbale podrzucanych ściągawek.

Nie mogę zgodzić się z określeniem scen współczesnych ( muzeum ) jako kretynizmy czy idiotyzmy  . Właśnie to zderzenie współczesności z tym co widzieliśmy wcześniej , w domu Hossów zrobiło na mnie duże wrażenie. Widok autentycznych przedmiotów pozostałych po ludziach ,których już nie ma.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz
Nie mogę zgodzić się z określeniem scen współczesnych ( muzeum ) jako kretynizmy czy idiotyzmy  . Właśnie to zderzenie współczesności z tym co widzieliśmy wcześniej , w domu Hossów zrobiło na mnie duże wrażenie. Widok autentycznych przedmiotów pozostałych po ludziach ,których już nie ma.

Przecież wiesz o tym wszystkim od lat. Pomijam, że Frau H. nawet przymierza futro „z odzysku” i używa napoczętej (sic!) „żydowskiej” szminki.
Pomijam - czego w filmie wprost się nie pokazuje, ale można to wywnioskować - że te zachowania nie są wcale potworne tylko naturalne, są częścią natury ludzkiej. Zostały zdefiniowane jako zło w toku setek lat rozwoju społecznego - jeszcze kilkaset lat temu były czymś naturalnym.
Nie jest niczym odkrywczym stwierdzenie, że Państwo H to potwory. Nawet stwierdzenie, że każdy z nas jest po części Rudolfem H nie jest odkrywcze (zresztą lewicowa postreligijna retoryka przypomina to nam na każdym kroku) - ale sprowokowanie faktycznego uświadomienia, czy nawet fizycznego odczucia tego faktu - to już prawdziwa sztuka. Glazerowi to się nawet udało - szkoda, że tylko częściowo.
4 godziny temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

Nic nie jest odkrywcze bo wszystko już było .

 

Zabawne, bo ludzie powtarzają to sobie od czasów starożytnych. Pewnie gdyby ludzie w paleolicie znali pismo to  teraz odnajdywanoby to zdanie na ścianach jaskiń. To, że nie przychodzi Ci do głowy nic odkrywczego nie oznacza, że nastąpił koniec rozwoju.

Edytowane przez Maciej Mki

A kto  tak twierdzi ? To oznacza tylko ,że w sztuce opowiadamy te same historie tylko sposób opowiadania się zmienia. Czy od czasów Szekspira dowiedzieliśmy się czegoś nowego o człowieku ? W sensie psychologicznym czy duchowym .

13 godzin temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

A kto  tak twierdzi ? To oznacza tylko ,że w sztuce opowiadamy te same historie tylko sposób opowiadania się zmienia. Czy od czasów Szekspira dowiedzieliśmy się czegoś nowego o człowieku ? W sensie psychologicznym czy duchowym .

Szekspir o którym wspomniałeś to dobry przykład. Weźmy np. postacie złych władców z jego dzieł. Zabijają ponieważ są szaleni albo po to aby utrzymać władzę. Zło które wyrządzają ma praktyczny cel i jednostkowy wymiar wyrażający się w fizycznej likwidacji oponentów. Nie przypominam sobie u Szekspira żadnej postaci która postanowiłaby przenieść to zło na poziom totalny, zatruć zbiorowy umysł i duszę całego społeczeństwa, zakłamać same pojęcia dobra i zła. Rzeczywistość takiego „zatrutego” społeczeństwa stawia człowieka w zupełnie nowej sytuacji nieznanej bohaterom Szekspira. Postacie z jego dramatów próbują coś zdobyć lub uniknąć niebezpieczeństwa ale nie spotkasz tam kogoś przeżywającego dylematy Winstona Smitha. Taka postać nie powstała wcześniej bo mogła powstać tylko w konkretnej epoce. Na tej samej zasadzie dopiero nadejście ery technologicznej pozwoliło stworzyć postać np. Roya Batty'ego z jego dramatem i pytaniami które stawia ta postać. Sądzę, że nawet obecna epoka z jej fenomenami może przynieść ( o ile już nie przyniosła ) jakieś odkrywcze spostrzeżenia na temat kondycji człowieka zanurzonego w środowisku informacyjno-technologicznym. Pozdrawiam

Bo wtedy , w czasach Szekspira nie było internetu, social mediów , masowej komunikacji . To o czym piszesz spełniały wówczas totalitaryzmy religijne, fanatyzmy religijne. One zatruwały społeczeństwa . A jeśli chodzi o człowieka przyszłości , zanurzonego w środowisku informacyjnym to oczekiwałbym jego obrazu od gatunku Si Fi. I tu odczuwam rozczarowanie. Nie spotkałem ( może za mało widziałem ) takiej projekcji , analizy mentalności człowieka przyszłości. Jak będzie myślał , odczuwał ,analizował człowiek za 50 -100 lat. Mamy jedynie pokaz przyszłej technologii , te migające lampeczki , ekraniki lasery . Ale z drugiej strony mentalność ludzka w przeciwieństwie do technologii zmienia się najwolniej.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz
18 godzin temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

Czy od czasów Szekspira dowiedzieliśmy się czegoś nowego o człowieku ? W sensie psychologicznym czy duchowym .

OOOOczywiscie. OOOOOgromnie duzo. Chyba nie interesujesz sie tymi zagadnieniami, skoro sugerujesz ze nic lub niewiele 😞  

Szekspir o którym wspomniałeś to dobry przykład. Weźmy np. postacie złych władców z jego dzieł. Zabijają ponieważ są szaleni albo po to aby utrzymać władzę. Zło które wyrządzają ma praktyczny cel i jednostkowy wymiar wyrażający się w fizycznej likwidacji oponentów. Nie przypominam sobie u Szekspira żadnej postaci która postanowiłaby przenieść to zło na poziom totalny, zatruć zbiorowy umysł i duszę całego społeczeństwa, zakłamać same pojęcia dobra i zła. Rzeczywistość takiego „zatrutego” społeczeństwa stawia człowieka w zupełnie nowej sytuacji nieznanej bohaterom Szekspira. Postacie z jego dramatów próbują coś zdobyć lub uniknąć niebezpieczeństwa ale nie spotkasz tam kogoś przeżywającego dylematy Winstona Smitha. Taka postać nie powstała wcześniej bo mogła powstać tylko w konkretnej epoce. Na tej samej zasadzie dopiero nadejście ery technologicznej pozwoliło stworzyć postać np. Roya Batty'ego z jego dramatem i pytaniami które stawia ta postać. Sądzę, że nawet obecna epoka z jej fenomenami może przynieść ( o ile już nie przyniosła ) jakieś odkrywcze spostrzeżenia na temat kondycji człowieka zanurzonego w środowisku informacyjno-technologicznym. Pozdrawiam

Bardzo naiwnie interpretujesz dzieła Szekspira. Jego sztuki jako metafory totalitaryzmu to było już wykorzystywane w latach 50-tych. Polecam pracę Jana Kotta. Pomijam fakt, że Szekspir nie był moralistą i nie tropił zła - ono była immanentną cechą jego świata i podchodził do niego jako trzeźwy obserwator. Zauważ taki drobny paradoks - nikt wówczas nie miał oporów, żeby czynić z ludzi złych bohaterów tragedii. Szekspir nie miałby oporów żeby napisać tragedię o Stalinie albo Hitlerze. Dlatego np. nie da się zrobić dobrej interpretacji Makbeta bo
my już nie pojmujemy takich postaci- tylko Kurosawa to umiał, ale jego Makbet w chwili śmierci jest przez swoich zabójców wyniesiony do pozycji bóstwa.
Dziś zło to temat tabu. Tabu i tautologia - bo o źle można mówić tylko źle.

Z Szekspirem jest tak, że każda generacja znajduje coś co innego. Np. teraz można na podstawie jego okrutnych, ponurych i „przemocowych” komedii mnożyć motywy genderowe. Choć nasza współczesność raczej nie będzie dobrą glebą dla szekspirowskiego zasiewu. Jesteśmy zbyt epizodyczni i zbędni, takich statystów jak my w świecie Szekspira eliminuje się przed prologiem.
1 godzinę temu, dzarro napisał:

Bardzo naiwnie interpretujesz dzieła Szekspira. Jego sztuki jako metafory totalitaryzmu to było już wykorzystywane w latach 50-tych.

Sądzę, że pisząc o "metaforach" totalitaryzmu zawartych w dziełach Szekspira masz na myśli raczej zmierzające w tym kierunku interpretacje jego dzieł pochodzące od czytelników naszej ery niż metaforę w znaczeniu środka wyrazu zastosowanego przez samego autora. Na tej samej zasadzie współczesny obserwator patrząc na wieże minaretu interpretuje ich kształt na podobieństwo rakiety kosmicznej. To zupełnie oczywiste, że odbiorca interpretuje dzieło przez pryzmat swoich doświadczeń i wiedzy - ale my nie o tym rozmawiamy. Przedmiotem dyskusji nie jest to czy dawnym dziełom można nadać nową interpretację tylko to czy od czasu Szekspira nie jesteśmy już w stanie powiedzieć niczego nowego na temat człowieka w znaczeniu psychologicznym i duchowym.

p.s. - które utwory Szekspira stanowią według Ciebie metaforę totalitaryzmu ? ( a nie absolutyzmu )

Edytowane przez Maciej Mki
2 godziny temu, Maciej Mki napisał:

Sądzę, że pisząc o "metaforach" totalitaryzmu zawartych w dziełach Szekspira masz na myśli raczej zmierzające w tym kierunku interpretacje jego dzieł pochodzące od czytelników naszej ery niż metaforę w znaczeniu środka wyrazu zastosowanego przez samego autora. Na tej samej zasadzie współczesny obserwator patrząc na wieże minaretu interpretuje ich kształt na podobieństwo rakiety kosmicznej. To zupełnie oczywiste, że odbiorca interpretuje dzieło przez pryzmat swoich doświadczeń i wiedzy - ale my nie o tym rozmawiamy. Przedmiotem dyskusji nie jest to czy dawnym dziełom można nadać nową interpretację tylko to czy od czasu Szekspira nie jesteśmy już w stanie powiedzieć niczego nowego na temat człowieka w znaczeniu psychologicznym i duchowym.

p.s. - które utwory Szekspira stanowią według Ciebie metaforę totalitaryzmu ? ( a nie absolutyzmu )

Nowość - jako taka - nie ma wg. mnie większego znaczenia i Szekspir też niczego nowego nie tworzył. Był raczej mistrzem recyklingu. W totalitaryzmie nie ma niczego uniwersalnego - tak jak w monarchii czy demokracji. Każdy z systemów społecznych ma wpisany podział na panów i niewolników - tylko inaczej nazywa role i inaczej rozkłada akcenty. Owszem, praca w Żabce to nie to samo co zasuwanie przy budowie piramidy, ale bycie członkiem elity politycznej 1000 lat temu tez było bardziej ryzykownym zajęciem niż dziś. Uniwersalny może być np. dylemat jaki jest rzeczywisty margines wolności człowieka i czy w ogóle jest jakiś margines. O tym wg mnie jest przywołany "Rok 1984" - gdzie takiego marginesu nie ma i jest to dzieło skrajnie fatalistyczne. Totalitaryzm w tym przypadku jest tylko anturażem, taką "klatką, która poszła szukać ptaka". A to genialne określenie Kafki jest głębsze bo może odnosić się do każdego aspektu rzeczywistości - nie tylko polityki. Szekspir nie miał takich dylematów - bo za  jego czasów niemali wszyscy, wg naszych standardów, byli niewolnikami. Ale stworzył np. Hamleta, który jest syntezą 2 zasadniczych bohaterów tragicznych, Edypa i Orstesa, których definiuje klęska, którą ponoszą próbując uciec od zniewolenia będącego esencją egzystencji ludzkiej. Pierwszy stawia opór, próbuje walczyć i ponosi klęskę. Drugi jest bierny, poddaje się losowi - i również ponosi klęskę. "Hamlet" ma schemat fabularny identyczny jako "mit Atrydów" ale motywacje Hamleta są bliższe edypowych, można powiedzieć, że jest Edypem postawionym w sytuacji Orestesa. Np. wzdraga się przed zabiciem stryja ojcobójcy bo zazdrości mu samego aktu ojcobójstwa (pomysł Freuda), pragnie zabić matkę jak Orestes (Szekspir każe mu się porównywać do Nerona-matkobójcy) ale jest też Edypem więc matka go pociąga czy raczej włada nim wyobrażenie, że mógłby być z matką jak własny ojciec (ponownie Freud). I tak dalej i tak dalej.

Weźmy ostatnio będącą na tapecie Diunę. Bohaterowie nazywają siebie rodem Atrydów i jest to świadome nawiązanie do mitologii. Cały motyw fabularny jest też trawestacją mitu Orestesa, tyle, że dość "lajtowym". Matka Paula co prawda nie zabija jego ojca, ale uczestniczy w planie, który - świadomie lub nie - do tej śmierci doprowadza, jest w ciąży z siostrą Paula, która ma cechy Elektry. Matka jest córką Barona Harkonena, który za smierć ojca odpowiada i którego Paul zabija jako Orestes. Nie wiem jak jest w powieści - ale w  filmie walka Paula z młodym Harkonenem to przecież kopia walki Hamleta z  Leartesem, ta laska grana przez Zendayę ma cechy Ofelii (np. zostaje porzucona). I tak dalej i tak dalej. 

Przewaga Szekspira jest taka, że tam każda konfiguracja zmierza ku zagładzie. Owszem zjawi się jakiś Fortynbras, ale tylko po to, żeby zapoczątkować nowy cykl, który i jego zmieli na miazgę. 

A wracając do totalitaryzmu. Proponuję porównać film "Upadek" o ostanach chwilach Hitlera i ostatni akt "Makbeta". Jakieś spostrzeżenia?

Inne przykłady? "Sukcesja" i "Król Lear". Magnat medialny co prawda władzy nie oddaje - ale to tylko odwrócenie sytuacji bo dzieci i tak go zdradzają, a magnat nie kochał ich tak samo jak Lear  nie kochał swoich. Obaj stworzyli potwory, które bedą ze soba włączyć do upadłego.  I tak dalej i tak dalej.

 

 

11 godzin temu, dzarro napisał:

Nowość - jako taka - nie ma wg. mnie większego znaczenia

 

Wg mnie też ale tak się składa, że to właśnie owa nowość stanowi przedmiot dyskusji do której wkroczyłeś. Jeśli chcesz to możemy go zmienić na "toposy i archetypy" chociaż wszyscy zgadzamy się co do ich występowania   

 

11 godzin temu, dzarro napisał:

W totalitaryzmie nie ma niczego uniwersalnego

Oczywiście – właśnie dlatego podałem go jako przykład sytuacji w której zjawiska wcześniej w historii nieznane owocują nowymi interesującymi spostrzeżeniami dotyczącymi ludzkiej natury.

 

11 godzin temu, dzarro napisał:

żdy z systemów społecznych ma wpisany podział na panów i niewolników - tylko inaczej nazywa role i inaczej rozkłada akcenty.

W poprzednim akapicie zgodziliśmy się, że totalitaryzm nie ma w sobie niczego uniwersalnego. Przydałoby się trochę konsekwencji Tak serio- totalitaryzm wykracza daleko poza uniwersalny podział społeczeństwa na rządzących i rządzonych.    

 

11 godzin temu, dzarro napisał:

A wracając do totalitaryzmu. Proponuję porównać film "Upadek" o ostanach chwilach Hitlera i ostatni akt "Makbeta". Jakieś spostrzeżenia?

 

Wyobraź sobie rok 1453. Konstantynopol otoczony przez potężne wojska tureckie. Wszystko jest już stracone. Odsiecz nie przybędzie a całkowite zaćmienie księżyca zwiastuje nieuchronny upadek miasta i cesarstwa liczącego ponad tysiąc lat. Koniec całęj epoki. W środku tego wszystkiego cesarz Konstantyn wygłasza swoje „Epitafium dla Cesarstwa Rzymskiego”.   jakieś spostrzeżenia ? 

 

 

 

 


 

Edytowane przez Maciej Mki
19 godzin temu, SZROT napisał:

OOOOczywiscie. OOOOOgromnie duzo. Chyba nie interesujesz sie tymi zagadnieniami, skoro sugerujesz ze nic lub niewiele 😞  

Dlatego Szekspir jest nadal aktualny bo trafnie opisuje i daje możliwości interpretacyjne takich ludzkich zachowań jak nienawiść, zawiść , zazdrość ,miłość , zachłanność itp .  A te emocje są ponadczasowe, wieczne . W tym sensie artyści tworzący później nie wnieśli wiele . Dzieje literatury to opowiadanie tych samych historii , zmieniał się natomiast język , forma. Dlatego stawianie zarzutu wobec dziełu literackiemu czy filmowi ,że coś nie jest nowe czy oryginalne nie jest zasadne.

 
Wyobraź sobie rok 1453. Konstantynopol otoczony przez potężne wojska tureckie. Wszystko jest już stracone. Odsiecz nie przybędzie a całkowite zaćmienie księżyca zwiastuje nieuchronny upadek miasta i cesarstwa liczącego ponad tysiąc lat. Koniec całęj epoki. W środku tego wszystkiego cesarz Konstantyn wygłasza swoje „Epitafium dla Cesarstwa Rzymskiego”.   jakieś spostrzeżenia ? 
 
 
 
 

 

Schematy są te same - obudowujesz je inną tkanką. Istotą „historii” jest schemat - reszta to interpretacja, wariacja na temat.

Akurat to wydarzenie z kresu Bizancjum, które opisujesz bardziej pasuje do mitu trojańskiego (nawet konie trojańskie tam Mehmed Zdobywca stosował). W ostatnim akcie Makbeta - chodzi o zupełnie co innego. Ktoś kto dopiero był zdobywcą nagle jest oblężony. Myśli, że przepowiedziano mu nieśmiertelność a przepowiedziano mu śmierć. Słynna viralowa scena z Hitlerem, który w histerii wrzeszczy na generałów, to nic innego jak kolejna wariacja na temat Makbeta, do którego dociera, że Las Birnamski jednak podchodzi pod mury twierdzy. Inna sprawa, że dla nas ta scena nie ma już cech tragedii.

Jakbyś chciał szukać figury Makbeta w historii - to jest nim np. Japonia z II wojny światowej, która najpierw zadaje cios w plecy mentorowi(USA po I wojnie były sojusznikiem Japonii) - potem zagarnia jego królestwo, a potem do upadłego broni się na wyspach, wierząc w przepowiednie „decydującej bitwy”. Ewentualnie Makbetem może być Muhamnad II szach Chorezmu, który przez dekady podbijał sąsiednie państwa, potem zaczął wojnę z - na papierze słabszymi - pastuchami z Mongolii. Jego imperium przestało istnieć po roku - a on sam umarł na chorobę płuc ukrywając się na jakiejś wysepce. Czyli wariant, którego serdecznie życzymy Wujkowi Wowie z bratniej Rosji.
1 godzinę temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

stawianie zarzutu wobec dziełu literackiemu czy filmowi ,że coś nie jest nowe czy oryginalne nie jest zasadne

Nie powiedzialbym tak, nie uzylbym zlowa "zasadne", stawianie zarzutu jest jaknajbardziej "upowaznione". Oryginalnosc nie jest bowiem ani najwazniejszym, ani jedynym kryterium tego co uznajemy za "dzielo", jednak bardzo pozadamy takiej cechy. Jako znudzony i szukajacy ciagle nowych wrazen gatunek, oryginalnosc mamy wpisana w genach jako najwazniejsze kryterium nie tyle "dzielowosci" co kreatywnosci. Zatrzymywanie rozwoju "dziela" na Szekspirze to wielkie naduzycie i krzywdzaca ocena wspolczesnosci. Jest to tez jedna, przepraszam, bez urazy, z ewidentnych oznak starzenia sie mozgu i zdolnosci poznawania, akceptacji i doceniania nowych zjawisk. Kazdy z nas pamieta teksiciki naszych babek lub dziadkow: ...a przed wojna  to wszystko bylo najlesze, ...teraz juz takich rzeczy nie robia 🙂 🙂 itp. itd. To bardzo samoograniczajacy sie i zamkniety sposob postrzegania rzeczywistosci. Zycze wiecej otwartosci i odczuwania radosci z dnia codziennego 🙂

Co do totalitaryzmu oraz „rządzących i rządzonych” - to nie chodzi o układ podrzędności tylko o pojęcie wolności, nie tylko w wymiarze politycznym. Totalitaryzm staje się problemem dopiero wówczas kiedy masz wpojone przekonanie o przyrodzonej wolności i godności jednostki, a to jest pogląd nowy, ma może ze 300 lat. Wcześniej panował pogląd, że godność czy wolność społeczna to cecha, którą można odziedziczyć (ale i utracić) wywalczyć albo kupić.
W sensie egzystencjalnym sytuacja aparatczyka(np. bohater Orwella) który nagle jest przemielony przez system niewiele różni się od wodza plemiennego, który z dnia na dzień staje się niewolnikiem, wygnańcem albo trupem - bo żonka z młodszym bratem postanowili przejąć interes.

Nie powiedzialbym tak, nie uzylbym zlowa "zasadne", stawianie zarzutu jest jaknajbardziej "upowaznione". Oryginalnosc nie jest bowiem ani najwazniejszym, ani jedynym kryterium tego co uznajemy za "dzielo", jednak bardzo pozadamy takiej cechy. Jako znudzony i szukajacy ciagle nowych wrazen gatunek, oryginalnosc mamy wpisana w genach jako najwazniejsze kryterium nie tyle "dzielowosci" co kreatywnosci. Zatrzymywanie rozwoju "dziela" na Szekspirze to wielkie naduzycie i krzywdzaca ocena wspolczesnosci. Jest to tez jedna, przepraszam, bez urazy, z ewidentnych oznak starzenia sie mozgu i zdolnosci poznawania, akceptacji i doceniania nowych zjawisk. Kazdy z nas pamieta teksiciki naszych babek lub dziadkow: ...a przed wojna  to wszystko bylo najlesze, ...teraz juz takich rzeczy nie robia   itp. itd. To bardzo samoograniczajacy sie i zamkniety sposob postrzegania rzeczywistosci. Zycze wiecej otwartosci i odczuwania radosci z dnia codziennego

A znudzenie to czym jest? To nie wycieczka osobista - ale nudzą się tylko nudziarze. Wojciech jest wielbicielem jazzu - i dobrze wie, że np. „Body and Soul” można zagrać w 1001 wersjach i za każdym razem to będzie coś nowego, ale jednak nadal „Body and Soul”.
Akurat w literaturze najlepsi autorzy standardów to Szekspir i greccy tragicy.
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.