Skocz do zawartości
IGNORED

Niekomercyjne kino artystyczne.


Rekomendowane odpowiedzi

Wreszcie obejrzałem " Matki równoległe " Almodovara. Znając wcześniej tytuł filmu zastanawiałem się co też może oznaczać tytuł filmu . Co to są te matki równoległe ? Mamy dwie bohaterki ( Penelope Cruz i Smit ) ,które poznają się na porodówce .Obie są singielkami , rodzą dziewczynki i zaprzyjaźniają się . Starsza ( Cruz ) jest wziętą fotografką ,która trochę niespodziewanie zaszła w ciążę a młodsza nastolatka, samotną matką . Obie są kobietami po przejściach , mają za sobą nieudane związki z mężczyznami. Wywiązuje się przyjaźń ,która z czasem przemienia się w dość skomplikowany związek kobiet i ich córek. Jest zaskoczenie i poplątane losy niczym w XVIII wiecznych powieściach angielskich , choć to zaskoczenie trochę przewidywalne . I ten wątek jest dość ciekawy , sprawnie opowiedziany i świetnie zagrany , zwłaszcza przez Penelope . Są ciekawe portrety kobiet w przeciwieństwie do świata mężczyzn. I zamiast  ciągnąć ten wątek i go rozwijać Almodovar wprowadza kolejny . Polityczny , nawiązujący do hiszpańskiej wojny domowej z lat 30 XX wieku.Ten zabieg  sprawia wrażenie trochę doczepionego na siłę , nie ma uzasadnienia dramaturgicznego . To chyba największa słabość tego filmu .Szkoda ,że reżyser nie skupił się na tym wątku kobiecym i związanym z tym macierzyństwem .Że go nie pogłębił i nie rozwinął .Bo był potencjał na dużo lepszy film .

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

" Drive My Car " japoński obraz oparty na opowiadaniu Murakamiego .Widziałem już kilka dni temu ale wstrzymywałem się z relacją aby go przemyśleć , " przetrawić ". To film niełatwy w odbiorze , wieloznaczny ( to zaleta ). Główny bohater wzięty i uznany aktor żyje w udanym związku  ze scenarzystką filmową .Pewnego dnia umiera ona na udar mózgu .Aktor musi zmierzyć z tą traumą i tajemnicą ,którą pozostawiła żona. Pogrążony w rozpaczy przyjmuje zlecenie na wyreżyserowanie sztuki w teatrze w Hiroshimie. I tu zaczyna się najciekawsza część filmu. Aktor i reżyser wybiera aktorów i rozpoczynają się próby. A wystawiają nie byle co bo " Wujaszka wanię " Czechowa. I jeszcze jeden szczegół , dyrekcja teatru przydziela naszemu bohaterowi kierowcę ( a właściwie szofera ) aby go woził jego samochodem ( ekstrawagancki , stary Saab w kolorze czerwonym ). Tym kierowcą okazuje się ....kobieta, a właściwie dziewczyna ). Znaczna część filmu to podróże bohaterów tym autem , rozmowy ( oboje po przejściach ) oraz słuchanie nagrań żony bohatera mówiącej tekst z " Wujaszka ..". Jak już napisałem te próby teatralne to najciekawsza część filmu. Aktorzy azjatyccy mówią tekst Czechowa po japońsku, koreańsku, chińsku ( mandaryńsku ) i w języku migowym koreańskim. Obserwacja tej pracy nad tekstem jest fascynująca ( podobno próby teatralne są często ciekawsze niż sam spektakl ). I w tym momencie możemy obserwować jak życie miesza się ze sztuką , z literaturą, jak je przenika. Okazuje się ,że ta sztuka powstała na przełomie XIX i XX wieku nadal jest aktualna , również dla młodych ludzi z Dalekiego Wschodu. Film opowiedziany jest językiem ascetycznym, minimalistycznym. Narracja wolna , nastawiona na niuans , szczegół . Dużo tu ciszy, wymiany spojrzeń , krótkich , urywanych zdań.Ale mimo 3 godz. projekcji film nie nuży. W sumie pewnie film nie dla każdego ale wart zobaczenia . I przemyślenia.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

" Odkupienie " to film z rodzaju tych ,które rozgrywają się w przysłowiowych czterech ścianach a mimo to autorom udaje się osiągnąć suspens i utrzymać uwagę widza przez cały czas. Znamy takie obrazy z historii kina , chociażby " Dwunastu gniewnych ludzi " S. Lumeta  czy " Rzeź " Polańskiego. Czyli zamknięte pomieszczenie , ograniczona liczba postaci i klasyczna jedność miejsca , czasu i akcji. Tym razem gdzieś na amerykańskiej prowincji , w sali parafialnej spotykają się dwa małżeństwa. Początkowo nie mamy pojęcia co ich łączy ani jaki jest cel tego spotkania. Najpierw obserwujemy przygotowania , ustawianie stołu, krzeseł , przygotowanie napojów i przekąsek. Trwa radosne krzątanie wokół stołu. Wreszcie pojawiają się główni bohaterowie,  dwa małżeństwa w wieku średnim. Bohaterowie a może raczej wrogowie ? Z czasem z rozmowy , ze strzępków dialogu pomału wyłania się powód tego spotkania . Tym powodem jest tragedia obu rodzin ,która ich dotknęła wcześniej a dotyczyła ich synów. Oczywiście rodzi się naturalne pytanie jaki może być powód tego spotkania. Wyjaśnienie motywów ? Przyczyn zdarzenia ? Przebiegu zdarzenia? Zapewne wszystkiego po trochu. Może terapii, osiągnięcia katharsis ? Pod koniec tego burzliwego wydarzenia chyba motyw staje się znany. Rodzice ofiary wybaczają rodzicom sprawcy i samemu sprawcy osiągając pozorne rozładowanie emocji. Pozorne bo jak pokazuje to przebieg akcji nie ma tu pełnego pogodzenia czy szczęśliwego zakończenia .Nawet to zakończenie traktowałbym jako szydercze bo pokazuje ,że to miejsce ( parafia ), jej pracownicy, przebieg spotkania a nawet końcowe śpiewy chóru to tylko rutynowe obrzędy , fasada , teatrum. We współczesnym społeczeństwie nie ma miejsca na szczerość ,empatię , zrozumienie. Pomimo tych ograniczeń formalnych film cały czas trzyma w napięciu , emocje narastają i opadają a to wszystko m.in. dzięki znakomitej grze aktorskiej całej czwórki aktorów. To się ogląda !

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Stęskniłem się trochę za kinem skandynawskim i z zaciekawieniem udałem się na norweski film " Najgorszy człowiek na świecie " Joachima Triera .To współczesna historia rozgrywająca się w Oslo . Mamy tu dwanaście rozdziałów ,które komentuje głos spoza kadru . Główna bohaterka Julie ( rewelacyjna Renate Reinsve ) to atrakcyjna trzydziestolatka poszukująca swojej drogi życiowej. Kilkakrotnie zmienia kierunek studiów , wykonywaną pracę a także partnerów życiowych . To typowa , wyzwolona dziewczyna skandynawska. W związkach z mężczyznami przerzuca się od sporo starszego Aksela do Eivida . Pierwszy to dusza artystyczna , może nawet intelektualista , drugi prosty  "chłopak z sąsiedztwa ". Pierwszy zdystansowany i dominujący a drugi nieskomplikowany .Julie bawi się , korzysta z uroków życia a nawet eksperymentuje z  seksem i narkotykami. Do tego momentu film można by określić jako typową , lekką komedię romantyczną . Ale on tym nie jest . Bo z czasem przybiera tony poważniejsze , egzystencjalne a w końcu nawet tragiczne. Julie musi zmierzyć się z problemem macierzyństwa do którego nie jest przygotowana . Za sprawą Aksela ( autora komiksów ) jesteśmy świadkami dyskursu o współczesnej kulturze , wszechobecnej poprawności politycznej oraz miałkości jej wytworów. W finale dziewczyna zderza się z problemem śmierci bliskiej osoby.Te wszystkie doświadczenia zmieniają Julie , sprawiają ,że  staje się osobą bardziej dojrzałą , akceptującą życie. Film nie byłby tak przekonujący gdyby nie rewelacyjna rola Renate Reinsve . Jest witalna , przebojowa ale i autentyczna . Po prostu możemy jej uwierzyć .

Stęskniłem się trochę za kinem skandynawskim i z zaciekawieniem udałem się na norweski film " Najgorszy człowiek na świecie " Joachima Triera .To współczesna historia rozgrywająca się w Oslo . Mamy tu dwanaście rozdziałów ,które komentuje głos spoza kadru . Główna bohaterka Julie ( rewelacyjna Renate Reinsve ) to atrakcyjna trzydziestolatka poszukująca swojej drogi życiowej. Kilkakrotnie zmienia kierunek studiów , wykonywaną pracę a także partnerów życiowych . To typowa , wyzwolona dziewczyna skandynawska. W związkach z mężczyznami przerzuca się od sporo starszego Aksela do Eivida . Pierwszy to dusza artystyczna , może nawet intelektualista , drugi prosty  "chłopak z sąsiedztwa ". Pierwszy zdystansowany i dominujący a drugi nieskomplikowany .Julie bawi się , korzysta z uroków życia a nawet eksperymentuje z  seksem i narkotykami. Do tego momentu film można by określić jako typową , lekką komedię romantyczną . Ale on tym nie jest . Bo z czasem przybiera tony poważniejsze , egzystencjalne a w końcu nawet tragiczne. Julie musi zmierzyć się z problemem macierzyństwa do którego nie jest przygotowana . Za sprawą Aksela ( autora komiksów ) jesteśmy świadkami dyskursu o współczesnej kulturze , wszechobecnej poprawności politycznej oraz miałkości jej wytworów. W finale dziewczyna zderza się z problemem śmierci bliskiej osoby.Te wszystkie doświadczenia zmieniają Julie , sprawiają ,że  staje się osobą bardziej dojrzałą , akceptującą życie. Film nie byłby tak przekonujący gdyby nie rewelacyjna rola Renate Reinsve . Jest witalna , przebojowa ale i autentyczna . Po prostu możemy jej uwierzyć .
Dobry fim, słodko-gorzki. Najlepsza jest sekwencja "zatrzymanego czasu" - nie wiem kiedy widziałem tak sugestywnie oddany "rausz" zakochania. Film nieco przypomina "Take This Waltz" - choć jest bardziej wyważony i poetycko "lekki". Tam dominowała gorycz rozczarowania i utraty złudzeń.
Finał trochę doczepiony na siłę. Mogło się skończyć zamknięciem wątku rysownika.

Tak, właśnie miałem o tej sekwencji napisać ale zapomniałem .Również robi wrażenie sekwencja wywiadu Aksela w studiu radiowym i dyskusja ( a właściwie kłótnia ) z feministkami na temat poprawności politycznej. I ostatnia wypowiedź o współczesnej popkulturze i jej gadżetach . W sumie sporo jak na " komedię romantyczną ".

W dniu 3.03.2022 o 10:59, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

" Drive My Car " japoński obraz oparty na opowiadaniu Murakamiego .Widziałem już kilka dni temu ale wstrzymywałem się z relacją aby go przemyśleć , " przetrawić ". To film niełatwy w odbiorze , wieloznaczny ( to zaleta ). Główny bohater wzięty i uznany aktor żyje w udanym związku  ze scenarzystką filmową .Pewnego dnia umiera ona na udar mózgu .Aktor musi zmierzyć z tą traumą i tajemnicą ,którą pozostawiła żona. Pogrążony w rozpaczy przyjmuje zlecenie na wyreżyserowanie sztuki w teatrze w Hiroshimie. I tu zaczyna się najciekawsza część filmu. Aktor i reżyser wybiera aktorów i rozpoczynają się próby. A wystawiają nie byle co bo " Wujaszka wanię " Czechowa. I jeszcze jeden szczegół , dyrekcja teatru przydziela naszemu bohaterowi kierowcę ( a właściwie szofera ) aby go woził jego samochodem ( ekstrawagancki , stary Saab w kolorze czerwonym ). Tym kierowcą okazuje się ....kobieta, a właściwie dziewczyna ). Znaczna część filmu to podróże bohaterów tym autem , rozmowy ( oboje po przejściach ) oraz słuchanie nagrań żony bohatera mówiącej tekst z " Wujaszka ..". Jak już napisałem te próby teatralne to najciekawsza część filmu. Aktorzy azjatyccy mówią tekst Czechowa po japońsku, koreańsku, chińsku ( mandaryńsku ) i w języku migowym koreańskim. Obserwacja tej pracy nad tekstem jest fascynująca ( podobno próby teatralne są często ciekawsze niż sam spektakl ). I w tym momencie możemy obserwować jak życie miesza się ze sztuką , z literaturą, jak je przenika. Okazuje się ,że ta sztuka powstała na przełomie XIX i XX wieku nadal jest aktualna , również dla młodych ludzi z Dalekiego Wschodu. Film opowiedziany jest językiem ascetycznym, minimalistycznym. Narracja wolna , nastawiona na niuans , szczegół . Dużo tu ciszy, wymiany spojrzeń , krótkich , urywanych zdań.Ale mimo 3 godz. projekcji film nie nuży. W sumie pewnie film nie dla każdego ale wart zobaczenia . I przemyślenia.

Na pewno nie jest to film dla mnie. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak bardzo się zmęczyłem i znużyłem. O czym jest ten film? Co twórcy, poza wygadywanymi przez aktorów bredniami (wybacz mocne określenie, ale często nie wiedziałem w ogóle, o czym mówią), dziwacznymi emocjami i rozwleczonymi scenami, chcieli przekazać światu? Jaki jest sens tego filmu? Kolejne nadęte, festiwalowe dzieło, o którym wkrótce świat zapomni - tak, jak np. o "Romie".

"Pogardzam wszystkimi i mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam."          Stanisław Ignacy Witkiewicz – Listy do żony (1928-1931)

Oczywiście masz prawo do swojego zdania , również negatywnego .Pisałem ,że to nie jest film dla każdego. I że jest trudny. Może napiszę o swoich odczuciach . Na początek stwierdzenie ,że lubię kino tzw. slow cinema. Kino polegające na powolnej , niespiesznej narracji , oszczędnych dialogach, wolnej pracy kamery , nastroju .I lubię kino japońskie ,które ze względów kulturowych , historycznych jest tak różne od europejskiego. Właśnie dlatego m.in. je lubię . Do tego kina trzeba się przyzwyczaić , do gry aktorskiej ( zupełnie inna ekspresja , podawanie tekstu ,mowa ciała ). Ta inność powoduje to ,że nawet banalna historia opowiedziana językiem filmowym  japońskim nabiera zupełnie innego znaczenia . Nie bez powodu " Tron we krwi " uchodzi za najlepszą ekranizację " Makbeta ". Idąc dalej lubię kino niedopowiedziane , nieoczywiste ,które można interpretować na różne sposoby. Które zawierają jakąś tajemnicę bo nie wszystko daje się racjonalnie wytłumaczyć.I tak jest w tym filmie. O czym jest to film ? Każdy może zobaczyć co innego . Jest tam tajemnica głównego bohatera związana z traumą po śmierci żony. Z tajemnicą tejże żony. Czemu zdradzała męża ?Jakie były jej motywacje ? Czemu reżyser zaangażował kochanka żony do roli Wujaszka Wani ( wbrew warunkom zewnętrznym ) ? Czy chciał go rozgryźć ? Na czym polegała metoda reżyserska bohatera i jak przekładała się na samych aktorów i ich życie. Czemu akurat Czechow ( tak związany z konkretnym czasem i miejscem ) ? Jak go widzą ludzie z zupełnie innego kręgu kulturowego ? Jakie są te różnice ? Jak rozumieć tytuł filmu czyli tekst piosenki The Beatles ? Jaką rolę odegrała w życiu bohatera dziewczyna kierowca ? Jak rozumieć ostatnią scenę filmu ( dziewczyna odjeżdża Saabem z psem ). Jakie znaczenie dla filmu ma miejsce akcji czyli Hiroshima ? Nie wszystko jest dla mnie zrozumiałe ale urzekła mnie atmosfera tego filmu  i strona wizualna.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Rozumiem. Co człowiek, to opinia 🙂 

"Pogardzam wszystkimi i mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam."          Stanisław Ignacy Witkiewicz – Listy do żony (1928-1931)

Mnie Drive my car bardzo się spodobał. To, że wrażliwość czechowska jest bliska japońskiej uderzyło mnie wiele lat temu przy pierwszym kontakcie z dziełami Ozu. Akurat ten film z Ozu nie ma za wiele wspólnego - z wyjątkiem ogólnie stoickiego i - na pozór - letniego odczuwania rzeczywistości. Ale to kino z najwyższej półki. W moim odbiorze ostatecznie coś kliknęło w hipnotycznej scenie wieczornej podróży autem - kiedy bohater rozmawia z kochankien żony, który dopowiada mu fikcyjną historię rozpoczętą przez żonę na początku filmu.
Można było się domyślić, że film zakończy słynny monolog Soni. Ale wersja w języku migowym wgniata w fotel.

  • 3 tygodnie później...

" Córka " Maggie Gyllenhaal to ostatni obejrzany przeze mnie film. To debiut reżyserski aktorki , którą pamiętam z filmu " Przedszkolanka " . Tym razem mamy do czynienia z kameralnym dramatem rozgrywającym się na greckiej wyspie. Przybywa tam na wakacje Leda ( Olivia Colman ) , Amerykanka, profesor literatury włoskiej. Przybywa  na tę wysepkę nie tylko na wypoczynek ale i oddania się pracy naukowej. Początkowo śledzimy jej codzienne czynności w wynajętym domku , na plaży, wśród krajobrazów śródziemnomorskich . Jednak wkrótce ta idylla zostaje zakłócona przez grupę hałaśliwych , amerykańskich turystów . Pod wpływem kontaktów z jedną z tych turystek , matką kilkuletniej dziewczynki Leda zostaje skonfrontowana ze wspomnieniami z okresu gdy sama była matką .Z pojedynczych retrospekcji ,impresji sprzed lat , bolesnych reminiscencji wyłania się dość dramatyczny obraz jej doświadczeń z macierzyństwem .Bo głównym problemem filmu jest kwestia macierzyństwa , funkcji  kobiety w roli matki . Jak to widzimy współcześnie i jaką rolę przeznacza kobiecie biologia a jaką społeczeństwo. Czy każda kobieta jest przygotowana na takie poświęcenie , czy to powinno być jej obowiązkiem , jak duże powinno być to poświęcenie ? Z tych skrawków retrospekcji wyłania się obraz macierzyństwa niejednoznaczny czy może nawet kontrowersyjny . Te wspomnienia są dla Ledy bolesne i musi się ona z nimi zmierzyć . Ale wychodzi z tej konfrontacji pogodzona z losem .Narracja filmu oparta jest na zbliżeniach , na obserwacji twarzy, na niuansach , spojrzeniach , na obserwacjach obyczajowych .I na bardzo dobrym aktorstwie , przede wszystkim wspomnianej Olivii Colman ale i Dakoty Johnson oraz J. Buckley .A także dawno nie widzianego Eda Harrisa. Scenariusz filmu oparto na powieści E. Ferrante. W sumie dobre, psychologiczne kino. Oparte na obserwacji psychologicznej i aktorstwie .Ale postawa głównej bohaterki  kontrowersyjna i nie dla każdego do zaakceptowania.

" Fabian albo świat schodzi na psy " to niemiecki film odwołujący się dp rzeczywistości lat 20 i 30 w Niemczech czyli tzw. Republiki Weimarskiej .A konkretnie akcja filmu rozgrywa się w 1931 r. czyli 2 lata przed dojściem Hitlera do władzy. Para głównych bohaterów to tytułowy Fabian a właściwie Jacob Fabian , młody inteligent ( Tom Schilling ) pracujący z konieczności w firmie reklamowej .A po godzinach piszący powieść .Ona Cornelia ( Saskia Rosendahl ) to absolwentka prawa pracująca w wytwórni filmowej a po cichu marząca o karierze filmowej. Połączy ich oczywiście gorący romans na drodze którego stanie ogólna sytuacja polityczno - gospodarcza czyli Wielki Kryzys .W tym sensie nasuwają się naturalne skojarzenia z wcześniejszymi filmami o podobnej tematyce.Mam na myśli Kabaret , Jajo węża czy ostatnio Berlin . Aleksanderplatz . Z tym ostatnim łączy go to ,że również powstał w oparciu o powieść z epoki. " Fabian .." rozpoczyna się niczym ostry film awangardowy utrzymany w manierze niemieckiego ekspresjonizmu lat 20 i 30.  Mamy tu podobny sposób kadrowania ,montażu , oświetlenia , gry aktorskiej. Pozwala to ukazać ówczesne społeczeństwo epoki poluzowania norm obyczajowych ,hedonizmu , " upadku obyczajów ". Mamy świat kabaretów , nocnych klubów, burdeli domów schadzek . A  w tle bezrobocie, inflację , walkę polityczną , przemoc , antysemityzm i rodzący się totalitaryzm ( kapitalna scena w gabinecie rektora uniwersytetu ). Jednocześnie reżyser i operator niemal z lubością cały czas epatują nas przedmiotami czy gadżetami z epoki co uwiarygadnia opowieść . Jesteśmy niemal otoczeni meblami, wyposażeniem mieszkań ,przedmiotami codziennego użytku ( zastawy stołowe, papierośnice , zawartość szaf itp ).  Wygląd ulic , elementy architektoniczne , latarnie uliczne .To stwarza odpowiedni klimat. Z  czasem język  filmu staje się bardziej konwencjonalny przez co zmierzamy do klasycznego melodramatu. To można by uznać za słabość . Druga słabość to nadmierna długość . Trzy godziny to stanowczo za długo , przynajmniej o godzinę . Poza tym przez cały czas reżyser prowadzi narrację za pomocą komentarza spoza kadru co jest trochę archaiczne ale z drugiej strony utrzymane w stylu epoki .Do plusów filmu należy zaliczyć aktorstwo , zwłaszcza Saskii Rosendahl . Oraz elementy humoru .Pozostanie mi w pamięci sentencja ,że " warto uczyć się pływać ". Warto też wspomnieć ,że film ma ambicje ukazania podobieństw czy analogii miedzy tamtymi czasami a obecnymi. Obecna sytuacja na wschodzie pokazuje ,że ma to pewne uzasadnienie.

" Red Rocket " Seana Bakera to trochę tragiczny a trochę groteskowy obraz południa USA. Mam w pamięci poprzedni obraz Bakera " Projekt Floryda " opowiadający o białej biedocie amerykańskiej . Główny bohater Mickey to przebrzmiały gwiazdor kina pornograficznego , który z powodu braku środków do życia wraca do swej byłej w małej teksańskiej mieścinie . To biedne , zapyziałe miasteczko wegetujące w pobliżu ogromnej rafinerii. Mickey to drobny cwaniaczek , wykorzystujący ludzką słabość czy może naiwność dla swoich celów. Głównie zresztą kobiety ,które wykorzystuje seksualnie i finansowo. Mieszkańcy tej mieściny to istna parada wszelkich dziwaków , odmieńców ,prymitywów czy wręcz pojebów. To zupełnie odmienny obraz Stanów niż ten , który znamy z obrazów mainstreamowych . To ludzie nie radzący sobie z życiem , ze sobą . Często żyjący na bakier z prawem. Mickey pomieszkując u byłej zarabia dorywczo na handlu narkotykami . Jednocześnie poznaje i bałamuci nastolatkę .której obiecuje karierę filmową . Oczywiście wszelkie jego starania czy zabiegi i intrygi aby utrzymać się na powierzchni kończą się klęską . Przez cały czas akcji z ekranów telewizorów nie schodzi D. Trump i jego wypowiedzi z kampanii wyborczej z 2016r. Pełne frazesów, kłamstw i absurdów . Co dodaje filmowi swoistej ironii. Bo ten film to komedio- dramat pokazujący inne Stany i innych Amerykanów.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz

Pora na największą jak dla mnie niespodziankę obecnego sezonu. Niespodziankę bo spodziewałem się dobrej, brawurowej ale jednak hollywoodzkiej komedii . " Wszystko, wszędzie , naraz " to film szalony , odjechany, nieoczywisty i rzeczywiście brawurowy. Film zrobiony przez tandem Dan Kwan / Daniel Scheinert ( scenariusz i reżyseria ). Rzecz się dzieje współcześnie i w rzeczywistościach równoległych. Główni bohaterowie to przedstawiciele mniejszości chińskiej w USA prowadzący mały rodzinny interes ( pralnia ). To matka ( M. Yeoh ), mąż ( Ke Huy Quan ) ich nastoletnia córka oraz pracownica urzędu skarbowego ( J. L. Curtis ). Ich losy splatają się ze sobą za sprawą nieprawidłowości w rozliczeniach skarbowych. To powoduje niesamowite ( i bardzo śmieszne ) zawirowania polegające na tym ,że każdy z bohaterów przenosi się do tzw. rzeczywistości równoległych .Na zasadzie,że cytując film " być może to kim jesteśmy obecnie nie jest naszym najlepszym wydaniem ". Zgodnie z teoriami współczesnej fizyki może w innych, równoległych rzeczywistościach jesteśmy kimś innym , lepszym , ciekawszym ? I ta teoria została użyta czy też może wykorzystana przez autorów filmu do pokazania nas samych. Naszych marzeń, wyobrażeń , projekcji i zarazem naszego rozczarowania współczesnością. Wymagało to bardzo pomysłowego scenariusza , precyzyjnie poprowadzonej akcji aby wszystkie wątki idealnie zazębiały się . Mamy tu również inne problemy. Te związane z kwestiami imigracji , zwłaszcza chińskiej. Relacji z krajem zamieszkania, z krajem urodzenia, relacji rodzice dzieci. Jak już wspomniałem film jest brawurowo zrobiony , akcja bardzo szybka , trzeba tylko oswoić się ze zmianami miejsc i czasów. Jest bardzo atrakcyjny wizualnie , jest fantastyczna scenografia, kostiumy. Sceny walk to istna baletowa choreografia. Świetnie grają chińscy aktorzy a Curtis przechodzi samą siebie. Jej postać to istny demoniczny potwór . W sumie zaskakujący i nieoczywisty film , bardzo śmieszny ale i niegłupi.

Czekałem na ten film od dawna bo w zapowiedziach i zwiastunach wypadał bardzo ciekawie. I wreszcie już go zobaczyłem . " Poufne lekcje perskiego " V. Perelmana , reżysera ukraińskiego to produkcja międzynarodowa. To historia belgijskiego Żyda usiłującego przetrwać w niemieckim obozie gdzieś we Francji w 1942 r. Ta opowieść jest tak nieprawdopodobna,że aż prawdziwa ( podobno oparta na faktach ). Aby się uratować główny bohater udaje Persa , wmawia to jednemu z SSmanów a ten zapewnia mu ochronę w zamian za naukę jeżyka perskiego ( farsi ). W tym celu Żyd na potrzeby tej nauki całkowicie wymyśla ten język . Wykorzystując w tym celu części imion i nazwisk współwięźniów. Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe ale w filmie tak jest. Na pewno musiał mieć niesamowite uzdolnienia lingwistyczne i pamięć. Dzięki niesamowitemu szczęściu , zbiegom okoliczności i własnej zaradności udaje mu się przetrwać . W filmie bardzo realistycznie przedstawiono obozową rzeczywistość. Mamy tu postaci niemieckich oprawców, więźniów i wzajemne relacje między nimi .Ale to wszystko znamy już z innych , wcześniejszych filmów. Tak jak i sceny grozy ( początkowa sekwencja egzekucji i beznamiętność Niemców ). Ale na szczęście są i inne ciekawe spostrzeżenia. W miarę jak Niemiec uczy się " perskiego " , jak buduje coraz bardziej skomplikowane zdania widzimy jak się zmienia, jak z prymitywnego siepacza zaczyna wyglądać człowieczeństwo. A nawet pojawia się kultura wyższa bo SS man pisze wiersz ! To ciekawa obserwacja dotycząca relacji kultury i słowa. W końcowej sekwencji mamy wzruszającą scenę gdy Żyd przed oficerami alianckimi wymienia nazwiska 2800 współwięźniów a które zapamiętał z okresu tworzenia " swojego " języka. Trzeba przyznać ,że film jest sprawnie opowiedziany , metodą paradokumentalną i bardzo dobrze zagrany. Jedyne zastrzeżenia jakie mam to do zakończenia. Ta ucieczka SSmana do Teheranu nie wygląda zbyt wiarygodnie.

Wychodząc z kina nasunęła mi się refleksja ,że po 24.02. chyba inaczej oglądamy takie filmy.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz
  • 2 tygodnie później...

"W pętli ryzyka i fantazji " R. Hamaguchiego to kolejny obraz tego reżysera po " Drive My Car " . Film utrzymany w podobnym klimacie i stylistyce. Mamy tu również cechy slow cinema , powolną narrację, rozbudowane dialogi czy nastrój . Historia rozgrywa się we współczesnej Japonii , wśród kobiet a dotyczy kwestii przypadku w życiu i miłości. Fabuła zbudowana jest wokół trzech nowel ,każda z nich cechuje się przewrotnością i nieoczywistym finałem. Pierwsza opowiada o kobietach obdarzających miłością tego samego mężczyznę , druga o próbie zemsty kobiety na pewnym literaturoznawcy a trzecia o próbie powrotu do miłości z lat szkolnych. Jak zwykle przesłanie jest nieoczywiste , wieloznaczne a może i zaskakujące. Reżyser posługuje się środkami zaczerpniętymi z czasów francuskiej nowej fali. Film nie dla każdego ale warto.

"Memoria". Nie powiem, że polecam. To w swoim typie kino ekstremalne. Ale dawno nie miałem takiego odlotu na seansie.

Ciekawy kontrapunkt do, skądinąd fajnego, "Wszystko wszędzie naraz".

Preferuję jednak proste zanużenie się w niepojętym niż wielopiętrową ilustrację banalnej w sumie historyjki rodzinnej.

" Memoria " obejrzana . Film trudny , nie dla każdego ale było warto. Może na wstępie kilka uwag ogólnych .Reżyser A. Weerasethakul to Tai znany z filmów dotyczących problematyki i kultury Tajlandii. Tym razem akcję umieścił w Kolumbii a główną bohaterką uczynił Brytyjkę Jessikę graną przez niesamowitą Tildę Swinton. Jest ona biolożką zajmującą się kwiatami. Dręczy ją zagadkowa dolegliwość polegająca na pojawianiu się tajemniczego dźwięku w głowie ( hałasu ? , wybuchu ? ) w sposób nagły, nieprzewidywalny . Nikt inny poza Jessiką tego nie słyszy . Kobieta próbuje rozwikłać zagadkę i przyczynę tego fenomenu i w tym celu podróżuje po Kolumbii i spotyka się z różnymi ludźmi . Czemu akurat w Kolumbii ? Może chodzi o tajemnicę Amazonii ? zagadkowość kultur prekolumbijskich ? o nawiązanie do literatury tzw. realizmu magicznego z lat 60 i 70 ( bo film posługuje się podobnym językiem ) ? Pytania można mnożyć jak i interpretacje bo film jest niejednoznaczny , zagadkowy , poetycki. Jessika spotyka się z dźwiękowcem ( kapitalna scena w studio nagraniowym ), miejscową lekarką, archeolożką i co najważniejsze z tajemniczym mieszkańcem dżungli obdarzonym niespotykanymi i niewytłumaczalnymi umiejętnościami. Sama fabuła ( historia rodzinna ) jest mało istotna bo jest jedynie pretekstem do pokazania zderzenia kultur, kultury Zachodu reprezentowanej przez Jessikę ( z jej racjonalnością i próbą zrozumienia ) z kulturami pierwotnymi ( opartymi na intuicji, przeczuciu czy pogodzenia się z nieznanym ). Istotną rolę w tych kulturach odgrywa tytułowa pamięć . Pamięć indywidualna jak i zbiorowa przekazywana z pokolenia na pokolenie. Pisząc o filmie nie sposób nie wspomnieć o Tildzie Swinton. Bez niej tego filmu by nie było. Tej charakterystycznej twarzy , pozbawionej mimiki . No i zdjęcia. Oniryczne, zjawiskowe ukazanie Amazonii na pograniczu snu i jawy . Tylko ta sekwencja z UFO niepotrzebna i ryzykowna. To oczywiście moja, subiektywna interpretacja filmu. Być może ktoś odbierze ten obraz zupełnie inaczej. To akurat zaleta.

Reasumując, film trudny, wymagający wysiłku i przemyśleń. Ale było warto.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz





" Kobieta próbuje rozwikłać zagadkę i przyczynę tego fenomenu i w tym celu podróżuje po Kolumbii i spotyka się z różnymi ludźmi . Czemu akurat w Kolumbii ? Może chodzi o tajemnicę Amazonii ?

Tylko ta sekwencja z UFO niepotrzebna i ryzykowna. To oczywiście moja, subiektywna interpretacja filmu. Być może ktoś odbierze ten obraz zupełnie inaczej. To akurat zaleta.
Reasumując, film trudny, wymagający wysiłku i przemyśleń. Ale było warto.


Nie wiadomo czy to UFO. Szaman mówi, że to dźwięk z "innego czasu". To może być fenomen z przyszłości albo przeszłości albo wydarzenie teraźniejsze. Dlatego nikt poza Jessicą nie kojarzy reżysera dźwięku bo spotkanie z nim było w innym świecie i innym czasie. Tak samo nagle spotyka psa, który przyśnił się jej chorej przyjaciółce. I jedna twierdzi, że ich wspólny znajomy żyje, a druga, że nie. Pomijam już że sam sposób pojawienia się statku sugeruje jakieś manipulacje czasoprzestrzenne.

W tym filmie mamy swoiste multiuniwersum - tyle, że jest ono widoczne jedynie w formie "mikropęknięć", drobnych przesunięć czasowych. Jeszcze bardziej dosadne praktyki pod tym względem czynił Lynch w Twin Peaks The Return. Choć z drugiej strony twórca Memorii głębiej wchodzi w fenomen czasu/bezczasu - trudno tu nawet mówić o kontemplacji - raczej w unikalny sposób podkreśla prymat bycia nad narracją, która zawsze jest tylko surogatem bycia.

Dlatego wg mnie filmy takie jak Memoria albo Twin Peaks dużo głębiej eksplorują tę modną ostatnio temtykę "multiwersum" - choć robią to przy okazji. "Wszystko wszędzie na raz" to pół biedy bo to dobry film. Ale te wszystkie bzdety w Spidermenach czy teraz w kretyńskim Dr. Strange to takie multiwersum dla ubogich.

Ten startujący z dżungli statek kosmiczny to nie UFO ? To co to jest ?
Może to UFO - może nie UFO. Np. to może być statek ludzi ale tych żyjących 1000 lat po nas.To coś z "innego czasu".

Akurat wchodzimy w epokę, w której tego rodzaju symbolika przestaje być domeną SF. Pierwszoligowi naukowcy zaczynają się tym zajmować na serio, w Departamencie Obrony USA działa oficjalna komórka ds. UAP. Artyści też mogą jej używać w poważnych a nie tylko ironicznych kontekstach. Akurat finał Memorii (sekwencje po odlocie obiektu) ma w sobie tyle mistycyzmu, że "UFO" chyba jednak nie jest dla żartu.

Ten powracający motyw " multiuniwersum " w kulturze może być związany z upowszechnieniem się osiągnięć współczesnej fizyki ( teorie strun, światy równoległe ). Mieliśmy już w przeszłości  takie nawracające motywy ( nie tylko w SF ) w kulturze popularnej . Może to moda a może kwestia podobnego współodczuwania.

  • 2 tygodnie później...

A teraz coś lżejszego , komedia i to bardzo inteligentna i śmieszna. " Boscy " to hiszpański obraz bardzo kameralny ale mistrzowsko zrealizowany. Polski tytuł nie jest dosłownym tłumaczeniem ale doskonale oddaje istotę tego czego film dotyczy. Bo traktuje on o artystach , artystach filmu . Fabułą jest proces tworzenia filmu a właściwie same próby odbywane z udziałem reżyserki i dwóch aktorów .Sędziwy multimilioner postanawia sfinansować produkcję filmu aby zostawić po sobie trwały ślad. W tym celu zatrudnia znaną reżyserkę Lolę ( P. Cruz ) a ta z kolei angażuje do głównych ról dwóch aktorów . Felixa ( A. Banderas ) międzynarodowego gwiazdora i amanta filmowego oraz Ivana ( O.Martinez ) wybitnego aktora teatralnego i intelektualistę . I pomiędzy tymi trzema osobami rozgrywa się akcja filmu bo obserwujemy ich wzajemne relacje w czasie prób. Wszystko rozgrywa się w jednym budynku , ogromnym pomieszczeniu z betonu, kamienia i szkła. Arcydzieła współczesnej architektury. I co wynika z tych interakcji? Otóż okazuje się ,że te trzy osoby grają ( również w życiu ) , toczą błyskotliwe dialogi , prowokują się , zaskakują , poddają nawzajem eksperymentom, rywalizują ,atakują, nienawidzą i kochają jednocześnie. Dzięki temu autorzy filmu pokazują artystów filmu w krzywym zwierciadle. Bo to ostra satyra na ich kabotynizm , pychę , zarozumiałość ,na ich pogoń za modą czy snobizm. Bardzo zabawne jest obserwowanie rywalizacji obu aktorów , rywalizacji o to kto jest lepszym aktorem i rywalizacji o kobietę . Rywalizacji między artystowskim rozumieniem sztuki a ludycznym . A także śledzenie kolejnych prowokacji reżyserki Loli wobec obu aktorów . Jest tu mnóstwo bardzo zabawnych scen, sytuacji , dialogów dzięki znakomitemu scenariuszowi .Ale wszystko to nie zagrałoby tak doskonale gdyby nie świetna gra aktorów. Okazuje się, że Penelopa jak i Banderas to rasowi aktorzy a i Martinez im nie ustępuje. Na uwagę zasługuje także świetna scenografia ( kostiumy i wnętrza ) nawiązujące do kina z lat 60 i 70 ( do Felliniego - 8 i pól , Bunuela czy Antonioniego ). W sumie jedna z inteligentniejszych komedii ostatnich lat.

Akurat dziś to widziałem. W sumie dobrze się ogląda, film jest zabawny i ładnie wygląda - ale całościowo miałem jednak wrażenie, że to wydmuszka. Puenty niektórych scen (nagrody, wyznanie Banderasa) są przewidywalne. Konflikt między aktorami jest stereotypowy. Ten film jest jak postać grana przez Cruz - niby to wielka reżyserka i niekonwencjonalne metody twórcze stosuje ale efektem są teatralne próby czytane to psychologicznego filmidła wg kiepskiej powieści, która dostała Nobla. Jak na wielką artystkę to za dobrze się ubiera. Finał jest nieco rozpaczliwy i też bardzo stereotypowy. Osąd łagodzi fakt, że to komedia - w sumie najlepsze są najbardziej głupkowate sceny, choćby beka z milionera. Najbardziej podobał mi się taniec jego córki lesbijki.
Reasumując, fajne ale nie wiadomo po co.

A ja myślę,że pomimo naigrywania się z aktorstwa ten film tak naprawdę jest apoteozą tego aktorstwa. Pokazuje jego tajniki ale i niebywałą siłę sugestii, jego magię i panowanie nad odbiorcą. I to jest dla mnie wartość tego filmu.

Kiedyś byłem w teatrze Ateneum gdy główną rolę grał Piotr Fronczewski. W pewnym momencie jego gra tak mną zawładnęła, że miałem wrażenie ,że on lewituje. Coś niesamowitego !

To była Ostatnia taśma Krappa Becketta.

Czyli wiemy ,że aktorzy są próżni, zarozumiali często kabotyńscy ale i tak ich kochamy.

Edytowane przez wojciech iwaszczukiewicz
30 minut temu, wojciech iwaszczukiewicz napisał:

A ja myślę,że pomimo naigrywania się z aktorstwa ten film tak naprawdę jest apoteozą tego aktorstwa. Pokazuje jego tajniki ale i niebywałą siłę sugestii, jego magię i panowanie nad odbiorcą. I to jest dla mnie wartość tego filmu.

Kiedyś byłem w teatrze Ateneum gdy główną rolę grał Piotr Fronczewski. W pewnym momencie jego gra tak mną zawładnęła, że miałem wrażenie ,że on lewituje. Coś niesamowitego !

To była Ostatnia taśma Krappa Becketta.

Czyli wiemy ,że aktorzy są próżni, zarozumiali często kabotyńscy ale i tak ich kochamy.

Ja miałem jeszcze szczęście widzieć na żywo "Ostatnią taśmę" z Łomnickim...  Konflikt osobowości w omawianym filmie przypominał mi zresztą swego czasu popularną sztukę "Kolacja na cztery ręce" o fikcyjnym spotkaniu Bacha i Haendla. W Polsce była dość popularna dzięki wersji telewizyjnej z Gajosem i Wilhelmim. Mamy tam bardzo podobnie rozłożone akcenty - może z tą różnicą, że Bach jest prostolinijny i gburowaty (zwłaszcza w wersji Gajosa) w filmie aktor grany przez Martineza pozuje na myśliciela. Ale już postać Haendla bardzo przypomina celebrytę w stylu postaci granej przez Banderasa.

Ponieważ forum dotyczy audio to warto zwrócić uwagę,  że Martinez ma w domu fajowski vintage'owy sprzęt  - choć już żarty z jego muzycznego snobizmu są na poziome serialu "Miodowe lata". Zauważyłem np. jakiś wzmacniacz z logo Mitsubishi. Chociaż jeszcze bardziej odjechany sprzęt ma drugoplanowy bohater serialu "Inwazja" z platformy Apple TV+. Ale on jest Japończykiem i emerytowanym specem od akustyki - a to jest mieszanka wybuchowa. 😉

Edytowane przez dzarro
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.