Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Armia - Duch

Jak wczoraj pamietam szalenstwa na punck?owych koncertach w bylym kinie Muza w Koszalinie, gdzie prawie stracilem 1 ? :)) Armia i plyte Duch ? kupilem z tzw sentymentu i polecenia z forum dotyczacego jakosci dzwieku. Bardzo ciekawe i dość niecodzienne teksty serwowane przez T. Budzyńskiego mogą się spodobać lub nie ? zależy, kto i jak jest w stanie je interpretować. Muzycznie płyta bardzo melodyjna ? wpada w ucho :)) Jest oczywiście moja ulubiona waltornia, wspaniale nagrane bębny i riffy gitarowe serwowane przez popkorn'a ... Tu musze się przyznać nie pamiętam, kiedy dołączył do ?świętego zespołu? znam go bardzo dobrze z posiadanych wszystkich kaset zespołu Acid Drinkers. Mój ulubiony, bardzo melodyjny z bardzo ciekawą rytmiczna sekcja gitary to: Pięknoręki, Pieśnią moja jest Pan i On jest tu... Ktoś, kto potrzebuje przewietrzyć kolumny i naładować się energią z nich płynącą polecam tak samo jak mi polecono ? Armia Duch

Izrael - 1991

To bezsprzecznie najlepsza polska płyta reggae. Należy się tylko zastanowić czy to jeszcze jest reggae? Takie zaszufladkowanie jest chyba trochę krzywdzące, bo muzyka z tego legendarnego już albumu wymyka się tego typu podziałom. Zaskakuje ogromny postęp, jakiego dokonał ten zespół. Zaczynali przecież w latach 80. od zapyziałego, słowiańskiego wydania roots reggae z ultra-naiwnym przesłaniem (którą to stylistykę świetnie sparodiował Tymon w przezabawnym utworze "Nie mam jaj" Kur, zresztą... bądźmy szczerzy - Tymański zbija się tam właśnie z wczesnej twórczości Izraela). Tymczasem płyta "1991", nagrana jak się można spodziewać w roku... 1990 (w '91 się ukazała) w kultowym dla muzyki reggae londyńskim studiu "Ariwa" (dodajmy - "siedzibie" takich tuzuów dubu jak Mad Professor czy Lee "Scratch" Perry) to jest po prostu skok w zupełnie inny wymiar. Co tu dużo gadać - to jest chyba najlepszy, a na pewno najbardziej progresywny polski album zeszłej dekady. A zarazem pierwsza polska płyta z muzyką popularną (bo taką miałem też na myśli pisząc wcześniejsze zdanie, żeby było jasno:) której nie musimy się wstydzić w konfontacji ze światem. Ba! "1991" nawet zapowiada pewne trendy, ktore stały się modne na Zachodzie niedługo później. Mamy tu genialny mix reggae, dubu, rocka, funku, jazzu, world music, czy nawet - uwaga... rapu! Z tym, że to nie żadna tam pokraczna postmodernistyczna "zlepianka", ale po prostu szczera i spójna muzyka o niesamowitym i niespotykanym dotychczas na naszej siermiężnej scenie alternatywnej groovie. Wątpię (choc chciałbym się rzecz jasna mylić), aby muzycy odpowiedzialni za ten album stworzyli jeszcze kiedykolwiek tak wiekopomne dzieło. Zupełnie zapomniany dziś outsider Brylewski był wtedy u szczytu formy i błyszczał na naszym gitarowym panteonie, "Maleo" (nie ten od nas z forum ;-) nie bawił się jeszcze w święte domowe przedszkole i dało się go nawet słuchać ;-) "Stopa" udowodnił na "1991", że jest jednym z najlepszych drummerów nad Wisłą i potrafi zagrać niemal wszystko, obecnie stał się trochę etatowym wyrobnikiem u Waglewskiego (fakt, że świetnym ;-) Saksofonista Włodzimierz Kiniorski, który również mocno przyczynił się do brzmienia i klimatu tego albumu Izraela, pozostaje wciąż aktywnym muzykiem i angażuje się w ciekawe projekty, nie wykraczają one jednak poza muzyczny underground. Wydaje mi się, że "1991" to płyta cholernie niedoceniona i stosunkowo mało znana. A przecież tyle tu świetnych przebojowych kawałków - See I & I, Live To Love, Hard To Say, Leave me Alone czy ostatnio mój namber łan - I Know That. To nic, że teksty w dalszym ciągu wydają się ciut naiwne (może w angielskim jakoś mniej to razi, poza tym przecież utwory reggae w większości przypadkow raczej nie grzeszyły filozoficzną głębią). "1991" Izraela znam od dawna i przez ten czas przesłuchałem trochę różnej muzyki. O ile stylistyka reggae już parę lat temu mi się przejadła, a nawet stała się dla mnie ciut niestrawna, to po opisywany tu album wciąż sięgam z przyjemnością. I ani razu nie zmieniłem zdania - to świetna płyta. A może nawet teraz bardziej ją cenię niż kiedykolwiek wcześniej.

Ralph Towner - a closer view

nastrojowa chociaż momentami dość nerwowa płyta dwóch wspaniałych muzyków - Townera i Gary Peacocka (znanego przede wszystkim z tria Jarreta). dla miłośników gitary i basu pozycja obowiązkowa. Choć muszę przyznać, że Towner zrobił na mnie lepsze wrażenie niż Peacock. solowe partie basu są mniej finezyjne, pełnią raczej podrzędną rolę w tym duecie. Słowem: muzyka na długie zimowe wieczory.

Simple Acoustic Trio - Habanera

Jest to już płyta z kompozycjami własnymi lidera SAT M.Wasilewskiego. Na płycie jest tez jeden utwór napisany przez T.Stanko. Muzyka, jaka przedstawiają nam SAT to spokojny, refleksyjny jazz ze wspaniała sekcja pianina... trochę Jarrett'owska. Ktoś, kto lubi piano z akompaniamentem basu i perkusji w akustycznym wykonaniu będzie wniebowzięty przez muzykę SAT :) Wspaniale brzmi na żywo ... ciężko zasnąć po koncercie :)))

Simple Acoustic Trio - Komeda

Zespól SAT powstaje w mieście Koszalin. 3 osoby z szkoły muzycznej zakładają zespół z zalozeniem grania jazz\'u. Mając już 16 lat pianista zdobywa bardzo cenne nagrody na roznych festiwalach w Polsce i zagranica. Perkusistę w zespole zastępuje Michał Miśkiewicz //tak... ten z tych Miśkiewiczów// ... tzw. 3 zdania o zespole :)) Płyta Komeda to interpretacja Muzyki //tak .. przez duże M// Krzysztofa Trzcinskiego \"Komedy\" ... Jedna z najlepszych, jakie słyszałem. Ktoś, kto lubi muzykę Komedy musi mięć ta płytę ... Jest genialna!!! To, co pokazują na niej Ci młodzi muzycy, a w szczególności pianista M. Wasilewski powala na kolana. Niesamowita świeżość, energia i zapal w grze daje ogromna radość przy jej słuchaniu. Bierzemy za pomocą SAT udział w przedstawieniu, na którym zostajemy \"nakarmieni\" najlepsza muzyka jaka słyszałem - muzyka K.Komedy.

Tomasz Stańko - From The Green Hill

Ciezko cos pisac o plycie, na ktorej jej glowny bohater prawie nie wystepuje. Nie uswiadczymy na niej ostrego przecinania powietrza gdziewkami stabki do czego jestesmy przyzwyczajeni ... dostajemy za to wrecz wybitny i niecodzienny sklad muzykow, ktorymi TS jakby steruje z oddali dodajac co pewnien czas cos od siebie. Na plycie brak fortepianu ... dostajemy za to: skrzypce,bandoneon,saksofon barytonowy,klarnet basowy,perkusje i bas. Trzeba przyznac, ze ktos kto zna inne plyty TS moze byc lekko zawiedziony i nieusatysfakcjonowany po wstepnym odsluchu tej plyty. Mysle, ze osoby, ktore poswieca tej plycie troche wiecej swojego czasu znajda w niej pewne cos dla siebie. Plyta ta bardziej pasuje do muzyki filmowej ...

The Mavericks - The Mavericks

The Mavericks to zespół działający z przerwami od 1990 r. Co prawda nie zrobili oszałamiającej kariery w ojczyźnie ( USA ) , albowiem tylko jedna płyta ( „What a crying shame” z 1994 r. ) osiągnęła status platyny ( 1 mln sprzedanych egzemplarzy ) , jednak zawsze uzyskiwali dobre recenzje . Bez przesady za to można uznać ich za jeden z popularniejszych amerykańskich zespołów country w Europie . Znakomicie sprzedawała się w Anglii płyta „Trampoline” ( 1998 r. ) , a pochodzący z niej singiel „Dance the night away” dotarł na liście przebojów do 2 , bądź 3 miejsca . I to na tej liście , gdzie zwykle królują potworki typu Christina Aguilera . Muzyka The Mavericks to country , jednak przyprawione elementami brzmieniowymi i melodycznymi kojarzącymi się z muzyką z lat 50 – tych i 60 – tych . Na ostatnich albumach pojawiły się również elementy latynoskie . Liderem grupy jest Raul Malo , który oprócz tego , że śpiewa jest autorem większości piosenek oraz współproducentem nagrań . Ma bardzo charakterystyczny głos ( wielu moich znajomych go nie cierpi , a ja go bardzo lubię ) , który z grubsza można określić jako połączenie Roya Orbisona i Elvisa Presleya z domieszką krwi meksykańskiej . Omawiana płyta została wydana w 2003 r. , po pięciu latach przerwy od ostatniej „Trampoline” . Brzmieniowo zresztą jest dość zbliżona , zawiera jednak mniej elementów latynoskich . Składa się z 11 kompozycji , z czego 10 to nowe utwory , a kończący album to piosenka „Air that i breathe” spopularyzowana przez The Hollies ( chyba ) , ostatnio nagrana przez Simply Red ( na pewno ) . Płytę można uznać ogólnie za udaną , mamy dynamiczne utwory - „I want to know” , w średnim tempie - liryczne z rozbudowaną sekcją instrumentów smyczkowych „In my dreams” ( jeden z najlepszych utworów ) . Nie odstają poziomem utwory spokojne - „Too lonely” - z lekko jazzującym fortepianem oraz „San Jose” – tu znowu świetna sekcja smyczkowa . Jedyne co można zarzucić albumowi to fakt , że nie wnosi do stylu The Mavericks nic nowego . No może poza utworem nr. 10 „Because of you” . Kapitalne dęciaki , fenomenalna melodia ! Super numer ! Płyta w USA ukazała się nakładem Sanctuary Records ( dystrybucja BMG ) , w Polsce jest chyba niedostępna .

Spice Girls - siakaś płyta

na przykładzie onetu wpisujcie swoje poparcie (nie mylić z parciem) dla spicetek... one są takie słodkie... ;)))))

Pink Floyd - Meddle

To taki zagadkowy, niezwykle klimatyczny album - otwiera go świetny "One of these days" (moim zdaniem jeden z najlepszych utworów Pink Floyd), rozpoczynający się odgłosami wichury niczym w świątecznej kreskówce Disneya. Motywu z "Fearless" (tego ze śpiewami kibiców piłkarskich) używał w dawnej Trójce Maciej Zembaty - na rozpoczęcie swojego śwetnego programu satyrycznego. Jest też bardzo sympatyczny utworek "Semaus", gdzie Roger Waters śpiewa w duecie z psem. No i znakomity, psychodeliczny "Echoes" na koniec. Wstyd nie znać, wstyd nie mieć. Bardzo dobry, godny polecenia.

Tomasz Stańko - Litania

Muzyka ciezka dla kogos, kto zaczyna przygode z jazz'em. No moze nie kazdy kawalek ... Jest to moja najlepsza plyta i jest ona takze dla mnie najlepsza plyta T.Stanki. Tak glebokiej, niosacej tak duzo emocji muzyki ciezko jest uswiadczyc. Co tu duzo pisac ... majstersztyk Krzysztofa Komedy. Przy tej plycie mozna duzo myslec, albo ... wylaczyc cale cialo, poddac sie jej - plynac z lekko charkoczaca trabka P. Tomasza do samego konca, zmieniajac z kazdym kawalkiem szybkosc bicia serca :) Polecam

Interpol - Turn On The Bright Lights

Dziwi mnie troche ze nikt jeszcze nie opisal tu tej plyty. Jest to chyba najlepiej przyjeta (calkiem slusznie) plyta rocku. Interpol gra troche jak Joy Division, troche jak Radiohead, ale jednak glownie po swojemu. Melancholijne melodie, przepiekne chlodne brzmienie, mowie Wam to jest cos :). It's up to me now turn on the bright lights...

Eva Cassidy - American Tune

Witam...w końcu zdecydowałem ze musze napisać kilka słów na temat tej płytki bo naprawde warto polecić...Jest to najnowsza płytka nieżyjącej już wokalistki Evy Cassidy, która ukazała się po jej śmierci. Na tej płycie znajdują się utwory które wcześniej nie były publikowane. Ta płyta pokazuje magie głosu Evy Cassidy

Joe Cocker - Stingray

Joe Cocker to niezwykle interesująca postać w świecie muzyki rozrywkowej – bardzo popularny pod koniec lat 60-tych, z wydanymi wówczas płytami "With a little help from my friends" i "Joe Cocker!", a swoim występem na festiwalu Woodstock na wieki wieków zapisał się w historii rocka. Przez ostatnie kilka lat wydał kilka bardzo dobrze ocenianych albumów, z których wiele utworów można usłyszeć na co dzień w radio, jak chociażby "Could you be loved?" czy "Sumer In the city". W ponad trzydziestoletniej karierze brytyjskiego muzyka był pewien okres czasu – większa część lat 70-tych – kiedy wydawane przez niego płyty nie zdobywały popularności. I właśnie z samego środka tego okresu pochodzi opisywany album "Stingray", a dokładnie z 1976 roku. Pozwolę sobie zaryzykować stwierdzenie, że jest to jedyna płyta Cockera, która może uchodzić za audiofilską. Całość materiału nagrano na Jamajce, a swój świetny klimat zawdzięcza głównie prostym aranżacjom, zagranym absolutnie po mistrzowsku (wśród muzyków znaleźli się m.in. Eric Clapton i Eric Gale). Treść, jak to zwykle u Cockera, dość romatyczna i nastrojowa ("She is my Lady", "Moon Dew" etc.). Style muzyczne – rozmaite, od bluesa po reggae, ale dobrze zestawione.

Deep Purple - Purpendicular

Do tej płyty mam stosunek dość szczególny, bowiem kupiłem ją i przesłuchałem po raz pierwszy na dwa dni przed koncertem, który odbył się w czerwcu 1996 roku w Katowicach, a na którym to koncercie oczywiście byłem. Wtedy wszystko co miało etykietkę Deep Purple było dla mnie dobre, a zespół ten uważałem za Jeden z Najlepszych na Świecie. No cóż, od tego czasu minęło parę lat... Album ten jest raczej przeciętny, mimo dużej dawki pałera i świeżego powiewu w postaci Steve'a Morse. Jest kilka naprawdę dobrych utworów, z "Sometimes I feel..." na czele, jednak zestawiono je na samym początku i po pierwszych czterech zaczyna się robić dość nudno. Od czasu do czasu któryś tam z muzyków popisuje się jakąś solówką, ale to wszystko już było wcześniej. W teksty raczej nie warto się wsłuchiwać. *** Mniej więcej w tym samym czasie wyszedł album "Ossmozis" Ozzyego Osbournea - niby nieistotna informacja, ale zestawiając obok siebie chłopaków pochodzących z jednej epoki widać, że Ozzy mimo upływu lat potrafił jednak zaskoczyć wysoką formą i nagrać płytę, która jest jak rąbanie siekierą. W szerokim tego wyrażenia znaczeniu. Purpendicular raczej nie zapisał się w historii muzyki rozrywkowej. Godny polecenia dla miłośników hard rocka, którzy nie zauważyli, że skończyły się lata 70-te.

Pink Floyd - Wish You Were Here

posłuchaj wieczorem przed snem - nie dla nieszczesliwie zakochanych.

Moby - 18

MOBIEGO 18-STKI POSŁUCHAŁEM PRZYPADKIEM I TO ZA RECENZJĄ W JAKIMŚ DAMSKIM PIŚMIE. W ZALEWIE POPOWEJ POPELINY WARTO WYLOWIĆ COS CIEKAWEGO- NIE LUBIE UPRZEDZEŃ. ZNAM TYLKO TE PLYTE MOBIEGO, WIEM ZE PRZEDTEM TWORZYL KLIPY DZWIEKOWE, BYL W CZOŁOWCE DIDZEJÓW W USA (CHYBA).ale bez uprzedzen. TA PLYTA MA SWÓJ KLIMAT, WYWOLUJE SPOKOJ WEWNETRZNY. PROSTE KOMPOZYCJE I O TO CHODZI.GOSC MA WYCZUCIE, NIC ZA DUZO. JEDYNIE PLYTA JEST TROCHE ZA DLUGA- KILKA OTWOROW MOGLOBY POJSC NA NASTEPNA.NIE JEST TO OCZYWISCIE DZIELO NA MIARE POTEG ROCKOWYCH ALE KICHA MUZYCZNA TEZ NIE. SAM SLUCHAM FLOYDÓW, PURPLI, SOUNDGARDEN, BJORK, ALICE IN CHAINCE, CASSANDRY WILSON, KING CRIMSON (THRAK - UWIELBIAM), thin lizzy, tiamat, TOOL, FLEETWOOD MAC i ZAPPE TEZ, i zyje.PO PROSTU bez uprzedzen ZE GOSC WCZESNIEJ NA KOMERCJI ZROBIL KASE.

Roscoe Mitchell and The Note Factory - Nine To Get Ready

Przyznam szczerze, że to mój pierwszy kontakt z muzyką Roscoe Mitchella, legendarnego chicagowskiego saksofonisty, jednego z filarów i twórców AACM. Wydana w 1999 roku płyta "Nine To Get Ready" (co ciekawe dla ECM) to zapewne pozycja wyjątkowa w dyskografii tego artysty, gdyż jak sam twierdzi jest ona spełnieniem jego odwiecznego marzenia, aby zebrać dużą grupę improwizujących muzyków i stworzyć dzieło o niemal orkiestrowym rozmachu. Roscoe Mitchell and The Note Factory to dziewięcioosobowa formacja (tym samym wyjaśnia się znaczenie tytułu) muzyków, którzy podobnie jak mistrz sroce spod ogona nie wyskoczyli ;-) Mamy tu podwójną sekcję: William Parker i Jaribu Shahid - kontrabasy Tani Tabbal i Gerald Cleaver - perkusje Matthew Shipp i Craig Taborn - fortepiany a do tego Hugh Ragin - trąbka i George Lewis - puzon + oczywiście Mitchell - saksofony (sopran, alt i tenor), flet oraz wokal w ostatnim utworze. A muzyka? Świetna! Od razu bez bicia wyjawię, że może jeszcze nie "dorosłem" do niej pod względem wiedzy muzykologicznej i nie potrafię rozebrać tego co się tu dzieje na "czynniki pierwsze", ale prawdę mówiąc mam to gdzieś. Nie potrzebny mi jak na razie do szczęścia intelektualny odbiór i "rozbiór" muzyki, słucha się sercem (sorry, że uderzam w patetyczne tony ;-) Płyta niniejsza bardzo mi się podoba, po prostu niesamowicie do mnie trafia - może takiej muzyki od zawsze szukałem i wreszcie znalazłem? Choć fakt, że to nie była może miłość od pierwszego posłuchania. I jestem pewien (a może na razie tylko intuicyjnie, podskórnie czuję ;-) że to jest naprawdę wartościowa muzyka. "Nine To Get Ready" to album niesłychanie różnorodny stylistycznie. Rozpoczyna go porażający głębokim liryzmem, klimatyczny utwór "Leola", a kończy dynamiczny, niemalże rockowy "Big Red Peaches". W pozostałych ośmiu pomiedzy nimi też dużo się dzieje. Część kompozycji bliższa jest raczej XX-wiecznej muzyce poważnej niż jazzowi. Ten ostatni również się pojawia, w końcu jakby chcieć wrzucić ten album do jakiejś szufladki, to na pewno do tej z napisem "jazz". Znalazło się tu sporo miejsca dla swobodnej wypowiedzi poszczególnych solistów (szczególnie w dość hałaśliwym "Hop Hip Bir Rip" czy świetnym "Bessie Harris"). Genialny jest też utwór będący hołdem dla Lestera Bowiego, wyraźnie nawiązujący do charakterystycznej stylistyki tego trębacza. To zarazem najbardziej tradycyjnie jazzowy i najłatwiej przyswajalny moment tego albumu. Ale czy ja wiem? Płyta generalnie nie jest zbyt trudna w odbiorze. Wystarczy chwila skupienia (nie zaszkodzi też w miarę przyzwoity sprzęt, ale o tym niżej ;-) Nie ma tu akademickiej, "wysilonej" awangardowości, za to mnóstwo momentów po prostu pięknych. I mimo dużego rozrzutu stylistycznego, o którym wcześniej wspominałem, nie można tej płycie zarzucić, że jest niespójna. Paradoks? Może po prostu talent kompozytorski. "Nine To Get Ready" to dla mnie niemal godzinna podróż przez niesamowite dźwiękowe pejzaże, fantastyczne współbrzmienia akustycznych instrumentów, które raz to skłaniają do zadumy i wyciszenia (BTW - sporo jest na tej płycie "grania"ciszą) a za chwilę powodują spiętrzenia mocnych wrażeń godne najlepszych thrillerów. To jedna z płyt, które wywarły na mnie największe wrażenie. I na pewno zachęciła do zgłębiania tradycji tego typu grania. Polecam, choć oczywiście nie jest to muzyka dla wszystkich.

Pink Floyd - Animals

Dziwię się że dopiero niedawno pojawiły się recenzje tej płyty na forum tak zdominowanym przez miłośników PF. Płyta która nie wiedziec czemu pozostaje w cieniu innych produkcji PF czasem znacznie bardziej nudnych czy "przedobrzonych" . Krytycy zarzucali płycie komercję , sluchacze zaś wręcz przeciwnie uciekli do bardziej komercyjnych produkcji typu The Wall , Dark side of the moon itd. A co do płyty to jest to wg mnie dobry kawałek rocka na bardzo wysokim poziomie płyta utrzymana zarówno tekstowo jak i muzycznie w jednej konwencji a mimo to nie zanudzająca i nawet nie trącą tandetą wplecione w muzykę (jak to u PF) różnorakie odgłosy (tu akurat pieski , owieczki , i kaczka - gitara z Wah - wah-em) Płyta jak napisał Tuba nie jest przekombinowana i chwała jej za to . Plyta idealnie rozlużniająca i dająca wiele pozytywnych emocji - szczególnie polecam na długie zimowe wieczory . Uwaga - płyty raczej nie da słuchać się wybiórczo a jedynie w całości . Jedna z lepszych płyt w dorobku PF

Deep Purple - Purpendicular

Świętując - niestety w domu - kolejną, szóstą wizytę Deep Purple (3.12.2003) postanowiłem posłuchać ich najlepszego dokonania w latach 90-tych. Płyta nagrana w Orlando na Florydzie od samego początku ma wybitnie amerykański klimat. Połamane dźwięki nowego gitarzysty, S.Morse'a, zwiastują nowe brzmienie legendy ciężkiego grania. Brzmienia ciekawego i dość nowatorskiego. Bo jeżeli posłuchać innych płyt po "Perfect Strangers" to P wypada nieźle. Niestety, nie jest to jednak stary, dobry zespół Blackmore'a. Przede wszystkim brak jest DP dobrych kompozycji i pomysłu na muzykę. Nie wystarczy bowiem ściągnięcie "młodego", sprawnego gitarmana i jedziemy. Oczywiście poziom grania i wykonania jest nadal bardzo wysoki. DP to przecież stare wygi rocka. Ogień jednak zgasł. Dobranoc PS. Warto dotrwać do końca płyty: najlepszy, bluesujący kawałek to ostatni "Purpendicular Waltz". Wygłup, ale bardzo fajny. I na luzie.

Moby - 18

Zdecydowanie nie zgadzam się z poniższą opinią, natomiast zgadzam się z opinią znajdującą się poniżej poniższej.

Moby - 18

Nie zgadzam się z opinią niżej. Moby = wartościowa muzyka? Wolne żarty. Nie dość, że w jego muzie nie ma nic porywającego, to jeszcze zwykły z niego autoplagiator. Co by ten typ nie zrobił, jakich by gości nie zaprosił i jakby nie pokombinował to cały czas mam wrażenie, że gra w kółko ten sam kawałek. No... a góra dwa-trzy te same ;-) Banał, popelina i słabizna. Ot, takie sobie sympatyczne pioseneczki... dla 12-latków. Nie cierpię gościa i już. Choć jestem wielbicielem Zappy, a i Crimsonami nie pogardzę ;-) Na dodatek wszędzie pełno tego nieznośnego łysego kurdupla i jego nędznej twórczości. No bo czy jest na świecie jakiś produkt, w którego reklamie nie byłoby muzyki Moby'ego? I czy jest kawałek Moby'ego, który nie został sprzedany do reklamy? Teledyski ma czasem niezłe, a prawie zawsze zdecydowanie lepsze niż towarzysząca im muzyka. Z powyższych powodów nie warto kupować jego płyt Wystarczająco dużo mamy Moby'ego na codzień ;-) Aż strach otwierać lodówkę, bo kto wie - może jakiś producent wpadł na genialny pomysł, żeby ten popularny sprzęt kuchenny był bardziej przyjazny i witał nas muzyką. Oczywiście Moby'ego ;-)

Moby - 18

Najlepszym słowem na podsumowanie tego albumu jest określenie: sympatyczny. Nie mam na myśli tego, że coś niespodzianie tu się pojawia, tylko to, że muzyczka z "18" wyzwala wyłącznie pozytywne emocje. Jest tu 18 (stąd tytuł?) utworów nagranych w towarzystwie wielu muzyków i solistów (np. Sinead o'Connor), w przeróżnych, "nowoczesnych" klimatach. Dominuje elektronika, co wcale nie jest takie oczywiste u Moby'ego, który jeszcze nie tak dawno tworzył w klimatach punk. "18" jest logicznym następcą wcześniejszego, niezapomnianego "Play". Swoją wysoką ocenę nie argumentuję faktem, że 3/4 tych utworów non stop puszczano w radiu, że "In this world" poszło jako podkład reklamy Renaulta, czy w końcu dlatego, że utwory miały genialne teledyski. To po prostu znakomita, wartościowa muzyka. Która podoba się nawet wielbicielowi King Crimson, Gentle Giant, czy Zappy...

Otomo Yoshihide's New Jazz Ensemble - Dreams

BOMBA! Otomo Yoshihide, extremalny awangardzista (proszę czytać dalej ;-) guru japońskiego improwizowanego noise, muzyk od wielu lat eksplorujący rejony na granicy muzyki i hałasu (i, jak twierdzi, sam tej granicy w swojej twórczości poszukujący) wydał wraz ze swoim wieloosobowym zespołem New Jazz Ensemble płytę z... PIOSENKAMI. Ale jakimi! "Szkieletem" większości kompozycji na tej płycie są piękne, nastrojowe ballady śpiewane przez znakomite japońskie wokalistki (rzecz jasna w ichnim jezyku, warto posłuchać choćby z czystej ciekawości ;-) Za to aranże - zawrót głowy! Mamy tu i free jazzowe saxy i subtelne elektroniczne dodatki w tle (m.in. z generatora fal sinusoidalnych, na którym "gra" Sachiko M) Ale dla Otomo Yoshihide takie "zabawy" z dźwiękiem to chleb powszedni. Możliwe, że skrajnych purystów taka mieszanka nie będzie przekonywać, ale wynikać to może chyba tylko z konserwatywnego, "betonowego" gustu muzycznego ;-) Bo trudno mi sobie wyobrazić, że ta płyta może się nie podobać. Nawet fanom Pink Floyd ;-) A coś ciekawego znajdą tu dla siebie także miłośnicy jazzu wszelakiego jak i muzyki elektronicznej czy też folk/etno. Pod koniec płyty robi się naprawdę głośno i muzyka staje się bliska ekstremy, z której słynie Otomo Yoshihide. A więc i maniacy noise'u nie będą niepocieszeni. Innych uspokajam - to tylko ostatni utwór. No, może jeszcze końcowka przedostatniego ("Eureka"), który zresztą jest coverem piosenki innego znanego awangardzisty, który potrafić tworzyć wyśmienity pop - Jima O'Rourke'a. Polecam wszystkim, naprawdę warto sięgnąć czasem po coś innego niż Dire Straits i... wiadomo co ;-) Tylko ta cena... zaporowa - jak to Tzadik :-(

Pink Floyd - Pulse

cóż, Tuba podsumował ten album bardzo trafnie. Zgadzam się całkowicie. Kilka solówek Dave\\\'a minimalnie wydłużonych w stosunku do studyjnych wersji, i nic poza tym. Takt po takcie jak z przysłowiowej taśmy. Poważnie, monumentalnie, aż momentami bierze złość. To zarzuty do wykonania, bo muzyka - wiadomo ... Szkoda, bo nie wierzę że panowie nie potrafią grac na koncertach inaczej. Duży plus za to jak płyta jest wydana - mam pierwszą edycję EMI; tekturowe pudełko, w środku książeczka, w okładkach płyty, a w środku fotki + tekturowy \\\"wypełniacz\\\" z spisem utworów. I ta pulsująca czerwona \\\"LEDka\\\" .... Za muzyke daję 5, za wykonanie 2, czyli średnio - ....




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.