Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Rory Gallagher - Irish Tour 74

gitara wydawała się śpiewać w jego rękach.Jego improwizacje pozbawione jednej zbędnej nuty zawsze poruszające do głębi ,odkrywały zupełnie nowe możliwości instrumentu... tyle wkładka.na pytanie czy warto poznać tę płyte odpowim tak:nie mogę zrozumieć jak mogłem wcześniej nie usłyszeć tego gitarzysty w prasi muzycznej znalazłem infor.o jego śmierciw95r. na ostatnich stronach i to zapisane maczkiem ech... Pisząc tę recenzje słucham jego boottlegu z 76r.tak ten sam materiał co na koncercie w Polsce. tego miłem nie pisać , wcale nie dziwie się brytyjczykom ze w połowi lat 70 był popularniejszy od Claptona.

Cassandra Wilson - belly of the sun

Nie ukrywam, ze Cassandra należy do moich faworytek. Cenię ją bardziej od konkurencji (D.Krall i N.Cole) ze względu na mniejszą dawkę komercji. Płyta jest mieszanką bluesa, jazzu i African (z przewagą bluesa tego tradycyjnego). Mimo to jej poziom uważam za wysoki i wyrównany. Najwyżej cenię Nr 5 (You gotta move) a następnie Nr 11 (Show me the way) i Nr 3 (Darkness in the delta). Cassandra stara się tchnąc w nagrania klimat oryginalnego bluesa i miejsc do których tak chętnie wraca.

Metallica - kill'em all

Płyta wg mnie bije wszystkie późniejsze płyty Metallici na głowe , jest spontaniczna , szczera , nie pochłonięta przez komercję nie nudzi przydługimi tematami ( Master.. , Ride the..) czy cukierkowymi refrenikami ( czarna Metallica) czy nie sprawia wrażenia grania "od czapy" (S&M) . Właściwie to chyba jedyna płyta tej kapeli która przetrwała próbę czasu , choć mam świadomość że dla wielu młodych fanów Metallici może wydać się archaiczna i niekoniecznie wzbudzić podziw. Zresztą z tym podziwem to pewnie zbyt mocne słowa ale płyty warto posłuchać. Muzyka czysto rockowa bez żadnych duchowych uniesień.

Dave Douglas - Constellations

To druga płyta chyba najciekawszego zespółu prowadzonego przez Dave'a Douglasa - Tiny Bell Trio (Dave D. - trąbka, Brad Shepik - gitara elektryczna, Jim Black - perkusja). I IMHO najlepsza :) Nagrana została w 1995 roku i ukazała się nakładem niewielkiej, acz bardzo zacnej szwajcarskiej wytwórni HatHut. W tamtym czasie Dave Douglas nie został jeszcze okrzyknięty trębaczem nr 1 światowego jazzu, co nie znaczy że nie był już wtedy znakomitym muzykiem. Mało tego - nagrywał wówczas ciekawsze płyty niż obecnie, gdy ma już status międzynarodowej gwiazdy i próbuje wpisywać się w nurty bardziej mainstreamowe. Ale zostawmy te dywagacje i wróćmy do "Constellations". To płyta genialna i na tym mógłbym już zakończyć tą recenzyjkę :) Bo nie bardzo wiem jak pisać o rzeczach, ktore sięgają niemalże absolutu. Może więc coś o samej stylistyce. Czy to jazz? Może tak, może nie - jeśli ktoś ma sięgnąć po ta płytę tylko dlatego, że to jazz, a więc muzyka najbardziej audiofilska i najbardziej wyrafinowana z możliwych to lepiej napisać, że to jest jazz ;-) Ale równie dobrze, albo i nawet bardziej trafnie można by ją nazwać balkan-etno-free-improv. No bo z jednej strony bałkańskie melodie (przy czym to raczej stylizacja niż sięganie po tradycyjne ludowe tematy), z drugiej zaś pyszne i szalone improwizacje określają charakter tej płyty jak i całej tworczości Tiny Bell Trio. I coś takiego mi się cholernie podoba - muzyka nie siląca się specjalnie na awangardę, choć jednak awangardowa (zwłaszcza dla przyzwyczajonych do mainstreamu i tradycji), ale jednocześnie zawierająca też elementy, na których można "zawiesić" ucho i chyba tylko głuchy nie podda się ich urokowi. Przy czym warto dodać, że "Constellations" to najbardziej rozimprowizowana, "odjechana" i energetyczna z płyt TBT. Chłopaki jadą aż miło już od pierwszych dźwięków perkusji Jima Blacka rozpoczynajacych płytę. Dobrze, że są momenty spokojniejsze, jak znakomite "Scriabin" i można na chwilę odetchnąć. Z ciekawostek - oprócz kompozycji Douglasa mamy tu utwór Herbie Nicholsa, Georgesa Brassensa oraz kapitalną wersję "Vanitatus Vanitatum" Roberta Schumanna (z dopiskiem "mit Humor" :) Warto wspomniec również o samych muzykach, bo i postaci to wyjątkowe i sam skład instrumentalny dość nietypowy. Dave Douglas - trąbka nr 1 naszych czasów, cóż tu więcej dodawać. I brzmieniem czaruje i improwizacjami zachwyca. Brad Shepik - najmniej znany z tej trójcy, ale to naprawdę znakomity "wioślarz". No i last, but not least - Jim Black. Nie ukrywam, że ten niepozorny i skromny człowiek jest dla mnie postacią boską niemalże ;-) To co wyprawia za perkusją to jest mistrzostwo świata. Gra na zestawie wyposażonym w dodatkowe "bajery" - dzwoneczki (nazwa grupy zobowiązuje), łańcuchy, łańcuszki i cholera wie co jeszcze. I brzmi to wprost bajecznie - tu pyknie delikatnie w jeden bajerek, tam w drugi, to znowu w blaszki, a za chwilę uruchamia szaloną rozpędzoną machinę perkusyjną, jakby za garami siedział Zwierzak (o ile dobrze pamiętam) z Muppet Show :-) Raz maluje swą grą finezyjne pastelowe krajobrazy, by za moment przejść do (pozornie) nieokiełznanego chaosu - prawdziwej perkusyjnej abstrakcji, podanej na dodatek z niesamowitym powerem. Niezwykła wyobraźnia i fantastyczna technika, oraz nietypowe rozwiązania rytmiczne i brzmieniowe powodują, że to drummer, którego rozpoznaje się już po 2-3 uderzeniach. Przy czym nie ma w jego grze nic z durnego popisywania się - po prostu idealnie wkomponowuje się w muzykę, w jakim składzie by nie grał. I staje się bohaterem niemal każdego zespołu, każdej płyty na której gra, na równi z liderami. W Tiny bell trio ma dodatkowo utrudnione zadanie, no bo przecież nie ma tu wsparcia w kontrabasie. Nic to - nie tylko pod względem rytmicznym płyta jest mimo tego "braku" pełnowartościowa, ale dodatkowo Jim Black nierzadko czyni z perkusji jeszcze jeden instrument melodyczny. Podsumowując - "Constellations" to płyta którą od paru lat zaliczam do swoich ulubionych i mój cedek połyka ją dość często :) Mimo to nie znudziła mi się ani trochę i prawie zawsze słucham jej z wypiekami na twarzy. FANTASTYCZNA MUZYKA. Powinna się spodobać nie tylko fanom zakręconych dźwięków, ale i miłośnikom mocniejszego rockowego uderzenia czy też z drugiej strony spokojniejszych i uroczych brzmień bałkańskich. Może nawet fanom Bregovica? ;-) No... oni może lepiej niech zaczną od pierwszej płyty TBT wydanej przez Songlines, albo od twórczości grupy Pachora, gdzie udziela się dwóch bohaterów opisywanego tu krążka - Black i Shepik, tam jest więcej etno, a mniej tych "strasznych" improwizacji. Oczywiście dla miłośników jazzu, niekoniecznie z przedrostkiem "avant-" jakakolwiek płyta Tiny Bell Trio to pozycja obowiązkowa. Jeśli wypociny takiego pseudo-znawcy jak ja nie są wystarczającą rekomendacją to podeprę się tzw. autorytetem - Maciej Karłowski na łamach HFiM przyznał płycie "Constellations" 6 (słownie - SZEŚĆ) czarnych kółeczek!

Dead Can Dance - Within the realm of a dying sun

Jedna z najpiękniejszych płyt jakie dane było mi usłyszeć (a sporo słyszałem :-)). Zazwyczaj słucham jej razem ze "Spleen and Ideal", choć oczywiście "Within ...." jest ukoronowaniem tego okresu w twórczości DCD, co daje łącznie jakieś 77 minut rewelacyjnej muzyki (dziś może byłaby to jedna płyta, po pewnym "podrasowaniu" Spleen'a). Klimaty Wschodu i Klimat w ogóle, multiinstrumentalna, rewelacyjne wokale. Tylko strasznie krótka, te niecałe 40 minut mija jak kwadrans. Oj nie jest to płyta do zmywania naczyń.

Labradford - Mi media naranja

W przypadku "Mi medja naranja" (1997) wydawcą w naszej części świata jest faktycznie Mute (choć też nie tak do końca - dokładniej Blast First, który to, o ile się nie mylę podlega jednak Mute). Za oceanem ta płyta Labradford jest wydana podobnie jak poprzednie przez Kranky. Przy okazji opinii o "A Stable Reference" i porównania Kranky do 4AD umknęła mi jedna dość istotna cecha współna tych wytwórni - trudno znaleźć w ich katalogu muzykę radosną (choć w przypadku 4AD może nie aż tak trudno, trochę wyłamywało się przecież pod tym względem nieodżałowane Pixies). Generalnie jednak i tu i tu dominują wydawnictwa skłaniające raczej do zadumy, zawierające muzykę z kategorii "smutek i nostalgia". Z tym, że na albumach z Kranky wspomniany "smutek i nostalgia" podane są w sposób bardziej... hmm... abstrakcyjny (?), w odróżnieniu od popadającej czasem w zbytnią "oczywistość" czy wręcz koturnowość estetyki 4AD (czy ktoś mnie w ogóle rozumie? ;-)) Wróćmy jednak do "Mi media naranja". Płyta ta różni się trochę od opisywanej wcześniej "A Stable reference". Klimat niby wciąż podobny (refleksyjno-medytacyjno-ambientowy) ale pomysł na brzmienie ciut odmienny. Nowszy z albumów jest jakby nieco wygładzony, bardziej przejrzysty i uporządkowany, mniej na nim brudu. Pojawia się też czasem dość regularny, choć bardzo delikatny elektroniczny bit. Chropawe brzmienia o proweniencji noise'owej zostały zastąpione pojawiającymi się gdzieniegdzie trzaskami (ale w dośc lajtowymi wydaniu) rodem z progresywnej elektroniki drugiej połowy lat 90. To wszystko sprawia, że "Mi media..." jest w sumie zdecydowanie bardziej przyjazna szerszemu gronu sluchaczy niż "A Stable reference". Z drugiej strony - nie robi chyba już takiego wrażenia... Choć to też bardzo dobra płyta na późny wieczór!

Labradford - A Stable Reference

Nie, wydawcą tej płyty nie jest Mute, lecz chciagowska wytwórnia niezależna KRANKY - label, którym być może powinni się zainteresować niektórzy forumowicze. A to dlatego, że o Kranky zwykło się czasem mówić jako o spadkobiercach dość lubianego tu 4AD. Faktem jest, że w latach 90. ta kultowa wytwórnia brytyjska zaczęła przeżywać kryzys artystyczny (a i finansowy ponoć pod koniec też), być może dlatego, że wyraźnie zestarzała się muzyka przez nią wydawana (a i nie było też za bardzo pomysłu na odświeżenie tej estetyki). Ale czy Kranky rzeczywiście przejęło w ostatniej dekadzie XX wieku schedę po 4AD ? I tak i nie. Odrealniony, oniryczny klimat nagrań to bez wątpienia cecha wspólna tych wydawnictw. Ale użyte środki (i nie mam tu na myśli używek itp. ;-) są już trochę, albo wręcz calkiem inne. Albumy z Kranky brzmią dużo bardziej surowo, minimalistycznie, momentami tez są bardziej hałaśliwe, może z racji lekkich naleciałości estetyki noise. Pewnie dlatego nie była to muzyka masowo rozpropagowywana, chociażby w "progresywnej" w opinii wielu sluchaczy Trójce (było nie było odpowiedzialnej za popularność 4AD). Z drugiej strony najbardziej ciekawe wydawnictwa Kranky zbiegły się w czasie z eksplozją tzw. post-rocka, w związku z czym załapały się do tej szufladki. Dzisiaj, z perspektywy tych paru lat można dyskutować czy cały ten nurt był faktycznie spójną, wyraźnie wyodrębnioną nową estetyką, czy raczej modną, trendziarską etykietką wymyśloną przez dziennikarzy, którzy przylepiali ją wszystkiemu, do czego nie pasowały etykietki już istniejące ;) Ale zostawmy te dywagacje... Zostawmy też ten przydługi wstęp. Po co on był w ogóle? Otóż w mojej opinii wydany w 1995 roku "A Stable Reference" zespołu Labradford to album bardzo reprezentatywny dla stylistyki Kranky, wręcz sama esencja tej wytwórni. Jest to też moim zdaniem chyba najlepsza płyta Labradford, w każdym razie najlepsza z tych co slyszałem ;-) Może jednak warto wreszcie wspomnieć więcej o samej muzyce, choć, jak to często bywa - trudno ująć to w słowach (zwłaszcza po 3. piwie ;-) Muzyka Labradford jest dość oryginalna (ale mi to odkrywcze stwierdzenie ;-) choć stworzona jest za pomocą bardzo prostych środków - bas, keyboards, gitara + wokal (sporadycznie). Dźwięki wydobywane z tych instrumentów tworzą intrygujące, nieco ambientowe plamy dźwiękowe. Niby nie dzieje się tu zbyt wiele, ale płyta robi piorunujące wrażenie - powala i hipnotyzuje. Zwłaszcza pod koniec - posluchajcie rewelacyjnego "Comfort" oraz "SEDR 77", coś pięknego! Recepta: minimalizm + eteryczny, nieco abstrakcyjny klimat sprawdza się w wydaniu Labradford znakomicie. Świetna płyta na późny wieczór!

The White Stripes - Elephant

Trochę przereklamowane jak dla mnie to całe White Stripes. Zachwyty krytyki zdecydowanie przesadzone - Super Nowość? Sensacja? Eee tam... Przede wszystkim mozna zarzucić WS wtórność - podobny pomysł na muzykę (energetyczny blues - punk) to nic nowego. Wystarczy wspomnieć chociażby genialnego Jona Spencera i jego Blues Explosion, którzy bawią się w taką muzykę od dawna. Z dużo lepszym skutkiem zresztą - twórczość JSBX dużo bardziej mnie przekonuje. Ale to nie znaczy, że \\\"Elephant\\\" jest płytą złą. Jak na muzykę mimo wszystko komercyjną, mainstreamową - taką \\\"z radia\\\" i \\\"z telewizora\\\" to rzecz całkiem sympatyczna. Biorąc pod uwagę ciekawą i dopracowaną w każdym szczególe stronę wizualną (wdzianka \\\"pod kolor\\\", charakterystyczne, dość wyróżniające się teledyski) i muzykę, która w zalewie pop-szmiry w sumie się podoba, można uznać propozycję White Stripes za produkt całkiem udany. Podsumowując - \\\"Elephant\\\" to płyta po prostu dobra, powiedziałbym - fajna. Fajne, wpadające w ucho riffy, generalnie fajne granie ;) Ale żeby od razu genialne? Genialne może to być dla niezbyt wymagających słuchaczy - takich, którzy muzycznych przeżyć szukają w Vivie, MTV i radiowej Truj-ce

The White Stripes - Elephant

Jak wiadomo w dzisiejszych czasach kiedy naciśnięcie kilku guzików na klawiaturze może tworzyć niby-muzykę ciężko o coś prawdziwego.Dla mnie jedną z najważniejszych cech jakie musi mieć muzyka jest szczerość.Słucham różnej muzyki ale na próżno jej szukać ( szczerości ).Straciły ją wszystkie kapele rockowe jak Metaliki, Korny, nie ma jej za grosz w jakimś cholernym brytyjskim szlam-rocku a o plastikowych i wyreżyserowanych produkcjach jak Britney czy JLO nie wspominam.Jak powiedziałem sam słucham wiele z tej komery bo po prostu nie mam wyboru i część z nich mi się podoba.Jednak od czasu Nirvany nigdy muzyka nie wzbudzała we mnie uczuć.Podobała mi się , słuchałem jej z chęcią ale nie przeżywałem jej.Z Nirvaną potrafiłem po prostu czuć się szczęsliwy, leżeć na podłodze i słuchać z uśmiechem lub smutkiem na twarzy.Tak.Nirvanę uważam za muzykę szczerą, PRAWIE zero sztuczności.Jednak gdy przesłuchałem przez wiele lat miliard razy każdy utwór przestalem Nirvanę jakoś emocjonalnie przeżywać.Myślę że był to proces dość naturalny.Jak się jednak okazało już nie miałem przeżywać więcej muzyki, nic co potem odkryłem mnie nie poruszyło.Z biegiem lat doszedłem do wniosku że widocznie już nigdy nie będę przeżywał muzyki, że tak ogromny wpływ Nirvany na mój stan ducha był możliwy dzięki temu że byłem wtedy młody i zeszło się to z burzliwym dojrzewaniem, teraz natomiast jestem już za stary i takie odczuwanie muzyki się juz nie powtórzy nigdy więcej. Jak się niedawno okazało myliłem się i wiadomo co mam na myśli.Od pierwszych sekund słuchania padłem na kolana, wzruszyłem się i zrozumiałem że oto druga szczera kapela na ziemi.I mam gdzieś jaka moda muzyczna będzie za dziesięć lat WS zawsze będzie częścią mojego życia.

Pink Floyd - The Wall

No coz mozna powiedziec? Ta plyte zna chyba kazdy wielbiciel PF. Plyta zrobiona z rozmachem, wieloma ( jak to w PF) efektami ( helikopter, plaszki itd). Plyta wg mnie jest genialnia. Waters w duzej mierze opisal swoje, watki biograficzne mozna znalezc praktycznie w kazdym utworze. Oczywiscie wszechobecna jest wojna i jej obraz kreowany przez telewizje. Na tej plycie mozna znalezc jeden z chyba najbardziej znanych utworow rockowych na swiecie - Another brick in the wall. Sadze, ze jesli ktos chce zaczac swoja przygode z pink floyd to najlepiej od tej plyty.

Custom Trio - Back Point

Skład zespłu Marcin Oleś - bas Bartłomiej "Brat" Oleś - perkusja Krzysztof Kapel - saksofon tenorowy i sopranowy Maciej Sikała - saksofon tenorowy Wydawnictwo www.Nottwo.com Nie będę długo opisywał bo to nie ma sensu - lepiej posłuchać :) Po pierwsze - nie jest to płyta dla zaczynających przygodę z jazzem. Może być za ciężka, niezrozumiała, a nawet trochę agresywna, drapieżna. Po drugie - jest to płyta dla ludzi, którzy szukają: - świeżości, - młodości, - wolności, - nieskrępowana, - muzyki zagranej do ostatniego tchu - bez oszczędzania. Po trzecie - Ogień na całej płycie !!! Nie ma wytchnienia. Od 1 do ostatniego kawałka jest "grubo". Są momenty, w których sekcja perkusji mogłaby być podbudowa zespołu rockowego, na dodatek Bartek "Brat" Oleś grający smyczkiem na basie dodaje do całości takiego ognia ... - wogóle dziwne, ze nic jeszcze się nie pali ;) Nie można zapominać o K. Kapel, który razem z M Sikała dolewają "jazzowej benzyny" do całości. [tylko nie myślcie o naszej benzynie ...;)] To co "Polska Fabryka Jazzowa braci Oleś" pokazuje, napawa mnie uwielbieniem i wręcz daje mi otuchę, że nie będzie tak źle z nasza muzyka. Niech nam żyja długo i płodnie bracia Oleś :)

Blue Cafe - Fanaberia

Blue Cafe plasuje się w moim rankingu tuż obok Ich Troje. Muzyka biesiadna, która dobrze brzmi u cioci na imieninach, gdzie wujek Staszek szepcze na ucho w piajckim widzie kuzynce Kazi "Ju mej bi in low". Dnerwująca maniera wokalistki przy niektórych dźwiękach zamienia się w prawdziwie kuriozum. Jeśli dodać do tego niesamowicie infantylne teksty, otrzymamy jedną z najgorszych płyt, jakie społodziła polska muzyka rozrywkowa. Ale na Stadionie Dziesięciolecia ma zapewne świetne wzięcie.

Placebo - Sleeping with ghosts

zespół jest na tyle rewelacyjny i na tyle znany, że nie mógł sobie pozwolić na nagranie słabszej płyty. więc SWG musiała być nowoczesna i nowocześnie brzmiąca. z jednej strony jest to duży plus gdyż szybko wpada w ucho jednocześnie pozostając głęboką muzyką z ciekawymi tekstami. z drugiej strony brakuje mi tu surowości oraz perwersji z albumu Black Market Music. bardzo dużo świeżej energii, werwy... Do tego ciekawe single. Płytę polecam każdemu bo naprawdę dociera do szerokiej publiczności choć nie wszystkich to zapewne cieszy.

Pink Floyd - Wish You Were Here

Cos wspaniałego!!! Tego nie da sie opisac to trzeba posłuchac!!! Mam znajomych którzy uwazają ze nie ma pieknych długich utworów?! Za kazdym razem puszczam im Shine On You Crazy Diament i szybko zmieniaja opinie na ten temat!!! Pierwsze słowa wypowiadane sa po 8 min ale tego sie nie odczuwa!!! Trzeba to kochac i rozumiec!!!

Joss Stone - The Soul Sessions

Przesłuchałem tę płytę po powrocie do domu dwa razy na głośnikach a wieczorem poprawiłem jeszcze raz przez słuchawki. I wciąż nie mam dość. A to podobno wprawki przed nagraniem autorskiego albumu. No to pięknie, jak mawiał pułkownik Alvarez. Dziesięć coverów – soul z silną domieszką bluesa, funky i folku. Mieszanka piorunująca. Właściwie trudno wskazać najlepsze utwory, bo wszystkie są co najmniej dobre, poczynając od rozpoczynającego płytę przebojowego ”The Chookin’ Kind”. Póki co największe wrażenie robią na mnie bluesowy ”Dirty man”, śpiewany jedynie z akompaniamentem gitar, a bezpośrednio po nim startujący od pierwszego uderzenia motorycznym funkowym rytmem ”Some Kind of Wonderful”. 16-letnia Joss Stone śpiewa z ogromną energią i entuzjazmem, bez grama rutyny, co znakomicie równoważy pewne niedoskonałości techniczne i brak wyrafinowania typowego dla doświadczonych wokalistek. Do tego znakomite chórki w wykonaniu m.in. Betty Wright, która jest również współproducentem albumu. Całość przebojowa i rozrywkowa, ale na szczęście pozbawiona tego strasznego elektroniczno-smyczkowego lukru, typowego dla różnych Houstonów, Braxtonów i Dionów. Ciekawe co będzie dalej.

Jacintha - Jacintha Is Her Name (dedicated to Julie London)

najpierw trochę danych o płycie: Jacintha - Vocals Ron Eschete - Guitar, Guitar (7 String Acoustic) Harry Allen - Sax (Tenor) Larry Bunker - Conga, Vibraphone Bill Cunliffe - Piano, Arranger Holly Hofmann - Flute Larance Marable - Drums Darek Oleszkiewicz - Bass 1. Willow Weep for Me (Ronell) - 5:32 2. The Thrill Is Gone (Brown/Henderson) - 5:20 3. Something Cool (Barnes) - 6:07 4. Don`t Smoke in Bed (Robison) - 4:06 5. Light My Fire (Densmoore/Krieger/Manzarek/Morrison) - 4:03 6. I`m in the Mood for Love (Fields/McHugh) - 4:14 7. God Bless the Child (Herzog/Holiday) - 5:42 8. Round Midnight (Monk/Williams) - 6:14 9. I`ll Never Smile Again (Lowe) - 4:05 10. Gone With the Wind (Magidson/Wrubel) - 3:17 11. Cry Me a River (Hamilton) - 4:40 Groove Note Records, GRV 1014 Dzięki uprzejmości jednego z Kolegów z Forum, poznałem muzykę Jacinthy za sprawą płyty "Heres To Ben". Tak mi się spodobało, że najnowszą płytę kupiłem kompletnie w ciemno (rzadko zdarza mi się takie zaufanie do artysty, ze poniżej pewnego poziomu nie zejdzie, a chyba takich przypadków, że nabrałem takiego przekonania po jednej płycie, miałem chyba 2, może 3 razy) I nie zawiodłem się - bo "Heres To Ben" podobała mi się, a muzycznie obie płyty są do siebie bardzo podobne. Tutaj jest jeszcze spokojniej, praktycznie wszystkie utwory są utrzymane w bardzo spokojnym, delikatnym, nastrojowym klimacie. Trudno wyróżnić mi tutaj jakiś konkretny utwór - może kolejna, ciekawa interpretacja "Light My Fire" , czy kołyszący "Cry Me a River ".... cała płyta jest muzycznie bardzo jednolita i równa. Bardzo mi się podoba. Ciepły, miły głos wokalistki, oszczędne aranżacje. Idealna płyta na zimowy wieczór, aby odpocząć i wyciszyć się po ciężkim w dniu w pracy, przygaszone światła, w ręku .... filiżanka dobrej herbarty ;-). Jedyne czego mi troszę brakuje to jednego-dwóch ciut żywszych aranżacji.... chociaż może wtedy płyta nie miałaby tyle uroku?

Jacintha - Jacintha Is Her Name (dedicated to Julie London)

najpierw trochę danych o płycie: Jacintha - Vocals Ron Eschete - Guitar, Guitar (7 String Acoustic) Harry Allen - Sax (Tenor) Larry Bunker - Conga, Vibraphone Bill Cunliffe - Piano, Arranger Holly Hofmann - Flute Larance Marable - Drums Darek Oleszkiewicz - Bass 1. Willow Weep for Me (Ronell) - 5:32 2. The Thrill Is Gone (Brown/Henderson) - 5:20 3. Something Cool (Barnes) - 6:07 4. Don`t Smoke in Bed (Robison) - 4:06 5. Light My Fire (Densmoore/Krieger/Manzarek/Morrison) - 4:03 6. I`m in the Mood for Love (Fields/McHugh) - 4:14 7. God Bless the Child (Herzog/Holiday) - 5:42 8. Round Midnight (Monk/Williams) - 6:14 9. I`ll Never Smile Again (Lowe) - 4:05 10. Gone With the Wind (Magidson/Wrubel) - 3:17 11. Cry Me a River (Hamilton) - 4:40 Groove Note Records, GRV 1014 Dzięki uprzejmości jednego z Kolegów z Forum, poznałem muzykę Jacinthy za sprawą płyty "Heres To Ben". Tak mi się spodobało, że najnowszą płytę kupiłem kompletnie w ciemno (rzadko zdarza mi się takie zaufanie do artysty, ze poniżej pewnego poziomu nie zejdzie, a chyba takich przypadków, że nabrałem takiego przekonania po jednej płycie, miałem chyba 2, może 3 razy) I nie zawiodłem się - bo "Heres To Ben" podobała mi się, a muzycznie obie płyty są do siebie bardzo podobne. Tutaj jest jeszcze spokojniej, praktycznie wszystkie utwory są utrzymane w bardzo spokojnym, delikatnym, nastrojowym klimacie. Trudno wyróżnić mi tutaj jakiś konkretny utwór - może kolejna, ciekawa interpretacja "Light My Fire" , czy kołyszący "Cry Me a River ".... cała płyta jest muzycznie bardzo jednolita i równa. Bardzo mi się podoba. Ciepły, miły głos wokalistki, oszczędne aranżacje. Idealna płyta na zimowy wieczór, aby odpocząć i wyciszyć się po ciężkim w dniu w pracy, przygaszone światła, w ręku .... filiżanka dobrej herbarty ;-). Jedyne czego mi troszę brakuje to jednego-dwóch ciut żywszych aranżacji.... chociaż może wtedy płyta nie miałaby tyle uroku?

Incubus - crow left of the murder

Chociaż naprawdę Brandon Boyd jest przystojny to naprawdę należy tu pominąć kwestię wyglądu.Całej płyty nie miałam jeszcze przyjemności posłuchać ale już niedługo mam zamiar.A po kawałku MEGALOMANIAC należy się spodziewać jeszcze lepszych.Uważam że Incubus są naprawdę dobrzy i poradzą sobie z łatwością.A Branod ma świetny głos i wcale nie jest za cichy,śpiewać głośno( a właściwie ryczeć) to też nieżadna sztuka.

Incubus - crow left of the murder

Chociaż naprawdę Brandon Boyd jest przystojny to naprawdę należy tu pominąć kwestię wyglądu.Całej płyty nie miałam jeszcze przyjemności posłuchać ale już niedługo mam zamiar.A po kawałku MEGALOMANIAC należy się spodziewać jeszcze lepszych.Uważam że Incubus są naprawdę dobrzy i poradzą sobie z łatwością.A Branod ma świetny głos i wcale nie jest za cichy,śpiewać głośno( a właściwie ryczeć) to też nieżadna sztuka.

Depeche Mode - Violator

Wg mnie najlepsza plyta DM, pełna emocji i eksperymentalnych dźwięków. To nie są już słodcy,synthpopowi i ulizani chłopcy ale dojrzali i pewni siebie faceci.Jedna z najbardziej ponurych i tajemniczych plyt w historii zespolu, która wylansowala ich kultowy wizerunek.Plyta zaczyna sie od genialnego \\\\\\\\\\\\\\\"World In My Eyes\\\\\\\\\\\\\\\" utrzymanego w tonie starych Depechów ale następny nie pozostawia złudzen, że lata 80. się kończą.\\\\\\\\\\\\\\\"The Sweetest Perfection\\\\\\\\\\\\\\\" to nawiązanie do kształtującej się powoli sceny grunge ze świetnymi partiami gitar i wokalem Gore\\\\\\\\\\\\\\\'a. \\\\\\\\\\\\\\\"Personal Jesus\\\\\\\\\\\\\\\" nikomu chyba nie trzeba przedstawiac, świetny teledysk,genialny głos Dave\\\\\\\\\\\\\\\'a i oprawa muzyczna.Od utworu \\\\\\\\\\\\\\\"Halo\\\\\\\\\\\\\\\" zaczyna się przeprawa przez mrok,\\\\\\\\\\\\\\\"Waiting For The Night\\\\\\\\\\\\\\\" nie powstydziliby się Massive Attack.Absolutnym hitem tej plyty jest \\\\\\\\\\\\\\\"Enjoy The Silence\\\\\\\\\\\\\\\" choć mi osobiście najlepiej podoba sie \\\\\\\\\\\\\\\"Policy Of Truth\\\\\\\\\\\\\\\" pełen lęków, niepokoi i głupiego wrażenia że coś przeminęło.Płytę kończą \\\\\\\\\\\\\\\"Blue Dress\\\\\\\\\\\\\\\" i \\\\\\\\\\\\\\\"Clean\\\\\\\\\\\\\\\". Jest to jedna z najważniejszych pozycji muzycznych ostatnich lat, każdy utwór brzmi tutaj świetnie.Płyta obowiązkowa dla każdego fana DM.

Emf - the schubert dip

Dziś juz prawie zapomnieliśmy, czym była ambitna muzyka taneczna inna niż potomstwo techno. Na początku lat 90 istniało zjawisko "rocka manchesterskiego", którego sednem było stworzenie tanecznego rocka, czy jak kto woli rockowego disco. Tej modzie ulegli nawet tak poteżni artyści jak U2. Jednymi z współtwórców gatunku byli muzycy EMF. "The Schubert Dip" to debiutancki album grupy, urzekający świeżością i niesamowitym wręcz poziomem energii. Płyta "buja", a jednocześnie dostarcza wrażeń czysto muzycznych. Innymi słowy można przy tym potańczyć/ poskakac bez obciachu, ale też w domu posłuchać po pracy (a może nawet bardziej przed, dla naładowania akumulatorów).

Mother Love Bone - Stardog Champion

Jeżeli chciałbyś poznac klimat Seattle z okresu zanim stało się jedną ze stolic rocka, musisz siegnąć po tę płytę. Muzyka tu zagrana i nagrana emanuje młodzieńczością, radością grania, spontanicznością. Jest to poniekąd do bólu klasyczny rock, jeżeli wiecie o czym mówię. Prosta perkusja, zdziorne riffy i sola, szybsze utwory na zmiane z bardziej oszczędnie granymi wolniejszymi. Co odróżnia MLB od wielu podobnych kapel to moc emocji i wspomnianej energii. Dlatego mimo, że muzyka jest moze mało odkrywcza, tworzy nową jakość. No właśnie, muzyka MLB to mikstura- złożona z wpływów Led Zeppelin, Black Sabbath, Alice Coopera,Queen, psychodelii, glam rocka, czyli przekrój rock'n'rolla. Nie sposób nie wspomnieć o rewelacyjnym głosie Andrew Wood'a, w którym słychać ból, który uwiera tym bardziej od momentu śmierci wokalisty. Dla porządku dodam, iż dwaj muzycy- Gossard i Ament- odnaleźli się w innym wspaniałym zespole. Oczywiście Pearl Jam. Jeżeli lubicie P.J., Alice in Chains, Guns'n'roses, Jane's Addiction, jezeli lubice starego rocka z lat 60/70/80, siegnijcię po te płytę.

Incubus - crow left of the murder

recenzji płyty nie będzie bo jeszcze nie wyszła:)będzie za to recenzja idiotycznej wypowiedzi Loli czy jak jej tam. "Facet który śpiewa jest super-przede wszystkim przystojny, głos ma też niezły, ale mam wrażenie że nie odgrywa tu tak specjalnie waznej roli." hmmm no przystojny to on jest bardzo,ale raczej nie przed wszystkim, bo przede wszystkim to on moja droga śpiewa,no i jego rola jest moim zdanie dość znacząca:) ale to moze być tylko moje zdanie, gimnazjalistki z pewnością cenią walory nieco inne (patrz:lola),taaaak ważne że ma chłopak buźkę ładną , a jak śpiewa, a kogo to interesuje?:D "Przynajmniej ja raczej zwracam uwagę na dźwięk" no właśnie widać:D "Głosik ma jak już wyżej napisałam - niezły. Tylko słabiutki tryszkę. " raczej nie słabiutki, oj nie... "I naprawdę- wkurza mnie, że rock nie może się wybić ponad ten chałowaty, wieśniacki i obleśny hip-hop. Ostatnio nawet coraz więcej dostrzegam czegoś, co odrazu kojarzy mi się z Pcimiem - techno. " tolerancji troche dziewczyno,rock się nigdzie wybijać nie musi, nie słyszałam jeszcze o zawodach który gatunek muzyczny się wybije:D bo co to znaczy się wybić? liczysz co częsciej na MTV puszczają?? eminem-punkt dla hiphopu,incubus-punkt dla "rocka",daj spokuj, po co te wieczne szufladki??? "Być może imprezy techno są najlepsze, ale tylko dla niektórych. Osobiście uważam, że tych którzy go słuchają powinno się powybijać z karabinu, albo zamknąć ich wszystkich w komorze gazowej." twoja głupota mnie przeraża, kim jesteś by osądzać innych??? tak idiotko,zamknij kogos w komorze gazowej tytlko dlatego ,że słucha innej muzyki, niż TY,przeszukaj mieszkania znajomych czy aby nie znajdzie się tam żaden dowód zbrodni-płyta techno,takkkk, świat czeka na nowego Hitlera, jestes żałosna, nic dodać, nic ująć,aż mi wstyd że taki bezmózg słucha Incubusa "Ludzie! Schowajcie swoje worki-spodnie i spójrzcie na siebie" no własnie,moze zamiast krytykować innych i sporządzać listę osód do zamknięcia w komorze gazowej pomyślisz o sobie pozdrawiam bezmózgu

Incubus - crow left of the murder

Rock. Są zajebiści. Facet który śpiewa jest super-przede wszystkim przystojny, głos ma też niezły, ale mam wrażenie że nie odgrywa tu tak specjalnie waznej roli. Przynajmniej ja raczej zwracam uwagę na dźwięk. Głosik ma jak już wyżej napisałam - niezły. Tylko słabiutki tryszkę. I naprawdę- wkurza mnie, że rock nie może się wybić ponad ten chałowaty, wieśniacki i obleśny hip-hop. Ostatnio nawet coraz więcej dostrzegam czegoś, co odrazu kojarzy mi się z Pcimiem - techno. Być może imprezy techno są najlepsze, ale tylko dla niektórych. Osobiście uważam, że tych którzy go słuchają powinno się powybijać z karabinu, albo zamknąć ich wszystkich w komorze gazowej. Ludzie! Schowajcie swoje worki-spodnie i spójrzcie na siebie!




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.