Skocz do zawartości

945 płyty

Era - The Mass

Od czasu powstania pierwszej płyty, która cała (albo prawie cała) była przebojem, poprzez nieliczne fajne kawałki z kolejnych albumów, The Mass po prostu powala na kolana. Spośród 10-11 utworów znalazłbym może 1 czy 2 które sa mi obojętne - reszta jest absolutnym numerem jeden. Płytka dość zróznicowana. Są utwory dość "ciemne" i "pochmurne" są też kawałki żywsze i jakby bardziej optymistyczne. Dla fanów Ery, Enigmy, Adiemusa i Deep Forest (chociaż nie tylko) ERA "The Mass" jest prawdziwym rodzynkiem i obowiązkową pozycją w domowej płytotece.

Masada - Live in Taipei (1995) 2 CD

Oczywiście wszystko, co dobrego można napisać o Masadzie, znajdziemy również na dwupłytowym albumie "Live in Taipei", drugiej po "Live in Jerusalem (1994)" oficjalnej koncertowej odsłonie kwartetu. Wszystko co zarzucają oponenci również ;-> Wspominałem już o tym przy okazji opinii o "Live in Sevilla". A jednak występ z Taipei jest całkiem inny, wręcz z przeciwległego bieguna co sewilski. Nie tak efektowny, energetyczny i żywiołowy, za to bardziej skupiony, wyciszony, kameralny, gęsty, duszny, mroczny. Na tyle oba się różnią, że nawet trudno tu używać określeń wartościujących "lepszy-gorszy". Osobiście wolę jednak wykonanie z Sewilli. A raczej płytę "Live in Sevilla". Bo o ile występ Masady z Taipei może się podobać, to płyta "Live in Taipei" owszem, mogłaby, gdyby nie... -> patrz niżej.

Vitold Rek`s Kapela Resoviana - "The Polish Folk Explosion"

Vitold Rek`s Kapela Resoviana "The Polish Folk Explosion" (Taso Music Production TMP CD 507) 2002) 2002. Albert Mangelsdorff: trombone Charlie Mariano: alto saxophone John Tchicai: oprano & tenor saxophone Gilbert Matthews: drums Vitold Rek: double bass, vocal Kapela Resoviana: Kasia Pikor: vocal Łukasz Pliś: violin, vocal Sebastian Karpiel-Bułecka: violin, vocal Ryszard Bajor: clarinet, vocal Marek Maja Łabunowicz: table dulcimer, viola Edward Markocki: dulcimer Jan Zołoteńko: musical consultant 1. "Basetla Resoviana" 2. "Tell Me, My Boy - Duo" 3. "In The Old Town" 4. "I Love You" 5. "Tell Me, My Boy" 6. "Oy-Ra-Da" 7. "The Whole Step Dance" 8. "Polka Galopka Grodziska" 9. "Lo.Bo.Ga" 10. "Poor Lover" 11. "Awakening" 12. "At the Landlady`s" 13. "Fellow" All compositions by Vitold Rek with elements of Polish folk music. Lyrics compilations by Vitold Rek. Track 8 - traditional Recorded live on 3nd, 4th, 12th, July 2001 at Performance Studios, Frankfurt/M., Germany. (nagrana bez udziału publiczności) =============================== Dużym zaskoczeniem było dla mnie to, że muzycy Resoviany (bynajmniej nie jazzmani), potrafią wspólnie improwizować z muzykami jazzowymi. Robią to w sposób niewymuszony, swobodny, równorzędny. Vitold Rek - potrafi dobierać skład :-) Płyta jest zróżnicowana, z dobrze wyważonymi akcentami improwizacji i tradycji (a także żartu). V.R. - to porządny człowiek, pozwala grać na swoich płytacvh (sygnowanych swoim nazwiskiem) innym :-) Nie "zagłusza" (sobą) pozostałych muzyków. Dużo dobrej muzyki, muzycy grają tak, jakby znali się od lat, bawią się wspólnie muzyką. Na płycie nie ma dominacji jazzu, (ani też folku). Ale słucha się :-) Od nastrojowych, utworów - "Tell Me, My Boy - Duo" ("rozmowa" saksofonu i kontrabasu), "In The Old Town", "Tell Me, My Boy" (ciekawa interpretacja wokalna pani Kasi), poprzez utwór folklorystyczny "Oy-Ra-Da", utwory "przyprawione"egzotyką (Bawaria i Bliski Wschód) :-) "Poor Lover"oraz "At the Landlady`s", po żart muzyczny - swobodnie improwizowany motyw ludowy, wykonywany w coraz szybszym tempie - "Awakening" :-) Na końcu płyty, mała niespodzianka. Zazwyczaj, na zakończenie płyty, nie daje się tak "ognistych" utworów, jak ostatni - 13, "Fellow" - tu króluje rytm, który nie pozwala siedzieć :-) Tytuł płyty jest jest dość przewrotny, to nie folk, to eksplozja (muzyczna) :-) Pomysłów, wykonania, "czadu",........ - mogą pozazdrościć różne inne golizny :-)

Stacey Kent - Dreamsville

Pisze o tej płycie po wysłuchaniu wrażeń osoby, której ja słuchała. Osobiście kupiłem ta płytę pod wpływem medialnej reklamy - Najlepszy glos w wokalistyce jazzowej lub temu podobnych. Przy okazji chciałem zaspokoić chęć posiadania tzw. płyty audiofilskiej. I to tyle dobrego o tej płycie. Nie rozumiem, kto nazwał ta płytę i wykonanie na niej utwory jako wybitne i tak wysoko ocenił - choć wielka chęć posiadania takiej płyty, płyty audiofilskiej wzięła gore. Płyta jest NUDNA, interpretacja bez życia - flaki z olejem, śpiewanie - miałczenie. Szkoda, ze nie można było tego wcześniej sprawdzić w mp3. Osobiście nie znajduje na niej nic, co może złapać za serce. Dla mnie to całkowita pomyłka i to droga.

Philharmonia Baroque Orchestra - Vivaldi for diverse instruments

Zawartość: Koncert F-dur (RV596) Koncert A-dur (RV552) Koncert g-moll (RV577) Koncert F-dur (RV568) Koncert d-moll (RV535) Koncert D-dur (RV562) Założona w 1981 roku w San Francisco Philharmonia Baroque Orchestra prowadzona przez Mikołaja (Nicholasa) McGegana gra muzykę klasyczną (jak sama nazwa wskazuje, głównie barokową, ale nie tylko) na oryginalnych instrumentach z epoki. Dzięki takiemu podejściu wykonanie zbliża się brzmieniowo - na ile to w dzisiejszych czasach jest możliwe - do oryginalnych prawykonań. Na ich nagranej w 1997 roku płycie znajdziemy sześć koncertów Vivaldiego na: skrzypce, rogi, fagoty, flety, organy czy oboje (przy okazji - czy utwór na pięć oboi to pięciobój?). Ich interpretacje - co rzadkie - łączą lekkość z dostojeństwem, świeżość i rześkość dźwięków z wyczuwalną na utworach patyną wieków. Nawoływania rogów, tryle skrzypiec (zwłaszcza z "echem" w koncercie A-dur), stateczne tony fagotu - dopełniają się wzajemnie przenosząc słuchacza... tam, gdzie przenosić powinny. Czyli w rajska krainę ułudy kędy zapał tworzy cudy. Czy jest to zasługa instrumentów, muzyków, dyrygenta, czy inżynierii nagrania? Pewnie wszystkiego naraz we właściwych proporcjach.

Charlie Haden - None But The Lonely Heart

Na wstępie dwa słowa o wykonawcach: - Charlie Haden - wszyscy znają i słyszeli. - Chris Anderson - pianista, urodził się w Chicago 1926. W szkole średniej grywał bluesa w rożnych barach. Po szkole pracował w sklepie muzycznym gdzie usłyszał Nat King Cole, Art. Tatum i Duke Ellington?a. Od tego momentu muzyka Ch.A stał się Jazz. W 1960 Herbie Hancock zostaje jego studentem. Chris Anderson jest niewidomy. Płyta jest wypchana po brzegi standardami jazzowymi. Jednym wyjątkiem jest utwór, którego twórcami są obaj Panowie. Ich wykonanie są wręcz wyborne. Nie ma w nich pośpiechu, wszystko dzieje się wolno jakby specjalnie ... Zdążymy wygodnie wpasować się w fotel, nalać cos do szklanki. Jej zawartość i styl picia, delektowania się smakiem musi odpowiadać tej muzyce. Pamiętam, kiedy bardzo zmęczony położyłem się z planem małej drzemki. W CD zakręcił się krążek None But The Lonely Heart. Pod koniec pierwszego utworu zrobiło mi się jakoś lekko i błogo. Drugi zmienił moje ciało w lekkie piórko, które w takt dźwięków z kontrabasu Ch.H lekko jeszcze podrygiwało, co chwile opadając i unosząc się. Ciężko mi powiedzieć, co było w trakcie trzeciego utworu, - ponieważ już kolejne zlały mi się w jedno - odleciałem całkowicie a gdzieś w oddali słyszałem pianino i ten miękki, wolny bas. Pisząc ta recenzje i słuchając tej muzyki mam ochotę walnąć się w spanie o 19 godzinie. Ta płyta chyba usypia. Myślę ze to taka jazzowa kołysanka dla dużych dzieci.

Dead Can Dance - Within the realm of a dying sun

Sa plyty dobre, slabe, brzydkie i jeszcze wiele innych. Ta plyta jest poprostu piekna i co najwazniejsze ma klimat, ktorego trudno doszukac sie na wspolczesnych wydawnictwach. Piekne partie wokalne, muzyka jak z innego swiata - poprostu nieziemska w tamtym czasie. Przez dlugi czas uwazalem ja za jedna z najlepszych plyt, ktore slyszalem i wlaswie jest tak do dzisiaj. Na takie plyty czeka sie latami. Slowami nie da sie opisac tej plyty, ja trzeba czuc, ta plyta trzeba oddychac.

Interpol - Turn On The Bright Lights

muzyka zespolu interpol jest zniewalajaca. bylam zaskoczona, kiedy dowiedzialam sie, ze jest to zespol z NY. muzyka amerykanska w duzej mierze kojarzy mi sie z kiczem. ajednak sposrod tandety wylonila sie gwiazda. muzyka pelna glebi, emocjonalna bomba. wybuchla w moja twarz, a raczej w uszy z oszalamiajaca sila. do tej pory nie moge sie z tego otrzasnac. jest to muzyka spokojna, jedyna w swoim rodzaju. kazdy dzwiek przenika wskros, glos wokalisty jest porazajacy. idealnie zgrane ze soba tworza nieskazitelna calosc. muzyka sie nie nudzi, za kazdym razem odkrywa sie cos nowego.

Mark Knopfler - Golden Heart

Mark Knopfler troche inny i chyba bardziej prawdziwy od tego którego znamy z Dire Straits. Na Golden Heart zdecydowanie lepiej słychać kunszt Knopflera jako gitarzysty a i wokal też jest na innym poziomie niż w przypadku Dire Straits (chociaz tam poprzeczka już jest bardzo wysoko). Jeżli ktoś zna tylko Dire Straits , to polecam....może zostać lekko zaskoczony ale mile.

MATMOS - The Civil War

Biorąc do ręki ten elegancko wydany album, trudno zgadnąć jaką muzykę może zawierać krążek spoczywający w gustownym digi-paku o okładce ze stylizowanymi, złoconymi literami. Rzut oka na zdjęcia muzyków (chyba:) i grafiki sugeruje jakiś folk rodem z wysp brytyjskich. Pierwsze dźwięki płynące z ceda rówież. Ale zaraz zaraz... przecież Matmos to amerykański duet Drew Daniel - M.C. Schmidt specjalizujący się w progresywnej, eksperymentalnej elektronice. Zdobyli uznanie poprzednim albumem "The Chance To Cut Is The Chance To Cure", na którym motywem przewodnim były perfekcyjnie spreparowane sample z różnych zabiegow medycznych, ze szczegołnym wskazaniem na operacje plastyczne. A fuj, okropność - powiecie pewnie... ale wbrew pozorom była to naprawdę ciekawa muzyka, dość łatwo przyswajalna i nie wywołująca jakichś nieprzyjemnych skutków ubocznych. Momentami, z racji oldskulowego bitu mozna nawet doszukać się w niej pewnych walorów tanecznych. Na pewno jednak Matmosi stali się szerzej znani, gdy do nagrania "Vespertine" zaprosiła ich Bjork. Od tego czasu duet towarzyszy zresztą islandzkiej artystce na wszystkich koncertach. Wracajmy jednak do "The Civil War". Początkowo i mnie zszokował ten folkowo-wojenny entourage. W sumie po patencie z odsysaniem tłuszczu i innymi tego typu wybrykami trudno bylo czymkolwiek zaskoczyć. A jednak okazało się, że Matmos jest nieprzewidywalny i uderza ze strony, ktorej byśmy się nigdy nie spodziewali. Militarne, marszowe rytmy przeplatane są spokojniejszymi momentami inspirowanymi szkocką i angielską muzyką ludową, amerykańskim folkiem czy rockowym avant-popem spod znaku Jima O'Rourke i Davida Grubbsa (zresztą ten ostatni pojawia sie na płycie). Ale oczywiście wszystko to w sosie zgrzytliwych brzmień elektronicznych - specjalności matmosowej kuchni. Podziw budzi juz ogromny arsenał składników, z których sporządzono to smakowite danie. Duet z pomocą wielu zaproszonych gości użył do nagrania tej płyty nie tylko samplerów, sequencerów, syntezatorów ale też tradycyjnych instrumentów - gitar, basu, perkusji, fortepianu, skrzypiec, tuby, trąbki, banjo... uff nie chce mi się nawet wszystkich tu wymieniać, bo jest tego jeszcze trochę. Warto jednak dodać, że album mocno doprawiono brzmieniem tradycyjnych instrumentów ludowych, zarówno samplowanych jak i "prawdziwych", takich jak np. hurdy gurdy czy "coś" o wdzięcznej nazwie dobro. Efekt jest imponujący, ale na szczęście nie przedobrzony (nomen omen :) Nie ma tu eksperymentowania na siłę, a kompozycje mają czytelną strukturę i nierzadko wpadającą w ucho linię melodyczną. Jest szansa, że "The Civil War" spodoba się nawet komuś nieobeznanemu w tego typu muzyce. Z drugiej strony ostrzegam - są tu też momenty, gdy jesteśmy bezlitośnie atakowani przez hałaśliwy elektroniczny zgiełk. Jest to jednak hałas naprawdę wysokiej próby, a z racji perfekcyjnej produkcji dawkowany na przyzwoitym sprzęcie stereo może się spodobać nie tylko muzycznym masochistom. Podsumowując - Matmos kolejny raz udowodnił, że wciąż można tworzyć płyty oryginalne w ramach już mocno w sumie wyeksploatowanej stylistyki. Nie da się też ukryć, że na scenie poszukującej muzyki elektronicznej (choć bardziej na miejscu byloby określenie elktro-akustycznej) amerykański duet ma niewielu równych sobie. W zeszłym roku nie znalazł się nawet nikt taki - moim zdaniem "The Civil War" to w swojej kategorii płyta roku 2003. Bez dwóch zdań!

Mark Knopfler - Golden Heart

"Golden Heart" to jak wiadomo pierwsza solowa płyta Marka Knopflera. Nie licząc jego muzyki filmowej. Mam wrażenie, że płyta jest jakby "kontynuacją" ostatniego albumy Dire Straits "On Every Street". Już tam Mark dał pierwsze sygnały co do tego jaką zamierza w przyszłości obrać ścieżkę muzyczną. Mimo, iż nałogowo słucham wszelakiej jego twórczości, muszę przyznać, że "Golden Heart" nie jest moim ulubionym albumem. Owszem słucham tej płyty dość często ale brakuje mi w niej, jeśli można użyć takiego określenia, spójności i indywidualnego klimatu. To tyle w kwestii "narzekania". Tego albumu słucha się bardzo przyjemnie. Znajdziemy tutaj utwory spkojne, kojące nerwy ale i takie przy których twarz nam pogodnieje (o ile były na niej przejściowe zachmurzenia). Nie ulega wątpliwości, że Pan Knopfler to wybitny instrumentalista, aranżer i autor tekstów. Jego gra jest tutaj, jakby dojrzalsza, mniej efektowna i dynamiczna, niż miało to miejse na płytach wydanych z Dire Straits. Mnie takie "klasyczne", niedopowiedziane granie bardzo odpowiada. W ogóle od strony muzycznej trudno chyba mieć jakieś zastrzeżenia. Knopflerowi zawsze towarzyszą bardzo dobrzy muzycy i chyba nie trzeba być fachowcem, by przekonać się o tym na własne uszy. Do tego ciekawe aranżacje, mieszanka różnych stylów, od delikatnego rocka, przez melodyjny blues, aż do utworów o subtelnym zabarwieniu folkowym. Wszystko to sprawia, że fani Knopflera mają prawo być zadowoleni. Na tle dzisiejszych "przebojowych", "top" i "trendy" wykonawców, wyjątkowość i kunszt Marka Knopflera są szczególnie wyraźne. Mówiąc krótko, dla mnie to artysta wybitny, choć "Golden Heart" płytą wybitną nie jest. Zaznaczam, że to moja, jak najbardziej subiektywna opinia.

Jordi Savall - Carlos V

Ta płyta, choć jest w jakimś sensie składanką, jest moim zdaniem jedną z najlepszych realizacji katalońskiego mistrza. Po raz pierwszy w życiu słyszałem muzykę na podobieństwo wielkiego, historycznego fresku. A i czasy były ciekawe... Szczególną zaletą, obok jak zwykle rewelacyjnej perfekcji wykonawców, jest niezwykły epicki nastrój uzyskany przez specyficznie prowadzone wiole i głosy - zarówno radość, jak i smutek mają w sobie coś z mitu. Od strony kompozytorskiej szczególną uwagę zwracają utwory Josquina Desprez, ulubionego kompozytora Karola V (Habsburgowie, jak zawsze, mieli świetnego nosa do muzyki)

G3 - Joe Satriani/Johnson/Vai - G3 Live In Concert

Pomimo tego, że bardzo lubię szeroko rozumianą muzykę gitarową, to niestety ani Satriani, ani Vai nigdy nie należeli do moich ulubieńców. Po przesłuchaniu ww płyty zdania nie zmieniłem. Materiał zaprezentowany na krążku to patrząc od strony muzycznej niekończące się popisy. Taka sztuka dla sztuki bez głębszego przekazu. Panowie posiadają niezwykłe umiejętności techniczne, ale talentu muzycznego to Bozia im poskąpiła. Płyta dla maniaków gitarowych, lub jako materiał szkoleniowy dla przyszłych wirtuozów \"wiosła\".

Interpol - Turn On The Bright Lights

Niewiele brakowało, a bym tą płytkę dotkliwie zglanował. Sięgnąłem po nią pod wpływem samych ochów i achów krytyki i słuchaczy, choć ten nadmiar zachwytów budził też juz jakiś niepokój ;-) Po parokrotnym przesłuchaniu ceda okazało się, że jest nieźle i niby wszystko gra, ale... no własnie - płyta niniejsza ma jedną przykrą przypadłość. Otoż nie ma na niej choćby pół minuty, podczas ktorej nie łapalibyśmy sie mimowolnie na spostrzeżeniu - "zaraz zaraz, przecież już to gdzieś słyszałem". Interpol postanowił bowiem w XXI wieku przywrócić do życia brytyjską nową falę. Nazwa Joy Division ciśnie się na usta przy okazji co drugiego dźwięku. A Bauhaus niewiele rzadziej. Na szczęście skojarzenia wędrują nie tylko w kierunku Wielkiej Brytanii pierwszej połowy lat 80. (czyli klimatów "smutek i nostalgia" albo jak kto woli "jestem sam. nie mam dziewczyny. jest mi niedobrze" ;-) bo oto momentami w 9. utworze jako żywo słyszę przed sobą... Dead Kennedys! Słowem - zżynanie na każdym kroku. A już wokalista jest prawdziwym mistrzem imitacji - w pierwszym utworze śpiewa niemal identycznie jak typ z Coldplay, ale potem już przede wszystkim wciela się zgodnie z duchem muzyki - raz to w Iana Curtisa, a raz Petera Murphy'ego (albo też w specyficzny mix obu tych wokalistów). Aż tu nagle... w połowie 10. utworu zmienia się w nikogo innego jak... Johnnego Lydona, vel. Rottena. Byłem pod wrażeniem, nie ma co - ma gościu talent ;-) I już miałem ochotę znowu zamęczać Was sążnistą mową, że wystarczy tylko zżynać z kogo innego niż wszyscy dookoła, a krytyka padnie na kolana, że jakie czasy takie muzyczne sensacje itp. ględzeniami. Jednak sam nie wiem kiedy i dlaczego... polubiłem Interpol. Może z racji sentymentu do wymienianych wyżej artystów? Poza tym obiektywnie mówiąc - ich kompozycje, mimo oczywistych zapożyczeń, sa całkiem udane i naprawdę mogą się podobać. Może nie zawsze wytrzymałyby konfrontacje z "oryginałami", ale cóż - "nie to miasto, nie ten czas" ;-) To nie jest jednak płyta, która zmienia oblicze rocka, dlatego trochę nie rozumiem, skąd tyle szumu wokół niej (poczytajcie recenzje w sieci). Że się wyróżnia? W potoku bylejakości może i tak.. Ale w sumie to co najwyżej przyjemna reminiscencja nowej fali. Dzięki "Turn on the bright lights" odświeżyłem sobie wieki nie słuchane płytki Joy Division czy Bauhaus. I zaraz wzięło człowieka na wspomnienia... ech.. sentymentalnie się zrobiło. I jak tu nie lubić Interpolu?

Jan Garbarek - In Praise of Dreams

ww płyta Garbarka trzyma się klimatu "I took up the runes". Już dawno przestałem dzieliś muzyke według gatunków a zacząłem na taką, która mi sie podob, lub nie. To co można usłyszać na ww płycie mi się podoba. J.G tworzy z pozostałymi muzykami leniwą opowieść, w którą słuchacz jest mimowolnie i podświadomie wciągany. Niby nic się nie dzieje, niby dźwięki sączące się z głośników są zupełnie niezobowiązujące, ale kiedy płyta się kończy, czegoś zaczyna nam brakować. Idealna płyta na długie zimowe wieczory z kieliszkiem porto w dłoni.

Blue Cafe - Fanaberia

Muzyka jest świetna. Tatiana ma bardzo nietypowy głos i moim zdaniem jest świetna i nie udaje, ona poprostu tak śpiewa. Cała płyta jest bardzo fajna. Oni chcą pokazać, że potrafią wszystko zaspiewac i zagrac, i to w nich podziwiam. Wszystkie utwory są świetnie skomponowane. Domyślam sie ile to wszystko musiało ich kosztować pracy.

Apocalyptica - Plays Metallica By Four Cellos

Apocalyptica to grupa składająca się – jeszcze w roku 2004 – z czterech fińskich wiolonczelistów. Ich pierwsza płyta zawiera 8 coverów Metallicy, nagranych początkowo tylko (ponoć) dla zabawy. Patent polega na tym, że jedna wiolonczela „robi” za gitarę basową, druga za wokal, a dwie kolejne... cóż, robią całą resztę :) Oczywiście osłuchani fani Metallicy rozpoznają bez problemu poszczególne utwory, ale nie o to chodzi. Kiedy pierwszy raz usłyszałem ten zespół, pomyślałem „O, ciekawe brzmienie basowej.”. Ano, muzycy odkrywają brzmienie wiolonczeli na nowo, nie ograniczając się jedynie do użycia smyczków. Profanacja? Może i tak, ale efekt jest tego wart. Łączą talent Finów, ich pomysłowość, oraz technikę nagraniową otrzymujemy niesamowicie żywiołowy dźwięk. Taki... skoczny, sprężysty, wciągający i dynamiczny. Szybkie riffy Metallicy stają się... jeszcze szybsze, gdyż da się bez problemu odróżnić niemal każde szarpnięcie struny. Można powiedzieć – nuda. 74 minuty łojenia na wiolonczelach. Odpowiadam: oczywiście, można dodać perkusję, talerze, a nawet wokal. Efekt? Odsyłam do ich dwóch najnowszych płyt – „Reflections” i „Apocalyptica”. Można je opisać tylko jednym słowem – ŻENADA. Dlatego jeśli chcesz posłuchać Apocalypticy, to tylko „Plays Metallica by four cellos”, „Inquisition Symphony” lub „Cult”. OK., tyle tytułem wstępu :P Jeśli jesteś fanem Metallicy, to niech tytuły poniższych utworów rozbudzą Twoją ciekawość: 1 - Enter Sandman 2 - Master of Puppets 3 - Harvester of Sorrow 4 - The Unforgiven 5 - Sad But True 6 - Creeping Death 7 - Wherever I May Roam 8 - Welcome Home (Sanitarium) Moim zdaniem utwory nr 2,3,6,7 i 8 pokazują potencjał, jaki drzemie w tym zespole. Jest to też trochę wstęp do prawdziwie apokaliptycznych utworów na kolejnej płycie pt. „Inquisition Symphony”. Trzeba bowiem wiedzieć, że „...Four cellos” to najspokojniejsza płyta z trzech ww. (bo o dwóch kolejnych staram się nie pamiętać). Ciężko coś jeszcze dodać – po prostu sami posłuchajcie. Wrażenie robi takie, że słuchacz ocenia muzyków jako wirtuozów.

Third Eye Foundation - Little Lost Soul

Każdy, kto twierdzi, że współczesna muzyka elektroniczna to bezduszna rąbanka wyprana z emocji, niech koniecznie sięgnie po ten album. Third Eye Foundation, czyli właściwie jednoosobowy projekt brytyjczyka Matta Elliotta jest bowiem zaprzeczeniem takiego stereotypu. Jego trzecia płyta pod szyldem TEF - "Little Lost Soul" zawiera bardzo oryginalną muzykę, którą można by nazwać "melancholijnym drum'n'bassem" lub, jak kto woli - "trip-hopem metafizycznym" ;-) Na usta cisną sie jeszcze inne wymyślne określenia i fajna to w sumie zabawa, z tym że tak naprawdę żadne z nich nie opisuje dokładnie dźwięków z tego krążka, gdyż zwyczajnie wymyka sie on wszelkim tego typu "etykietkowaniom". Muzyka z "Little Lost Soul" oparta jest na drum'n'bassowych, czy nawet momentami drill'n'bassowych rozwiązaniach rytmicznych i brzmieniowych, zapożyczonych z twórczości Aphex Twina, Squarepushera czy innych artystów spod szyldu WARP (czołowej wytwórni lat 90. specjalizującej się w progresywnej elektronice, jakby kto nie wiedział). Ale to chyba jedyna wspólna cecha z ww. artystami. Klimat tego albumu wywołuje bowiem skojarzenia raczej z "dołerskim" trip-hopem, a bardziej nawet - z estetyką 4AD (Dead Can Dance, Cocteau Twins) czy dokonaniami legendarnych Swans. Zresztą wystarczy rzut oka na wysmakowaną oprawę graficzną płyty TEF - pod tym względem również przypomina ona właśnie wydawnictwa z 4AD. Posunę się jednak w tych porównaniach jeszcze dalej - Third Eye Foundation jawi mi się jako odpowiedź z obozu współczesnych twórców elektroniki na dokonania takich kompozytorów jak Arvo Part czy Henryk M. Górecki. Jasne, że muzyka z opisywanej tu płyty ma rodowód bardziej "uliczny", więc niniejszym przepraszam urażonych miłośnikow "klasyki" za to niestosowne porównanie ;-) Może te skojarzenia wywołują wsamplowane (?... chyba;) znakomite kobiece wokalizy przypominające prawosławne zaśpiewy. Poza tym mimo technicznego bitu i nowoczesnych brzmień muzyka z "Little Lost Soul" przenosi nas raczej w mroki średniowiecznych katedr, a nie na żadne tam techno-dancefloory. To płyta melancholijna, wyciszona, medytacyjna. Po prostu piękna. I pełna emocji. Dodam tylko na zakończenie, że w wielu podsumowaniach (oczywiście raczej w magazynach zajmujących się tego typu muzyką) "Little Lost Soul" zostało uznane płytą roku 2000.

Apocalyptica - Inquisition Symphony

Czym jest Apocalyptica – odsyłam do mojej recenzji płyty „Plays Metallica by four cellos” Nie ukrywam, że czułem po jej wysłuchaniu lekki niedosyt. Zdaje się, że muzycy wiedzieli, co robią :) Tak, Inquistion Symphony , wydana w 1998r., 2 lata po poprzedniej, to z pewnością moja ulubiona płyta fińskich wiolonczelistów. Jest na niej dokładnie to, czego mógłbym sobie zażyczyć: 5 coverów Metallicy. 2 covery Sepultury i 4 własne kompozycje. Ten krążek jest szybki, mroczny, klimatyczny, wciągający, pełen wirtuozerii i wreszcie... apokaliptyczny! Że posłużę się parafrazą słów Morfeusza: „Unfortunately, no one can be told what Apocalyptica is. You have to hear it for yourself.”. Postaram się więc opowiedzieć przynajmniej o moich wrażeniach. Grupa postanowiła zmienić nieco charakter tego, co ma grać jako gitara basowa. Brzmienie wiolonczeli teraz znacznie bardziej przypomina „wiosło”, co czyni muzyków bardziej jeszcze zaskakującymi. Covery nabrały wierności przekazu, dźwięk zrobił się bardziej basowy, a niektóre utwory... jakieś duszne, cięższe i ciemniejsze. Słuchając najbardziej kunsztownego utworu, jaki w życiu słyszałem (tytułowy) do dziś nie mogę wyjść z podziwu (riffy typu „ręka niemal szybsza od ucha”). Co tu dużo mówić – przy Inquistion Symhony pierwsza płyta genialnych Finów wydaje się być ugrzecznionym graniem. Nie sądziłem, że jest to możliwe. M.in. dlatego Inquistion Symhony jest jedną z pięciu moich ulubionych płyt. Tylko nie mówcie mi, że chwalę swoje :)

Third Eye Foundation - You Guys Kill Me

"You Guys Kill Me" to płyta poprzedzająca opisywaną już przeze mnie świetną "Little Lost Soul". W zasadzie Matt Elliott prezentuje tutaj podobny pomysł na muzykę - przetwarza na swój sposób rożne estetyki - drum'n'bass, trip-hop, mroki 4 AD, post-industrial. "You Guys Kill Me" wydaje się jednak płytą mniej dopracowaną, nie tak dopieszczoną jak jej o 2 lata starsza siostra ;-) I niekoniecznie można uznawać to za wadę - znajdą się zapewne tacy, których bardziej będzie przekonywać surowość, szorstkość i nieprzystępność YGKM. Ale... no właśnie - o ile "Little Lost Soul" z pełnym przekonaniem mogę polecić WSZYSTKIM, to "You Guys..." już nie za bardzo. Muzyka jaką serwuje tu TEF jest bez porównania bardziej mroczna, dzika, poschizowana, momentami wręcz przerażająca. Zdecydowanie "bad trip". Niepokojące jęki, wycia itp. odgłosy co chwila wyłaniają się z elektronicznego zgiełku przyprawionego ciężkim bitem. Budzące przerażenie, ale zarazem podziw pieśni umierających cywilizacji. Naprawdę przechodzą czasem ciary. Brrr... Wystarczy zresztą spojrzeć na same tytuły utworów - "There's A Fight At The End Of The Tunnel", "An Even Harder Shade Of Dark" czy "I'm Sick And Tired Of Being Sick And Tired" (genialny kawałek). Słowem - nie ma lekko. Chyba bardziej niż 4 AD słychać tu jednak spuściznę tworców post-industrialnych (chociażby Coil). "You Guys Kill Me" to bardzo dobra płyta, ale z gatunku tych, ktore mocno dają po głowie.

  • Najnowsze wszędzie

    faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.