Skocz do zawartości

945 płyty

Apocalyptica - Cult

Cult jest trzecią płytą Apocalypticy. Pozwolę sobie zacytować siebie: „Czym jest Apocalyptica – odsyłam do mojej recenzji płyty „Plays Metallica by four cellos”” Cult to niemal wyłącznie własne kompozycje fińskich muzyków. Co różni go od dwóch poprzednich płyt? Klimat, nastrój, sposób gry, jakość nagrania i... brzmienie. Mimo tej odmiany, Cult jest we wszelkich rankingach najwyżej ocenianą płytą Apocalypticy. Dlaczego – nie wiem. Płyty tej słucham dość rzadko, a za ten stan rzeczy mogę (no nareszcie !!! :) winić to forum, które... cóż, chyba uczyniło mnie choć trochę audiofilem. Bo to, co w Cult drażni mnie najbardziej, to brzmienie instrumentów i jakość ich nagrania. Chłopcy zaczęli łoić na smyczkach tak namiętnie, że totalne przesterowanie sygnału (już od godziny 9.) czyni muzykę nieznośną. Dotyczy to co najmniej połowy utworów. Reszta jest spokojniejsza; nie ma więc takiego natłoku dźwięku. Wyszukane kompozycje ostrych utworów mieszają się ze stosunkowo konwencjonalnymi balladami. Apogeum... wizji apokaliptycznych, powiedziałbym, osiągają wiolonczeliści przy utworze pt. „Hall Of The Mountain King” (cover znanego klasyka), technicznie najlepiej nagranym, ale również wymagającym – jak się zdaje – nadludzkich umiejętności. Przyznaję, że Cult ma klimat. Jest to ciężka płyta, artystycznie niezwykle odległa od poprzedniczek. Dodane zostały (z rzadka, na szczęście) rozmaite „przeszkadzajki”, jak talerz, tamburyn czy trójkąt. Zrobiono to po raz pierwszy, ale po raz ostatni z umiarem. Cult jest smutnym krążkiem, bowiem jest to ewidentnie ostatnia płyta tej rewelacyjnej grupy. Kto nie wierzy – niech przez chwilę (dłużej się nie da) posłucha nowszych „Reflections”, albo „Apocalyptica”.

Apocalyptica - Cult

Cult jest trzecią płytą Apocalypticy. Pozwolę sobie zacytować siebie: „Czym jest Apocalyptica – odsyłam do mojej recenzji płyty „Plays Metallica by four cellos”” Cult to niemal wyłącznie własne kompozycje fińskich muzyków. Co różni go od dwóch poprzednich płyt? Klimat, nastrój, sposób gry, jakość nagrania i... brzmienie. Mimo tej odmiany, Cult jest we wszelkich rankingach najwyżej ocenianą płytą Apocalypticy. Dlaczego – nie wiem. Płyty tej słucham dość rzadko, a za ten stan rzeczy mogę (no nareszcie !!! :) winić to forum, które... cóż, chyba uczyniło mnie choć trochę audiofilem. Bo to, co w Cult drażni mnie najbardziej, to brzmienie instrumentów i jakość ich nagrania. Chłopcy zaczęli łoić na smyczkach tak namiętnie, że totalne przesterowanie sygnału (już od godziny 9.) czyni muzykę nieznośną. Dotyczy to co najmniej połowy utworów. Reszta jest spokojniejsza; nie ma więc takiego natłoku dźwięku. Wyszukane kompozycje ostrych utworów mieszają się ze stosunkowo konwencjonalnymi balladami. Apogeum... wizji apokaliptycznych, powiedziałbym, osiągają wiolonczeliści przy utworze pt. „Hall Of The Mountain King” (cover znanego klasyka), technicznie najlepiej nagranym, ale również wymagającym – jak się zdaje – nadludzkich umiejętności. Przyznaję, że Cult ma klimat. Jest to ciężka płyta, artystycznie niezwykle odległa od poprzedniczek. Dodane zostały (z rzadka, na szczęście) rozmaite „przeszkadzajki”, jak talerz, tamburyn czy trójkąt. Zrobiono to po raz pierwszy, ale po raz ostatni z umiarem. Cult jest smutnym krążkiem, bowiem jest to ewidentnie ostatnia płyta tej rewelacyjnej grupy. Kto nie wierzy – niech przez chwilę (dłużej się nie da) posłucha nowszych „Reflections”, albo „Apocalyptica”.

Apocalyptica - Reflections

Trzech utworów da się posłuchać, ale nie za często. Na okładce widnieje bardzo ładna pani. Szkoda, że to koniec zalet. Płyta jest bowiem ŻENUJĄCA. Miast "reflections" zwać się powinna "Upadek". Główną rolę przejęły przeszkadzajki, a cała płyta ma wydźwięk densowo-popowy. NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!!!

Sonic Youth - Washing Machine

Lubię tą płytę. Choć w moim prywatnym rankingu albumów SY jakoś zawsze pozostawała w cieniu bardziej "esencjonalnych" i wyrazistych dzieł słynnego nowojorskiego kwartetu (a teraz już kwintetu:) Chyba trochę bezpodstawnie. Na "Washing Machine" mamy przecież wszystko, co Soniczna Młodzież potrafi robić najlepiej - świetne gitarowe odjazdy jak i niebanalne rockowe kompozycje. Jest tu jeszcze ten przebojowy szlif charakterystyczny dla ich pierwszych albumów dla majorsa (tj. wyraźnie łatwiejszych w odbiorze "Goo" oraz "Dirty") ale zarazem mamy tu doczynienia z lekkim zradykalizowaniem przekazu muzycznego - więcej przesterów, wycieczek w bardziej wyswobodzone formy ekspresji. Jakby zapowiedź bezkompromisowości "A Thousand Leaves" (oszczędzili szoku wytwórni ;-) Świetna płyta - dobra na początek znajomości z tym zacnym zespołem. Bo wstyd go nie znać!

Apocalyptica - Apocalyptica

UWAGA!!! Nie kupować! Nie słuchać!!!! Płyta jest potworna. Jednego utwotu da się od biedy posłuchać, i koniec! Płakać mi się chce, ja widzę, co stało się z fińskimi geniuszami smyczka. NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!! NIE ZACZYNAJCIE SWOJEJ PRZYGODY Z APOCALYPTICĄ OD TEJ PŁYTY!!!!!

Blue Cafe - Fanaberia

Muzyka jest na niskim poziomie,powiedziałbym biesiadna;natomiast głos wokalistki nie tyle mi się nie podoba co wręcz mnie drażni-zauważcie,że ta kobieta gdy mówi ma zupełnie inny głos.Natomiast śpiewając zmienia go,niewiedzieć czemu.Wydaje mi się,że chce naśladować np.Anastacię czy Macy Gray,jednak nie bardzo jej to wychodzi.Słowa piosenke są banalne i o niczym-trudno doszukać się tu jakichś ambitnych treści,ciekawe kto je pisze.Zastanawiam się,dlaczego Blue Cafe jest tak promowane w TVP i nie tylko,skoro swoją muzyką nie powalają na kolana?Hmm,może to kwestia gustu,ale ja tego nie kupuję.Przykro mi ale takie jest moje zdanie na ten temat.Ponadto członkowie grupy mają jakieś bardzo wyskoie mniemanie o sobie(szczególnie wokalistka i lider zespołu Rrak-Sokal) Dziękuję.

Nightwish - Angels Fall First

Nightwish to kapela grająca dziwny metal. Jednocześnie mocny i spokojny. Nieskomplikowany (riffy) i wyrafinowany (wokal). Kilku Finów i jedna... hmm... Finka :) to kolejny dość nowy zespół pokazujący, że ich kraj można chwalić nie tylko za Św. Mikołaja. No, ale do rzeczy. Na ich pierwszej płycie ciężko mi było jednoznacznie stwierdzić, czy faktycznie mam do czynienia z metalem. Później dowiedziałem się, że jest jakiś tam podgatunek metalu; nie pamiętam jaki, bo i po co? Ta wydumana nomenklatura i tak jest głupia. Tak czy inaczej przyznać trzeba, że co najmniej 5 z 12 utworów zdecydowanie do metalu nie należy, gdyż nie uświadczy się tam instrumentów charakterystycznych dla długowłosych :) Co czyni Nightwish tak niezwykłym? Jest to mistrzostwo, jakie pokazali nam muzycy łącząc ciężkie brzmienia z pięknym i niemal operowym głosem wokalistki. Ano, nie dość, że jest to rzadkość na rynku, to jeszcze sama idea została dobrze zrealizowana. Paradoksalnie, te dwa odmienne stylistycznie elementy nie tylko łączą się ze sobą, ale też dopełniają wyśmienicie. Oper nie lubię, a „zwykły” metal – o, zgrozo! – zubożał w moich uszach po kontakcie z „Angels Fall First”. Grupa gra i śpiewa tak, że przenosi nas (no dobra, mnie) do jakiegoś równoległego świata. Czy panuje tam aura baśni, czy też bardziej klimat fantasy, ciężko orzec. Dość powiedzieć, że pierwszy utwór (z którego słów znam tylko kilkanaście) przenosi mnie do lasu o poranku. Słońce leniwie przebija się przez korony drzew a mgła zaczyna się unosić. W oddali słyszę muzykę i tęskne wołanie. A tytuł utworu brzmi „Elvenpath” (dosłownie: ścieżka Elfów). Więc trafiłem! Być może jest to zasługa słów – kluczy, jaki słyszę w utworze (forest, full moon, sirens, beauty, etc.) ale niemal każdy z utworów „umie” zrobić ze słuchaczem coś podobnego. Jakiś nieopisany klimat panuje na tej płycie. Aura tajemniczości, niedopowiedzeń i przede wszystkim poruszającego piękna, jakie jest zasługą jedwabistego głosu „Pani Storyteller”. Trzeba jednak wiedzieć, że grupa gra nie tylko na gitarach i perkusji. Słyszy się wiele „przeszkadzajek”, które mają to do siebie, że czasem grają pierwsze skrzypce :P Niemal cały czas towarzyszy nam keyboard (ale nie brzmi jak rodem z disco polo :). Często zdarzają się też instrumenty, których nie potrafię nazwać – np. połączenie trójkąta z innymi jakimiś dzwonkami :) Tu i ówdzie słychać też flet i gitarę akustyczną. A utwór nr 10 to chyba pean na cześć instrumentu, który mógłby nazywać się tak, jak tytuł: Witchdrums. Ach, byłbym zapomniał: Do śpiewania włącza się też czasem jeden z facetów. I to, rzekomo, jest jeden z powodów, dla których kobiety też słuchają tego zespołu (gość jest ponoć przystojny). Natomiast co do głosu samej wokalistki (która prawdopodobnie gdyby nie wiek (>40) byłaby całkiem atrakcyjna, co jest nie bez znaczenia dla niektórych), potrafi być on operowy (najczęściej), ale też nieco bardziej „normalny”, naprawdę ta kobieta potrafi śpiewać baaardzo rozmaicie. A w utworze nr 7 głos jej nabiera zabarwienia niewątpliwie erotycznego. Sam zaś utwór zaczyna się partią mówioną („zapach kobiety [na nim] nie był mój”) i wychodzi jej to bardzo smakowicie. Utwór nosi tytuł... „Nymphomaniac Fantasia”. Zainteresowani? Ba! :) Dalej leci tak: „Lick my deepest” dalej nie powiem :P Nie wiem, komu mam polecić tę płytę. Na pewno fanom fantastyki. Metalom? Nie, muzyka jest zbyt delikatna. Audiofilom? Nie, to ich pierwsza płyta, brzmi średnio. Fanom opery? Może, jeśli są w stanie znieść gitary basowe :P Polecam ją ludziom wrażliwym na piękno. A zwłaszcza na piękno kobiecego głosu.

Blue Cafe - "Demi-sec"

Nie przepadam za Blue Cafe.Głownym powodem mojej niechęci do nich jest głos wokalistki-drażni mnie,nie da się tego słuchać.To samo dotyczy muzyki-bardzo niski poziom,kiczowata,tandetna,kojarzy mi się z muzyką grupy o nazwie Leszcze.O słowach wspominać nie będę,bo jakie są każdy wie(przykład:utwór "Love Song",który wygrał polskie eliminacje do eurowizji;melodia cały czas ta sama i słowa przez całą piosenkę "sweeeeet sooooong, looooooooove soooooooong",wielka mi oryginalność).Nowa płyta nie rózni się zbytnio od poprzedniej,powiedziałabym nawet,że poprzednia była lepsza :D

Tom Waits - Real Gone

To bardziej 'Blood Money' niż dość w końcu delikatna 'Alice'. A może eskalacja trendu, po której strach się bać ciągu dalszego. Chyba że cel zostanie osiągnięty i wszyscy z Waitsem w głowie albo oddadzą krew wannom albo wolność wariatkowom. Albo go zrozumieją i świat będzie lepszy. Mój ulubiony (słowo to razi w opisie tej płyty) kawałek to prawie jedenastominutowa mantra Sins Of The Father. Jest trochę materiału dla waitsowej błękitno-walentynkowej konserwy: How's It Gonna End czy Trampled Rose. Baza do rozważań czym słuchamy.

Incubus - crow left of the murder

Rock. Są zajebiści. Facet który śpiewa jest super-przede wszystkim przystojny, głos ma też niezły, ale mam wrażenie że nie odgrywa tu tak specjalnie waznej roli. Przynajmniej ja raczej zwracam uwagę na dźwięk. Głosik ma jak już wyżej napisałam - niezły. Tylko słabiutki tryszkę. I naprawdę- wkurza mnie, że rock nie może się wybić ponad ten chałowaty, wieśniacki i obleśny hip-hop. Ostatnio nawet coraz więcej dostrzegam czegoś, co odrazu kojarzy mi się z Pcimiem - techno. Być może imprezy techno są najlepsze, ale tylko dla niektórych. Osobiście uważam, że tych którzy go słuchają powinno się powybijać z karabinu, albo zamknąć ich wszystkich w komorze gazowej. Ludzie! Schowajcie swoje worki-spodnie i spójrzcie na siebie!

Tom Waits - Real Gone

Słuchając pierwszego kawałka z RG pytamy: czy to aby nie nowy Fatboy Slim? O co chodzi? Płytka po pierwszym słuchaniu wydaje się być zbyt doładowana elektroniką, ale to pozory. Przy dokładniejszym słuchaniu ukazuje się ten cały brud, za który kochamy Toma. Brud, który każdy prawdziwy fan TW zna i szanuje. Mówiąc inaczej: te nagrania z osatatnich lat to konsekwencja tego, czym stało się małżeństwo z KB w sensie muzycznym: odejściem od knajpiano - rozmemłanego stylu na rzecz genialnego połączenia bluesa, czarnego humoru i całego rynsztokowego brudu. Trudno jest pisać o ulubionych artystach bez egzaltacji - kto lubi Bone Machine, czy ostatnie płyty TW, ten sięgnie po RG z wielką przyjemnością. Prawdziwa, głęboka i szczera ocena całego syfu tego świata. Doskonałe.

Incubus - crow left of the murder

recenzji płyty nie będzie bo jeszcze nie wyszła:)będzie za to recenzja idiotycznej wypowiedzi Loli czy jak jej tam. "Facet który śpiewa jest super-przede wszystkim przystojny, głos ma też niezły, ale mam wrażenie że nie odgrywa tu tak specjalnie waznej roli." hmmm no przystojny to on jest bardzo,ale raczej nie przed wszystkim, bo przede wszystkim to on moja droga śpiewa,no i jego rola jest moim zdanie dość znacząca:) ale to moze być tylko moje zdanie, gimnazjalistki z pewnością cenią walory nieco inne (patrz:lola),taaaak ważne że ma chłopak buźkę ładną , a jak śpiewa, a kogo to interesuje?:D "Przynajmniej ja raczej zwracam uwagę na dźwięk" no właśnie widać:D "Głosik ma jak już wyżej napisałam - niezły. Tylko słabiutki tryszkę. " raczej nie słabiutki, oj nie... "I naprawdę- wkurza mnie, że rock nie może się wybić ponad ten chałowaty, wieśniacki i obleśny hip-hop. Ostatnio nawet coraz więcej dostrzegam czegoś, co odrazu kojarzy mi się z Pcimiem - techno. " tolerancji troche dziewczyno,rock się nigdzie wybijać nie musi, nie słyszałam jeszcze o zawodach który gatunek muzyczny się wybije:D bo co to znaczy się wybić? liczysz co częsciej na MTV puszczają?? eminem-punkt dla hiphopu,incubus-punkt dla "rocka",daj spokuj, po co te wieczne szufladki??? "Być może imprezy techno są najlepsze, ale tylko dla niektórych. Osobiście uważam, że tych którzy go słuchają powinno się powybijać z karabinu, albo zamknąć ich wszystkich w komorze gazowej." twoja głupota mnie przeraża, kim jesteś by osądzać innych??? tak idiotko,zamknij kogos w komorze gazowej tytlko dlatego ,że słucha innej muzyki, niż TY,przeszukaj mieszkania znajomych czy aby nie znajdzie się tam żaden dowód zbrodni-płyta techno,takkkk, świat czeka na nowego Hitlera, jestes żałosna, nic dodać, nic ująć,aż mi wstyd że taki bezmózg słucha Incubusa "Ludzie! Schowajcie swoje worki-spodnie i spójrzcie na siebie" no własnie,moze zamiast krytykować innych i sporządzać listę osód do zamknięcia w komorze gazowej pomyślisz o sobie pozdrawiam bezmózgu

David Bowie - The Rise and Fall of Ziggy Sturdust and the Spiders From Mars

Śmieszy mnie zachłystywanie się fanów Nirvany ich unplugged 'The Man Who Sold The World' i konsternacja po pytaniu o oryginał - David Bowie nie jest widać wystarczająco "teges" i proweniencja ta nie niesie wystarczającego splendoru. Pytam ich zawsze o Space Oddity, Hunky Dory czy Ziggiego - moje sugerowane must-have traktują zawsze wzruszeniem ramion. Zygmuś Gwiezdnypył i Marsjańskie Pająki uzyskuje u mnie nieznaczną przewagę nad resztą glitterowego okresu Davida, całą na mój gust świetną w konsumpcji. Wymyślona historia wzlotu i upadku pozaziemskiego rockmana, kreacja otwarta, dająca odbiorcy szansę na dośpiewanie sensu i morału. Trudno polecić pojedynczy kawałek, wszystkie są świetne, wszystkie są potrzebne. Przyjemny i melodyjny rock, bardzo ciekawe aranżacje za smyczkami i całym spektrum przeszkadzajek. Zarzucanie efekciarstwa w realizacji (szczególnie davidowego pojękiwania) jest nie na miejscu - to istota glitteru, nie lubisz - nie słuchasz. Ja radzę polubić. Zaprawdę lubię Ziggiego, nic na to nie poradzę. Cobain i Manson to tylko klisze.

Mother Love Bone - Stardog Champion

Jeżeli chciałbyś poznac klimat Seattle z okresu zanim stało się jedną ze stolic rocka, musisz siegnąć po tę płytę. Muzyka tu zagrana i nagrana emanuje młodzieńczością, radością grania, spontanicznością. Jest to poniekąd do bólu klasyczny rock, jeżeli wiecie o czym mówię. Prosta perkusja, zdziorne riffy i sola, szybsze utwory na zmiane z bardziej oszczędnie granymi wolniejszymi. Co odróżnia MLB od wielu podobnych kapel to moc emocji i wspomnianej energii. Dlatego mimo, że muzyka jest moze mało odkrywcza, tworzy nową jakość. No właśnie, muzyka MLB to mikstura- złożona z wpływów Led Zeppelin, Black Sabbath, Alice Coopera,Queen, psychodelii, glam rocka, czyli przekrój rock'n'rolla. Nie sposób nie wspomnieć o rewelacyjnym głosie Andrew Wood'a, w którym słychać ból, który uwiera tym bardziej od momentu śmierci wokalisty. Dla porządku dodam, iż dwaj muzycy- Gossard i Ament- odnaleźli się w innym wspaniałym zespole. Oczywiście Pearl Jam. Jeżeli lubicie P.J., Alice in Chains, Guns'n'roses, Jane's Addiction, jezeli lubice starego rocka z lat 60/70/80, siegnijcię po te płytę.

Bozzio, Levin, Stevens - Situation Dangerous

Trzej wymiatacze dają ognia, tak najkrócej można by opisać to co robią ci panowie. Każdy z nich to znakomity instrumentalista i muzyk. Stevens znakomicie używający gitar. Levin oprócz "tradycyjnej" gry na basie, używający tzw. stick's, czyli plastikowych przedłużeń palców, którymi to uderza w struny. Bozzio, który ilością zgromadzonych i używanych talerzy i talerzopodobnych ustrojstw, mógłby zapełnić wózek przeciętnego złomiarza. Grają bardzo dynamicznie, energetycznie. W spokojniejszych utworach czuje się drzemiącą nieopodal siłę, którą dysponuje to trio. Gościnnie na płycie usłyszeć można Marcusa Nanda na gitarze flamenco ("tziganne"). Rock w znakomitym wydaniu, nietuzinkowym, zagrany z rzadko spotykaną klasą.

Emf - the schubert dip

Dziś juz prawie zapomnieliśmy, czym była ambitna muzyka taneczna inna niż potomstwo techno. Na początku lat 90 istniało zjawisko "rocka manchesterskiego", którego sednem było stworzenie tanecznego rocka, czy jak kto woli rockowego disco. Tej modzie ulegli nawet tak poteżni artyści jak U2. Jednymi z współtwórców gatunku byli muzycy EMF. "The Schubert Dip" to debiutancki album grupy, urzekający świeżością i niesamowitym wręcz poziomem energii. Płyta "buja", a jednocześnie dostarcza wrażeń czysto muzycznych. Innymi słowy można przy tym potańczyć/ poskakac bez obciachu, ale też w domu posłuchać po pracy (a może nawet bardziej przed, dla naładowania akumulatorów).

Derek Bailey - improvisation

Na wstępie powinienem zaznaczyć, że za gitarą szczególnie eklektyczną osobiście nie przepadam. W mojej kolekcji jest kilka płyt i to rzadko kupionych dla gitarzysty praktycznie wyjątkiem jest Jim Hall a po stronie akustycznej Marc Ducret. Z koncertami pod tym względem jest lepiej przeżycia estetyczne wprawdzie gwarantowali również ci wyżej wymienieni za to nie powiem świetnie bawiłem się zarówno na występach Pata Martino czy Johna Scofielda. Po prawdzie do zakupu tej pozycji skłoniły mnie dwa elementy. Pierwszy to tworząca się legenda wokół twórcy w sumie awangardowego często wyłączanego czy raczej trudnego do sklasyfikowania w jakimkolwiek nurcie jazzu. Drugi powód to tytuł płyty – Improwizacja - dodam solowa. Właśnie takie projekty lubię a szczególnie recitale. Tym razem mamy do czynienia z realizacją studyjną wydaje się, że trudniejszą w odbiorze bo nie ma tu chodźmy odrobimy napięcia na linii muzyk – słuchacz, które to często dodającego skrzydeł improwizatorowi lub wręcz jest niezbędne w procesie tworzenia. Derek mierzy się tu sam ze sobą zatrzymuje czas a podział płyty na utwory zdaje się sztucznym, niepotrzebnym tworem. Nagranie należy w tym przypadku rozpatrywać jako suitę zrealizowana z bardzo oszczędną acz bajeczną techniką. Przekaz jest niezwykle sugestywny bez żadnych ozdobników czy popisów. Muzyka oddziałuje na odbiorcę podobnie jak spojrzenie w japoński ogród w którym to muzyk jak mistrz miecza rozprawia się z przeciwnikiem bez zbędnych słów, ruchów, gestów. Po prostu zniewala jednym spojrzeniem nie dobywając ciężkiego oręża.

Depeche Mode - Violator

Wg mnie najlepsza plyta DM, pełna emocji i eksperymentalnych dźwięków. To nie są już słodcy,synthpopowi i ulizani chłopcy ale dojrzali i pewni siebie faceci.Jedna z najbardziej ponurych i tajemniczych plyt w historii zespolu, która wylansowala ich kultowy wizerunek.Plyta zaczyna sie od genialnego \\\\\\\\\\\\\\\"World In My Eyes\\\\\\\\\\\\\\\" utrzymanego w tonie starych Depechów ale następny nie pozostawia złudzen, że lata 80. się kończą.\\\\\\\\\\\\\\\"The Sweetest Perfection\\\\\\\\\\\\\\\" to nawiązanie do kształtującej się powoli sceny grunge ze świetnymi partiami gitar i wokalem Gore\\\\\\\\\\\\\\\'a. \\\\\\\\\\\\\\\"Personal Jesus\\\\\\\\\\\\\\\" nikomu chyba nie trzeba przedstawiac, świetny teledysk,genialny głos Dave\\\\\\\\\\\\\\\'a i oprawa muzyczna.Od utworu \\\\\\\\\\\\\\\"Halo\\\\\\\\\\\\\\\" zaczyna się przeprawa przez mrok,\\\\\\\\\\\\\\\"Waiting For The Night\\\\\\\\\\\\\\\" nie powstydziliby się Massive Attack.Absolutnym hitem tej plyty jest \\\\\\\\\\\\\\\"Enjoy The Silence\\\\\\\\\\\\\\\" choć mi osobiście najlepiej podoba sie \\\\\\\\\\\\\\\"Policy Of Truth\\\\\\\\\\\\\\\" pełen lęków, niepokoi i głupiego wrażenia że coś przeminęło.Płytę kończą \\\\\\\\\\\\\\\"Blue Dress\\\\\\\\\\\\\\\" i \\\\\\\\\\\\\\\"Clean\\\\\\\\\\\\\\\". Jest to jedna z najważniejszych pozycji muzycznych ostatnich lat, każdy utwór brzmi tutaj świetnie.Płyta obowiązkowa dla każdego fana DM.

Depeche Mode - Violator

Wg mnie najlepsza plyta DM, pełna emocji i eksperymentalnych dźwięków. To nie są już słodcy,synthpopowi i ulizani chłopcy ale dojrzali i pewni siebie faceci.Jedna z najbardziej ponurych i tajemniczych plyt w historii zespolu, która wylansowala ich kultowy wizerunek.Plyta zaczyna sie od genialnego \\\\\\\\\\\\\\\"World In My Eyes\\\\\\\\\\\\\\\" utrzymanego w tonie starych Depechów ale następny nie pozostawia złudzen, że lata 80. się kończą.\\\\\\\\\\\\\\\"The Sweetest Perfection\\\\\\\\\\\\\\\" to nawiązanie do kształtującej się powoli sceny grunge ze świetnymi partiami gitar i wokalem Gore\\\\\\\\\\\\\\\'a. \\\\\\\\\\\\\\\"Personal Jesus\\\\\\\\\\\\\\\" nikomu chyba nie trzeba przedstawiac, świetny teledysk,genialny głos Dave\\\\\\\\\\\\\\\'a i oprawa muzyczna.Od utworu \\\\\\\\\\\\\\\"Halo\\\\\\\\\\\\\\\" zaczyna się przeprawa przez mrok,\\\\\\\\\\\\\\\"Waiting For The Night\\\\\\\\\\\\\\\" nie powstydziliby się Massive Attack.Absolutnym hitem tej plyty jest \\\\\\\\\\\\\\\"Enjoy The Silence\\\\\\\\\\\\\\\" choć mi osobiście najlepiej podoba sie \\\\\\\\\\\\\\\"Policy Of Truth\\\\\\\\\\\\\\\" pełen lęków, niepokoi i głupiego wrażenia że coś przeminęło.Płytę kończą \\\\\\\\\\\\\\\"Blue Dress\\\\\\\\\\\\\\\" i \\\\\\\\\\\\\\\"Clean\\\\\\\\\\\\\\\". Jest to jedna z najważniejszych pozycji muzycznych ostatnich lat, każdy utwór brzmi tutaj świetnie.Płyta obowiązkowa dla każdego fana DM.

Incubus - crow left of the murder

Chociaż naprawdę Brandon Boyd jest przystojny to naprawdę należy tu pominąć kwestię wyglądu.Całej płyty nie miałam jeszcze przyjemności posłuchać ale już niedługo mam zamiar.A po kawałku MEGALOMANIAC należy się spodziewać jeszcze lepszych.Uważam że Incubus są naprawdę dobrzy i poradzą sobie z łatwością.A Branod ma świetny głos i wcale nie jest za cichy,śpiewać głośno( a właściwie ryczeć) to też nieżadna sztuka.

  • Najnowsze wszędzie

    faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.