Skocz do zawartości
IGNORED

Słuchawki wysokiego lotu


Piotr Ryka
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj

Były dokładnie takowe w stanie wręcz idealnym w ubiegłą niedzielę na giełdzie sprzętu RTV w Krakowie cena 500złp czyli 1/4 obowiązującej za nowe w USA [około 500 $]

Pozdrawiam

Zbyszek

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O RP F 30 pisałem już dawno - mało kto zna, a leją sikiem prostym na Senki tak dźwiękiem jak i jakością wykonania, aż dziw że to Technics :)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do BACK-a

Witaj

Jak znajdę tanio jakieś naprawdę porządne słuchawki położę na nich łapę i dam znać z SONY-ego interesują mnie z będących obecnie w sprzedaży MDR-820RK, MDR-850RK, MDR-XD200 oraz MDR-SA1000; oraz jakieś znacznie od nich starsze i mocne.

Słuchawki Eagle, Tandy, AOI i inne naprawdę niskoohmowe [2 x 3.6 Ohm, 2 x 4 0hm, 2 x 8 Ohm i 2 x 10 Ohm] to moje hobby czytaj absolutny zajob

Pozdrawiam

Zbyszek

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak dla mnie SENNHEISER HD 600 - kupiłem 4 lata temu i nie zamierzam zmieniac ( jedyne zmiany to kosmetyka , czyli nowe "poduszeczki" jakiś rok temu)

używam z HV1 .

 

Pozdrawiam

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam! Wy tu koledzy tak gadu-gadu o słuchawkach, może znacie cos takiego:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Nie wiem czy link zaskoczy, chodzi o słuchawki Marantz SD-5. Miał kto może cos takiego?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do BOJAC-o

Link wskoczył Stylistyka z lat siedemdziesiątych, typ wyjątkowo dla mnie jadalny bo widać wyraźnie, że zamknięty pałąk o takiej samej budowie jak w japońskich Eagle duże obudowy wykorzystanie rezonansu. Nie miałem takowych ale prezentują się nieźle, fanaberyjne półotwarte i otwarte pojawiły się znacznie później.

Pozdrawiam

Zbyszek

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej! fajnie że odpowiedziałeś :) - pytam, bo mam takie, wygladaja jak nówka sztuka, łącznie z pudelkiem udało misie je wyszperać. Jeżeli prawdą co pisze na stronie, to model z 1975 r., a wiec mój rówieśnik :))) wciaz grają, i to całkiem nieżle! Nie znam się dobrze na słuchawkach, używam słuchawek jakichkolwiek w ogóle sporadycznie ale w porównaniu do Panasonic RP-HT240 /takie coś sprzed ok. 10 lat, kosztowały trochę/ te Marantza są znacznie cieplejsze, więcej w nich niskich tonów. Klasa wykonania to coś pięknego, mosiądz i skóra, "teraz sie juz tak nie robi". Są cięzkie, masywne, pocą mi sie podnimi uszy :) ale za to znacznie separują od otoczenia. Swoją drogą, ciekaw jestem jak bardzo zmienił się ich dżwięk przez ten czas, jak grały za czasów swoje młodości. Jeden ze sprzedawców w sklepie HIFI, gdy o nich wspomniałem zaśmiał się i rzekł, że pewno już dawno membrany wyschły na wiór, a tu proszę - nadal działają. No właśnie - jak starzeją się słuchawki? Macie jakieś zdanie na ten temat? Pzdr!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do BOJAC-o

Sprzedawca był biednym niedouczonym parobasem mam słuchawki mające ponad pięćdziesiąt lat jedne z pierwszych dynamicznych do tej pory są idealne nawet weluru z którego wykonane są tak zwane nauszniki sazlag nie trafił a czterdziestolatki i trzydziestolatki są pod względem jakości wykonania nie do pobicia nie było jeszcze wtedy masowej kitajskiej tandety a japończycy wyczyniali dosłownie cuda aby wejść na amerykański i europejski rynek.

Pozdrawiam

Zbyszek

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 1 miesiąc temu...

Nudno cokolwiek jest.

Zanim dogonię Dogona, który na samą myśl, że mógłbym czegoś od niego chcieć, porwał swe obie Audio-Techniki i zwiał z nimi do sąsiedniego wątku, gdzie z podziwu godną wytrwałością kopią się z kolegą Q po kochach, no więc zanim dopadnę zbiega, garść nowin podsłuchanych za oceanem. Toczą się tam dwie zasadnicze słuchawkowe debaty: czy nowe Grado GS-1000 są warte tego tysiąca dolców, co to zgodnie z nazwową sugestią za nie sobie życzą, oraz czy są one gorsze od AKG K1000, co to też około tysiąca z drugiej ręki kosztują, a z pierwszej już ich nie ma, i dlaczego?

Zdania oczywiście diametralnie są podzielone, aczkolwiek przeważnie w odniesieniu do GS-1000, bo o AKG raczej nie słychać złego słowa. Ciekawa sprawa, jako że rozmawiałem onegdaj z dwoma kolegami – Darkulem i Gelo – którzy ich słuchali i obaj mieli o nich identyczne zdanie: niewygodne, bez basu, a poza tym nic szczególnego. Już bym pomyślał, że tylko za oceanem tak dobrze one grają, ale przypomniałem sobie entuzjastyczną opinię nadredaktora Superstryjka, który najniespodziewaniej skromne progi naszego forum swoją wysoką stopą życiową ostatnio przekroczyć raczył. Jak tak dalej pójdzie, to na kolanach przyjdzie go błagać, by mi je chociaż za odpłatą do posłuchania pożyczył, czego najpewniej, pomnąc nasze dawniejsze swary, z wielką satysfakcją nie uczyni.

Tymczasem GS-1000 się ślimaczą i z sierpniowych odwiedzin nici. Może będą we wrześniu, ale niekoniecznie. Sporo gości za oceanem po miesięcznym percypowaniu odesłało je dystrybutorowi (takie tam mają udogodnienia), twierdząc, że się rozczarowali. Średnica podobno od tej z RS-1 jest pośledniejsza i akcja nie toczy się już na samej scenie, pomiędzy muzykami, tylko gdzieś tam na widowni. Zwolennicy podnoszą natomiast ich basowe przewagi, rozległość tejże sceny tudzież wielką wygodę. Jeden obywatel, co to dodatkowe 300 dol. za lepszy kabel wyłożyć się zdecydował jest nawet przekonany, iż są to najlepsze słuchawki na świecie, ale skoro już się tyle zainwestowało, to trudno twierdzić inaczej.

W każdym razie sprawa ewentualnej supremacji w obrębie stawki: RS-1, GS-1000, AKG K1000, Audio-Technica W5000 pozostaje otwarta. Całe ciało mnie swędzi od pragnienia, by móc to osobiście przebadać, lecz brak widoków na ulgę.

Tymczasem kolega Iwaniuk najspokojniej opyla w dziale ogłoszeń najnowsze Bayery 990 edition 2005, ale jak one grają, to już ani nawet piśnie, chociaż mi obiecywał. A tylem się mu nadoradzał. Widać złe to były porady.

Ciekawostką jest natomiast, że zaoceaniczni znawcy jęli dzielić Grado RS-1 na starsze „czerwone” i nowsze „jasne”, twierdząc, że te starsze są lepsze. Ja mam na swe (dające święty spokój) szczęście te stare, czerwone. – Czasami to się człowiek dopiero od kogoś dowiaduje, co ma. Podczas krakowskiego spotkania porównywałem te swoje z nowymi, i faktycznie, grały wyraźnie lepiej, atoli wtedy żeśmy myśleli, iż jest to wyłącznie kwestia wygrzania. Także kolega Inżynier, który moich Grado słuchał, donosi mi, iż odniósł wrażenie, że od tych nowych, pożyczonych od Audio Systemu, zauważalnie lepiej zagrały. Ki w tym siedzi diabeł? – Pojęcia nie mam.

No i tak to się toczy...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 2 tygodnie później...

Po długiej przerwie wynikłej z wakacyjnego wyjazdu zarobkowego mam okazję, co nieco napisać o moim nowym nabytku.

 

Oto w przeciągu ostatniego miesiąca wykonywałem zaszczytną pracę sprzedawcy gotowanej kukurydzy nad polskim brzegiem morza : ) Cel wyjazdu zastępczego (miałem jechać do Norwegii : (, był następujący – GRADO. I tak oto po wielu dniach ciężkiej fizycznej pracy, stan zasobów finansowych stale wzrastał, co cieszyło mnie bardzo i jak się okazało, przyczyniło się bardzo do miłego zaskoczenia mnie samego. Otóż przed wyjazdem chciałem kupić Grado Rs-2, które leżą sobie od ponad 2 lat w Poznańskim Fripie na ul. Szewskiej. Grado te były używane i ich cena oscylowała w granicach 1500 złociszy : )

 

I tak odkładając sobie pieniążki i czekając na chwilę, gdy moja stopa rytualnie przekroczy próg Frippa, poszedłem do caffe-internet we Władysławowie. Z przyzwyczajenia zajrzałem na Allegro i cóż me oczy widzą? Otóż dokładnie Grado RS-2 w cenie dość wysokiej, bo aż 1600 zł, jednak rekompensowanej faktem, iż słuchawki mają pól roku, co w praktyce oznacza mniejsze zużycie jak i jeszcze aktualną gwarancję. Fakt ten ucieszył mnie aż tak bardzo, iż nie wiem kiedy się to stało, ale wcisnąłem magiczny przycisk „KUP TERAZ”. Były właściciel Gradosów mieszka w mieście, w którym Piotr Ryka bywa bardzo często, a właściwie jest z nim utożsamiany, co każdy szanowny forumowicz słuchawkowiec doskonale wie, a miastem tym jest Kraków.

 

Nic nie jest jednak tak piękne jak się wydaje i znów okazało się, iż jakiegoś pecha muszę mieć. Tym kataklizmem okazała się firma kurierska o nazwie, dla mnie na dzień dzisiejszy kojarzącej się z tylko grzechami głównymi, czyli „Siedem”. Właśnie to ta firma dużo nagrzeszyła.

 

Otóż Przesyłka była nadana z Krakowa do Strzelna (wioska niedaleko Władysławowa). Firmy kurierskie jednak nie dość, że lubią niszczyć przesyłki, to chyba też kochają się mylić, bo moja przesyłka pozwiedzała sobie to i owo.

 

Pozwolę sobie wręcz przytoczyć żałosną wypowiedź kuriera, który nie mogąc trafić do Strzelna postanowił zadzwonić do mnie. K-kurier, C-Cervantes

 

K: Dzień dobry Kurier Siódemka, jestem przy krzyżówce wiozę dla pana paczkę. Proszę mi powiedzieć czy do Strzelna mam skręcić na Inowrocław, czy na Poznań.

 

C:A gdzie Pan teraz jest?

 

K: Na krzyżówce. To gdzie mam teraz skręcić

 

C: Wie pan co, niech pan jedzie w kierunku Jastrzębiej Góry, to będzie pan musiał przejechać przez Strzelno

 

K: To mi nic nie mówi. Gdzie mam skręcić?

 

C: Nie wiem.

 

K: jak to pan nie wie. To pan powinien wiedzieć gdzie mam skręcić!!! Jak mi pan nie powie, to nie przywiozę tej paczki i zostawię panu awizo i sam pan będzie musiał sobie odebrać!!!!

 

C: Ja nie wiem gdzie pan jest, a orientuję się tylko w bliskiej okolicy, bo jestem tu na wakacjach, ale zaraz zadzwoni do pana mój kolega, który tu mieszka to panu wytłumaczy.

 

K: dobra (i się rozłączył)

 

 

Kolega zadzwonił do kuriera, po czym do mnie i poinformował mnie, że moja przesyłka jest gdzieś pod Toruniem. W liście przewozowym były wszystkie potrzebne dane, ale i tak musieli sprawę spier*****. Po kolejnych dniach oczekiwania na kuriera, który raczył się nie pojawiać, około godziny 19 wkurzyłem się i pojechałem do Władysławowa sprawdzić całą tą firmę Siódemką zwaną. Okazało się, że nie jeżdżą w Weekendy, a przesyłki rozwożą do godziny 16. Mocno poirytowany zapisałem sobie namiary, na tak boską firmę, i wróciłem do domu.

 

Ku mojemu zdziwieniu gospodyni mówi do mnie, że jakaś paczka przyszła i pyta się czy to do mnie, bo jako odbiorca jest Grzegorz. I mówi, że powiedziała kurierowi, iż żaden Grzegorz tu nie mieszka, wprawdzie jeden jest jako gość, ale nie wie jak mam na nazwisko. Kurier postanowił zostawić przesyłkę, i tak gospodyni pokwitowała swym nazwiskiem Przesyłkę o wartości prawie 1700 zł. Pięknie panowie kurierzy pięknie. Jak dla mnie to powinien zostawić awizo, bo szczerze to skoro pomylili województwa to, co to jest pomylić 3 i 8 w numerze domu.

 

Nigdy więcej Siódemki!!!

 

Teraz może coś o samych słuchawkach. Jak grają RS-1 wiele osób wie i miało okazję odsłuchiwać oraz porównywać z innymi słuchawkami. Zresztą Piotr Ryka wyniósł te słuchawki na piedestał i teraz są to chyba jedne z najlepiej rozpoznawalnych słuchawek.

Zupełnie inaczej ma się historia z młodszym bratem RS-2. Opinia na ich temat na forum była tylko powtórzona, że ktoś kiedyś ... i podobno.... Pamiętam odsłuch we Frippie i wrażenia z niego, gdy musiałem powrócić do mych nędznych Kossów : ) Słuchawki te grają dźwiękiem bardzo zbliżonym do RS-1, i wiele osób uważa, iż nie można ich rozpatrywać jako gorszych tylko jako inne. Podobno sprowadza się to do własności indywidualnej percepcji, a różnica, która pojawia się między tymi dwoma modelami, sprowadza się do Ciemniejszej natury RS-2 i przybliżenia sceny w stronę słuchacza, O ile to pierwsze mnie cieszy (lubię Ciemną Stronę Mocy) to jednak to drugie mnie smuci, ale jest to naturalna konsekwencja konstrukcyjna, więc chyba dopiero GS-1000 połączył te dwa smaczne składniki dobrego dźwięku.

 

Na razie jestem zmuszony wtykać Gradosy do dziurki w pioneerze, lecz wkrótce się to zmieni, bo kości zostały rzucone – lampy zamówione. Mam nadzieję, iż większa recenzja wkrótce się pojawi i to recenzja porównawcza ze Staxami 3030, które to będąc ostatnio we Frippie zauważyłem.

 

Pozdrawiam wszystkich słuchawkowców, a w szczególności Piotra Rykę za naprowadzenie młodego audiofila na właściwą drogę i uniknięcie etapu pięcia się w górę po drabinie Sennheiser’a .

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • 3 tygodnie później...

Jak być może niektórzy zdążyli zauważyć, zamilkłem całkowicie w czasach panowania na tym Forum M-cenzury, czy – jak to pieszczotliwie zostało nazwane – moderacji, nie mając najmniejszej ochoty na podleganie czyimś zakulisowym cenzorskim zabiegom. Napisałem kilku pytającym mnie na priv. forumowiczom, iż nie mieści się w moim pojmowaniu towarzyskich pogawędek – a tak właśnie rozumiem nasze forumowe spotkania – cenzurowanie czyichkolwiek wypowiedzi. Jedyna dopuszczalna tutaj z mojego punktu widzenia cenzura, to autocenzura dobrych manier piszącego, i nic więcej. Oczywiście, życie bywa brutalne, toteż zdarzają się najróżniejsze wybryki, nieraz przeraźliwie drastyczne. To jednak w naszym audiofilskim światku na szczęście wyjątki, z którymi sam admin powinien sobie łatwo poradzić. Tak przecież było od dawien dawna i jakoś do niczego okropnego nie doszło. Stracił tu ktoś wbrew swojej woli dziewictwo? Poszedł do domu z płaczem? Dajcie spokój, wszak nie jesteśmy w przedszkolu, by pilnowały nas przedszkolanki.

Lecz jak dowiodły udane akcje dywersyjne na tyłach moderatorowego przeciwnika, niektórzy najwyraźniej zakończyli edukację przedwcześnie, w związku z czym brak im w dorosłym życiu pań wychowawczyń udzielających głosu, odbierających głos i głaszczących po główkach bądź rozdających klapsy. Sami przeto postanowili w rolę pań wychowawczych się wcielić i nadzwyczaj dobrze w roli tej się odnaleźli.

Dla mnie najbardziej znamienne i żenujące były zarzuty (między innymi pod moim adresem), iż protesty przeciwko moderacji to „dziecinada” niezrównoważonych psychicznie i „niedojrzałych emocjonalnie”, przewrażliwionych osobników, stanowiących wąski margines zdrowej tkanki formowej społeczności, na drugim biegunie której znajdują się persony tak wyważone osobowościowo, światłe i dojrzałe, jak lolo, pitdog, Zbig, Fr@nz, czy jozwa maryn.

Cóż, może w takim razie – samozwańcza śmietanko intelektualna tego Forum – zmierzymy się na jakimś polu? Sformujcie grupę myślowych ekspertów, złożoną ze znawcy poezji pitdoga, wybitnego specjalisty od filozofii (zwłaszcza nihilistycznej), tudzież psychiatrii - jozwy maryna, znamienitego speca od antropologii i psychologii rozwojowej lola, konesera dobrych manier Zbiga i kogo tam jeszcze chcecie dokoptować, i możemy się zetrzeć na dowolny temat z zakresu szeroko rozumianej humanistyki. Co powiecie na na przykład taki: rola ograniczeń wolności słowa w dziejach ludzkiej cywilizacji? Zobaczymy, czy z podniesionymi przyłbicami i w świetle reflektorów też w gębach będziecie tak mocni, jak w zakamuflowanym własnym kółeczku.

(Napisałem „samozwańcza” oczywiście w sensie podnoszonej argumentacji i deklarowanego samopoczucia, a nie wyboru, bo ten, o ile mi wiadomo, był arbitralną decyzją admina.)

W formułowanych zarzutach o emocjonalny niedorozwój adwersarza uderzyło mnie boleśnie nietakdawne echo tej argumentacji. Doskonale pamiętam ją w ustach Gomółki, Cyrankiewicza, Jaroszewicza, Jaruzelskiego, Urbana i innych ludzkich świń. Ich oponenci także nieodmiennie byli niedojrzali i niezrównoważeni oraz całkowicie nie pojmowali rzeczy najoczywistszych, jak choćby przewodniej i jedynie słusznej roli Związku Radzieckiego na drodze wiodącej ludzkości ku szczęściu. Lecz wiecie co? - ja wprawdzie nie jestem zawodowym recenzentem audio, ale za to jestem zawodowym filozofem, toteż taka erystyczna argumentacja, to dla mnie kaszka z mlekiem dla karmiących matek. Lepiej wymyślcie na początek coś mądrzejszego albo od razu sobie idźcie, i nawet nie próbujcie porywać się na mnie z tak cienkim patyczkiem. A tak nawiasem, Zbigu, (który nie jesteś już moim kolegą) jak na drugi raz będziecie zaprowadzali gdzieś porządek, to raczej nie przez „ż” z kropką.

Wracając do meritum. Z początku miałem się już nawet na zawsze wycofać, ale jak zobaczyłem rozradowane moją nieobecnością gęby co poniektórych i dramatyczne zmagania pozostawionych samych sobie kolegów, postanowiłem nie dawać za wygraną. Napisałem do Łukasza, że wykupię wątek sponsorowany, na którym będę się mógł produkować, wszakże pod warunkiem braku nań wstępu moderującej bandy. Długo musiałem czekać na odpowiedź, bo jak się okazało Łukasz akurat na urlop wyjechał, ale w końcu odpowiedź nadeszła – i to pozytywna. Już miałem przeto pieniądze wpłacać, by sobie sławy sponsorowanym wątkiem przysparzać i bez cenzury całkiem swobodnie wiwlować, a tu masz! – moderatorów odprawiono. Trochę szkoda, bo patrząc na nich z samego szczytu Forum ładnie bym sobie na nich mógł poużywać, ale z drugiej strony wielka to ulga. A kysz mysz! – jak powiedziały krasnoludki. (Żwirek i Muchomorek.)

Mam jeszcze taką nadzieję, iż ta niespodziewana moderacyjna metamorfoza nie sprowadza się jedynie do kamuflażowego pozbawienia dotychczasowych moderatorów funkcyjnych ubranek, celem ich uniewidocznienia. Przy projektowaniu tych ubranek, tak nawiasem, całkiem według mnie niepotrzebnie ograniczono się do użycia jedynie pierwszej litery słowa „moderacja”. Użycie także litery kolejnej niewątpliwie przysporzyłoby im złowrogiego splendoru i w jaśniejszym świetle postawiło całą sprawę.

No nic, było, minęło, oby nie powróciło. Lecz licho nigdy nie śpi, a zło zawsze się czai i niechybnie prędzej czy później ponownie uderzy. Nie myślcie młodzi przyjaciele, że świat zawsze będzie się wam słał do nóżek i śpiewał wam ładną piosenkę, bo teraz jest wasza kolej, i cokolwiek zrobicie, bądź czegokolwiek zaniechacie, sprawy i tak pójdą w dobrym kierunku, bo tak być powinno. O wszystko trzeba walczyć, a czasem nawet za coś umierać. A wolność jest jedną z tych rzeczy, bez których chleb, nawet jeśli się go ma, smakuje gorzej. Oby nie było wam dane tego na sobie próbować.

Oczywiście, znaj proporcjom mocium panie. Moderacja audiofilskiego forum nie jest gardłową sprawą, lecz z drugiej strony zdumiała mnie gotowość niektórych do biernego ulegania narzucanym rygorom. Zastanówcie się trochę nad tym.

W każdym razie teraz, na kolejnym etapie, niech na nasze Forum pod firmowym szyldem Lukara powróci zgoda i audiofilska wzajemna przychylność, pozwalająca porzucić wszelkie moderacyjne zakusy.

Kończąc chciałem jeszcze podziękować tym kolegom, którzy pod moją, zapewne zbyt pochopną, nieobecność (albowiem nieobecnym nie jest dana żadna, poza właśnie nieobecnością, argumentacja) stawili skutecznie czoła nieprzemyślanej decyzji powołania cenzury. Wyrażam w tym miejscu podziękowanie i oddaję szacunek kolegom elektro, gutekbullowi, jarowi1, Arsenowi Lupinowi, Peterowi Danielowi, Qubricowi, Rustowi, BanBanowi, lancasterowi, zdezintegrowanemu, wszystkowiedzącemu, Nowemu2, koleżance myszy, qb_1, foxbatowi, jacchowi, Sopocie oraz wszystkim tym, których nie potrafię wymienić. Dziękuję też Łukaszowi, że się opamiętał.

 

A teraz, zostawiając już za sobą przykrą antycenzorską pogwarkę, zapraszam wszystkich chętnych w objęcia stricte audiofilskiego tematu, mianowicie recenzji systemu słuchawkowo-wzmacniaczowego Stax Omega II.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stax Omega II, czyli kremowa nadprzestrzeń, w konfrontacji z duetem Grado RS-1, ASL Twin-Head, czyli spirytusem w krysztale.

 

W życiu każdego audiofila żądnego wrażeń pojawia się taki dzień, w którym jego ukochany, wypieszczony systemik staje naprzeciw wroga gotowego go miażdżyć i poniewierać jego opinię. A że wścibski ze mnie audiofil, przeto zwęszywszy (całkiem przypadkiem) grubą zwierzynę, wytropiłem przebywającego przez chwilę w Krakowie słuchawkowego króla królów i wyżebrałem od kolegi Patryka jego kilkugodzinny odsłuch na gruncie firmy Nautilus. Dzień był tak niefortunny jak to tylko możliwe, bo zajęć zawodowych istna moc była, ale co tam, taka okazja raczej się nie powtórzy, w każdym razie nieprędko, przeto zostawiwszy diabłom robotę, spakowałem graty i w te pędy pognałem na odsłuch.

Tym to sposobem wychwalany powielekroć przez Rykę grubaśny T-H wespół z równie wynoszonymi przezeń pod niebiosa, jaśnie wielebnymi Grado RS-1 stanęli z nieco niewyraźnymi minami naprzeciw samego mistrza świata – Staxa Omegi II. Bo mówcie sobie co chcecie i co chcecie sobie myślcie, ale Stax Omega niewątpliwie dzierży teraz ten tytuł. Dawny mistrz – Sennheiser Orfeusz – lata już temu odszedł na emeryturę i chociaż w audiofilskim świecie wciąż uchodzi za niedościgniony wzorzec, to na rynku istnieje jedynie z bardzo nieczęstej drugiej ręki i pozostaje najczystszej wody efemerydą, podczas gdy Staxa po prostu idzie się i kupuje, o ile oczywiście macie do dyspozycji wolne 4 tysiące euro i na niego właśnie chcecie je wydać.

Słowo teraz o systemowych ubrankach i osprzęcie. Stax był w stroju roboczym, czyli tak, jak go sprzedają, a nie myślcie sobie, do tych słuchawek można kupić wiele innych wzmacniaczy, spośród których lampowy Singlepower ES-1 uchodzi za najlepszy i podobno w dowodnie znaczącym stopniu doskonali ich brzmienie. O jego posłuchaniu nie ma jednak co marzyć i nawet nie wiem, czy jest chociaż jeden po tej stronie Atlantyku. Może i jest, ale się sobą nie chwali. W każdym razie to wyjątkowo rzadki okaz. Niewiele mniejszą, o ile w ogóle mniejszą, renomą cieszą się sławetny hybrydowy Blue Hawaii oraz RudiStor Egmont Signature – zbalansowany lampowiec z Włoch. Mnie natomiast dane było słuchać jedynie fabrycznego Staxa w wersji tranzystorowej, która to wersja jest przez przeważającą grupę znających temat uważana za od fabrycznej lampowej lepszą, zwłaszcza w aspekcie ilościowym basu, ale także i pod względem spektrum dynamiki.

Dla odmiany pretendent –Twin-Head – był na bardzo solidnym dopingu, na który złożyły się niemałe przeróbki jego wnętrzności, w postaci złoconych, ceramicznych gniazd lamp, lepszego potencjometru, bocznikujących kondensatorów auricap oraz lepszych gniazd RCA, gniazd słuchawkowych i oporników. W sukurs tym przeróbkom szedł komplet użytych lamp, całkowicie odmienny od fabrycznego. Muszę być rzetelny, przeto uszczegółowię lampową tematykę, krocząc za ścieżką sygnału: KT66 Valve Art (wierna kopia, ale tylko kopia, legendarnych KT66 G.E.C.), ECC83 Mullard M8137, wąskobazowe 5AR4 General Electric, E188CC(7308) Mullard i na koniec 2A3 Full Music „Mesch” (wersja gold).

Zaznaczmy, że żadne z powyższych lamp nie są słabe, a obie pary małych triod są nawet bardzo wybitne, niemniej wymiana 5AR4 na Philips Metalbase i 2A3 na AVVT albo Emission Labs na pewno znacząco poprawiłyby brzmienie. Trzeba też zaznaczyć, że 5AR4 i E188CC były dojmująco niewygrzane, niemniej i tak lepsze od swych poprzedników.

Uparty dłubacz z dużą gotówką mógłby jeszcze wymienić w T-H transformatory na anamorficzno-rdzeniowe i ulepszyć jego wewnętrzne okablowanie. Mógłby też kupić cholernie drogie teflonowe podstawki lamp i absurdalnie kosztowne magnetyczne zawieszenie całości. Nie ma się jednak co chować za niedokonane przeróbki i nie najdoskonalsze lampy, wszak Stax też mógłby mieć do towarzystwa Singlepowera. W każdym razie cenowo oba systemy słuchawkowo-wzmacniaczowe są bardzo blisko siebie, toteż nie ma żadnej taryfy ulgowej – walczymy w tej samej wadze.

Nie da się ukryć, przed taką walką uginają się nogi i puls skacze jak rozwścieczony Kaczor Donald, ale co robić, walka musi się odbyć – przecież sam tego chciałeś. Wchodzimy zatem do ringu, a tam czeka już bezlitosny sędzia w postaci najnowszego, topowego SACD Accuphase PD -78, o krwawych (czy, jak się upiera Harvi, bursztynowych) ślepiach. Podpinają do niego obu zawodników naraz – Staxa symetrycznymi XLO Limited, a T-H o przeszło połowę tańszą Tarą Air1 (oczywiście RCA, bo on inaczej, biedaczek, nie umie).

No nic, pora zacząć brać w skórę. Na początek aplikuję złocistemu sędziemu „The Dark Side of the Moon” w wersji SACD, żeby jakość muzycznego materiału była odpowiedniej rangi. Ubieram z nabożeństwem mistrza świata i z pokorą słucham. Ach, jakiż on jest wygodny! Wielkie muszle delikatnie otulają uszy, bo poduszeczki obszyte najwyższej jakości skórką są bardzo mięsiste i bardzo miękkie. Same muszle są przy tym lekkie i wspaniale się układają. Za komfort niewątpliwie należy mu się złoty medal i Grado zostają zdystansowane. Ale przecież nie to jest najważniejsze, aczkolwiek niewątpliwie ważne – najważniejszy jest dźwięk. Jaki jest napisałem już w tytule, ale teraz trzeba to należycie z szacunku dla mistrza rozwinąć.

A więc jest tak; Stax każdy muzyczny materiał usiłuje uprzestrzennić i prawie zawsze wspaniale mu się to udaje. To niewątpliwie najlepsza audiofilska aparatura uprzestrzenniająca jaką słyszałem, w porównaniu z którą idący też w tym kierunku Sennheiser HD 650, to szczeniak. Owo uprzestrzennienie wywołuje niekłamany zachwyt i jest wprost oszałamiające. Pinkfloydowe pieniądze sypały się zewsząd i szkoda jedynie, że w życiu tak nie ma. Puszczony z kolejnej płyty fortepian Cziffry rozwinął się pięknie na długość i popłynęły z niego wielowymiarowe dźwięki. Właśnie – popłynęły, jako że muzyka z Omegi nie sypie się, nie skrzy, nie wybrzmiewa, nie wali, tylko płynie. To jest niewątpliwie spokojna prezentacja relaksująca, ale na jakim poziomie! Pisałem o AKG 701, że stoją pod znakiem relaksu; no więc Omega też, tylko o jakieś dwie a może i trzy klasy wyżej. Po prostu bajka i degustowanie najwspanialszych specjałów. Te zaś są głównie deserowej natury, zdobnej słodyczą, lekkością i zachwycającym aromatem.

Złocistokremowa mgiełka wypełnia zjawiskową przestrzeń, którą Stax dla nas wyczarowuje całkiem z niczego, bo przecież na innych słuchawkach jako żywo jej nie uświadczysz. Aplikuje następnie tę baśniową aurę w nasz mózg, całkiem go niemal oszałamiając. W sukurs temu uprzestrzennieniu nadciąga drugi największy atut japońskiego elektrostatu – spójność przekazu. W muzycznej przestrzeni nim uczynionej nie ma luk, nic nie ucieka, ani się po kątach nie chowa; wszystko brzmi jednospójnie i jednoklarownie. Towarzyszy temu kultura przekazu na miarę Platońskiej Akademii i subtelność na miarę płócien Rafaela. Górne rejestry są oszlifowane u najprzedniejszych amsterdamskich szlifierzy drogich kamieni, a jednocześnie szczegółowość i głębia muzycznego wniknięcia okazują się iście powalające, zwłaszcza zaś to drugie, jako że szczegółowość raczej wtapia się w całość niźli szuka dla siebie akcentowanej ekspozycji. Szczegóły po prostu są – są gdzieś tam – przeważnie tam, gdzie właściwe ich miejsce, czyli odrobinę w cieniu. A wszystko to razem składa się na czarowanie, zachwycanie, szybowanie, szał…

Nakadziłem tym Staxom jak zawodowy kapłan-kadzielnik, nie ma co, i zdać by się mogło, że mój system całkiem nie ma już w tym towarzystwie nic do roboty, wszelako w tej kadzi kadzeń jest też i miejsce na łyżkę dziegciu. Otóż Stax nie ma basu. To znaczy tak w ogóle, to ma, ale przy Grado, to trochę tak, jakby nie miał. Jeżeli wersja lampowa wzmacniacza ma go jeszcze mniej, to musi być z nią pod tym względem rzeczywiście krucho, bo ta niby lepsza – tranzystorowa – zupełnie pod tym względem nie imponuje. Bas jest tutaj schowany, drugoplanowy, ogładzony, potulny, salonikowy. W niektórych utworach się nawet pojawia, by jednak z innych zwodniczo umykać. Basowe tło płyty Cohena przygasło, a punktowe, twarde uderzenia w bęben owinęły się kocem. Cienki ten koc był po prawdzie, niemniej skutecznie łagodził uderzenia, a to akurat nie jest w tym przypadku przedmiotem pożądań ani treścią realizmu. Tak więc wysoka kultura chwilami wyradza się tu w zbyteczną układność, a szlachetne wino zatrąca cienkuszem.

Zostanę na chwilę przy Cohenie, a konkretnie przy 5 i 7 utworze z płyty ”Ten New Songs”, które od dawna służą mi za materiał porównawczy. Głos artysty na Staxach jest przyjemniejszy, ale jakby z przedwojennej piosenki – zdecydowanie brak mu emocjonalnej głębi, która towarzyszy prezentacji Grado. W wykonaniu tych ostatnich Cohen jest smutny, zadumany, cierpiący, a na Staxach tylko sobie śpiewa. Ładnie śpiewa, o ile ktoś go lubi, ale prawie nic poza tym. I dużo to, bo śpiewa oczywiście zjawiskowo uprzestrzenniony, ale i mało zarazem, jeśli wziąć pod uwagę emocjonalny wydźwięk, którego tu nie ma. – Hmm…

W staxowej kadzi kadzeń są jeszcze niestety i inne dziegcie. Bo proszę szanownej gawiedzi biorę ci ja do odsłuchania wiolę basową solo Jordi Savalla, i co się okazuje? Stax postanowił swoim zwyczajem także i ją uprzestrzennić, w efekcie uzyskując kilka wiol częściowo na siebie nałożonych. Głupie uczucie, zwłaszcza jak się słucha bezpośredni po Grado, bo tak, to może byśmy nawet i nie zauważyli. No i barwa tej wioli, a takoż i emocje, które rodzi, są na Grado dużo bardziej spektakularne, dojmujące, trafiające w istotę. Taaak….

Co dalej? Dalej słucham sobie skrzypiec z orkiestrą na XRCD i parę kawałków Vangelisa, fragmentu opery i na chwilę jeszcze raz wracam z Pink Floydami na Księżyc.

Dobra, mam już całościową opinię, chociaż po trzech godzinach słuchania w obcych warunkach nie może być ona ostateczna i tak ugruntowana, jak po tygodniowej zabawie w przydomowym ogródku. Ale takiej zabawy nie będzie, toteż ta musi wystarczyć. Nie ma się jednak co użalać; systemy zagrały tak odmiennie, że chyba niewiele można by już dodać.

Jest jak następuje: Grado grają głównie pierwszym planem, w zdecydowanie mniejszej przestrzeni i bez uprzestrzenniania wszystkiego (a już tym bardziej na siłę), niemniej dźwiękiem bardzo żywym i topologicznie bardzo bogatym. Grają też w krystalicznie czystym powietrzu, potrafiąc srebrzyste tony skrzypiec i emocjonalnie zaangażowaną wokalizę okrasić potężnym basowym dołem, w porównaniu z którym Stax kopie tylko niewielkie, zgrabniutkie i starannie umiejscowione dołeczki. Grado, w każdym razie, to nade wszystko nie jest jakieś tam relaksujące brzmienie. – Są pełne niepokoju, błysków nagle wyłaniających się z mroku, ostrości, warczenia i zła. Tak, przecież świat, także muzyczny, bywa zły. I tego właśnie zła w Staxach się nie doszukasz, bo to jest fantastyczne kino domowe 3D (chociaż bez subwoofera), w którym właśnie leci bajecznie kolorowy, wieloplanowy i cudnie nagrany melodramat z obowiązkowo dobrym zakończeniem. Całkowity brak krwi i poszarpanego ciała, zaczem panie powinny być bardzo zadowolone. A ja? Nie jestem panią, niemniej nie mam złudzeń, w tym brzmieniu Staxa można się zakochać od pierwszego wejrzenia i kochać się bardzo, bardzo długo. Jestem przekonany, że w plebiscycie Stax z moim systemem by wygrał, może nawet miażdżąco. Pytam przeto samego siebie: gdyby ci dano możliwość wyboru, z czym byś do domu powrócił?

Nie mam natychmiastowej odpowiedzi, gorzej, wybór jest cholernie trudny. Gdyby porządnie włożyć się w tą staxową złocistą nadprzestrzeń, pewnie trudno byłoby bez niej żyć. Z drugiej strony, kiedy zakładam po nich Grado powietrze się zdecydowanie oczyszcza, emocje zewsząd napływają, a pierwszy plan staje się zdecydowanie klarowniejszy. Na Staxach po Grado wydaje się jakiś taki stłamszony, niewyraźny i trochę bez życia, ale w zamian ta dal, ten kunsztownie wyrzeźbiony, wkomponowany w całość i oświetlony detal, ta słodycz…

Może najsłuszniej będzie powiedzieć, że w prezentacji Staxa na płycie Pink Floyd sypią się z każdej strony złote monety padające na dywan, a w prezentacji Grado – Twin-Head monety są srebrne i wpadają do metalowej misy. Wiadomo, wszyscy chciwcy wolą złoto od srebra, a dywan jest od misy większy, ale w misę można sobie jeszcze pobębnić, albo wina w nią nalać, a dywan trochę się kłaczy i gorzej słychać na nim kroki skradającego się mordercy. Z drugiej strony, to jest jednak latający dywan…

Ja mimo wszystko wybieram srebro, ale mam zarazem ogromny szacunek dla tej złotorodnej przestrzenności. Jak oni ją zrobili? W każdym razie genialnie im wyszło. I gdybym miał komuś doradzać wybór, to poza hard-rockowcami każdemu innemu poleciłbym Staxa. Tak jest po prostu o wiele bezpieczniej, a poza tym w kategoriach absolutnych, lub mówiąc po boksersku – na punkty, wygrywa Stax. Sądzę, że ma więcej atutów. Niemniej siedzę teraz w domu, Staxa nie mam, słucham swojego systemu i ani trochę mi tego Staxa nie brak. Dodam nawet, że z jego posiadaniem bym się raczej ociągał, bo stale słuchając go na przemian ze swoim lampiszonami pewnie bym zwariował. A poza tym fajnie jest stale coś dokupować, kolekcjonować lampowe eksponaty, obserwować zachodzące postępy w brzmieniu, rozmyślać o innych topowych słuchawkach, jak też zagrają, słowem, bawić się na całego i bez końca. Tego wszystkiego ze Staxem bym nie miał, bo nie stać mnie na inny do niego wzmacniacz, na który trzeba by wyłożyć za jednym zamachem minimum 3500 euro (RudiStor) i już oczywiście przy nim na bardzo długo pozostać. Chociaż do Rudiego to przynajmniej lamp można by lepszych szukać, zresztą do Singlepower też i nawet do Blue Hawaii, tylko że te dwa ostatnie to już całkiem abstrakcyjne pieniądze kosztują.

Ale czy to nie jest, zauważcie, dziwaczne, że te dwa opisywane przeze mnie, niewątpliwie high-endowe, systemy są takie odmienne? To gdzież jest w takim razie ten złoty Graal audiofilizmu? Ale ja wam powiem, system Waszczyszyna grał lepiej niż Stax i Ryka wzajemnie spotęgowane. To była istna orgia obecności tam gdzie grają, a to są tylko posunięte aż do wyuzdania namiastki. Specjalnie miałem ze sobą płytę „Carlos V” Savalla, z której Waszczyszyn puszczał „Fanfarria” na cześć wspaniałego monarchy, największego z Habsburgów. Nie da się ukryć, że u niego lepiej zabrzmiały, tak gdzieś o klasę. Było czyściej i realniej.

Teraz jeszcze kilka drobiazgów.

Ku memu zaskoczeniu nie ma różnicy w szybkości dźwięku, może nawet Grado są szybsze. Także szczegółowość mają bardziej wyeksponowaną i są nerwowe, jakby właśnie łapały muchy i to kilka na raz. W porównaniu z nimi Stax wygodnie leży rozparty na sofie i przerzuca kolorowe czasopisma o najwyższej jakości druku. Wypoczywa. Wolny niemalże od emocji, rozsmakowany w nieróbstwie i cały szczęśliwy.

Kiedy się jednak podmienia jedne słuchawki drugimi nie tyka nas boleść, ledwie kilka sekund i już jesteśmy wdrożeni w nowy styl prezentacji, chłonąc jej urok. (Tak w każdym razie mam ja.) Słuchający ze mną przez chwilę miły kolega z Nautilusa (Patryk, niestety, musiał pojechać na instalację) wyraził ubolewanie, że nie jest możliwa synteza obu systemów. Też tak sądzę. Może Staxy z Singlepowerem tak grają, może Orfeusz?

Z całą pewnością korzystna byłaby zamiana interkonektów, w każdym razie gdyby dążyć do brzmieniowego zbliżenia. Tara jest wszak zdecydowanie ostrzejsza i bardziej dosadna od miodopłynnego XLO.

Dziwna rzecz, ale słuchając teraz Cairna wcale nie czuję tęsknoty za Accuphase. Jasna sprawa, puszczona na zwykłym odtwarzaczu tradycyjna ścieżka „The Dark Side” do tej SACD nawet się nie umywa, ale zwykłe płyty? Accuphase jest od Cairna na pewno jaśniejszy i niewątpliwie w każdym aspekcie ciut lepszy, ale ile tego będzie? – 5, w porywach może jakieś 10 procent. I tylko tyle za trzy razy wyższą cenę? Forsą ciężką mieć by trzeba i wielką wolę poprawy brzmienia całkiem bez zwracania uwagi na koszty, by się za takie upgrady brać. W każdym razie Wadia (także jaśniejsza) zrobiła na mnie nieco większe wrażenie, niemniej nie było bezpośredniego porównania i te me wynurzenia musicie traktować z przymrużeniem oka i jako całkowicie niezobowiązujące, bo takie niebezpośrednie gdybanie bywa wielce mylące. Tak, czy owak, na tle różnic pomiędzy słuchawkami różnice pomiędzy odtwarzaczami są małe jak żuczki.

Trzeba jednak powiedzieć i coś na obronę szczytowego odtwarzacza sławnej marki. Kiedy skończyłem pisać powyższy tekst przejrzałem trzy niezależne recenzje Omegi zamieszczone w marcowym numerze pisma „Audio Video” z 2004 roku. (Kiedyś je już oczywiście czytałem, ale teraz umyślniem od nich stronił, by się niczym nie sugerować.) Przeczytałem także świeżej daty fachowy opis p. Wojciecha Pacuły ze strony internetowej High Fidelity. I co? Okazuje się, żaden z czterech autorów nie odnotował tej zdumiewającej przestrzenności Staxów, która tak mną wstrząsnęła. Czyżby to Accuphase w jakiejś mierze ją generował? Trudno to stwierdzić w sytuacji, gdy nikt z recenzentów nawet się nie zająknął w jakim zestawieniu słuchał, a mnie z kolei nie udało się ich podpiąć do Cairna (choć był na miejscu), bo po prostu nie wystarczyło już na to czasu. I tak zarzuciłem arcyważne obowiązki (warte wielu Staxów i Accuphasów), by móc posłuchać choćby tyle. Z kolei Twin-Headowi i Grado Accuphase specjalnie niczego ciekawego nie przysporzył; rozjaśnił tylko brzmienie, co raczej niekorzystnie wzmogło mieszkającą w nich ostrość i podał wyśmienity, ale nie jakiś nadzwyczaj spektakularny sygnał. Kilka dni wcześniej słuchałem też przez chwilę odtwarzacza DP – 67 w zestawieniu z odpowiadającym mu ofertowo wzmacniaczem i kolumnami KEF 205. Ładnie grało, ale na mój gust trochę za ostro. Fortepian w każdym razie był wyraźnie ostrzejszy niż u mnie. Patryk tłumaczył, że to wina niewygrzania.

Nie ma natomiast wątpliwości; w kombinacji z Omegą i po kablach XLO Limited, Accuphase DP - 78 wyczarował spektakl porażający jakością i najwyraźniej te urządzenia doskonale do siebie pasują. Mariaż niewątpliwie godny rekomendacji.

Podsumujmy jeszcze sprawę w ujęciu plusów i minusów.

 

Zaletami systemu słuchawkowego Stax Omega II są:

- Jedyna w swoim rodzaju przestrzenność przekazu.

- Fenomenalna spójność sceny dźwiękowej.

- Najwyższa klasa w każdym, poza basem, aspekcie muzycznym.

- Tak zwana „neutralność” (liniowa charakterystyka) wprzęgnięta w przekaz o niebywale wysokim poziomie.

- Relaks w najlepszym wyobrażalnym wydaniu.

- Kultura i subtelność na miarę mistrzostwa świata.

- Kapitalne oddanie filigranowości i smaczków muzycznych.

- Szczegółowość pozbawiona nachalności.

- Łatwość podejmowania najcięższych wyzwań.

- Cudowne podciąganie słabszych nagrań.

- Symetryczność całego toru.

- Wygoda o stopniu rozpustnym.

- Najwyższa jakość wykonania, w tym niepodatny na uszkodzenia kabel.

- Bezkosztowa eksploatacja.

- Wykwintne opakowanie. (Metalowy kuferek.)

- Renoma marki.

 

A wadami:

- Nie posunięta do granic możliwości przejrzystość brzmienia.

- Tylko zadowalające oddanie emocjonalnego waloru nagrań.

- Niedostatki basowości.

- Ślad sztucznego ocieplenia.

- Raczej nie do ciężkiego rocka.

- Upgrade tylko poprzez zakup innego wzmacniacza, pociągający ogromne koszty.

- Niezbyt efektowna i niedopasowana do standardów gabarytowych obudowa części wzmacniaczowej.

- W opinii audiofilskich gremiów jednak za Orfeuszem.

- Bardzo kosztowny.

- Nie stworzył legendy.

 

 

Natomiast zalety sytemu Grado RS-1 plus zmodyfikowany ASL Twin-Head to:

- Krystaliczna czystość muzycznego medium.

- Fenomenalna ostrość obrazu

- Potężna dawka emocji.

- Plastyczność dźwięku.

- Oszałamiająca szczegółowość.

- Niezwykle realistyczna barwa.

- Ogromna dynamika.

- Wielka głębia brzmieniowa.

- Wzorcowa rozpiętość pasma.

- Dojmujący realizm.

- Przydatność do każdej muzyki.

- Łatwość upgradu, zwłaszcza poprzez zakup lepszych lamp.

- Możliwość zastosowania niezliczonej ilości słuchawek.

- Efektowny, hipnotyzujący wygląd.

 

Zaś wadami:

- Za mała scena.

- Wyczuwalna chwilami nerwowość membran.

- Z uwagi na brzmieniową pikanterię mierny walor relaksacji.

- W dużo większym stopniu konieczność oswojenia.

- Mniejsza spójność przekazu.

- Słabsze dalekie plany.

- Trójwymiarowość głównie w obrębie najbliższego otoczenia.

- Wynikające z charakteru sceny pewne ograniczenia reprodukcji wielkich składów orkiestrowych.

- Brak symetryczności.

- Mniejsza wygoda.

- Przeciętna jakość wykonania części wzmacniaczowej.

- Słabe lampy i nienajlepsze podzespoły przed tuningiem.

- Licha marka wzmacniacza.

- Na zakup trzeba dużo wydać.

- Wysokie koszty przeróbek i bardzo wysokie eksploatacji.

 

 

Na koniec zwyczajowo kilka wyimków z cudzych recenzji Omegi.

 

Ludwik Igielski

„Dla wielu wytrawnych słuchaczy i profesjonalistów tak kreowana estetyka brzmieniowa stanowi poziom odniesienia, porównywalny jedynie do dźwięku słuchanego na koncercie live.”

 

Roch Młodecki

„Cechą, która pierwsza wyłania się podczas odsłuchu, jest ponadprzeciętna dynamika brzmienia. Swoboda, z jaką tworzone są poszczególne dźwięki, ich bogactwo i nieskończenie bogata paleta barw są doprawdy zdumiewające. Każdy szczegół i każde wybrzmienie są podane jak na tacy.”

 

Filip Kulpa

„Bez względu na rodzaj wybranej amplifikacji Omega II odtwarza muzykę w sposób niesamowicie wywarzony i kulturalny. Te słuchawki nie powalają słuchacza na kolana już pierwszych taktach ulubionej muzyki, ich czar polega na tym, że im dłużej ich słuchamy, tym większe wyrafinowanie i finezję dostrzegamy w ich brzmieniu. W kategoriach ogólnych, odnosząc brzmienie Omegi do zakodowanych w głowie wzorców głośnikowych, powiedziałbym, że słuchawki te brzmią delikatnie, z pewnym dystansem, zwłaszcza w średnim zakresie pasma. Waham się przed określeniem tego typu prezentacji jako wycofanej (gdyby były to kolumny, tak bym ją scharakteryzował), wolę w tym przypadku słowo „oddalonej”. Po paru godzinach odsłuchu nietrudno docenić, że takie – zapewne świadome – ułożenie równowagi brzmieniowej Staksów jest wysoce pożądane. Wgląd w nagrania jest tak nieskazitelny, że bardziej ofensywne potraktowanie średnicy mogłoby oznaczać pogorszenie komfortu odsłuchu i utratę tej niesamowitej finezji w kreśleniu najdrobniejszych detali…”

 

Wojciech Pacuła

„Nie popełnię wielkiej gafy, jeśli od razu powiem, że jest to najlepszy na świecie system do reprodukcji dźwięku na słuchawki. Niech mówią co chcą i kto chce, ale myślę, że tak właśnie jest. A słyszałem niemal wszystko w tej dziedzinie, a z "wierchuszki" chyba na pewno wszystko, co warto było posłuchać. STAX-y są po prostu i bezkonkurencyjnie najlepsze.

Owa zgodność ze sobą podstawy i harmonii w wykonaniu STAX-ów jest niebywała. W porównaniu z nimi większość, nawet bardzo drogich, dynamicznych systemów brzmi, jakby ktoś brudną szybę przetarł ścierą do podłogi i kazał patrzeć na miniaturowe obrazki - niby coś jest, może nawet sporo, ale trzeba się nagimnastykować, żeby wszystko dokładnie zobaczyć. W przeciwieństwie do tego japoński system umożliwia objęcie wszystkiego jednym, spokojnym rzutem oka.”

 

 

Wnikliwy czytelnik łatwo odgadnie, że najbliższa moim odczuciom jest recenzja p. Kulpy. Dodam jedynie, iż mnie Stax oczarowuje już po niecałej minucie, więcej mu nie potrzeba. Nie wykluczam zarazem, że w innym zestawieniu gra on faktycznie „live” i niesamowicie dynamicznie. Mnie jednak ukazał się nade wszystko jako czarodziej – zjawiskowy magik-zniewalacz rodem spod góry Fudżi.

 

 

 

 

PS

 

Stax gościł w Krakowie na użytek recenzji p. Pacuły. Znalazłszy jej zapowiedź na jego stronie internetowej, pozwoliłem sobie zapytać, czy jest w jego posiadaniu. Pan Wojciech był tak miły, że zechciał odpowiedzieć, potwierdzając domniemania. Snuliśmy nawet plany wspólnego odsłuchu, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Szkoda wielka, jako że będąc właścicielem i stałam użytkownikiem jednego z systemów, nie mogę być w jego potyczce obiektywnym rozjemcą, nie mówiąc już, że jestem tylko recenzentem-amatorem. Ale jak to w życiu; wszystko okazuje się w najlepszym razie zaledwie połowiczne. Niemniej dobre i tyle.

Porównywał natomiast przez chwilę obu zawodników p. Robert – właściciel Nautilusa. Słuchał jedynie fragmentu płyty XRCD z wariacjami skrzypcowymi Sarasatego na temat „Carmen” Bizeta w wykonaniu Ruggiero Ricciego. Jego zdaniem Stax w reprodukcji tego materiału muzycznego górował. Od siebie dodam, że skrzypce w jego wykonaniu były łagodniejsze i dalsze, skupione bardziej na pudle rezonansowym niż na strunach, a jego orkiestra była większa, misterniejsza i łagodniej brzmiąca.

– Czary-mary, czary-mary, czary-mary – Stax!

 

No i na ten raz będzie tyle.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotrze,

Dziękuję za bardzo staranną recenzję. Ja co prawda ze słuchawkami na jakiś czas wziąłem rozbrat, ale twoją opinię przeczytałem z przyjemnością i zainteresowaniem. Sprzyja temu oryginalny styl i lekkie pióro.

 

Nasunął mi też się pewien wniosek pod koniec lektury. Analiza przedstawiona jest tak dogłębna, a opisy tak plastyczne, że w zasadzie poprzez nadmiar bodźców wysłanych do wyobraźni słowami pisanymi nie dane mi było zasmakować pragnienia zmierzenia się z opisywanymi zestawami w rzeczywistym odsłuchu. Bo ja po lekturze odniosłem niebezpieczne wrażenie, że już wszystko o nich wiem :-)))

 

Pozdrawiam słuchawkowców,

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W nawiązaniu do RS-1 to od jakiegoś czasu zastanawiam się nad jedną sprawą. Otóż w ich poprzedniku modelu HP-1 na muszlach usznych umieszczone są przełączniki fazy. Czemu one mają służyć? Wiem, że niekiedy w systemach głośnikowych niektórzy odwracaja bieguny kabli w celu uzyskania szerszej seny i lepszej stereofonii, cierpi jednak na tym średnica oraz lokalizacja poszczególnych instrumentów. Macie jakieś doświadczenia z tymi słuchawkami?

Fotki w załączeniu.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

post-10445-100006201 1170300376_thumb.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Ryka => czytałem i jestem ZA ,a nawet ZA - mam na myśli ten wpis powyżej recenzji sluchawek ;-) ;-)

 

Troszkę wejdę z butami w ten ładny wątek . Ponieważ w kwestii słuchawek jestem mało wtajemniczony proszę mi podać kilka typów ,ktorymi warto sie zainteresowac i podzielmy je na dwa typy średniej klasy i wyższej (droższej)

Jeden warunek słuchawki muszą być elastyczne ,to znaczy do odsluchu na zewnątrz , jak i w domu.

Dużo czasu spedzam w pracy - na statku ,biegam ,siłownia ,spacery z piesem itp. ;-)

Acha mam już ; Koss Porta Pro , Senki 250 PXC no Shure E2 z tych ostatnich jestem bardzo zadowolony i chciałbym coś w tym stylu tylko lepiej ( więcej szczegółów,basu, góry z niegorsza średnicą) ,myślę o zakupie Shure E4 - czy to aby dobry pomysł ?

Moze jakies inne propozycje ?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

gutekbull -> a mógłbyś skrobnąć coś o swoich Senkach PXC 250. Miałem swego czasu PX200 i bardzo mile je wspominam.

 

Pozdrawiam

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tad46 => to ciekawe ,dlaczego nie sprzedaje ? Byłem w sklepie muzycznym w Gdyni i tam mi podali ceny na Shure sa w wątku o Shure i nie bylo mowy ze nie ,ma sprzedaży ,a wręcz odwrotnie ??

 

cloudior => PXC 250 z tym filtrem wyciszającym szumy zewnętrzne sa niezłe, ale nie warte ceny ok.700zł

Można kupić taniej lepsze słuchawki ,choćby wspomniane Shure E2.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piotr Ryka -->

Rewelacyjne wpisy ... tylko w dalszym ciagu nie wiem który bardziej realistyczny ;)

pozdrawiam,

zdezi

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aha, Amazon teraz sprzedaje za 70 dolarów Shure e2c, ale nie chcą wysłać do Polski. Żaden Amazon, te w Europie też nie. Inne sklepy ze Stanów też nie chcą.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu masz;

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

po co płacić za Shure e2c czy e3c jakieś kosmiczne kwoty skoro to samo można uzyskać kupując np sony mdr ex 71 za 190pln ?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gutek

 

Czemu nie E5? Podobno są znakomite. Kupisz E4 i będziesz myślał o E5, czy są dużo lepsze. Według mnie trzeba sięgnąć od razu samego szczytu, bo w tym wypadku nie jest znowu taki niebotyczny.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cynamon

 

Wierz mi, tego się nie da oddać w słowach, tak jak nie można zjeść obiadu czytając książkę kucharską.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

     Udostępnij



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.