Skocz do zawartości
IGNORED

Fascynacje jazzowe


Rekomendowane odpowiedzi

Jack DeJohnette New Directions, to dwie płyty dla ECM - 'New Directions' i 'Live in Europe'. Dwie z pięciu kompozycji ze studyjnej płyty 'New Directions' są ogrywane na koncercie, z tym, że niespełna dziewięciominutowa 'Bayou Fever', która to jest numerem otwierającym płytkę studyjną, jest rozszerzona, rozbudowana i rozimprowizowana do osiemnastu minut na koncertowej wersji 'Live in Europe'. Z czterech numerów na płycie studyjnej, grają dwa na koncercie, co jest fajne, bo przeważnie muzycy ogrywają czy też promują płytkę studyjną w całości i that's it!. W przypadku 'Live in Europe' jest nieco inaczej i tak jak lubię i cenię w pierwszej kolejności nagrania koncertowe, tak w niektórych przypadkach, wolę wersje studyjne. Tak jest i w przypadku 'New Directions' - tutaj wolę 'studio'.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) IMG_4870.thumb.jpg.bf15c21413df1553ee1180212af4d272.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Chicago
Edyta Gramatyczna

Parker's Mood

z ostatnio słuchanych i nawracających ;

John Abercrombie Gateway
Paul Motian Bill Frisell Joe Lovano Time and Time Again
Dave Holland Conference of the Birds
Dave Holland  Extensions
Vijay Iyer Break Stuff
MarionBrown Afternoon Of A Georgia Faun
Marilyn Crispell i David Rothenberg One Dark Night i Left My Silent House
Wolfgang Muthspiel Scott Colley BrianBlade Angular Blues

Edytowane przez Фома

Jest jeszcze sporo dobrych płyt, o których nie napisałem, ale czegoś im brak. Na przykład debiut Return to Forever. Dobra płyta, ale do końca mnie nie przekonuje, podobnie jak Timeless Johna Abercrombie. Utwór tytułowy byłby na bank w moim Top 10 utworów ECM - gdybyśmy taką listę robili 😉, ale reszta albumu mnie nie powala.

Godzinę temu, Adi777 napisał:

Jest jeszcze sporo dobrych płyt, o których nie napisałem, ale czegoś im brak. Na przykład debiut Return to Forever. Dobra płyta, ale do końca mnie nie przekonuje, podobnie jak Timeless Johna Abercrombie. Utwór tytułowy byłby na bank w moim Top 10 utworów ECM - gdybyśmy taką listę robili 😉, ale reszta albumu mnie nie powala.

Zgadzam się co do Return to Forever. Dobra płyta. Nic jej nie ujmuję ale są lepsze.

49 minut temu, piorasz napisał:
4 godziny temu, toptwenty napisał:
"Live in Europe" -?

Nie. To studyjna.

Mnie bardziej podoba(ła) się ta na żywo. Była jakaś żywsza. 🙂

Edytowane przez toptwenty
typo

Moja dziesiątka ulubionych płyt wydanych przez ECM zdecydowanie byłaby zdominowane przez płyty, które światło dzienne ujrzały w latach 70. Być może nawet wszystkie pozycje pochodziłyby z tej dekady. Oto jedna z nich:

 

Julian Priester Pepo Mtoto - Love, Love (1974)

 

Julian Priester w latach 1970-1973 był członkiem zespołu Hancocka Mwandishi. Był to jeden z najwybitniejszych zespołów jazzu elektrycznego. Po rozwiązaniu septetu część jego członków na swoich autorskich płytach postanowiła kontynuować eksperymenty. W rezultacie powstały przynajmniej dwa albumy, które bez żadnych wątpliwości możemy zaliczyć do arcydzieł kosmicznego jazzu. „Realization” (1973) Eddie'ego Hendersona to pierwszy z nich, natomiast drugi to… „Love, Love”. Priester miał szczęście do kosmicznych klimatów, wszak wcześniej pracował już z Sun Ra. Słuchając „Love, Love” nietrudno zauważyć, że punktem wyjścia do dalszych poszukiwań były dla puzonisty płyty nagrane z Mwandishi. Podobieństw jest wiele, aczkolwiek trzeba przyznać, że artyście udało się też dodać trochę od siebie. Pierwszą stronę płyty analogowej wypełniły połączone w jedną całość „Prologue/Love, Love”. W sferze metrorytmicznej mocną różną się od dokonań Mwandishi. Ostinatowa partia gitary basowej Rona McClure'a przywołuje skojarzenia z tym, co w tym samym czasie w zespole Milesa Davisa robił Michael Henderson. Repetytywne rytmy tworzą transową atmosferę nadając klimat całości. Najciekawsze są jednak partie dęciaków i różnych instrumentów klawiszowych. To one w dużej mierze decydują o tym, że znowu mamy do czynienia z frapującym jazzowym eksperymentem. Bayete zasiada za elektrycznym fortepianem, natomiast Patrick Gleeson i Julian Priester grają na przeróżnych syntezatorach. Gleeson, który był członkiem Mwandishi, ponownie odpowiada za tworzenie intrygującego tła. Wiele niekonwencjonalnych dźwięków jest generowane właśnie przez jego instrumenty (Arp 2600, Arp Odyssey, Moog). Gdy w 1972 roku puzonista zapoznał się z syntezatorami był do nich nastawiony dość sceptycznie, jednak po usłyszeniu rezultatów pracy Gleesona zmienił zdanie. Na „Love, Love” sam po raz pierwszy zagrał na nich, a rezultaty które osiągnął są naprawdę intrygujące. Priester wykorzystał prototypowy egzemplarz Arp String Synthesizer, dzięki czemu mógł obyć się bez melotronu. Słychać to doskonale w utworze tytułowym, gdy kreuje na swoim instrumencie quasi orkiestrowe faktury, które mogą kojarzyć się nieco z partyturami Gila Evansa. Na drugiej stronie winyla znalazły się połączone w jedną całość „Images/Eternal Worlds/Epilogue”. Ten materiał jest jeszcze bardziej eksperymentalny, na pewno trudniejszy w odbiorze niż strona pierwsza, na której punktem zaczepienia jest gra sekcji rytmicznej. To prawdziwa kosmiczna odyseja, która swoje apogeum osiąga w „Images”. „Eternal Worlds” ma nieco bardziej uporządkowaną strukturę. Bodaj największe wrażenie robią kapitalne partie solowe grane na puzonie oraz rozbudowane aranżacje na dęciaki. Priester nie jest typem autokraty, pozostawia dużo przestrzeni pozostałym muzykom, dzięki temu materiał jest zróżnicowany. Na „Love, Love” wskrzeszona została ponownie atmosfera „dźwiękowego laboratorium”, tak dobrze znana z płyt Mwandishi. Wyśmienity album!

49 minut temu, mahavishnuu napisał:

Julian Priester Pepo Mtoto - Love, Love (1974)

Płyta zamówiona. Brzmienie gitary basowej jest powalające. Masz rację, w stylu Michaela Hendersona. Dzięki bardzo. 

9 godzin temu, Adi777 napisał:

Jest jeszcze sporo dobrych płyt, o których nie napisałem, ale czegoś im brak. Na przykład debiut Return to Forever. Dobra płyta, ale do końca mnie nie przekonuje, podobnie jak Timeless Johna Abercrombie. Utwór tytułowy byłby na bank w moim Top 10 utworów ECM - gdybyśmy taką listę robili 😉, ale reszta albumu mnie nie powala.

Dorzuciłbym jeszcze pierwszą Codonę, od której w zasadzie zaczęła się World Music.

Tym bardziej, że wyszła na ECM!

Ciężko wybrać Top Ten ECM? Nie dziwię się. Katalog wytwórni Manfreda, to ponad 1600 płyt. Cztery pierwsze serie, to już jest 800 płyt - 800 płyt z okresu 1969 do 2000 roku - trzy dekady znakomitej muzyki. O właśnie, 1969 rok i pierwsza płyta ECM, czyli Mal Waldron i 'Free at Last' - kto zna płytkę? Nie wiem dlaczego 'Free at Last' jest tak mało 'popularną' płytą wśród fanów ECM?  Kiedykolwiek zagaduję o klimat ECM, nikt nigdy nie wymienia pierwszej płytki w  katalogu wytwórni. Nie wiem o co chodzi?  Najprawdopodobniej ludzie nie znają tej płyty, a szkoda, bo to jest kawał dobrej muzyki.

Parker's Mood

Albo brak na listach ECM Paula Bleya? Przecież to wstyd! Taki sam wstyd, jak i brak płyt Jacka DeJohnette. Do obciachu należy też doliczyć brak Old and New Dreams, ale i tak dobrze, że Top wspomniał o Codona - i to nie tylko pierwsza płyta, bo cała trylogia spokojnie mieści się w Top Ten. A gdzie Surman? Gdzie Corea z A.R.C. i ze swoimi dwoma volumenami 'Piano Impro'? No i gdzie jest Paul Motian? Gdzie on się zapodział? Albo Fryzjer? Gdzie jest Fryzjer, który też strzygł dla ECM? Z tych wszystkich big shots i ich naprawdę dobrych płyt, to brakuje rzeczy Lestera Bowie, Kenny Wheelera, jedynej dla ECM Deweya Redmana ('The Struggle Continues'), Danny Zeitlina z Charlie Hadenem (Time Remembers One Time Only)... więc jak widać, po prostu się nie da! Nie da się wybrać Top Ten ECM. Za dużo dobrych płyt, zdecydowanie za dużo. Myślę, że podobny problem dotyczy Black Saint/Soul Note i DIW.

Parker's Mood

8 godzin temu, toptwenty napisał:

Dorzuciłbym jeszcze pierwszą Codonę, od której w zasadzie zaczęła się World Music.

Tym bardziej, że wyszła na ECM!

Pierwsza Codona jest bardzo fajna, podobają mi się te indiańskie klimaty, chyba w dwóch czy trzech utworach. Następne Codony już takie dobre nie są moim zdaniem. 

Tego Mala Waldrona, o którym pisze Chicago nie słuchałem, ale przesłucham. Mala znam tylko z albumu "The Quest" (1961) i współpracy z Embryo, oraz z albumu, który też na pewno warto przesłuchać, czyli The Call (1971).

Edytowane przez Adi777
5 godzin temu, Chicago napisał:

Kenny Wheelera

u mnie jest na każdej liście, w tym Trójki, nawet jeśli go nie ma 😉

Wspomniany D. Zeitlin też, choć głównie startuje z listy Max Jazz

Z pewnością;

- Always Let Me Go/ Jarretta

- Watercolors/ Travels/ Bright Size Live/ Matheny

- jedna z projektów E. Webera, trudno wskazać, która, może Later That Evening, choć zdaje sobie sprawę, ze tytuł bardziej podyktowany moim sentymentem do jego twórczości

- Trio Live/ Corea, Vitous Haynes

- Universal Syncopations/ Vitous, uwielbiam, choć z naciskiem na vol.1 

- The Complete Rec/ Jarrett

- Litania/ Stańko

- Return To Forever/ Corea

- może Odyssey/ Rypdal

Ciężka sprawa z tą listą, za krótka 😉

 

 

 

oraz z całą pewnością, jako całość ten projekt;

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
3 godziny temu, piano napisał:

- jedna z projektów E. Webera, trudno wskazać, która, może Later That Evening,

Tego też nie znam, ale Kolory Chloe i Żółte Pola bardzo lubię. Sand-Glass jest przekozak utworem 😃

Dawno temu, gdy nie było streamingów i płyty kupowało się za ciężkie pieniądze wyczytałem w Jazz Forum, że Stańko nagrał nową płytę, że jest prześwietna itd. a była to Leosia.

To była moja pierwsza płyta ECM. Tomasz Stańko podpisał mi ją na koncercie. Teraz jest absolutnie najcenniejszą w mojej kolekcji. Teraz dopiero też doceniam tą muzykę.

Płyta jest fantastyczna i nie wiem czy nie jedna z najlepszych płyt mistrza.

Poza tym Soul of Things 

Następnie :

Jan Garbarek - Witchi Tai To 

Ralph Towner - Diary 

Tord Gustavsen Trio - The Other Side 

Dave Holland - Conference of the Birds 

Gary Burton, Chick Corea - Crystal Silence

Keith Jarrett - The Köln Concert.

To są płyty , które mam i lubię a jest jeszcze Jan Garbarek - Rites ale jej czas już dla mnie przeminął. 

Z wytwórni Blue Note czy Verve wybrałbym o wiele więcej. ECM ma swój "sznyt" i czasem jest to dobre a częściej nie.

[mention=74487]Lech W[/mention] Podałeś 8 płyt, czyli jeszcze 2
Sorry, że wtrącę ale po raz kolejny zagotowała się wie mnie krew....

Dla niektórych z nas najwieksza wartością jest posiadanie tych płyt. Pisałem już wiele razy o tym. Nie ilość się liczy. Czasem taka płyta podpisana przez artystę ma znacznie większą wartość niż 10 innych płyt a już napewno nieporównywalnie większą niż 1000 albumów z serwisów streamingowych, które nigdy nie będą Twoją własnością. O zajumanych płytach z torrentów nawet nie chcę wspominać!

Także ten tego....
2 godziny temu, Adi777 napisał:

@Lech W Podałeś 8 płyt, czyli jeszcze 2 😉

Wolę być szczery niż wciskać bajery 😜 ale obiecuję Adi, doczekasz się jeszcze tych 2. Miałem wstawić EST ale to przecież nie ECM tylko wytwórnia konkurencyjna 😊

Edytowane przez Lech W
1 godzinę temu, piorasz napisał:

Czasem taka płyta podpisana przez artystę ma znacznie większą wartość niż 10 innych płyt a już napewno nieporównywalnie większą niż 1000 albumów z serwisów streamingowych, które nigdy nie będą Twoją własnością. O zajumanych płytach z torrentów nawet nie chcę wspominać!

Popieram powyższe stwiedzenie. Muzyki słucham wyłącznie z płyt CD 👌👍

PS. Przez chwilę miałem styczność obcowania z płytami winylowymi. Lecz płyty CD pod względem obcowania z muzyką i dźwiękiem wygrały. 

Edytowane przez mdavis

Dla mnie nośnik nie ma znaczenia mimo posiadania znacznej ilości płyt cd (sporo podpisanych) Obcowałem również z winylem. Plik ma tylko jeden minus - ciężko się na nim podpisać😉😂. Ostatnio kupowałem trochę plików i niektóre są też fajnie wydane oprócz covera posiadają plik pdf z zawartością „książeczki” fizycznego wydania. Interesuje mnie przede wszystkim „treść” muzyczna i emocje jakie wywołuje, a nie to na czym jest nagrana.

 

A, faktycznie, Chicago pisał o TOP 8, mój błąd 🙄

10=8

8=10 

Kuźwa, to jest chyba jakaś wyższa matematyka, a ja z matmy średni byłem.

W dniu 10.02.2022 o 02:08, Chicago napisał:

Old and New Dreams

Potwierdzam.

W dniu 10.02.2022 o 02:08, Chicago napisał:

Kenny Wheelera

Tutaj też. Raczej "Gnu High", ewentualnie "Deer Wan".

 Mal Waldron "Free at Last" przesłuchane. U mnie na TOP 10 by się nie załapał, ale jak Chicago napisał, dobra muzyka.

W dniu 9.02.2022 o 23:16, toptwenty napisał:

Dorzuciłbym jeszcze pierwszą Codonę, od której w zasadzie zaczęła się World Music.

Kiedyś się nad tym zastanawiałem. Kto był pierwszy? Może Oregon?

Tak na marginesie, jeślibyśmy robili TOP 10 ECM, ale nie jazz, tylko ogólnie, to na liście miałbym na pewno Stephana Micusa i "Implosions" (1977). Cudny album.

Kolejna perełka z mojego TOP 10:

 

Dave Holland Quartet - Conference Of The Birds (1973)

Przeciętnemu jazzfanowi Holland bodaj najbardziej kojarzy się ze współpracą z Milesem Davisem. Miał to szczęście, że trafił na niezwykle frapujący okres, gdy trębacz wchodził na elektryczną ścieżkę. Zagrał na fundamentalnych płytach dla fusion (In A Silent Way, Bitches Brew). W 1970 roku poszedł swoją drogą. Związał się z awangardowym kwartetem Circle, a po jego rozpadzie rozpoczął wydawać płyty solowe. Mimo gry z Davisem i popularności fusion postanowił pójść pod prąd i grać to, co interesowało go najbardziej. Tytuł debiutanckiego albumu kontrabasisty został zaczerpnięty z twórczości perskiego poety Farīda ud-Dīn Aṭṭāra. Conference Of The Birds zdecydowanie bliżej do dokonań Circle niż twórczości Milesa Davisa z okresu Bitches Brew. Holland nastawił się na „akustyczne” granie, w dalszym ciągu zamierzał penetrować obszary free jazzowe. Udało mu się zebrać znakomity skład muzyków: Anthony Braxton (przeróżne instrumenty dęte), Sam Rivers (saksofony, flet), Barry Altschul (perkusja, instrumenty perkusyjne). Pomimo faktu, że na albumie zagrało 3/4 składu Circle jest to nieco inna muzyka. Przede wszystkim nie ma tu mowy o jakiejś szerokiej fuzji jazzu nowoczesnego i muzyki współczesnej. Holland zdecydowanie skłania się do tego, aby obracać się w obrębie idiomu jazzowego. Na płycie znalazło się sześć utworów. Trudno którykolwiek wyróżnić, ponieważ cały album prezentuje bardzo wysoki poziom. Nie brakuje na nim niezwykle dynamicznych kompozycji, czasami zagranych w zawrotnym tempie (Interception, See-Saw). To właśnie takie ekspresyjne tematy dominują na wydawnictwie, choć nie brakuje także spokojniejszych, by wymienić tylko prześliczny utwór tytułowy. Kwartet jest doskonale zgrany. Na pewno pomógł w tym fakt, że Holland, Braxton i Altschul intensywnie koncertowali i nagrywali razem w latach 1970-1971 (vide Circle i inne kolaboracje). Sam Rivers doskonale uzupełnia ten jazzowy organizm. Opener Four Winds jest świadectwem tego, że kontrabasista ma nieortodoksyjne podejście do free jazzu. Podobnie jest zresztą w innych utworach. Z jednej strony mamy tu szalone improwizacje, bogactwo środków artykulacyjnych, ostrą dysonansowość faktury (głównie za sprawą dość radykalnych partii Braxtona i Riversa), natomiast z drugiej nierzadko pojawiają się urokliwe melodie. Muzyka jest wprawdzie mocno improwizowana, jednak słychać, że jednocześnie jest tu jakaś wyrazista myśl architektoniczna, dzięki czemu forma nie staje się amorficzna. Choćby z tego względu Conference Of The Birds może zainteresować nie tylko fanów jazzowej awangardy, ale także zwolenników mainstreamu otwartych na eksperymenty.

 





Moja dziesiątka ulubionych płyt wydanych przez ECM zdecydowanie byłaby zdominowane przez płyty, które światło dzienne ujrzały w latach 70. Być może nawet wszystkie pozycje pochodziłyby z tej dekady. Oto jedna z nich:
 
Julian Priester Pepo Mtoto - Love, Love (1974)
 
Julian Priester w latach 1970-1973 był członkiem zespołu Hancocka Mwandishi. Był to jeden z najwybitniejszych zespołów jazzu elektrycznego. Po rozwiązaniu septetu część jego członków na swoich autorskich płytach postanowiła kontynuować eksperymenty. W rezultacie powstały przynajmniej dwa albumy, które bez żadnych wątpliwości możemy zaliczyć do arcydzieł kosmicznego jazzu. „Realization” (1973) Eddie'ego Hendersona to pierwszy z nich, natomiast drugi to… „Love, Love”. Priester miał szczęście do kosmicznych klimatów, wszak wcześniej pracował już z Sun Ra. Słuchając „Love, Love” nietrudno zauważyć, że punktem wyjścia do dalszych poszukiwań były dla puzonisty płyty nagrane z Mwandishi. Podobieństw jest wiele, aczkolwiek trzeba przyznać, że artyście udało się też dodać trochę od siebie. Pierwszą stronę płyty analogowej wypełniły połączone w jedną całość „Prologue/Love, Love”. W sferze metrorytmicznej mocną różną się od dokonań Mwandishi. Ostinatowa partia gitary basowej Rona McClure'a przywołuje skojarzenia z tym, co w tym samym czasie w zespole Milesa Davisa robił Michael Henderson. Repetytywne rytmy tworzą transową atmosferę nadając klimat całości. Najciekawsze są jednak partie dęciaków i różnych instrumentów klawiszowych. To one w dużej mierze decydują o tym, że znowu mamy do czynienia z frapującym jazzowym eksperymentem. Bayete zasiada za elektrycznym fortepianem, natomiast Patrick Gleeson i Julian Priester grają na przeróżnych syntezatorach. Gleeson, który był członkiem Mwandishi, ponownie odpowiada za tworzenie intrygującego tła. Wiele niekonwencjonalnych dźwięków jest generowane właśnie przez jego instrumenty (Arp 2600, Arp Odyssey, Moog). Gdy w 1972 roku puzonista zapoznał się z syntezatorami był do nich nastawiony dość sceptycznie, jednak po usłyszeniu rezultatów pracy Gleesona zmienił zdanie. Na „Love, Love” sam po raz pierwszy zagrał na nich, a rezultaty które osiągnął są naprawdę intrygujące. Priester wykorzystał prototypowy egzemplarz Arp String Synthesizer, dzięki czemu mógł obyć się bez melotronu. Słychać to doskonale w utworze tytułowym, gdy kreuje na swoim instrumencie quasi orkiestrowe faktury, które mogą kojarzyć się nieco z partyturami Gila Evansa. Na drugiej stronie winyla znalazły się połączone w jedną całość „Images/Eternal Worlds/Epilogue”. Ten materiał jest jeszcze bardziej eksperymentalny, na pewno trudniejszy w odbiorze niż strona pierwsza, na której punktem zaczepienia jest gra sekcji rytmicznej. To prawdziwa kosmiczna odyseja, która swoje apogeum osiąga w „Images”. „Eternal Worlds” ma nieco bardziej uporządkowaną strukturę. Bodaj największe wrażenie robią kapitalne partie solowe grane na puzonie oraz rozbudowane aranżacje na dęciaki. Priester nie jest typem autokraty, pozostawia dużo przestrzeni pozostałym muzykom, dzięki temu materiał jest zróżnicowany. Na „Love, Love” wskrzeszona została ponownie atmosfera „dźwiękowego laboratorium”, tak dobrze znana z płyt Mwandishi. Wyśmienity album!


Należało by dodać, że pierwszy utwór "Love Love" był wyraźną fascynacją muzyki Davisa z tamtego okresu. A linia melodyczna gitary basowej też była "zerżnięta" ze znanego albumu nagranego rok wcześniej niż "Love Love". Ciekaw jestem kto zgadnie o jaką płytę mi chodzi (ja nie skojarzyłem go z Ronem McClurem)?
Utwór drugi jest bardziej "autorski" i tutaj bym dał pelne 10/10 właśnie za to.
Muzyka iście z kosmosu!

P.S.
Zrobiłem mały byk. Ta linia melodyczna basu była rok po Love Love, więc sprawa wygląda nieco inaczej. Tak czy siak w latach 74-75 wielu muzyków uprawiało podobny mainstream.

Teraz ja bo obiecałem Adiemu, że jeszcze 2 płyty wyłuskam. Nie , nie mam tych płyt ale słuchałem na streamingach i uważam, że pewnych artystów nagrywających dla ECM nie sposób pominąć.

Jednocześnie przyznam Wam, że ja się bardziej cieszę z fajnych wydań amerykańskich niż z ECM ale co by nie mówić, ECM wydaje płyty o wzorowej realizacji. 

Nie sposób pominąć moim zdaniem

Art Ensemble of Chicago, fantastyczna grupa, trudna muzyka, której łatwo się słucha.

Manu Katche , większość mi się podoba 

oraz jedna z płyt Anouara Brahema. Jakoś tak wpadła mi w ucho. Słuchałem co prawda jeden raz.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

IMG_20220211_201854.jpg

IMG_20220211_201816.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.