Skocz do zawartości

944 płyty

Roger Waters - The Wall Live In Berlin (DVD)

Pod koniec lat '80 w głowie Rogera watersa zrodził się pomysł wystawienia The Wall. Koncert musiał być duży i robić wrażenie - do miejsc branych pod uwagę należały Wielki Kanion oraz... Sahara. Jednakże w związku z przemianami politycznymi zachodzącymi w Europie, w tym z rozspoczynającym się powoli zjednoczeniem Niemiec nadarzyła się okazja zrobienia Mega-Wall w miejscu, gdzie taki show miałby dodatkowe, symboliczne znaczenie. Wybrano Podsdamer Platz - pas ziemi n iczyjej w czasach Berlińskiego Muru. Zaproszono wielu artystów, wśród których znaleźli się m.in. Van Morrison, Bryan Adams, grupa Scorpions, Sinead O'Connor Joni Mitchell i Paul Carrack. Do tego doszli aktorzy - Albert finney, Tim Curry, Marianne Faithful, Thomas Dolby - oraz Rundfunk Orchestra i orkiestra armii radzieckiej (!). Oprócz tego oczywiście grał "standardowy zespół Watersa znany z jego innych koncertów (kilku z tych muzyków widzimy później na In The Flesh). Od poczatku jednak organizacji koncertu napotykano poważne problemy, z których chyba największym było wycofanie się z przedsiewzięcia Erica Claptona. W trakcie przedstawienia też nie było "różowo", zwłaszcza z powodu dwukrotnego odłączenia prądu... . Nie da się natomiast ukryć, że koncert był duży. Wręcz ogromny. Szacuje się, że prtzybyło nań 360-500 tysięcy ludzi, a była jeszcze przecież transmisja telewizyjna do kilkudziesieciu krajów swiata. A jak wyszło?Tak sobie i to po zastąpieniu zepsutych przez awarie zasilania fragmentów poprzez fragmenty nagrane ponownie dzień później lub fragmentem nagranym dzień wcześniej na próbie (obrazona na watersa O'Connor, której wykonanie "Mother" przerwała pierwsza awaria nie zgodziła się na ponowne nagranie). Dlaczego wyszło słabo? To proste - artyści biorący udział w koncercie z reguły nie dawali sobie rady. I nie chodzi tu tylko o to, że gitarzyści nie byli w stanie dorównać Gilmourowi (co jest oczywiste - w końcu Clapton się nie zjawił), ale o to, że większosć z nich nie do końca radziła sobie z tak w sumie trudnym materiałem lub po prostu pajacowali. I tak np wokal w Another Brick... p2 jest momentami nieznośny, a najśmieszniejszym momentem jest gdy Bryan Adams, udający, że gra na gitarze, nagle ją puszcza i jakby nigdy nic przysuwa sobie mikrofon. Potem z powrotem chwyta gitarę i udaje dalej. PO CO TO?!!!! Wymieniłem najwieksze niedociagnięcia, a mniejszych było co nie miara. Ale oczywiście były też plusy - dyrygowana przez Kamena orkiestra grała fajnie, podobnie jak "klawiszowcy" czy perkusista Graham Broad (choć tez raz się porządnie pomylił). No i Thomas Dolby w roli nauczyciela - to było coś :) . Krótko mówiac koncert taki sobie. Czy warto obejrzeć? ja nie żałuję.

The Rolling Stones - Aftermath

"Mother's Little Helper" na otwarciu (w wersji UK), w Stanach dostali "Paint It, Black", ale przede wszystkim #4 "Under My Thumb" :) Od ośmiu lat nie potrafię uwolnić sie od tego kawałka:)

Aerosmith - Honkin' On Bobo

Aerosmith to jakis rock, dosc ciezki. Tsja.. Pewnie tak. Ale plyta 'Honkin' On Bobo' z roku 2004 jest nieco inna. Okladka z harmonijka ustna w pelnej okazalosci oraz tytul sugeruja cos z bluesa. I tak faktycznie jest. Plyta wyraznie kreci sie okolo klimatow chicagowskich - sporo gitary i harmonijki, ostry, elektryczny blues z zabarwieniem aerosmithowym. Fajna, profesjonalna muzka w stylu Blues Brothers ale chyba lepsza. No przynajmniej lepsza gitara i wokal ;-) Czytalem jakas recenzje, ze o bluesie lepiej zapomniec sluchajac tej plyty i ze jest to jeszcze jeden Aerosmith. Bo ja wiem? Dla mnie fajna plyta mila w sluchaniu a numer ' You Gotta Move' wrecz rewelacyjny. Dla narobienia sobie smaku mozecie sprobowac wersji koncertowej Road Runner : http://www.youtube.com/watch?v=LhL-SQG5LQE&mode=related&search= oraz oryginalu: http://www.youtube.com/watch?v=qs8FJergjas&NR=1 ;-)

David Bowie - The Rise and Fall of Ziggy Sturdust and the Spiders From Mars

Ziggy jest wklepany w swiadomosc wielu fanow muzyki rockowej ale takze dla wielu jest moze tylko przezwiskiem jakiegos pilkarza (?). Nie, nie.Tamten to byl Zibi. Ziggy prawdopodobnie przybyl z Syriusza by zabawiac nas swoja muzyka. Mial fajansiasty, silnie blyszczacy stroj, komplene przeciwienstwo dresu, i wszelkie mozliwe preferencje seksualne – cos w co wielu nie wierzy, ze moze byc obecne w reality (patrz wyjasnienia Ojca Rydzyka). Czy zbawienie udalo sie Ziggiemu? Tak. Muzyka jest bardzo ludzka choc nieco pompatyczna i teatralna. Slychac w niej okruszki ze stolu The Beatles, jest cos, co odnajdziemy w calej, takze pozniejszej tworczosci Davida Bowie – charakterystyczna instrumentacja i popadajacy w maniere glos. Bowie ukladajac historie o Ziggym byl w znakomitej formie – kreatywny, czuly na melodie i otwarty na nowe kombinacje instrumentalne. Z pozoru dretwa idea saksofonu grajacego solowki o zdecydowanie gitarowym zacieciu sprawdzila sie na tej plycie znakomicie. Pianinko, akustyczne gitary? Prosze bardzo. Co dziwniejsze, poniewaz tym tropem nie podazyla pozniejsza muzyka dzis odczytujemy te eksperymenty jako swieze i oryginalne. Dodatkowo na przestrzeni calej plyty glos Bowiego zmienia sie jak w kalejdoskopie raz brzmiac smialo to znowy zawodzac w dosc tani sposob. Wydaje sie, ze mozna bylo latwo polec kombinujac tak wiele na przestrzeni tak niewielkiej rozmiarowo plyty ale wszystko skonczylo sie szczesliwie. Ziggy opuscil Ziemie i wrocil na Syriusza a Bowie podazyl swoja droga usmiercajac takze i muzycznie swego nowopowstalego bohatera. Moze szkoda? Jedna z najlepszych plyt lat 70-tych. Jezeli lubicie te czasy Ziggy jest ’must buy’. Co jednak wazniejsze – slucha sie tego i dzis z przyjemnoscia. Rewelka.

Susanne Abbuehl - April

Początek – typowy ECM – ktos straszy za kotara walac w talerze i cymbały. Potem pianinko sugeruje, że bedzie wolno i nastrojowo. Pojawia sie wokal i.. no wlasnie, co to jest?! Poezja? Muzyka? Deklamacja? Z pozornej nicosci muzycznej jednak powoli wyrastają rozkołysane kwiaty – klarnet wykreca krótkie solowki. Nastrój zmienia sie na bardziej ziemski ale wciaz jest deszczowo i skrajnie romantycznie. Susanne niby śpiewa, niby recytuje. Nie wiem czy i komu rekomendowac tą muzykę. Cała płyta jest utrzymana w jednym klimacie cokolwiek by się nie działo. Jest wiele płyt, które albo zabierają całkowicie albo i nie zabierają w ogóle. ’April’ zdecydowanie do nich należy. Jeżeli nadejdzie we właściwym czasie, kiedy jesteście w takim własnie a nie innym nastroju to przeżyjecie coś wielkiego. Jeżeli nie macie czasu na skupienie się może was rozdrażni. Tą muzykę trudno opisać słowami. Jest abstrakcyjna jak kwadraciki Klee. Mi kojarzy sie z chłodem Skandynawii, mgłami, mżawką, szarym niebem zimowym lub co najwyżej kwietniowym (tytul!). Dla niektorych nietrafienie na tą płytę może być jak przegapienie życiowej okazji. Dla innych szęśliwie zaoszczędzoną zlotówką. Intrygujące.

Dream Theater - A Sort of Homecoming

A Sort of Homecoming to album kompilacyjny Dream Theater, nagrany głównie podczas występu w Madison Square Garden. Jak przystało na taką ,,półkoncertówkę'', oprócz standardowych kompozycji zawiera także kilka utworów improwizowanych, m.in. duet na perkusje Mike'a Portnoya i Scotta Rockenfielda czy improwizacja Petrucciego. Płyta głównie dla tych, którzy wolą muzyczne popisy i zachwycanie się dźwiękiem niż liryczne teksty zespołu.

Cassandra Wilson - Randezvous

Dokladnie rzecz biorac plyta jest sygnowana Jacky Terrasson i Cassandra Wilson ale facet nie tak znany zatem umieszczam pod Cassandra ;-) Jacky Terrasson to pianista, na Randezvous dosc czesto takze pianista elektryczny. Kawalki sa standardowe a styl urozmaicony. Ladnie wypadaja utworki bluesowe ale szczerze mowiac szczeglonie podoba mi sie spiewanie tradycyjnych, amerykanskich piosenek typu 'My Ship' Gershwina, ktora to piosenka jest wykonana wprost rewelacyjnie a mile dla ucha pociagniecia na klawiszach dodaja smaku. Swietne! Cassandra ze swoja 'normalna' sekcja jest chyba ciekawsza co do wlasnie owego tla. Muzycy maja wiecej inwencji i lepiej koloruja utwory. Tu wprawdzie jest i kontrabas i perkusja ale tak naprawde liczy sie tylko Jacky Terrasson. Stad dosc inne brzmienie od tego co znamy pod szyldem Cassandra, inne proporcje. Dla tych, ktorzy chca czegos odrobine odmiennego ale z tej samej stajni bedzie to naprawde fantastyczny krazek. W jednej z piosenek spiewanej ciemnym glosem i powaznie jak to u Cassandry nagle ktos jej chyba pokazal banana bo zasmiala sie w glos. Mily akcent na plycie. :-)

Duran Duran - Astronaut

Śliczni chlopcy z lat 80-tych stali sie panami w średnim wieku. Minelo 20 lat i mimo fryzur ’na żółtko’ (posklejane włosy) czy za luźnych strojów widać, że potrącił ich rydwan czasu. Muzyka? Jest rok 2004 zatem jest współcześnie. Troche elektroniki rodem z najnowszych płyt Madonny czy J-Lo. Brzmienie czasami jak ELO czy Moody Blues ale po nowemu. Odrobina funk zmieszana z brzmieniem akustyczno-elektroniczynym tradycyjnych instrumentów (czyt. gitar). Po tym wywodzie pewnie 90% czytajacych powie sobie ’nie, tylko nie to’. Błąd. Płyta jest zaskakująco dobra a to dzięki fantastycznej melodyjnosci i znakomitemu wokalowi. Przyznam się, że w Duran-Duran zawsze podobal mi sie bas, jeden z lepszych jakie możemy spotkać w zespołach rockowych. Ale teraz prócz basu nieźle wypada i nienarzucająca się perkusja oraz elektronika. Dodajmy wokal i niezle melodie - czego chciec więcej? Płyta jest pop-rockowa, utrzymana głównie w średnich tempach ale nie razi ostrością. Do zjedzenia przez praktycznie każdego, także niezbyt osłuchanego człowieka. Dobry prezent dla dziewczyny – potem bedziecie mogli od niej pożyczać Astronaut do przesłuchania ;-) Aaa.. - bym zpomniał. Wiele płyt ostatnio zasadza się na regule – jeden dobry ciągnik a reszta jakoś się sprzeda. Tu jest odwrotnie. Na płycie praktycznie nie ma żadnego super-duper przeboju a jest 12 znakomitych pozycji, z których żadnej nie spiszecie na straty. W każdej jest zas jakiś miły haczyk.

Zero 7 - Simple Things

spokojne łagodne elektroniczne dzwięki. angielskie wiosenne downtempo, dużo zapadających w pamięć melodii, dużo utworów instrumentalnych i bardzo spójny klimat. dla mnie najjaśniejszy punk to 'end theme' na smyszki i perkusje - aranżacyjna rewelacja i jednocześnie świerzy sposób na połączenie klubowych brzmień z klasycznym instrumentarium.

John Zorn - Kristallnacht

zorna rozprawa z własnym pochodzeniem żydowskim. nagrana w rocznice 'kryształowej nocy' (pogrom Żydów w hitlerowskich Niemczech, który miał miejsce w nocy z 9 na 10 listopada 1938) z udziałem najlepszych instrumentalistów. na płycie zagrali m.in. Mark Feldman, Mark Ribot, Anthony Coleman, Mark Dresser, William Winant, David Krakauer i Frank London. całkowicie przejmujący i obłędny komentarz do tych wydarzeń. na płycie czuć atmosferę niezwykłego zaangażowania i determinacji muzyków. płyta bardzo osobista, smutna, miejscami przerażająca, z którą warto sie zapoznać.

Mirt - oh! you are so naive!

solowa płyta mirta, znanego wszystkim zapewne z formacji brasil and the gallowbrothers band. swego rodzaju podróż przez sennych mgliste pejzarze, gdzie bogate tradycyjne instrumentarium łączy się z technikami 'field recordings'. doskonała do jesienno-zimowych spacerów. klimatem przypomina nieco dokonania np pan americana czy paula wirkusa.

Johnny Cash - American III: Solitary Man

Jedna z serii 4 lub jak kto woli 5 plyt Casha. Wydana w roku 2000 ze sporym wkladem Toma Petty i S-ka. Zatem nie jest to surowy Cash z gitara ale nieco wiecej - gitary i klawisze. Plyta jednak nie jest spojna podobnie jak 'Man Comes Around' - piosenki z roznych parafii i wiele coverow. Zwraca uwage poczatek plyty z 'One' U2 czy inna, swietna wersja piosenki Toma Petty & Heartbreakers. Vasago piszac w opnii o plycie 'Man Comes Around', napisal, ze Cash nie potrafi spiewac. Coz, czesciowo sie zgodze - ciekawa barwa barytonu ale glos nie jest jakos specjalnie 'postawiony' i lekko amatorski. Za to Cashowi trudno dorownac w naturalnosci przekazu i sugestywnosci. Cala masa niuansow jego glosu pomaga wczuc sie i przeniesc na druga strone. Jakosc nagrania tylko pomaga. Moze krytyczna opinia kolegi wynika z faktu, ze sprzet za 200 zl ma klopoty z dotarciem do 'duszy'. A dusza na tej plycie jest obecna. W sumie bardziej zwarta i mniej kontrowersyjna plyta niz American IV. To dobrze i niedobrze jednoczesnie.

David Gilmour - On An Island

Krotko: fenomenalna płyta! Przemyślany album przygotowany z dużą starannością, maksymalnie dopracowany, a zarówno teksty, jak i muzyka to najwyższa liga. Mocne rockowe brzmienie połączone z bluesem i partiami orkiestrowymi tworzą spójną całość, której można słuchać w nieskończoność.

Dream Theater - Metropolis pt 2: Scenes From a Memory

Pierwsza plyta zespolu jaka mialem okazje uslyszec - w pierwszym odczuciu - zbyt dziwna by dalo jej sie posluchac wiecej niz raz, po kilku miesiacach i ponownym siegnieciu do tego wykonawcy - jedna z najlepszych plyt jakie slyszalem. Pod wzgledem kompozycji moznaby znalezc lepsze - chociazby poprzedzajacy Awake lub Change Of Seasons, ale pod wzgledem zgrania calosci - nie do przebicia. Concept Album, ktory opowiada spojna historie poczawszy od Regression az do Finally Free. Momenty pelne dramatyzmu i tekst ktory jest wart przeczytania.

Katie Melua - Pictures

Wybierałem tą płytę w ciemno. Wiadomo Katie Melua, więc nie będzie zawodu. I chyba dlatego się jej słucha, bo to Katie Melua. Patrząc surowo to jest ogólnie troszkę nudno, czasami zbyt monotonnie, grzecznie - taka zachowawcza płyta, żeby nikomu nie podpaść. Są naturalnie 2-3 utwory mające szanse zaistnieć na listach przebojów ale jestem przekonany, że stanie się tak tylko dlatego, że wykonuje je Katie, a nie dlatego że są przebojami na miarę "Spiders Web" czy znanego wszystkim "Nine million bicycles". Jest mimo wszystko w niej kontynuacja poprzednich dwóch płyt. Charakter muzyki, troszkę podobny klimat. Jest mniej czaru ale na pewno miłośnicy tej artystki będą zadowoleni (choć nie zachwyceni).

Black Sabbath - Paranoid

Bardzo charakterystyczny album, który ugruntował pozycję zespołu w tamtych czasach (zresztą nadal jeden z najsłynniejszych albumów wszech czasów). Przygniatające riffy, charyzmatyczny głos Osbourne'a, hiciory takie jak War Pigs, Paranoid, Iron Man, Electric Funeral. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chciałby zapoznać się z twórczością zespołu oraz dla osób chcących posłuchać dobrze zrealizowanej płyty-można potestować sprzęt na tym :)

Madeleine Peyroux - Careless Love

Jak smakuje odgrzewany kotlet schabowy z kapustą, podany w super knajpie? Prawdopodobnie tak, jak ta płyta - całkowicie wtórna w sensie muzycznym, ale opakowanie pierwsza klasa! Na tle country w wykonaniu N.Jones i topowej wokalistki wszystkich krawaciarzy i japiszonów D. Krall pani MP jawi się jako jasno świecąca gwiazda. Ogromną zaletą tej płyty jest bezpretensjonalość i pewien luz w podejściu do grania, śpiewania. A że to już wszystko słyszeliśmy? Billy, Ella i dużo Bessie Smith w wersji 'opakowania zastępczego'. Z tym, że to opakowanie zastępcze to nie szary papier, a eksluzywny papier kredowy.

Black Sabbath - Paranoid

Jeden z najlepszych albumów rockowych, hard-rockowych, metalowych. Bez tej płyty nie byłoby trashu i wszystkich późniejszych odmian metalu. Nie byłoby grunge'u , nie byłoby Nirvany... Genialna mieszanka riffów, solidnej pompującej sekcji i diabelnego głosu Ozzy'ego. Teksty może nieco grafomańskie, ale czy za to nie za to ich kochamy? Nie wyobrażam sobie żadnej kolekcji rockowej bez tego albumu. Dla mnie to jedna z najważniejszych płyt w moim życiu.

Black Sabbath - Paranoid

To jakas paranoja! Tak mowimy kiedy wpadamy w absurdalna sytuacje. Black Sabbath jednak nie ma wiele wspolnego z absurdem. Wrecz przeciwnie – muzyka na tym albumie jest skrajnie prosta i gdyby nie data wypuszczenia na rynek – 1971 – mozna by powiedzic, ze prymitywna. Porownanie z dokonaniami pierwszych kapel punkowych z drugiej polowy lat 70-tych oraz z bardziej wyrafinowanym rockiem typu Led Zeppelin plasuje ten album gdzies posrodku pierwszej ligi sceny muzycznej tych lat. Nawiazuje do muzyki punk bo mamy tu podobnie czyste rozwiazania czytelne nawet dla ludzi o slabo pomarszczonych mozgach polaczone z pewna lekkosc w serwowaniu dan. W sumie milo sie slucha a mimo ciezkiego z pozoru brzmienia tak naprawde jest schludnie i grzecznie. Sterylnosc nagrania powoduje, ze widac ograniczenia muzyczne chlopcow ale w tym przypadku jest to raczej atut niz strata – wole kiedy gra sie to co sie potrafi nawet kiedy niewiele sie potrafi niz porywa sie z motyka na slonce ;-). Fajny wokal Ozzyego wydaje sie nieco demoniczny choc nie ma urody na przyklad pana z Grand Funk Railroad czy Roberta Planta. Za to po dodaniu ech i poglosow calosc brzmi szlachetniej niz banal jaki dostali panowie w studio. Black Sabbath mial swoja chwile w historii i zajal nowe tereny glownie za sprawa pewnosci siebie i mlodzienczej arogancji. Ktos moze nawet powie, ze wytyczli nowa sciezke. Z czasem jednak ich czysto muzyczne walory czy raczej ich brak spowodowal, ze ta muzyka zestarzala sie i jest dzis raczej podroza sentymentalna niz warta poswiecenia glebszej uwagi klasyka. Zakladajac, ze nie znali amerykanskiej muzyki z przelomu lat 60/70 i dodajac niezwykla popularnosc tej plyty mozna dac ocena bardzo dobra. Dzis jednak jest ona raczej ostemplowanym znaczkiem na wyblaklej kopercie niz realnym odzwierciedleniem tego co dostajemy kupujac ta plyte.

Jan Garbarek - Witchi-Tai-To

Jedna z najlepszych płyt z udziałem Garbarka (tym razem w kwartecie Bobo Stensona). Nie piszę, że najlepsza, bo to tak, jakby powiedzieć "zawsze" albo "nigdy", ale tylko dlatego... No, ale do rzeczy; osobiście uważam, że Garbarka najlepiej słuchać tam, gdzie wtapia się w zespół innych wymiataczy; kiedy ma za dużo miejsca, to albo popada w patos, albo przynudza. Tutaj jest go dokładnie tyle, ile trzeba. A sama muzyka? Coś na kształt podróży z wyjściem na wysoką górę, odtańczeniem tanga na szczycie i zejściem już jako inny ktoś. Pięć utworów to w tym przypadku proporcja doskonała: początek, rozwinięcie, dzikie a zwycięskie apogeum, zejście i obfite podsumowanie. A co najważniejsze- kończy się tęsknotą za kolejną wyprawą. Przygoda na 102! Nad jednym można się zastanowić tak zupełnie a'propos- momentami Garbarek gra w stylu podobnym do Michała Lorenca, i to z wcześniejszych płyt tego drugiego. Żaden problem, bynajmniej, tak tylko sobie głośno myślę...i polecam absolutnie w ciemno!

  • Najnowsze wszędzie

    faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.