Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Co za kraj,czy kiedykolwiek nabierze znaczenie słowo "odpowiedzialność" ?

Po dzisiejszej lekturze dochodzę do wniosku,że chyba nigdy to nie nastąpi.

W zasadzie, to trudno się nawet odnieść do cytowanej poniżej historyjki egzaminu na prawo jazdy.

Zamieszczajcie w tym temacie wszelkie kretyństwa jakie was spotykają,spotkały w temacie motoryzacyjnym.

 

"Dla Justyny to było drugie podejście do egzaminu na prawko. Najbardziej obawiała się jazdy po placu, zwłaszcza parkowania równoległego.

 

 

 

Ale bez problemu zaliczyła wszystkie manewry. Zadowolona wyjechała na miasto. Niespodziewanie na ul. Narutowicza w Łodzi egzaminator przerwał egzamin i wystawił negatywną ocenę.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

- To było przy ul. Wschodniej. Jechałam prosto, egzaminator nie wydał żadnego polecenia. Zapytałam, dlaczego oblałam. Usłyszałam, że minęłam znak, nakazujący skręt w prawo - opowiada Justyna. - Uznałam, że egzaminator wie co mówi. Potem wszystko opowiedziałam instruktorowi, który uczył mnie jeździć. I okazało się, że oblałam niesłusznie.

 

Przy ul. Narutowicza rzeczywiście stoi nakaz skrętu w prawo we Wschodnią. - Jednak obowiązuje od godziny 14 do 17. W innych porach można jechać prosto - przyznaje Tomasz Klimczak, rzecznik Zarządu Dróg i Transportu w Łodzi.

 

Egzamin Justyny odbywał się o godz. 10. Mieczysław Karbowańczyk, instruktor nauki jazdy, jest przekonany, że egzaminator nie miał prawa go przerywać za to, że dziewczyna pojechała prosto. - To skandal, że on nie zna przepisów - mówi instruktor.

 

Dotarliśmy do egzaminatora dziewczyny. Ryszard Mieszczyński przyznał, że oblał dziewczynę niesłusznie. - Ale każdy ma prawo się pomylić - wypalił z rozbrajającą szczerością. - Teraz mogę tylko przeprosić kursantkę. Ale do niedawna w tamtym miejscu był nakaz skrętu w prawo, obowiązujący w godz. 8 - 18. Nie zwróciłem uwagi, że to się zmieniło. Gdyby kursantka zwróciła mi uwagę, nie przerwałbym egzaminu. Ale ona nic nie powiedziała. Napisy na tabliczce pod znakiem są małe i niezbyt widoczne.

 

Mieszczyńki dodaje, że Justyna popełniła inne błędy podczas jazdy. - W sumie było ich kilka. Nie chcę ich dokładnie opisywać, ale były - dodaje egzaminator.

 

Dziewczyna szykuje pisemną skargę. Ale nawet jeśli Urząd Marszałkowski ją uzna, Justyna i tak będzie musiała powtórzyć egzamin. - To dla mnie dodatkowy stres. Czyli i tak ja zostanę ukarana. Prawo jazdy już powinnam mieć w ręku - denerwuje się dziewczyna.

 

Łukasz Kucharski, szef Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego, zapowiada dyscyplinującą rozmowę z egzaminatorem. - Kategorycznie potępiam takie zachowania egzaminatorów - podkreśla. - Egzaminator musi bezwzględnie znać przepisy.

 

Co miesiąc do Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi trafia od 20 do 30 skarg na przebieg egzaminu na prawo jazdy. Niespełna co dziesiąta z nich zostaje uznana za zasadne. Łódź należy do niechlubnej czołówki w kraju pod względem liczby skarg. Na inne ośrodki w Polsce wpływa zaledwie po kilka zażaleń miesięcznie. "

Odnośnik do komentarza
https://www.audiostereo.pl/topic/72961-idiotyzmy-motoryzacyjne/
Udostępnij na innych stronach

Co za kraj,czy kiedykolwiek nabierze znaczenie słowo "odpowiedzialność" ?

Dopóki egzaminator będzie finansowo zainteresowany ilością egzaminów, będzie oblewanie za każdą głupotę którą sobie zmyśli.

Ja zdawałem egzamin u normalnego instruktora nauki jazdy i całość z tylnego siedzenia nadzorował funkcjonariusz odpowiedniego oddziału policji w trakcie normalnych godzin swojej pracy.

Atmosfera zdecydowanie zdrowsza i odsetek ludzi niezdających nieporównywalnie mniejszy jak przy systemie polskim.

Tak,ale czy też w przypadku ewidentnej pomyłki egzaminatora,egzamin nie powinien być uznany za zdany?

Jeżeli traktować całą hecę z prawami jazdy poważnie, to nie powinien - egzaminowany nie wykazał się wszystkimi niezbędnymi umiejętnościami. Pomyłka egzaminatora na samym początku mogłaby wypuścić na drogę totalnego kretyna który np. nie wie co to przejście dla pieszych.

Tak,ale czy też w przypadku ewidentnej pomyłki egzaminatora,egzamin nie powinien być uznany za zdany?

powinien byc uznany za zdany, egzaminator wpisal jaki bład popelnila zdajaca do protokolu egzaminu, to on zle zinterpretowal znak drogowy wiec nie bylo bledu po stronie zdajacej, jednak uznanie jazdy prawidlowej za blad spowodowalo przerwanie egzaminu i niezaliczenie go, ze chamstwo esbeckie kazalo powtarzac egzamin to sie nie dziwie jednak, jesli juz to powinna dziewczyna powtarzac egzamin na koszt wordu , ale to chamowi z wordu nie przyszlo nawet do glowy, to jest polska....w normalnej sytuacji cham esbecki ( czesto znajduja zatrudnienie w takich przybytkach zaleznych od wladzy) powinien przeprosic dziewczyne, wreczyc jak za starych czasow gozdziki i prawo jazdy....

Home is where the needle marks try to heal my broken heart...

o ile mnie pamięć nie myli, decyzja egzaminatora jest nieodwołalna, tj. jeśli w protokole napisał "Egzamin niezdany" to egzamin jest niezaliczony nawet w przypadku błędu tegoż urzędnika. Odwołanie się od negatywnego wyniku daje tylko możliwość darmowego (na koszt word/pord/mord) kolejnego podejścia do sprawdzianu.

 

na osłodę trochę humoru:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Edytowane przez marcinw899

w aucie sa 2 kamery i zawsze mozna wystapic o sprawdzenie

jesli cos w koncu udowodni to i tak chyba zyska /opłata i czas oczekiwania na ponowny/

WORD ma zarabiac to jedyna idea tej instytucji bardzo rozwinieta przez poprzednika -Skowrońskiego ktory teraz reformuje inny równie zaszczytny sektor podlegajacy pod samorzad :)

Szanuj zdrowie należycie, bo jak umrzesz, stracisz życie

Idiotyzmy motoryzacyjne w naszym kraju:

 

- Obecne "uspokajanie ruchu" zwężanie dróg, wysepki, krawężniki - tak że czasem przez 2km nie da się wyprzedzić rowera, traktora czy sielskiej scenki holowania na lince. Przez miasteczko w pobliżu przechodziła szeroka droga, umozliwiająca przepisowe wyprzedzanie rowerzysty z odstępem 1m jednocześnie z mijaniem ciężarówki. Jeżdżę tamtędy od lat i nigdy nie widziałem wypadku na owej drodze. Teraz "uspokoili ruch" i dwa tygodnie po skończeniu robót przejeżdżałem obok karambolu na 4 samochody. Nie trzeba być jasnowidzem żeby przewidzieć trupy wśród rowerzystów.

 

- Karanie prawie wyłącznie za prędkość, podczas gdy często widzimy "motocykle" z przepalonymi lewymi światłami, "szczepany" z czterośladowością (ostatnio często spotykane), źle ustawione światła, jak i całą masę naprawdę groźnych i idiotycznych zachowań na drodze - wyprzedzanie na czołowe, wjazd na skrzyżowanie bez możliwości zjazdu, lewoskręt bez kierunkowskazu jak kuniem - "odsie - ksobie".

 

- Lepery zwalniające. Życzę instalatorom bolesnego zawału i jazdy karetką po tych wynalazkach. No i wielu odgłosów hamowania, uderzeń kół i przyspieszania - jeżeli inicjatywa wyszła od mieszkających obok.

 

- Niemożność szkolenia syna przez ojca. Może i niefachowca, ale mającego jedną przewagę - jemu zależy żeby wyszkolić dobrze, no i ma tak jakby więcej godzin do dyspozycji bez wielkich kosztów. Natomiast instruktorzy w warunkach konkurencji ceną troszczą się głównie o trwałość sprzęgła. Spotkałem się z przypadkiem osoby z odruchem gaszenia silnika w sytuacjach stresowych na drodze po takim "szkoleniu". Do tego dokłada się idiotyczne podwyższanie wieku dopuszczenia do jazdy. Wystarczy spojrzeć na zawodowych tenisistów żeby zobaczyć co daje uczenie odruchów za młodu. Dlatego system "od 15 do 18 lat tylko pod opieką dorosłego kierowcy" nie byłby wcale taki głupi, tylko spora część instruktorów straciłaby pracę...

Pozwolę sobie dorzucić coś z mojej perspektywy emigranta odnośnie szkolenia kierowców. Mimo wszystkich utyskiwań na jazdę Polaków nie jest imho źle. Mieszkam w Belgii i biorąc "umiejętności" kierowców tutaj za punkt odniesienia w PL jest nawet bardzo dobrze. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Przykłady braku podstawowych informacji nt. ruchu drogowego, umiejętności czy zwykłego po prostu myślenia za kierownicą mógłbym mnożyć. To wszystko wspominam w kontekście ewentualnych zmian w szkoleniu kierowców. Obecny system w PL, przyznaję, nie jest idealny. Niemniej zastanawiam się, jak sprawdziłoby się szkolenie kierowców przez rodziców. Biorąc pod uwagę liczbę niedzielnych kapeluszników na drogach, a także liczbę kierowców, którzy nie mają ani wystarczająych umiejętności ani wiedzy by bezpiecznie i sprawnie poruszać się po drogach wątpię, czy byliby oni w stanie kompetentnie szkolić nowych kierowców. Byłoby to po prostu powielanie i multiplikowanie błędów rodziców. W średnim-długim okresie poziom jazdy po prostu by się znacznie obniżył. Tak właśnie jest tu w Belgii, gdzie najpierw prawo jazdy wydawano na wniosek, bez egzaminu (lata '70), a potem, Ci 'kierowcy' dostali prawo szkolić młodych adeptów. Taki adept, po zdaniu teorii może sam przez rok jeździć autem do czasu egzamu praktycznego. Wierzcie mi, że to nie jest dobre rozwiązanie - to co się obserwuje na drogach, to po prostu szok. Skręcanie w prawo, przy włączonym kierunkowskazie w lewo przestałem liczyć po 10 przypadku. Samochody wjeżdżające okrakiem na autostradzie na metalowe barierki zdarzają się często. Nad tunelami w mieście są normalne skrzyżowania - kilka razy zdarzały się przypadki, że auto po prostu spadło do tunelu, przygniatając inne pojazdy w ruchu... Itd. itp. To jest właśnie konsekwencja liberalizacji szkoleń.

Edytowane przez romekjagoda

Powrót po dłuższej przerwie...

>> romekjagoda 26-10-2010 10:48

 

Zgaduję że w Belgii jest jednak znacznie mniej wypadków, zwłaszcza śmiertelnych na przejechany milion km. Drogi lepsze, kraj mniejszy. To zwyczajnie rozleniwia. Do tego mają tam sporą liczbę wyznawców.

 

BTW - polscy instruktorzy wcale nie szkolą w takich rzeczach jak unikanie / zachowanie się w poślizgu, czy jazda autostradą z dużą prędkością. Oni tylko uczą zdać egzamin na miejskich uliczkach. Dlatego osobiście przypisałbym jednak lepsze umiejętności polskich kierowców praktyce w trudnych warunkach.

>> romekjagoda 26-10-2010 10:48

 

Zgaduję że w Belgii jest jednak znacznie mniej wypadków, zwłaszcza śmiertelnych na przejechany milion km. Drogi lepsze, kraj mniejszy. To zwyczajnie rozleniwia. Do tego mają tam sporą liczbę wyznawców.

 

BTW - polscy instruktorzy wcale nie szkolą w takich rzeczach jak unikanie / zachowanie się w poślizgu, czy jazda autostradą z dużą prędkością. Oni tylko uczą zdać egzamin na miejskich uliczkach. Dlatego osobiście przypisałbym jednak lepsze umiejętności polskich kierowców praktyce w trudnych warunkach.

 

 

Właśnie sprawdziłem: dobrze zgadujesz. Wg EU

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Polska ma 142 ofiary śmiertelne na milion ludności, Belgia 88 (btw. jesteśmy na poziomie Rumunii). Drogi mają tu pewnie duże znaczenie. Niemniej, subiektywna ocena umiejętności kierowców tutaj a w PL jeste na korzyść PL. Tyle moge powiedzieć. Aby uwierzyć, trzebaby zobaczyć i pojeździć tu trochę samemu. Ale ok, to OT.

 

Pozostaje pytanie: czy szkolenie adeptów przez rodziców jest dobrym rozwiązaniem? Osobiście widze wiele jego wad i jestem sceptyczny.

 

Lepszym rozwiązaniem imho jest system niemiecki z bazą centrów lokalnych ADAC gdzie prowadzi się specjalistyczne szkolenia np. wychodzenia z poslizgu, etc. których ukończenie daje zniżki w ubezpieczeniach. Sam korzystałem z treningu na moto w ADAC i mam b. pozytywne wrażenia.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez romekjagoda

Powrót po dłuższej przerwie...

Pozostaje pytanie: czy szkolenie adeptów przez rodziców jest dobrym rozwiązaniem? Osobiście widze wiele jego wad i jestem sceptyczny.

A ja jestem zwolennikiem. U mnie w rodzinie bliższej i dalszej widzę dużą różnicę w liczbie zaliczonych kolizji między takimi co jeździli pierwszy rok - dwa pod kierunkiem ojca jego samochodem, a tymi co po zrobieniu prawka od razu śmigali sami. Może jest to kiepska statystyka, ale lepszej nie znam.

 

Dodając jeszcze całkowitą fikcję obecnego systemu - 30 godzin to nie nauka, z kolei więcej sprawiłoby że ludzie zaczną jeździć bez prawka (już coraz popularniejsze), mamy jednak argument za systemem z nauką przez jazdę pod opieką. Głównym argumentem przeciwko byłaby chyba sprawiedliwość społeczna - co jak ktoś nie ma tatusia chętnego do instruowania. BTW - ludzie naprawdę nie są totalnie głupimi bydlętami, i jeżeli siedzą w samochodzie mogąc zginąć razem ze swoim dzieckiem, myślę że uważać będą. Prawdę powiedziawszy może nawet ojciec się nieco douczy przy takiej okazji. Robiłem kiedyś za quasi-instruktora - pomagając w powrocie na drogę osobie z prawkiem, ale i długą przerwą. Nie powiem - cenne doświadczenie.

A ja jestem zwolennikiem. U mnie w rodzinie bliższej i dalszej widzę dużą różnicę w liczbie zaliczonych kolizji między takimi co jeździli pierwszy rok - dwa pod kierunkiem ojca jego samochodem, a tymi co po zrobieniu prawka od razu śmigali sami. Może jest to kiepska statystyka, ale lepszej nie znam.

 

Misimor, ale w tym punkcie się z Tobą zgadzam - mnie też rodzice od razu nie dali kluczyków i uważam, że to bardzo procentuje. Ale to jest szlifowanie. Może dobrym rozwiązaniem byłby wymóg przejeżdżenia pierwszego roku po zrobieniu prawka zawsze z kimś kto sam ma prawko od min. powiedzmy 5 lat..? nie wiem. Ale zgadzam się z Tobą.

 

Dodając jeszcze całkowitą fikcję obecnego systemu - 30 godzin to nie nauka, z kolei więcej sprawiłoby że ludzie zaczną jeździć bez prawka (już coraz popularniejsze), mamy jednak argument za systemem z nauką przez jazdę pod opieką. Głównym argumentem przeciwko byłaby chyba sprawiedliwość społeczna - co jak ktoś nie ma tatusia chętnego do instruowania. BTW - ludzie naprawdę nie są totalnie głupimi bydlętami, i jeżeli siedzą w samochodzie mogąc zginąć razem ze swoim dzieckiem, myślę że uważać będą. Prawdę powiedziawszy może nawet ojciec się nieco douczy przy takiej okazji. Robiłem kiedyś za quasi-instruktora - pomagając w powrocie na drogę osobie z prawkiem, ale i długą przerwą. Nie powiem - cenne doświadczenie.

 

I ponownie się zgadzam. obecny system szkolenia jest niewydajny i korupcjogenny. Ale jak pisałem - doświadczenia z Belgii dają mi podstawy wątpić w szkolenie na kierowców przez niekompetentnych kierowców. To nie jest jedyna alternatywa. Można odłączyć korupcjogenne kroplówki od systemu szkolenia przez instruktorów, wprowadzić modyfikacje, by egzaminatorzy nie ulewali masowo kandydatów, etc. I jestem przekonany, że Twoja wiara w mądrość ludzką zostałaby poważnie wstrząśnięta, gdybyś pojeździł miesiąc po Brukseli.

 

Też pomagałem komuś wrócić za kółko. Ponadto, po 10 latach w puszce zrobiłem ponownie prawko na motocykl. Też cenne doświadczenie. Co do douczania się ojca to jestem jednak sceptyczny - mam to doświadczenie z moim ojcem za sobą ;-) i nie było pozytywne. Skutkowało ... hmm konfliktami, kłótniami o rację i przepisy ;-))))

Edytowane przez romekjagoda

Powrót po dłuższej przerwie...

Można odłączyć korupcjogenne kroplówki od systemu szkolenia przez instruktorów, wprowadzić modyfikacje, by egzaminatorzy nie ulewali masowo kandydatów, etc.

Marzenia ściętej głowy - zwłaszcza w Polsce gdzie pojęcie "konflikt interesów" w świadomości publicznej w ogóle nie istnieje, a prawo z danej dziedziny jest na etapie legislacyjnym bez żenady konsultowane z, albo wręcz pisane przez - tych którzy będą potem na nim zarabiać. Taki sobie systemik cechowy.

No, i kto ma rację?

 

"Jest skuteczniejsza od najdoskonalszych laserowych "suszarek", stacjonarnych i przenośnych fotoradarów. Każdy, kto jeździ po naszych drogach często i szybko, prędzej czy później ma do czynienia z tajną bronią policji. Wideorejestrator w nieoznakowanym radiowozie, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od cywilnego auta, to broń zabójcza dla portfeli, a niekiedy również praw jazdy drogowych piratów. Czy policja używa jej legalnie?

 

Oczywiście, nie można zakwestionować legalności prowadzenia kontroli prędkości. Wątpliwości kierowców budzi jednak sposób jej wykonywania. Policyjny wideorejestrator, zamontowany w "cywilnym" aucie przez dziesiątki minut może rejestrować kolejne wykroczenia, które popełnił jadący przed lub za nim kierowca.

 

Policja prowokuje kierowców?

 

Wielu zatrzymanych, którzy wpadli w taką zasadzkę twierdzi, że zostali sprowokowani do szybkiej jazdy. - Raz dałem się nabrać, radiowóz, z ukrytym wideorejestratorem jechał znacznie wolniej niż pozwalały przepisy - przypomina sobie Andrzej Pawlikowski, kierowca z wieloletnim stażem. - Specjalnie spowalniał ruch czekając na naiwniaka. Niestety trafiło na mnie.

 

 

Zdarzają się sytuacje w których samochód jest "śledzony" przez kilka kilometrów, a nieoznakowany radiowóz podjeżdża blisko filmowanego pojazdu, "skłaniając" kierowcę do coraz szybszej jazdy, a w efekcie do łamania kolejnych przepisów. Bywa też, że kierowca auta z policyjną kamerą jedzie agresywnie, skacząc z pasa na pas, wyprzedzając kolejne samochody w oczekiwaniu na młodego kierowcę, który przyjmie ten sam styl jazdy i da się wciągnąć w niebezpieczną grę. Czy policjanci w tajnych radiowozach prowokują kierowców? - Opisane zachowanie policjanta nie mieści się w granicach przewidzianych przez prawo i może dodatkowo wywołać zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym - komentuje mecenas Roman Nowosielski. - Po drogach poruszają się nie tylko kierowcy z dużym doświadczeniem, ale również osoby które od niedawna mają prawo jazdy. Mogą przestraszyć się opisanych zachowań policjantów i wykonać błędne manewry, które mogą doprowadzić do tragicznych konsekwencji .

 

Zdaniem policji, takie praktyki nie mają miejsca. - W określonych przypadkach, zwłaszcza przekroczenia dozwolonej prędkości, policjanci dostosowują prędkość pojazdu służbowego do prędkości kierującego, popełniającego wykroczenia aby zarejestrować naruszenie przepisów oraz podać sygnał do zatrzymania - wyjaśnia naczelnik wydziału nadzoru i koordynacji Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji, podinsp. Józef Syc.

 

W sytuacji, gdy radiowóz nie korzysta w ruchu z uprzywilejowania, czyli z sygnałów dźwiękowych i świetlnych jest zwykłym uczestnikiem ruchu. To oznacza, że policjanci również dopuszczają się wykroczenia. Jednak policja tłumaczy takie zachowanie wyższą koniecznością - W tym przypadku celem nadrzędnym jest ujawnienie sprawcy wykroczenia i natychmiastowe powstrzymanie go od narażania innych uczestników ruchu na niebezpieczeństwo - dodał Syc.

Biuro Ruchu Drogowego KGP wyjaśnia, że w takich okolicznościach policjanci podlegają wyłączeniu odpowiedzialności za wykroczenie w myśl zasady obowiązującej w prawie karnym i w prawie o wykroczeniach: "kto działa w ramach norm prawnych, nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za wykroczenie, chociażby jego czyn wyczerpywałby formalnie znamiona jakiegoś wykroczenia".

 

- Nie można kwalifikować tego jako wykroczenia. W przeciwnym wypadku, gdyby łamiący przepisy kierujący uciekał łamiąc zasady ruchu drogowego, a policjanci winni byli je bezwzględnie przestrzegać, nigdy by go nie dogonili - przyznaje mecenas Roman Nowosielski.

 

Jak informuje KGP, stanowisko policji zostało potwierdzone w lutym 2009 r. wyrokiem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, który orzekał w sprawie przeciwko policjantowi, pełniącemu służbę za kierownicą tajnego radiowozu z wideorejestratorem. W uzasadnieniu tego wyroku, sąd zaznaczył m.in., że poruszanie się przez policjanta ze znacznie większą niż dopuszczalna prędkością było zasadne, ponieważ istniała realna szansa dogonienia pojazdu i zarejestrowania popełnionego przez kierowcę wykroczenia. - Ze stanowiskiem KGP nie sposób się zgodzić, ponieważ wyrok sądu bydgoskiego dotyczy poruszania się pojazdem nieoznakowanym z nadmierną prędkością, co u kierowcy "gonionego" samochodu mogło wywołać przeświadczenie, że jest on przedmiotem agresywnego zachowania osób nieuprawnionych - mówi mecenas Roman Nowosielski.

 

Zdaniem prawnika, gdyby policjanci zawczasu zasygnalizowali swoją tożsamość poprzez włączenie odpowiednich świateł i sygnałów dźwiękowych, sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyż każdy uczestnik ruchu drogowego byłby zobowiązany uwzględnić ich zachowanie na jezdni i właściwie zareagować.

 

Naczelnik wydziału nadzoru i koordynacji Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji przyznaje, że funkcjonariusz kierujący radiowozem z wideorejestratorem nie może wykonywać manewrów, które potencjalnie skutkują stworzeniem zagrożenia bezpieczeństwa dla innych uczestników ruchu, lub prowokują kierujących do zachowania niezgodnego z prawem.

 

Niewątpliwie policjantom wolno kontrolować kierowców, a z użyciem "ukrytej broni" w postaci samochodowego wideorejestratora kontrola ta staje się jeszcze skuteczniejsza, pozwalając na ukaranie mandatem lub nawet utratą prawa jazdy wielu drogowych piratów. Otwartym pozostaje pytanie, czy funkcjonariusze stosują czasem wobec kierowców prowokacje, a jeśli tak - czy mają do nich prawo?"

No, i kto ma rację?

 

"Jest skuteczniejsza od najdoskonalszych laserowych "suszarek", stacjonarnych i przenośnych fotoradarów. Każdy, kto jeździ po naszych drogach często i szybko, prędzej czy później ma do czynienia z tajną bronią policji. Wideorejestrator w nieoznakowanym radiowozie, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od cywilnego auta, to broń zabójcza dla portfeli, a niekiedy również praw jazdy drogowych piratów. Czy policja używa jej legalnie?

 

Oczywiście, nie można zakwestionować legalności prowadzenia kontroli prędkości. Wątpliwości kierowców budzi jednak sposób jej wykonywania. Policyjny wideorejestrator, zamontowany w "cywilnym" aucie przez dziesiątki minut może rejestrować kolejne wykroczenia, które popełnił jadący przed lub za nim kierowca.

 

 

 

Frank, ano właśnie nie może sobie taki radiowóz jechać 20 km i rejestrować kolejnych wykroczeń. Po pierwszym wykroczeniu zobowiązany jest zatrzymać delikwenta. Zapadł w tej sprawie precedensowy wyrok bodajże we Wrocławiu, w którym sąd tak się wypowiedział dodając ponadto, że cywilny radiowóz jest autem cywilnym i nieuprzywilejowanym, bo nie wysyła sygnałów dźwiękowych lub świetlnych, dlatego nie może pędzić za delikwentem łamiąc przepisy.

 

Policja prowokuje kierowców?

 

Wielu zatrzymanych, którzy wpadli w taką zasadzkę twierdzi, że zostali sprowokowani do szybkiej jazdy. - Raz dałem się nabrać, radiowóz, z ukrytym wideorejestratorem jechał znacznie wolniej niż pozwalały przepisy - przypomina sobie Andrzej Pawlikowski, kierowca z wieloletnim stażem. - Specjalnie spowalniał ruch czekając na naiwniaka. Niestety trafiło na mnie.

 

 

Zdarzają się sytuacje w których samochód jest "śledzony" przez kilka kilometrów, a nieoznakowany radiowóz podjeżdża blisko filmowanego pojazdu, "skłaniając" kierowcę do coraz szybszej jazdy, a w efekcie do łamania kolejnych przepisów. Bywa też, że kierowca auta z policyjną kamerą jedzie agresywnie, skacząc z pasa na pas, wyprzedzając kolejne samochody w oczekiwaniu na młodego kierowcę, który przyjmie ten sam styl jazdy i da się wciągnąć w niebezpieczną grę. Czy policjanci w tajnych radiowozach prowokują kierowców? - Opisane zachowanie policjanta nie mieści się w granicach przewidzianych przez prawo i może dodatkowo wywołać zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym - komentuje mecenas Roman Nowosielski. - Po drogach poruszają się nie tylko kierowcy z dużym doświadczeniem, ale również osoby które od niedawna mają prawo jazdy. Mogą przestraszyć się opisanych zachowań policjantów i wykonać błędne manewry, które mogą doprowadzić do tragicznych konsekwencji .

 

Zdaniem policji, takie praktyki nie mają miejsca. - W określonych przypadkach, zwłaszcza przekroczenia dozwolonej prędkości, policjanci dostosowują prędkość pojazdu służbowego do prędkości kierującego, popełniającego wykroczenia aby zarejestrować naruszenie przepisów oraz podać sygnał do zatrzymania - wyjaśnia naczelnik wydziału nadzoru i koordynacji Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji, podinsp. Józef Syc.

 

W sytuacji, gdy radiowóz nie korzysta w ruchu z uprzywilejowania, czyli z sygnałów dźwiękowych i świetlnych jest zwykłym uczestnikiem ruchu. To oznacza, że policjanci również dopuszczają się wykroczenia. Jednak policja tłumaczy takie zachowanie wyższą koniecznością - W tym przypadku celem nadrzędnym jest ujawnienie sprawcy wykroczenia i natychmiastowe powstrzymanie go od narażania innych uczestników ruchu na niebezpieczeństwo - dodał Syc.

Biuro Ruchu Drogowego KGP wyjaśnia, że w takich okolicznościach policjanci podlegają wyłączeniu odpowiedzialności za wykroczenie w myśl zasady obowiązującej w prawie karnym i w prawie o wykroczeniach: "kto działa w ramach norm prawnych, nie może być pociągnięty do odpowiedzialności za wykroczenie, chociażby jego czyn wyczerpywałby formalnie znamiona jakiegoś wykroczenia".

 

- Nie można kwalifikować tego jako wykroczenia. W przeciwnym wypadku, gdyby łamiący przepisy kierujący uciekał łamiąc zasady ruchu drogowego, a policjanci winni byli je bezwzględnie przestrzegać, nigdy by go nie dogonili - przyznaje mecenas Roman Nowosielski.

 

Jak informuje KGP, stanowisko policji zostało potwierdzone w lutym 2009 r. wyrokiem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, który orzekał w sprawie przeciwko policjantowi, pełniącemu służbę za kierownicą tajnego radiowozu z wideorejestratorem. W uzasadnieniu tego wyroku, sąd zaznaczył m.in., że poruszanie się przez policjanta ze znacznie większą niż dopuszczalna prędkością było zasadne, ponieważ istniała realna szansa dogonienia pojazdu i zarejestrowania popełnionego przez kierowcę wykroczenia. - Ze stanowiskiem KGP nie sposób się zgodzić, ponieważ wyrok sądu bydgoskiego dotyczy poruszania się pojazdem nieoznakowanym z nadmierną prędkością, co u kierowcy "gonionego" samochodu mogło wywołać przeświadczenie, że jest on przedmiotem agresywnego zachowania osób nieuprawnionych - mówi mecenas Roman Nowosielski.

 

Zdaniem prawnika, gdyby policjanci zawczasu zasygnalizowali swoją tożsamość poprzez włączenie odpowiednich świateł i sygnałów dźwiękowych, sytuacja byłaby zupełnie inna, gdyż każdy uczestnik ruchu drogowego byłby zobowiązany uwzględnić ich zachowanie na jezdni i właściwie zareagować.

 

Naczelnik wydziału nadzoru i koordynacji Biura Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji przyznaje, że funkcjonariusz kierujący radiowozem z wideorejestratorem nie może wykonywać manewrów, które potencjalnie skutkują stworzeniem zagrożenia bezpieczeństwa dla innych uczestników ruchu, lub prowokują kierujących do zachowania niezgodnego z prawem.

 

Niewątpliwie policjantom wolno kontrolować kierowców, a z użyciem "ukrytej broni" w postaci samochodowego wideorejestratora kontrola ta staje się jeszcze skuteczniejsza, pozwalając na ukaranie mandatem lub nawet utratą prawa jazdy wielu drogowych piratów. Otwartym pozostaje pytanie, czy funkcjonariusze stosują czasem wobec kierowców prowokacje, a jeśli tak - czy mają do nich prawo?"

 

KGP opowiada swoje bajki, a jak wygląda praktyka wie wielu kierowców. Ja przy następnej, nie daj Boże, takiej łapance na wideorejestrator zamierzam spróbować z grubej rury właśnie pytaniem o to dlaczego mnie śledzili, a nie zatrzymali od razu. Plus odmowa przyjęcia mandatu i spotkanie w sądzie grodzkim. Może kozacze w tej chwili, ale strasznie irytuje mnie cwaniactwo w majestacie prawa.

 

Marzenia ściętej głowy - zwłaszcza w Polsce gdzie pojęcie "konflikt interesów" w świadomości publicznej w ogóle nie istnieje, a prawo z danej dziedziny jest na etapie legislacyjnym bez żenady konsultowane z, albo wręcz pisane przez - tych którzy będą potem na nim zarabiać. Taki sobie systemik cechowy.

 

 

Misimor, może i marzenie ściętej głowy, ale jak napisałem wyżej, z obiektywnych przyczyn nie popieram rozwiązania obarczonego błędem od początku (szkolenie przez rodziców). Jak zamierzasz weryfikować umiejętności takich "nauczycieli"? Wszyscy wiemy jak jest - jak sie zrobi prawko, mało kto regularnie odświeża swoją wiedze, śledzi zmiany w prawie o ruchu, etc. I taki ojczulek, 50 lat (bez obrazy dla nikogo, to przykład tylko), który 'prawo jazdy ma od 30 lat' i przez owe 30 lat nie zajrzał do kodeksu ma szkolić nowych kierowców?! Dla mnie to lekkie przegięcie.

I dla jasności: jestem za obowiązkiem jeżdżenia przez kilka miesięcy po otrzymaniu prawka z innym kierowcą, ale nie za szkoleniem syna przez ojca.

Powrót po dłuższej przerwie...

A propo odpowiedzialności.... Ekstremalnie nieprzyjemna sprawa jest uczęstniczyć w tym kraju w stłuczce bez własnego zawinienia.

Cofa facet w przerdzawiałym samochodzie, który kupił jak sam przyznaje za 600zl i nawet niezarejestrował. Widzę, że nie patrzy, więc trąbie, ale zatrzymuje się dopiero w moich drzwiach.

Po zderzeniu protestuje i odmawia przyznania się do winy, bowiem wg. niego tam gdzie wjeżdżałem (ja się zatrzymałem) na drogę dojazdową nie ma wjazdu.

Musze więc zawołać policje. Ta po szybkiej ocenie wlepia cofającemu kierowcowi mandat, spisuje potrzebne dokumenty i mnie wysyła do jego firmy ubezpieczeniowej. Nawet nie wiedziałem, ze taka istnieje - muszę więc podjechać wypisywać tonę papierów. Muszę z serwisu dostarczyć kosztorys wyceny wymiany drzwi i lakierowania. Serwis nie ma podpisanej umowy z takim towarzystwem, wiec muszę zapłacic ze swojego z fakturą walczyć w obcym towarzystwie ubezpieczeniowym bo im się nie podoba kwota i muszę udowadniać że to lakier perłowy itd. Oczywiście samochód tydzień w serwisie i kombinacje z samochodami zastępczymi. Strata czasu, nerwów i energii. Sprawcy to kosztowało 100wke i już o temacie dawno zapomnił.

W kraju poniżej, prawo wymaga od firm ubezpieczeniowych podpisanie czegoś jak "list odpowiedzialności".

Po stłuczce podaje się w swoim serwisie protokół od policji a serwis poprzez ubezpieczalnie klienta (tzn poszkodowanego) otrzymuje bezpośrednio pieniądze. Towarzystwa ubezpieczeniowe rozlicza się na podstawie właśnie owego listu, czy jak to tam zwał. Ważne, że wymuszone są działania takie, by poszkodowanemu nie zawracać dodatkowo dupę.

>> IvanM 27-10-2010 11:51

 

Polski system ubezpieczeniowy przechodził jakiś czas temu modę na "trzaskanie" - podobno mając nawet tylko 2 samochody można było z tego nieźle żyć. Tak więc bezwzględna ochrona praw niewinnie poszkodowanego musiała zejść na plan dalszy.

Ja rozumiem, że potrzeba kosztorysy, sprawdzanie każdej pozycji wg. oficjalnych cenników itp. by nie naciągać. Ale to wszystko powinna być do załatwienia pomiędzy moim serwisem, moją ubezpieczalnia i firma ubezpieczeniową sprawcy. Bułę cztery tysiące coś tam na rok, ale muszę sam chodzić po jakichś obcych towarzystwach, stać w kolejkach bo tam osób za mało i załatwiać sprawy pomiędzy jednymi idrugimi.

Kurnia - powinno się obciążyć kosztem naprawy od reki sprawcę i niech on chodzi i załatwia sobie rekompensatę od swojego ubezpieczyciela. Albo przynajmniej pozwolić by mu legalnie tylek skopać dla odreagowania.

Raz dałem się nabrać, radiowóz, z ukrytym wideorejestratorem jechał znacznie wolniej niż pozwalały przepisy - przypomina sobie Andrzej Pawlikowski, kierowca z wieloletnim stażem. - Specjalnie spowalniał ruch czekając na naiwniaka. Niestety trafiło na mnie.

Na to chyba jest odpowiadni paragraf - ten o jeździe z prędkością nie-utrudniającą ruchu innym kierującym. Oczywiście szanse dupnięcia ich za to raczej znikome, choć nagrywając ich na kamerę nie narażamy się na ściganie za przekroczenie - jak to bywało w przypadku filmowania wyczynów radiowozów nie-na-sygnale.

 

Tu juz nikt nie próbuje udawać że chodzi o praworządność - albo po pierwszym wykroczeniu włączają sygnał i zatrzymują kierowcę, albo sami łamią prawo. No ale zasilają budżet więc należy im wybaczyć.

  • 3 miesiące później...

"Zgodnie z rozporządzeniem, jeśli kierowca przekroczy prędkość do 10 km/h zostanie ukarany mandatem w wysokości do 50 zł (i według przyjętego wcześniej rozporządzenia - jednym punktem karnym). Za przekroczenie prędkości o 11-20 km/h ma dostać mandat w wysokości od 50 do 100 zł (2 punkty karne), o 21-30 km/h od 100 do 200 zł (4 punkty karne), o 31-40 km/h - od 200 do 300 zł mandatu (6 punktów karnych), o 41-50 km/h - od 300 do 400 zł mandatu (8 punktów karnych) i o 51 km/h i więcej - od 400 do 500 zł mandatu (10 punktów karnych). "

 

To idiotyczne,to są śmiesznie niskie stawki.

Za przekroczenie prędkości rzędu 50km/h/miasto/,bardziej stosowne by było z 3000 zł.

Nic tak nie trafia do kierowcy jak solidny bat w postaci odpowiednio wysokiej kary finansowej.

W końcu jesteśmy jednymi z najgorszych kierowców na kontynencie,przestrzeganie kodeksu to czysta fikcja.

Metoda bicia po kieszeni jest oczywiście okrutna,ale być może wpłynęła by w sposób znaczący na zachowanie na drodze.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

ciekawe :)

obejrzyjcie, warto.

(Tytuł nie odnosi się do tego co przedstawia fragment programu- proszę się nim nie sugerować)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez marcinw899
ciekawe :)

obejrzyjcie, warto.

(Tytuł nie odnosi się do tego co przedstawia fragment programu- proszę się nim nie sugerować)

 

Przeciez jasno widac na nagraniu video ze sa tam na srodku skrzyzowania linie przerywane.

A to jak jakas wiejska droga lub wiazd do podworka jest po lewo lub prawo to w Polsce nie mozna wyprzedzac ? :))

:)

+ złośliwość milicji, tfu policji w sprawie wypisania wniosku do sądu - "podejrzany w sprawie popełnienia wykroczenia" ^^

+ niepokazanie nagrania (dziwne, bo ZAWSZE w tym programiku policja chętnie pokazywała nagrania)

 

Polska :/

No to "chłopaki" dostaną Alfy Romeo :)

Będzie się działo...

Tylko jeden z przykładów, warto przeczytać całość.

 

"W warunkach przetargu napisano, że samochody mają być wyposażone w dwa komplety kół - opony zimowe powinny być założone na stalowe felgi. Problem w tym, że Alfa Romeo od lat wytwarza jedynie felgi ze stopów lekkich, więc zimówki założone zostały na... stalowe felgi produkcji Citroena.

 

Chociaż producent przedstawił opinie rzeczoznawców i zobowiązał się do respektowania gwarancji, by opony pasowały, na piasty trzeba było zamontować specjalne tuleje dystansowe, powszechnie stosowane przez... tuningowców. Ponieważ zdaniem tzw "dystansów" jest zwiększenie rozstawu kół, po ich montażu okazało się, że zimówki wyraźnie wystają poza obrys karoserii samochodu, co oznacza, że - w myśl Kodeksu Drogowego - policja powinna ukarać kierowców radiowozów mandatem i zatrzymać im dowody rejestracyjne..."

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Największym idiotyzmem motoryzacyjnym jest to, ze kierowcy nie jeżdżą po to by jeździć ale po to by łatać wszelkie budżety, od ASO i firm ubezpieczających zaczynając a na gminnych i państwowym kończąc, sporo jeszcze pomiędzy nimi.

 

Dlatego ważniejsze jest trzepanie na potęgę zdjęć przez fotoradary niż walka z pijanymi kierowcami. Posiadam Prawo Jazdy od 1981r, przeszedłem dziesiątki kontroli, trzeźwość po raz pierwszy sprawdzono mi przedwczoraj na Płowieckiej w Warszawie, gdzie tu logika? Może zamiast jeżdżenia za niby piratami jeden z drugim wziął by tą magiczna pałeczkę i z rana w korku przeszedł się i kazał podmuchać każdemu przez otwartą szybkę.

 

Kolejny idiotyzm to ekologia i certyfikowanie. Jak wszędzie tak i w motoryzacji ustala się normy, np emisji, i jak juz wszyscy ją spełniają i zapłacili za badanie to sruu, zaostrza się normę i świeżutka kasa leci bo inaczej homologacji nie będzie jak po badaniach danego typu.

 

Europa kiedyś zwariuje, o ile już to się nie stało.

Dla mnie osobiscie najwiekszym horrorem motoryzacyjnym w Polsce jest nieprzestrzeganie ograniczen predkosci.

 

Polacy jezdza jak IDIOCI. I tutaj nie ma zadnej dyskusji - to jest fakt.

Cale szczescie ze nie mam okazji jezdzic wsrod tych kierowcow.

Przyjazd do Polski zawsze kojarzy mi sie z niebezpieczenstwem na drodze , z IDIOTAMI ktorzy po polskich wiejskich dziurawych drogach jezdza po 110 km/h !!!! gdzie na zachodzie Europy jedzi sie na AUTOSTRADACH 120 km/h.

To jest horror jechac na polskich drogach!

Dojze ze kierowcy jezdza za szybko to jeszcze jezdza samymi gratami,zlomami! nie pisze juz ze drogi w Polsce sa poprostu wiejskimi drogami.

co chwila jeden idiota wyprzedza nastepnego idiote.

 

 

Kultura jazdy pomiedzy np. Polska a Holandia jest jak niebo i ziemia.

Edytowane przez Adam Sikora

No to "chłopaki" dostaną Alfy Romeo :)

Będzie się działo...

Tylko jeden z przykładów, warto przeczytać całość.

 

"W warunkach przetargu napisano, że samochody mają być wyposażone w dwa komplety kół - opony zimowe powinny być założone na stalowe felgi. Problem w tym, że Alfa Romeo od lat wytwarza jedynie felgi ze stopów lekkich, więc zimówki założone zostały na... stalowe felgi produkcji Citroena.

 

Chociaż producent przedstawił opinie rzeczoznawców i zobowiązał się do respektowania gwarancji, by opony pasowały, na piasty trzeba było zamontować specjalne tuleje dystansowe, powszechnie stosowane przez... tuningowców. Ponieważ zdaniem tzw "dystansów" jest zwiększenie rozstawu kół, po ich montażu okazało się, że zimówki wyraźnie wystają poza obrys karoserii samochodu, co oznacza, że - w myśl Kodeksu Drogowego - policja powinna ukarać kierowców radiowozów mandatem i zatrzymać im dowody rejestracyjne..."

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

Dziwne - czekam na 159 i bez problemu zamówiłem koła zimowe na 16-tkach. Bez żadnych dystansów itepe. Chyba że chłopaki dostaną wersję TI (większe zaciski) ale obawiam się że jednak nie. Tak więc obstawiam że dziennikarzyny coś wymyśliły.

Nie wpadłem na to - pewnie dlatego ja na swoją czekam dłużej bo policjanci się wrzucili z zamówieniem;-)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
  • Biuletyn

    Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
    Zapisz się
  • KONTO PREMIUM


  • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

    Ostatnio dodane opinie o albumach

  • Najnowsze wpisy na blogu

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.