Skocz do zawartości

944 płyty

Joss Stone - Introducing Joss Stone

Kawal porzadnej muzyki. Joss Stone ma teraz 19 lat (w momencie nagrywania Intro..) ale i 2 wczesniejsze plyty w dorobku. Ich tytuly i okladki sugeruja, ze to jakies wprawki a teraz mamy prawdziwy debiut. Nie, tak nie jest. Trzecia plyta wprawdzie jest brzmieniowo bogatsza ale nieco surowsze poprzedniczki wcale nie sa gorsze. Joss spiewa blekitnooki soul z polnocy Europy i mimo oczywistego wplywu brzmienia zza Oceanu sa i elementy ‘nasze’. Niektorzy moze rozpoznaja kilka taktow czy nawet cale aranzacje nieco zeuropeizowane. I to dobrze! Na pierwszym planie wokal bo to jest plyta woklistki o bardzo gietkim glosie zdolnym to przeroznych wygibasow - warto zatem ow glos podkreslic. Czy zawijasy zawsze maja sens? Trudno jednoznacznie odpowiedziac ale faktem jest, ze plyty slucha sie z wyjatkowa przyjemnoscia. Solidny podklad muzyczny kipiacy energia. Dobre melodie aczkolwiek brakuje wyrazniego lidera – przeboju, ktory ponioslby plyte. Lubie Joss Stone. Wciaz mam nadzieje, ze wiele jeszcze przed nia choc wystartowala z pole position i ciagnie stawke.

Illusion - Bolilol Tour 4

Hity w wykonaniu live na najwyższym poziomie zarówno technicznym jak i jakościowym. Jest to czwarty album w dorobku zespołu, wydany z 1996 r. Czysta rekomendacja-jak ktoś nie trawi tej muzy to chociaż dla ciekawości warto posłuchać jak to brzmi na dobrze nagranym koncercie. Szkoda, że już nie grają razem. Na otarcie łez pozostaje najnowsza płyta Lipy - LIPALI- "BLOO", w której powraca do brzmienia Ilussion. Jest na niej nawet cover "noż" w wersji akustycznej.

Jan Garbarek - Witchi-Tai-To

Jedna z najlepszych płyt z udziałem Garbarka (tym razem w kwartecie Bobo Stensona). Nie piszę, że najlepsza, bo to tak, jakby powiedzieć "zawsze" albo "nigdy", ale tylko dlatego... No, ale do rzeczy; osobiście uważam, że Garbarka najlepiej słuchać tam, gdzie wtapia się w zespół innych wymiataczy; kiedy ma za dużo miejsca, to albo popada w patos, albo przynudza. Tutaj jest go dokładnie tyle, ile trzeba. A sama muzyka? Coś na kształt podróży z wyjściem na wysoką górę, odtańczeniem tanga na szczycie i zejściem już jako inny ktoś. Pięć utworów to w tym przypadku proporcja doskonała: początek, rozwinięcie, dzikie a zwycięskie apogeum, zejście i obfite podsumowanie. A co najważniejsze- kończy się tęsknotą za kolejną wyprawą. Przygoda na 102! Nad jednym można się zastanowić tak zupełnie a'propos- momentami Garbarek gra w stylu podobnym do Michała Lorenca, i to z wcześniejszych płyt tego drugiego. Żaden problem, bynajmniej, tak tylko sobie głośno myślę...i polecam absolutnie w ciemno!

Roger Waters - Amused to Death

Znam całość twórczości Pink Floyd, a Amused To Death traktuję jako indywidualistyczny smaczek Watersa. Płyta jest bardzo fajna, traktuje o głupocie systemu, bezmyślności ludzi, wojnie, beznadziei świata. Płytę przesłuchuję raz na jakiś czas i zawsze jestem poruszony. Wspaniała rzecz. W pełni akceptuję takie wyskoki artystyczne, nie ma co oceniać tego albumu w kategoriach bezwzględnych. Od strony muzycznej wydaje mi się bardzo ciekawa i dobrze zagrana.

Black Sabbath - Paranoid

Bardzo charakterystyczny album, który ugruntował pozycję zespołu w tamtych czasach (zresztą nadal jeden z najsłynniejszych albumów wszech czasów). Przygniatające riffy, charyzmatyczny głos Osbourne'a, hiciory takie jak War Pigs, Paranoid, Iron Man, Electric Funeral. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto chciałby zapoznać się z twórczością zespołu oraz dla osób chcących posłuchać dobrze zrealizowanej płyty-można potestować sprzęt na tym :)

Black Sabbath - Paranoid

Jeden z najlepszych albumów rockowych, hard-rockowych, metalowych. Bez tej płyty nie byłoby trashu i wszystkich późniejszych odmian metalu. Nie byłoby grunge'u , nie byłoby Nirvany... Genialna mieszanka riffów, solidnej pompującej sekcji i diabelnego głosu Ozzy'ego. Teksty może nieco grafomańskie, ale czy za to nie za to ich kochamy? Nie wyobrażam sobie żadnej kolekcji rockowej bez tego albumu. Dla mnie to jedna z najważniejszych płyt w moim życiu.

Madeleine Peyroux - Careless Love

Jak smakuje odgrzewany kotlet schabowy z kapustą, podany w super knajpie? Prawdopodobnie tak, jak ta płyta - całkowicie wtórna w sensie muzycznym, ale opakowanie pierwsza klasa! Na tle country w wykonaniu N.Jones i topowej wokalistki wszystkich krawaciarzy i japiszonów D. Krall pani MP jawi się jako jasno świecąca gwiazda. Ogromną zaletą tej płyty jest bezpretensjonalość i pewien luz w podejściu do grania, śpiewania. A że to już wszystko słyszeliśmy? Billy, Ella i dużo Bessie Smith w wersji 'opakowania zastępczego'. Z tym, że to opakowanie zastępcze to nie szary papier, a eksluzywny papier kredowy.

Dire Straits - Making Movies

Making Movies jest zwrotem w krotkiej dyskografii Dire Straits. Koniec z nieco mainstreamowym brzmieniem, ktore kupuje sie przy pierwszym odsluchu. Zaczyna sie opowiadanie historii, urozmaicanie smaczkow muzycznych poprzez zmiany tempa, brzmienia, zabaw z aluzjami do innych stylow muzycznych czy wrecz konkretnych utworow. Mimo calego tego przemyslnego zaplecza plyta jest bardzo dobrze wywarzona co do stylu i moze za wyjatkiem karykaturalnego Les Boys trzyma sie latwej do uchwycenia konwencji. Utwory szybsze nie sa bardzo szybkie a wolne nie hamuja nadmiernie rozkolysanego nastroju zaproponowanemu na wstepie. Pierwsze 3 utwory sa nalepka Making Movies i sa najbardziej znane. Czyzby plyta nuzyla skoro reszta jest trudniejsza do zapamietania? A moze troche brakuje nam feeling pierwszej plyty bo podobny w brzmieniu Soild Rock jest osamotnionym grzybkiem w sosie? Trujacym czy prawdziwkiem?Trudno na te pytania jednoznacznie odpowiedziec. Na pewno zaleta Making Movies jest zrobienie przez Dire Straits kroku do przodu, nabranie pewnosci i zaufania do siebie. Zaowocowalo to proba, udana, poruszania sie po nowych dla zespolu obszarach. Uczciewie jednak mowiac nie slucham tej plyty zbyt czesto, chyba nawet rzadziej od dosc powszechnie krytykowanego albumu On Every Street. Mimo tych wszystkich uwag o roznym wydzwieku wlasnie ta plyta chyba utwierdzila sluchaczy, ze na rynku umocnil sie porzadny zespol.

Mike Oldfield - Amarok

Amarok byl naglym odskokiem od tego co Mike tworzyl w latach 80tych. Po popowych piosenkach, eksperymentach na komputerowych samplerach nagle artysta powrocil do korzeni! Album jest stworzony w tradycyjny sposob - na wszystkich instrumentach gral sam, efekty wychodzily spod jego reki, zadnych sampli. I plyta okazala sie objawieniem dla wiernych fanow. Muzyka jaka ja wypelnie to cos niesamowitego i nieszablonowego. Sama forma jest juz dziwna: jeden track (sciezka) ktory trwa godzine. Oraz ten napis na tylnej okladce... 'Nie dla szmatouchych glupoli' - to zdanie nie jest tam ot tak sobie. Ta muzyka jest specyficzna. W 60 minutach ujety zostal strach, przerazenie, zdenerwowanie (zeby nie powiedziec wkur******) a zarazem radosc i smiech. W kazdej nucie jest uczucie, zycie, kazdy dzwiek ma tutaj sens i nie wazne czy jest to 'tylko' gitara czy tez uderzenie w policzek, zbicie szklanki czy mycie zebow... Pelno tu niespodzianek, ktore przy pierwszym kontakcie moga zdziwic a nawet przestraszyc... Trudno to opisac, sam musisz posluchac i... sprawdzic czy nie jestes 'szmatouchym glupolem' :-)

Mirt - oh! you are so naive!

solowa płyta mirta, znanego wszystkim zapewne z formacji brasil and the gallowbrothers band. swego rodzaju podróż przez sennych mgliste pejzarze, gdzie bogate tradycyjne instrumentarium łączy się z technikami 'field recordings'. doskonała do jesienno-zimowych spacerów. klimatem przypomina nieco dokonania np pan americana czy paula wirkusa.

Zero 7 - Simple Things

spokojne łagodne elektroniczne dzwięki. angielskie wiosenne downtempo, dużo zapadających w pamięć melodii, dużo utworów instrumentalnych i bardzo spójny klimat. dla mnie najjaśniejszy punk to 'end theme' na smyszki i perkusje - aranżacyjna rewelacja i jednocześnie świerzy sposób na połączenie klubowych brzmień z klasycznym instrumentarium.

Faith Hill - Faith

This kiss - to utwór , który nie tylko rozpoczyna omawianą płytę , lecz również przyczynił się do wielkiego wzrostu popularności piosenkarki . Przesadą byłoby stwierdzenie , ze poprzednie dwa albumu nie były znane , ale dopiero ta płyta rozpoczęła wielką karierę Faith . Album został wydany w 1998 nakładem wytwórni WB Nashville . Album zawiera 12 utworów i żaden nie zasługuje na miano wypełniacza . Oprócz w/wym. piosenki na uwagę zasługuje porywająco zaśpiewana i zaaranżowana ( wspaniała sekcja dęta ) piosenka „I love you” autorstwa Aldo Novy . Inne mocne momenty to min. „Just to hear that you love me” duet z Timem McGraw ( mężem wokalistki ) - znakomita kompozycja Diane Warren . Na uwagę również zasługują „The secret of Life” ( ciekawy i mądry tekst ) , czy lekko gospelowa „Somebody stand by me” autorstwa Sheryl Crow . I tak właściwie możnaby wymieniać po kolei każdy utwór z tej płyty . Mamy bowiem do czynienia z rzadkim zjawiskiem , kolekcją 12 znakomitych , ponadczasowych nagrań , wynoszących nie tylko muzykę country , lecz ogólnie muzykę popularną na rzadko osiągany przez nią poziom . Poziom wykonawczy i realizacyjny to I liga . Nieraz już pisałem , że muzycy studyjni z Nashville to wielcy artyści i ten album to po raz kolejny potwierdza . Do tego dochodzi znakomity głos Faith Hill , która nagrywając ten album musiała być w znakomitej formie . Zasłużone 5 gwiazdek . Faith była współproducentką wszystkich nagrań , a pomagali jej Byron Gallimore i Dann Huff . Jeśli chodzi o country pop to są w/wym. producenci i dłuuuugo nikt . W naszym kraju album ten nie znajduje się w regularnej dystrybucji . Można kupić go w niektórych sklepach sprowadzających płyty za granicy , oczywiście za bajońską sumę. Ukazał się przeznaczony specjalnie na rynek europejski album „Love will always win” - kompilacja nagrań z omawianego płyty i dwóch poprzednich . Zdecydowanie odradzam zakup. Nie można bowiem z zestawu znajdującego się na płycie „Faith” uronić żadnego nagrania .

Moby - 18

Najlepszym słowem na podsumowanie tego albumu jest określenie: sympatyczny. Nie mam na myśli tego, że coś niespodzianie tu się pojawia, tylko to, że muzyczka z "18" wyzwala wyłącznie pozytywne emocje. Jest tu 18 (stąd tytuł?) utworów nagranych w towarzystwie wielu muzyków i solistów (np. Sinead o'Connor), w przeróżnych, "nowoczesnych" klimatach. Dominuje elektronika, co wcale nie jest takie oczywiste u Moby'ego, który jeszcze nie tak dawno tworzył w klimatach punk. "18" jest logicznym następcą wcześniejszego, niezapomnianego "Play". Swoją wysoką ocenę nie argumentuję faktem, że 3/4 tych utworów non stop puszczano w radiu, że "In this world" poszło jako podkład reklamy Renaulta, czy w końcu dlatego, że utwory miały genialne teledyski. To po prostu znakomita, wartościowa muzyka. Która podoba się nawet wielbicielowi King Crimson, Gentle Giant, czy Zappy...

Interpol - Turn On The Bright Lights

muzyka zespolu interpol jest zniewalajaca. bylam zaskoczona, kiedy dowiedzialam sie, ze jest to zespol z NY. muzyka amerykanska w duzej mierze kojarzy mi sie z kiczem. ajednak sposrod tandety wylonila sie gwiazda. muzyka pelna glebi, emocjonalna bomba. wybuchla w moja twarz, a raczej w uszy z oszalamiajaca sila. do tej pory nie moge sie z tego otrzasnac. jest to muzyka spokojna, jedyna w swoim rodzaju. kazdy dzwiek przenika wskros, glos wokalisty jest porazajacy. idealnie zgrane ze soba tworza nieskazitelna calosc. muzyka sie nie nudzi, za kazdym razem odkrywa sie cos nowego.

Rodrigo y Gabriela - Rodrigo y Gabriela

No dobrze, ładne jaja, zabrałem się do napisania opinii. Ale po prostu nie chcę żyć w nieświadomości że ktoś mógłby ich przegapić. To się chyba prometeizm nazywa. Ale do rzeczy, pewnego razu siedzieliśmy w KAiM i tam wicie rozumicie plumkanie i takie tam. Nagle twonk wyjmuje rzeczoną płytkę, zaczynamy słuchać i tak naprawdę można by było przy niej spędzić przy niej następny tydzień, wgniatało w fotel niesamowicie. Czasem piszę się że w jakiejś muzyce jest energia- to co się dzieje na tej płycie można porównywać z energią atomową. Mianowicie pewnien meksykański gitarzysta z kapeli metalowej której nazwa mogła by brzmieć "el slayeros" spotkał gitarzystkę fascynującej się flamenco. Wychodzi z tego niesaomwity koktail. Dwa pudła potrafią zagrać "Oriona" Metalliki i to cholernie dobrze. Jaki jest na to przepis: weż gitarzystkę flamenco i metalowca który jak każdy prawdziwy gitarzysta sięga do blusowej stylistyki. Racze nie można się nudzić. ich koncerty mają tak samo szaloną widownie jak Red Hot Chili Peppers. I naprawdę trudno się dziwić. Na płycie znajduje się parę ich kompozycji o sympatycznych ( Diablo Rojo ) hiszpańskich nazwach i inny klasyk - „Stairway to Heaven” zagrany tak że klękajcie narody. Gabriela jako że inklinacje ma jakie ma świetnie zastępuje pekusję do metalowych zagrywek Rodrigo, a to wszystko na pudełkach. Są wielcy. Polecam. Tutaj specjalne podziękowania dla nieocenionego Wojciecha Manna - jego recenzja nosi wszystko mówiący tytuł: "Dwie gitary i dużo muzyki".

16 Horsepower - Folklore

Spokojnie, nie przeoczyliście jakiegoś nowego zespołu z tak lubianej tu 'stajni' 4AD ;) Ale coś wybrać musiałem. 4AD było zaraz z brzegu, ale jak się tak zastanowić, to 16 Horsepower miałoby szanse na wydanie przez tą wytwórnię (może stałoby się wtedy bardziej popularne, na pewno na to zasługuje). Można bowiem pokusić sie o stwierdzenie, że muzycznie prawie że mieści się w 'profilu' tego kultowego (w pewnych kręgach) labelu, aczkolwiek... ale o tym będzie później ;) Naprawdę wydała tą płytę wytwórnia Glitterhouse, w roku 2002. Na 'Folklore' mamy muzykę z kategorii 'bardzo smutny pan śpiewa bardzo smutne piosenki', przy czym stylistycznie jest to rzecz z obrzeża... country. Konkretnie - ambitniejszego i nieco 'urockowionego' odłamu, określanego często mianem (ech, te szufladki) alt-country ('alt' od alternative, to nie country śpiewane altem ;) No dobra, ale pora 'wytłumaczyć się' z pięciu gwiazdek ;) Wysłuchanie 'Folklore' może u wielu osób spowodować konieczność redefinicji określenia 'smutna muzyka'. Bezlitośnie obnaża ona mizerotę i 'wyblaknięcie' dyżurnych mainstreamowych smutasów opiewających ciemniejsze strony życia. Taki na ten przykład Nick Cave na swoich ostatnich produkcjach może się teraz wydać wesołkiem (a przede wszystkim nudziarzem). Podobnie Cohen. Można by wymieniać dalej, kto się może schować, ale tym sposobem musiałbym 'pochować' parę innych znanych i nieco mniej znanych ikon muzycznego 'dołerstwa'. Daruję to Państwu i odmówię sobie tej przyjemności. Muzyka z 'Folklore' jest zresztą często nie tylko przejmująco smutna, ale i bardzo mroczna, trochę na zimnofalową czy gotycką modłę. Trzeci utwór powinien się spodobać fanom DCD, jakoś mi się tak skojarzył ze 'Spleen and Ideal' (choć może się po tym 'doświadczeniu' okazać, że już byłym fanom DCD ;)) Płyta trzyma w napięciu cały czas, intensywność emocjonalnego przekazu jest tu porażająca ('ciary' gwarantowane;) jednak uspokajam - nie jest to jakiś straszny miażdzący walec (hardkora niet), bez obaw mogą po to sięgnąć miłośnicy 'normalnej' muzyki. O ile rzecz jasna lubią smutek ;) Sami muzycy też zadbali, żeby można było się podnieść po tak skondensowanej dawce depresyjnych klimatów - płyta jest dość krótka, raptem 38 minut, poza tym w samym środku jest 'przełamana' utworem lżejszego kalibru (właściwie to kawałek całkiem tradycyjnego country) a kończy się akcentem zdecydowanie... radosnym (jakiś francuski 'walczyk', naprawdę kapitalny!) Odradzałbym jednak 'Folklore' osobom w głębokiej depresji. Wszystkim pozostałym gorąco polecam. Prawdziwie piękna i szczera muzyka. Bez grama plastiku, 'głównonurtowej' powierzchowności i banału oraz popadania w patetyczne zadęcie kiczo-podobnego 'smuciarstwa'. Aha, zapomniałbym, jeszcze notka dla 'profesjonalistów' – znakomicie zaaranżowana, zagrana i nagrana :)

David Gilmour - In Concert DVD

Bardzo ciekawy koncert z dużym udziałem instrumentów akustycznych. Mamy więc kontrabas, wiolonczelę, fortepian, rożek angielski, saksofon, dość duży, jak na Gilmoura, chórek i z reguły dwie akustyczne gitary, przy czym Gilmour czasami przerzuca się na elektryka lub przełącza elektro-akustyka w taki tryb. Wykonania piosenek znanych i mniej znanych niemal perfekcyjne. Koncert bardzo wciagający i trzeba go wiele razy obajrzeć, zeby się znudził (i tak tylko na krótko). Jedynym mankamentem jest dość mocno zszarpany głos Gilmoura, któremu czasami zdarza się cieniutko zapiszczeć :). Gorąco polecam, bo są tu prawdziwe perełki. Np wykonania Coming back to Life czy High Hopes, czy wreszcie Wish You Were Here należą na pewno do najlepszych, jakie słyszałem.

Patricia Barber - Cafe Blue

potwierdzam powyższą opinię Arka. subtelna muzyka, piękny głos, doskonała na wieczorne odsłuchy przy lampce wina

Stiff Little Fingers - Guitar and Drum

‘Guitar and Drum’ to niezly tytul dla plyty Stiff Little Fingers. Sklad klasyczny: 3 gitary + bebny. Muzyka? Klasyczna ale na ostro. Cos jak lagodniejszy System of The Down lub ostrzejsze The Beatles w stylu ‘Helter-Skelter’ czy ‘Everybody's Got Something To Hide Except Me And My Monkey’. Plyta jest po prostu niesamowita. Zespol malo znany, nudna okladka z odstraszajaca informacja ‘established 1977’ a granie fantastyczne. Dobry wokalista, piekne lojenie w idealnej harmonii brzmieniowej co zdarza sie rzadko (doskonale z tym sobie radzi np. ‘Oasis’ czy ‘Tom Petty and the Heartbreakers’). Piosenki porywaja od pierwszych taktow i tak do konca. Tzw. wolne utwory sa na tej plycie wciaz pelne zywotnosci i energii. Wspanialy przyklad mainstreamowego grania rocka bez napuszania sie i siegania po tanie chwytu. Bezwzgledna rekomendacja. Jedna z ostatnich plyt jakiej bym sie pozbyl.

Erykah Badu - Baduizm

Jest to bardzo dobra plyta i moze zrelaksowac kazdego o ile nie ma sie uprzedzen do muzyki z Czarnego Ladu. Erykah Badu jest murzynka. Jest szczupla i ma dosc ladna twarz. Mialaby ladniejsz twarz gdyby nie fakt, ze ma jakby napuchniete usta. Nie mam na mysli faktu, ze murzyni maja grube usta ale fakt, ze ona ma jakby napuchnieta cala okolice wokol ust. Tak wyglada, jakby jej ktos przylutowal za przeproszeniem. No i ten recznik na glowie. Osobiscie lubie czarnoskore pieknosci, ktorych teraz tyle na olimpiadzíe w Atenach ale Erykah Badu nie jest tak calkowicie w typie modelki. Szkoda takze, ze nie widac na zdjeciu jakie ma nogi. Muzyka jest bardzo relaksowa i spokojna. Ona ma jak na murzynke bardzo wysoki i troche piszczacy glos. Mimo to slucha sie dobrze i mozna odpoczywac przy tej muzyce. Jest takze dobra do sypialni jak sie jest z dziewczyna bo ta muzyka ma sobie ladunek fizyczny. Jak slucham z zamknietymi oczami to sie wydaje, ze ona caly czas mysli o seksie. Ale to moze nie byc prawda. O slowach piosenek nie chce sie wypowiadac ale jest tam cos o Roling Stonesach i slowa sa dosc smutne (chyba).

  • Najnowsze wszędzie

    faq


×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.