Skocz do zawartości
IGNORED

Fascynacje jazzowe


Rekomendowane odpowiedzi

  • Redaktorzy

Ladies & Gentelman, are You ready for my new stuff?

Recenzja mojego autorstwa płyty "Tarantella" Chucka Mangione z 1981 roku, w wykonaniu jego samego, sześciu perkusistów i kilkudziesięciu instrumentalistów, w tym kilku wybitnych postaci Świata Jazzu.

Czy macie chęć przeczytać? Jeśli odpowiedź brzmi "TAK", to wiecie co robić? Dolny prawy narożnik - CLICK! 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

DIY-01.jpg

IMG_20230210_160318467~2.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Eddie Gomez - Gomez (1984)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kolejna bardzo dobra płyta tego basisty, nagrana z z muzykami, których bardzo lubię i cenię: Chick Corea i Steve Gadd (uwielbiam jego perkusję), a także z dwoma zaproszonymi Japończykami. Cały skład:

Chick Corea - Piano, Keyboards
Steve Gadd - Drums
Eddie Gómez - Bass
Yasuaki Shimizu - Sax (Tenor)
Kazumi Watanabe - Guitar (Acoustic), Guitar (Electric)

Niezwykle urozmaicona i ciekawa muzyka oraz jak zwykle świetnie nagrana.
Naprawdę nie spodziewałem się, że aż tak mi przypadną do gustu solowe dokonania Eddie Gomeza. 
No to lecimy dalej... 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
7 minut temu, soundchaser napisał:

No to lecimy dalej...

'New Direction' Jacka DeJohnette (studio i koncert), 'Batik' z Ralphem Townerem i również z Jackiem DeJohnette, 'Old Friends New Friends, oczywiście Paul Bley i 'Barrage', Lee Konitz 'Peace Meal', w zasadzie wszystko z Bennie Wallace, większość z Great Jazz Trio, duety z Markiem Kramerem i Carlosem Franzetti, 'Further Explorations' z Chickiem i Paulem Motianem, 'From Miles', 'The Boston Three Party' John Scofield 'Who is Who', z Billem Evansem, z Liebmanem na 'Monk's Mood', z Tania Maria na 'Intimidade', z Bobem Moses... z Manhattan Jazz Quintet... mam 'Dedication', 'Palermo', 'Next Future'... jest tego trochę. Wszystko trzyma poziom - obojętnie czy w lekkiej, smoothowej formule czy w bardziej zaawansowanej.

39 minut temu, soundchaser napisał:

Eddie Gomez - Gomez (1984)

A to jest chyba pierwsza płyta jaką kupiłem z Eddie Gomezem - mam wydanie z Denon. Tak, audiofilskie brzmienie - zresztą większość jego płyt dobrze brzmi, o czym już wspomniałeś.

Parker's Mood

Właśnie się dowiedziałem o śmierci P. Brotzmanna. Pokój jego duszy. Niech na łące wśród motyli biega za dzikimi końmi.
Wielka strata. Od jego twórczości zaczęła się moja przygoda z free. Jego płyta Yatagarasu należy do najwyższej cenionych jego nagrań. Wielki artysta, nigdy nie zszedł z radykalnej ścieżki artystycznej. Zawsze pozostał wierny swej koncepcji twórczości, od wczesnej młodości. Jego pracowitość i liczba nagrań jest nie do ogarnięcia. Nie miałem czasu śledzić informacji, dopiero dziś .
Dla mnie wzór człowieka, dla którego liczy się sztuka, a pieniądze nie są ważne, niewielu jest takich ludzi, większość wybiera pogoń za kasą, taki jest ten świat. Oby miał wielu następców. Bo nasz Wacław Zimpel nie wytrwał na tej drodze.



Pozdrawiam serdecznie

jarrro

4 godziny temu, soundchaser napisał:

Eddie Gomez - Gomez (1984)

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Kolejna bardzo dobra płyta tego basisty, nagrana z z muzykami, których bardzo lubię i cenię: Chick Corea i Steve Gadd (uwielbiam jego perkusję), a także z dwoma zaproszonymi Japończykami. Cały skład:

Chick Corea - Piano, Keyboards
Steve Gadd - Drums
Eddie Gómez - Bass
Yasuaki Shimizu - Sax (Tenor)
Kazumi Watanabe - Guitar (Acoustic), Guitar (Electric)

Niezwykle urozmaicona i ciekawa muzyka oraz jak zwykle świetnie nagrana.
Naprawdę nie spodziewałem się, że aż tak mi przypadną do gustu solowe dokonania Eddie Gomeza. 
No to lecimy dalej... 😉

Utwór Ginkakuji pojawia sie pożniej na płytach Electric band Corei

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
53 minuty temu, jarrro napisał:

Bo nasz Wacław Zimpel nie wytrwał na tej drodze.

Nie znam zbyt wiele jego nagrań, ale te, które słyszałem są naprawdę dobre. Interesujący artysta, nie stojący w miejscu.

Co do Brotzmanna, wstyd się przyznać, ale słuchałem tylko jego Machine Gun. Coś ostatnio średnio mi po drodze z free jazzem.

Edytowane przez Adi777
4 godziny temu, Chicago napisał:

jest tego trochę. Wszystko trzyma poziom

Niektóre rzeczy, które wymieniłeś - znam, ale nie bardzo pamiętam. Trzeba będzie też sobie odświeżyć.

6 godzin temu, soundchaser napisał:

Kazumi Watanabe

Kilkanaście fajnych płyt w dorobku, lubię te z Brufordem.

Edytowane przez xniwax

Znane są tysiące sposobów zabijania czasu, ale nikt nie wie, jak go wskrzesić.

  • Redaktorzy
11 godzin temu, kangie napisał:

Ladies & Gentelman, are You ready for my new stuff?

Recenzja mojego autorstwa płyty "Tarantella" Chucka Mangione z 1981 roku, w wykonaniu jego samego, sześciu perkusistów i kilkudziesięciu instrumentalistów, w tym kilku wybitnych postaci Świata Jazzu.

Czy macie chęć przeczytać? Jeśli odpowiedź brzmi "TAK", to wiecie co robić? Dolny prawy narożnik - CLICK! 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

DIY-01.jpg

IMG_20230210_160318467~2.jpg

***

Podczas czytania proszę słuchać rzeczonych utworów:

- Legend of the One-Eyed Sailor --> od 17:56

- Bellavia --> od 26:17

- The XIth Commandment Suite ---> od 11:30

 

 

***

Chuck Mangione - Tarantella
The Legend of the One-Eyed Sailor czyli

"ZE ŚMIERCIĄ OKO W OKO"


     Był rok 2019. Piękny lipcowy poranek. Andrzej nie czuł się tego dnia dobrze. Właściwie od miesięcy czuł się źle, ale okłamywał siebie, że nic mu nie jest i że to przejdzie. Chociaż lekarz w przychodni przekazał mężczyźnie informację, że wyniki badań kontrolnych po przebytej operacji pogorszyły się i to znacznie oraz że Andrzej powinien pojawić się w szpitalu możliwie jak najszybciej.  Rodzinie nic nie powiedział. Bał się. Z odważnych spraw skonsolidował dwa kredyty - mieszkaniowy i na budowę dużego domu z pięknym ogrodem - w jeden duży. Ubezpieczył się na życie, że w przypadku nagłej śmierci lub powikłań po leczeniu szpitalnym bądź ambulatoryjnym, współmałżonek otrzyma bardzo duże odszkodowanie.
Ból był już tak wielki, że nie było innej drogi. Tylko szpital. Lekarze i sam pacjent dość często wypowiadali wtedy słowo "morfina".

***
Miesiąc później...

     Andrzej kolejnej operacji nie wytrzymał. Organizm poddał się. Małżonka Ewelina miała czas  przygotować się na taką ewentualność. Gorzej z dziećmi. Jak im wytłumaczyć, że zabrano im ojca...

     Wdowa chciała spełnić oczekiwania swojego męża. Dobrze pamięta jak Andrzej niejednokrotnie mówił, a wręcz krzyczał podniecony "O! Ewelinko, posłuchaj! To chcę żeby zagrali na moim pogrzebie!". Nie dało się nie pamiętać, bo akurat tę płytę winylową miał zdublowaną i drugi egzemplarz w ramce wisiał na ścianie w salonie. Druga rzecz, to to, że Andrzej miał w zwyczaju puszczać bardzo głośno utwory, które naprawdę uwielbiał. Zestaw audio miał pieczołowicie zestawiony i granie z głośnością stu dziesięciu decybeli zachowując klasowość brzmieniowa, nie stanowiło żadnego problemu. 

     Ewelina zamówiła orkiestrę dętą strażacką, ale gdy muzycy posłuchali, co ich czeka, co mają do zagrania, początkowo trochę się przerazili, ale uznali to za pewnego rodzaju nobilitację i wyzwanie. Postanowili zwielokrotnić swoje szeregi, próbując zbliżyć się ilością muzyków do oryginału. Poprosili o wsparcie kilkunastu przyjaciół i ogólnie muzyków instrumentalistów z pobliskiej filharmonii. Zastanawiali się też, kto zagra motywy przewodnie i solówkę na skrzydłówce, a kto na saksofonie sopranowym, a z pozostałymi problemami dadzą sobie radę. Mieli tylko pięć dni na próby.

***
Kilka dni później...

     Był to piękny słoneczny dzień. Na pogrzeb przybyło dużo ludzi. Andrzej był uczciwym i ogólnie lubianym człowiekiem. Uwielbiał nieść pomoc innym. Nie miał wrogów. Kto by pomyślał, że to początkowe zakłucie w prawej dolnej części jamy brzusznej w kilkanaście miesięcy odmieni na zawsze los rodziny Witkowskich...

***

- Jasny gwint, co jest grane? Jak tutaj ciemno!!! I duszno! Głośno pomyślałem. Nigdy nie doświadczyłem takiego stanu rzeczy. No, może wtedy w roku dwa tysiące pierwszym w lipcu na Mazurach jak opływaliśmy dwa duże jeziora dwoma żaglówkami w towarzystwie koleżanek ze studiów. Ech, jedna (Ewa miała na imię) była naprawdę śliczna. Miała niesamowicie kształtny tyłeczek i szalenie zgrabne nogi. Co prawda kompletnie nie potrafiła gotować, ale to nie był problem. Nauczyłbym ją jak odcedza się ziemniaki bez używania durszlaka, albo jak zrobić dobrą sałatkę grecką. Ale chodziło mi o żaglówkę i o miejsca do spania, tzw. "trumny" - dwie bardzo ciasne, ale długie wnęki boczne, w których wygodny sen był raczej niemożliwy. Ale kto z nas szukał wtedy wygód? Ale z Ewą mógłbym się wtedy ożenić. Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Odrzuciła moje zaloty. Z tego co mój przyjaciel Maciek mi opowiadał, w głowie miała wtedy bogatych atrakcyjnie zbudowanych i mocno opalonych szpakowatych pięćdziesięciolatków jeżdżących Ferrari, Porsche lub Koenigsegg.

- Cholera jak tu ciemno! - wyciągnąłem ręce przed siebie i dopiero wtedy zorientowałem się, co się wydarzyło. Otóż nie mogłem wyprostować rąk, bo przede mną była ściana, jakby z drewna. Zamarłem ze strachu! Pachniało świeżym drewnem. To był chyba dąb, ale nie byłem w stanie o tym się przekonać, gdyż naprawdę było ciemno. Postanowiłem krzyknąć.
- Ludzie, ratunku! - wrzasnąłem, a raczej chciałem wrzasnąć, jednak byłem osłabiony i usłyszałem w tej specyficznej akustyce, że będzie ciężko i chyba nikt mnie nie usłyszy. Przeraziłem się! Gdzie ja jestem?!? Przeróżne myśli chodziły mi po głowie. Myślałem, że może śnię. Ale nie śniłem. Wiele płyt z kolekcji bym oddał, żeby wtedy móc zasnąć.

    Nagle, po około pięciominutowej ciszy ktoś miarowo zaczął uderzał w bębny. Wieko trumny nie było jeszcze zasypane ziemią. To był ten czas, kiedy to trumna jest już spuszczona za pomocą dwóch lin w dół, a na górze, na płaską konstrukcję z desek kładzie się najpierw zieloną wykładzinę, a na nią dopiero kwiaty, wieńce i zabiera je dopiero po zakończeniu ceremonii. Andrzej rozpoznał pierwsze takty miarowo wybijane przez werbel. Nie był to jeden werbel, a aż cztery werble grane jednocześnie. Ewelina zadbała żeby wybrane trzy utwory z płyty "Tarantella" Chucka Mangione zostały zagrane perfekcyjnie, z pietyzmem tak, jakby Andrzej sobie tego życzył.

- Co się dzieje?!? - próbował wykrzyczeć Andrzej. Jednak poczuł, że te wszystkie wołania o pomoc nie dają skutku. Dotarło do niego, że czeka na swoje ostatnie "spotkanie". Przez głowę zaczęły mu się przewijać przeróżne myśli, głównie wspomnienia z lat dziecięcych i młodości. Te miłe i te mniej przyjemne. Jak miał trzy lata i został potraktowany szerokim brązowym skórzanym pasem oficerskim swojego taty tylko dlatego, że nie dojadł kaszki manny, a właściwie ulało mu się pod koniec jedzenia i pobrudził ojcu świeżo wyprasowaną koszulę. Czy gdy jeździł do swoich drugich dziadków na Kujawy i ciągle tylko słyszał - "Andrzejku, zostaw, nie rusz, to dla Marzenki", a chodziło o kilka plastrów szynki kupionych u pobliskiego rzeźnika, które mogła zjeść tylko chorowita Marzena, starsza kuzynka Andrzeja. On to doskonale pamięta. Nigdy nie był traktowany równo. Zawsze to "ten drugi", a najlepiej jak to koło u wozu, czyli "piąty".

     Po około minucie czasu orkiestra zaczęła grać głośniej. Utwór "Legend of the One-Eyed Sailor" był ulubionym numerem Andrzeja. Rozpoznawał nuta po nucie, fraza po frazie. Było mu przykro, że nie zdążył pożegnać się z dziećmi i Eweliną. Przekonywał ich że wróci, że operacja uda się, że mamy XXI wiek i medycyna może już praktycznie wszystko. Przypomniał sobie jak w czwartej klasie podstawówki w poniedziałek o ósmej rano wychowawczyni weszła do klasy. Miała smutny wyraz twarzy, rozmazany odrobinę makijaż. Niektórzy uczniowie domyślali się, o co może chodzić, bo od piątku o niczym innym nie mówiło się na dzielnicy, tylko o dziewięcioletniej Joasi, która przestraszona przez sprawującą nad nią opiekę rodzicielską -  starszą o około piętnaście lat siostrę i jej o dziesięć lat starszego partnera życiowego - wyskoczyła z okna dziewiątego piętra w bloku. A chodziło o kiepskie oceny w szkole. I że jeśli podczas zebrania z rodzicami, okaże się, że dziewczynka okłamała swoich opiekunów i jednak dostała kilka dwój z języka polskiego, matematyki lub fizyki, to zbiją ją na kwaśne jabłko. Joasia napisała list do najlepszej swojej przyjaciółki Agnieszki i wyjaśniła dlaczego nie chce już dłużej żyć. List pozostawiła na parapecie.
       W tym momencie Andrzej rozpoznał pierwsze takty utworu "Bellavia". Przez chwilę, dosłownie przez chwilę zapomniał o swej beznadziejnej sytuacji i poczuł chwilowe ukojenie, a może nawet podniecenie. Ale na krótko.
      Oczy wychowawczyni zrobiły się wilgotne. W dzienniku lekcyjnym na lewej zakładce z nazwiskami i imionami widać było dość grubą poziomą granatową kreskę zrobioną długopisem, od linijki. Jedna osoba z dziennika została z niego wykreślona.
     Nagle powiedziała łamiącym się głosem:
- Moje drogie dzieci, chciałam Wam powiedzieć... że... Chciałam Wam powiedzieć... że...
Minęło dobre dziesięć sekund. W tym czasie w klasie nastąpiła grobowa cisza, do tego stopnia, że słychać było buczenie transformatorów elektrycznych w stacji redukcyjno-rozdzielczej za oknem klasy.
-  Joasi już z nami nie ma. - rzekła nauczycielka.
- Co się stało? - zapytał Rafał, który co prawda często o coś podpytywał, ale teraz najprawdopodobniej o niczym nie wiedział, albo wiedział i w ten sposób rozładował napięcie emocjonalne.
- Joasia jest już w niebie. - odparła załamanym głosem wychowawczyni, po czym zapłakała i wyszła z klasy, a po chwili po niej zapłakało kilkoro uczniów. Andrzej nie zapomni tego dnia do końca życia...

    Niespełna czterdziestoletni mężczyzna od ponad trzydziestu lat wszystko to pamięta, ze szczegółami. Jest wściekły do tego stopnia, że trzy razy mocno uderzył czołem o wieko. Zrobiło mu się jasno przed oczami. Najprawdopodobniej stracił wtedy przytomność.

Ocknął się po kilku chwilach. Ujrzał przez oczami uśmiechniętą Joasię, prowadzącą w wózku typu "spacerówka" swojego przyrodniego braciszka - synka swej starszej siostry i jej partnera życiowego. Bardzo lubiła zajmować się bratem. Szło jej to znacznie lepiej niż nauka, do której nie miała głowy. Albo po prostu nie miał kto jej przypilnować, dać dobry przykład. Matka Joasi kilka lat wcześniej wyjechała z Polski i osiedliła się w Kanadzie. Poznała tam inżyniera od hydroenergetyki i nie śniło się jej nawet by od czasu do czasu przyjechać do rodzinnego miasta odwiedzić swoje dwie córki, wnuczka i niedoszłego zięcia. To nie był sen. Było to wspomnienie, bo ta scenka rzeczywiście miała miejsce - pomyślał Andrzej, bo przez chwilę stracił rachubę miejsca i czasu.
Po kilku miesiącach od tego strasznego zdarzenia podczas wakacji u dziadków na Kujawach miał co prawda sen. Otóż Joanna biegała po korytarzu szkolnym. Była uśmiechnięta jak nigdy dotąd. Miała w prawej dłoni czajnik z wrzątkiem i goniła uczniów. Goniła Andrzeja i polewała wszystkich gorącą wodą. Opowiedział o tym śnie swojej babci, która stwierdziła, że trzeba iść do kościoła i wyspowiadać się, bo Joasia jest już w Niebie i ten Anioł daje jakieś znaki.
- Ja pier**lę! Jakiego kościoła? Babciu, co Ty wygadujesz?!? Nie ma ani Kościoła, ani Boga. - powiedział w myślach Andrzej.

- A może nie ma już o co walczyć? Życie jest tak pogmatwane, że może czas już stąd odejść... - pomyślał głośno Andrzej.
- Po co to wszystko, do k**wy nędzy?? - wrzasnął zanosząc się od płaczu. Tak, zaczął płakać. Dawno tak nie płakał.

     "Bellavia" dobiegła końca kilka chwil temu. Andrzej usłyszał "The XI-th Commandment Suite". Mimo osłabnięcia i niewielkiej ilości tlenu w tak małej kubaturze postanowił walczyć. Zaczął walić pięściami z całych sił w wieko trumny. Niewiele to dawało, bo nie było miejsca na wzięcie zamachu. Uderzenia były delikatne i płytkie. Po kilku próbach nieszczęśnik rozpaczliwie zacząć drapać paznokciami o wieko. Nie miał większych szans. Dąb to twarde drewno, a paznokcie Andrzeja były delikatne, głównie ze względu na charakter pracy, który wykonywał. Był inżynierem-konstruktorem maszyn i kompletnych linii technologicznych. Całymi dniami przesiadywał przy komputerze. Stąd też dłonie i paznokcie miał delikatne i zawsze zadbane, gdyż doskonale wiedział, że kobiety zwracają na to uwagę. A on kochał kobiety. Jak on kochał kobiety...

     Nie poddawał się. Drapał paznokciami tak mocno jak się da. Nagle poczuł duży opór na drewnie, które zmokło w jakiś dziwny sposób. Nie wiedział dlaczego, bo ciemno było, ale dotarło do niego, że nie ma już paznokci. Zostały połamane i częściowo wyrwane. Ta wilgoć na drewnie to krew. Poczuł ten charakterystyczny słodkawy smak w ustach.
- To już koniec! - pomyślał.

Wiele by dał, żeby jeszcze ostatni raz zobaczyć Ewelinę, Kacpra i Małgosię. Kochał żonę i dzieci nade wszystko. Nie miał już sił. Oczy zamykały mu się co chwilę. Momentami słyszał muzykę. Piękną muzykę. Muzykę, przy której nie raz odpływał. Nie raz podczas wspólnego słuchania z kolegami odpłynął gdzieś tam wysoko, nad chmurami. Uwielbiał instrumenty dęte, zwłaszcza trąbki, skrzydłówki (flügelhorny) i puzony. Chciał nauczyć się grać na trąbce, kupił instrument, ale dość szybko odpuścił, gdy tylko dotarło do niego, że bez wielogodzinnych systematycznych codziennych ćwiczeń zadęcia i pracy mięśni twarzy oraz samych tylko warg ust nic z tego nie będzie. A nie miał zbyt dużo wolnego czasu. Pracował, zajmował się rodziną. I do tego ten ból brzucha...
Muzyka grała coraz to ciszej, ciszej, ciszej...

***
Dwa dni później...

Ewelina pojechała z dziećmi na cmentarz. Na spokojnie, po opadnięciu pierwszych emocji. Zawiózł ich Bogdan - przyjaciel rodziny. Wiedział, że małżonka Andrzeja jest jeszcze roztrzęsiona i postanowił przez jakiś czas wozić ich wszędzie, przynajmniej przez jakiś czas.
- Mamo, czy tata do nas wróci? - zapytał sześcioletni Kacper.
Ewelina była na tabletkach. Mało co kontaktowała. Spojrzała na swojego synka i odparła:
- Tak, synku. Niedługo spotkamy się z tatusiem.
Bogdan podszedł bliżej do grobu i poprawił grubą wstęgę na jednym wieńcu. Leżała "do góry nogami", a on tego nie znosił.

***

 

Ta "recenzja", to opowiadanie nigdy by nie powstało gdyby nie mój Przyjaciel Jacek vel. @Bezlitosna Niusia, który zaproponował mi tę płytę do zestawu płyt winylowych Patricia Kaas oraz Emerson Lake & Palmer i wszystkie wysłał mi z naszego ukochanego Paryża.
Również podziękować muszę mojej przyjaciółce @Wera666, która bardzo mnie motywuje i bez niej chyba nie chciałoby mi się tyle pisać.

Dziękuję za uwagę.
Kangie

IMG_20230210_160242355~2.jpg

IMG_20221129_084354160~2.jpg

IMG_20230209_062709102~2.jpg

IMG_20230209_062742466~2.jpg

IMG_20230210_160337219~2.jpg

IMG_20230210_160556231~2.jpg

IMG_20230210_162110159~2.jpg

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Blogi --> Blog Kangiego. Zapraszam.

Drogi Kangie, przyjacielu. Twoja opowieść jest bardzo mocno wzruszająca, do łez. Cóż mogę powiedzieć...??? Nic. Po prostu ciekawe, dobre pióro... i very very sad story. Przepraszam, ale wolę jednak wesołe historie. Te ludzkie dramaty przeszywają mnie na wylot, do bólu. Nie wiem, czy lubię tę opowieść, bo ciężko lubić ludzkie dramaty, a szczególnie, jak te dramaty dotyczą wartościowych i naprawdę fajnych ludzi. Poza tym, przeżyłem sytuację nie tyle może podobną, ale też smutną i związaną ze śmiercią bliskiej mi kiedyś osoby, więc tak jakby z automatu podczas czytania tej histori, wyzwolił czy też uwolnił lub powrócił demon czasu, o którym nie za bardzo chcę pamiętać. Tak czy siak, that's life. Dziękuję.

 

Parker's Mood

Poproszę o charakterystykę tego co słyszycie. Chodzi mi o porównanie rzeczy Szymona Miki i jego kwartetu do oryginału kwartetu Jarka Śmietany. Jakieś analogie, co i jak, reinterpretacje, feeling, harmonie... itd, etc. Najpierw Wy, póżniej ja. Czysta ciekawość jak to wszystko słyszycie... i tyle.

Może być tylko na przykładzie oryginału 'Speak Easy'. To wystarczy.

Parker's Mood

8 godzin temu, Chicago napisał:

Poproszę o charakterystykę tego co słyszycie

Słyszę wszytko co jest zawarte w tych utworach. Bez komentarza 😊

-> mdavis

Wszystko czyli co...??? Wymień coś...??? Co z harmonią jazzową...??? W sumie dość popularną u J. Śmietany, ale co zrobił Szymon Mika w porównaniu z oryginałem....??? Śmiało, własnymi słowami... tak jak słyszysz.

Parker's Mood

Co słyszę w reinterpretacji kwartetu Szymona Mika w porównaniu z oryginałem kwartetu Jarka Śmietany w 'Speak Easy'...??? Słyszę, że powywalał połowę akordów i nadał muzyce o wiele więcej przestrzeni i luzu, co mi się bardzo podoba. Pierwsze takty pokierowały mnie od razu do feelu Paula Motiana i tak też odbieram ten super kwartet - pomyślałem od razu o muzyce Motiana, co oczywiście nie jest broń jazzusie jakimkolwiek naśladownictwem, ale taki mniej więcej odczułem charakter tej muzyki. Oryginał też jest Ok, tym bardziej, że mamy do czynienia z muzyką kwartetu Jarka Śmietany sprzed prawie ćwierć wieku, ale jednak w porównaniu do tych rekompozycji, to jestem zdecydowanie na tak dla kwartetu Szymona MIka - może to śmieszne porównanie, ale oryginał brzmi jak solidny jazz z PRLu, natomiast kwartet Szymona brzmi jak world class jazz. Rewelacyjny Łukasz Żyta też mnie zabił, bo gra prześlicznie - maluje jak właśnie Motian. Zresztą wszyscy są rewelacyjni. I tyle. 😉

Parker's Mood

A teraz szok! Dopiero niedawno dowiedziałem się o Cavatina Hall - jestem w szoku. Bielsko Biała - stolica jazzu w Polsce! Trzy najpoważniejsze festiwale i jeszcze ta sala! O rany jazzusie! Catavina Hall naprawdę żyje! I wygląda jak nie z tego świata! I'm fuckin' deeply impressed!

 

Parker's Mood

W kwestii jazz klubów również poszło do przodu. Przykładem może być rownież  Bielsko i Metrum jazz Club. Pamiętam jedyny jazz club w Oxfordzie, to była nora nadająca się do kapitalnego remontu. Nie musimy mieć już kompleksów. 

Wiadomo, super sprawa nie mieć już kompleksów. A Dave Jemilo jak powiedział, że nie będzie żadnego remontu w Green Mill, tak dotrzymał słowa. W dalszym ciągu stare dywaniki i, co najgorsze, nie ma już parkingu.

Parker's Mood

10 godzin temu, Chicago napisał:

Wiadomo, super sprawa nie mieć już kompleksów. A Dave Jemilo jak powiedział, że nie będzie żadnego remontu w Green Mill, tak dotrzymał słowa. W dalszym ciągu stare dywaniki i, co najgorsze, nie ma już parkingu.

Może ma rację?

Bo w takich przypadkach bywa tak, że akustyka wychodzi na tak, a KLIMAT miejsca, na nie.

1 godzinę temu, Ajothe napisał:

W poszukiwaniu nowych brzmień polecam Brazylię 🙂

Zajechałem tam dzięki świetnemu basiście Junior Braguinha.

Może być 👌👍 Takie lekkie granie idealne jako jazz do samochodu lub na biesiadowanie 🍺

15 minut temu, Ajothe napisał:

Też do kiełbachy z grilla?! 🤣

Może znacie podobne, me gusta

Do 🍺 tak lecz bez kiełbasy z grilla.  Muza bardziej wytrawna i wymaga większego skupienia dla słuchacza 😊

Jak smooth jazz to polecam Davida Sanborna, albo Grovera Washingtona Jr.
Ostatnio wróciłem ale stwierdziłem, że słuchać już tego nie mogę. 😉 

53 minuty temu, soundchaser napisał:

Jak smooth jazz to polecam Davida Sanborna, albo Grovera Washingtona Jr.
Ostatnio wróciłem ale stwierdziłem, że słuchać już tego nie mogę. 😉 

Kwestia gustu muzycznego danej chwili 👌

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Dołącz do dyskusji

    Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
    Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

    Gość
    Dodaj odpowiedź do tematu...

    ×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

      Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

    ×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

    ×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

    ×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.