Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Infected Mushroom - Convering Vegeterians

Nie dawno wpadła mi w ręce ich płyta choc przyznam się szczerze,nie wiele o nich wczesniej wiedzialem.Az tu nagle któregoś dnia,łud szczęscia sprawił że takowa mi się trafiła.Z psytrance i Goa nie miałem wczesniej duzo stycznosci,jednak ten album sprawił że polubiłem,na prawde mocne i świetnie eykonane kawałki.Styl tego izraelskiego duetu,jest jedyny w swoim rodzaju,póki co nie słyszałem podobnego brzmienia,Są jedyni w swoim rodzaju.Album składa się z dwóch częsci 'Trance side'' i ''the other side".W pierwszej czesci dominuje TRance wlasciwy dla ich gatunku.Rozpoczyna sie kawałkiem albibeno,mozna powiedziec wstepem ktory nas wprowadzi w reszte utworow stopniowo "wkręcajac" w klimat jaki ta muzyka wytwarza.Potem gdy przychodzi do czesci drugiej,zdziweinie narasta,nie ma mowy o żadnej monotonii,''Elation station'' ktore jest drugim kawalkiem z drugiej czesci brzmi naprawde niezle,stylem w/g mnie nawiazuje troszke można by rzecz do "demosceny" komputerowej,jest to jeden z moich ulubionych kawałkow z tej płyty.Jednym z ciekawszych utwórow bedzie tez napewno "jeenge" w której na pierwszym planie słychac gitare.bardzo ciekawe połaczenie. Jednym słowem płyta ta nie pozwoli wam się nudzic.Nie ma mowy o eksperymentowaniu,ta dwójka doskonale wie co robi i wszystkie i ich ruchy śa sprawnie przemyslane. Dla milosników gatunku napewno pozycja obowiązkowa a dla innych zapewne ciekawe urozmaicenie,muzyka wysoce pobudzająca. Pozdrawiam

Reni Jusis - Trans misja

Zastanawiałem się do jakiej grupy zakwalifikować ten krążek? pop, tech-pop, house-pop, nie znam się na współczesnej muzyce. Płyta zaskakuje swą odmiennością na polskim rynku. Bardzo dynamiczna i wręcz techniczna. Brak jej ducha, ale słuchając ją stopa jakoś sama zaczyna wybijać rytm. Dużo tu klawiszy i środków technicznych, zniekształcony głos Reni. Płyta zaczyna się długim rytmicznym wstępem \\\"Wynurzam się\\\", dalej superhit \\\"Kiedyś Cię znajdę\\\" (mój znajomy określił ten kawałek - \\\"opowiada o grzybobraniu\\\"), później przęcietny \\\"Raczej inaczej\\\", \\\"Let\\\'s play ping ping-pong\\\" - to kicz w najgorszym wydaniu, \\\"Ostatni raz\\\" - kolejny hicior - chyba mój ulubiony, \\\"Kto pokocha\\\" - to typowy zapychacz płyt, \\\"It\\\'s not enough\\\"- i znów kicz, \\\"Jeśli zostaniesz\\\" i \\\"W zwolniotym tempie\\\" - udane techno-kawałki, i ostatnie \\\"Not real\\\" i \\\" Trans misja\\\" - takie sobie, mogą być. Uważam że płyta jest nie równa, gdzie są bardzo muzykalne kawałki razem z obok sąsiadującymi kiczami.

Eric Clapton - Reptile

Wzglednie nowa (2001) i latwa do dostania plyta Erica Claptona zostala na AMG ostro skrytykowana. Jej odwolujaca sie do rodzinnego albumu okladka nie odpowiada zawartej w srodku tresci – piosenki z roznych parafii. Co racja to racja – wydaje sie, ze Eric mial pomysl ale zabraklo odpowiedniej ilosci utowrow ‘w temacie’ wiec dorobiono inne. Razem dalo to potezna dawke (70 min?). Plyta jest wiecej niz zasobna w piosenki. Od pierwszego sluchania wiadomo, ze artysta nie celowal w Kilimandzaro a raczej w Gubalowke. I takie ‘bezpieczne’ podejscie do tej plyty daje wlasciwa optyke – przyjemnie sie slucha. Jakby bylo malo, procz owego naginania ku przyjemnosci takze produkcja jest wybitnie przyjazna sluchaczowi. Ta plyta zawsze i wszedzie zabrzmi znakomicie. Pierwszy, tytulowy utwor jest dopieszczony do granic. W sumie jednak powstaje pytanie kogo taki misz-masz zadowoli. Bluesowcow? Chyba nie. Lowcow przebojow? Takze nie. ‘Reptile’ to latwo wchodzaca muzyka ‘made in Eric’. ‘Tylko’ czy ‘az’? Lubie te plyte bo slucha sie przyjemnie i nieangazujaco. Po wielu sluchaniach zaczyna sie nawet podobac a poszczegolne utwory dostaja twarzy.

Turbo - Tożsamość

"Tożsamość" Turbo ? ostatnia płyta (2004 r.), moim zdaniem więcej niż bardzo dobra. Materiał może nie na miarę epokowej "Kawalerii szatana", ale "Tożsamość" brzmi znakomicie. Utwory długie ale bynajmniej nie nużące. Ekipa jest w rewelacyjnej formie i po odsłuchu wiadomo już dlaczego w pism muzycznych pism uznała Wojciecha Hoffmanna gitarzystą roku 2004, B. Rutkiewicz basistą, a G. Kupczyka wokalistą heavy. Jest tez rewelacyjny bebniarz T. Krzyżaniak, przedstawiciel młodego pokolenia, w grze słychać wyraźną fascynację Nicko McBrainem i znakomite zgranie z W. Hoffmannem. Płyta prezentuje bardzo wyrównany poziom, gdybym miał wyróżnić jakieś utwory to wskażę na "Paranoję", "Legendę Thora" i "Pismo" (bas rozłupuje czaszkę). Plus instrumentalna "Eneida", w której Wojtek Hoffmann udowadnia po raz kolejny że jest gitarzystą nr 1 w tym kraju.

Eric Clapton - Slowhand

Plyta z roku 1977. Zawiera groch z kapusta czyli ukradzione J.J. Cale’owi ‘Cocaine’, skoczne i frywolne ‘Kladz sie, Sally’, smutasowate ‘Wonderful Tonight’ czy nudne do potegi The Core’ (chyba z 10 minut improwizowania na temt, ktorego brak). Mimo to slucha sie przyjemnie bo jest to muzyka niezobowiazujaca. Biorac pod uwage lata 70- moze nawet wydawac sie rodzajem majstersztyku. Clapton jak zauwazylem swietnie spisuje sie jako dodatek do innej gwiazdy lub jako sideman zas wymyslanie czegos samemu ciezko mu przychodzi. Najlepsze plyty zawsze udawaly mu sie, kiedy mial wsparcie, nawet jezeli z tylnego siedzenia. Podobnie jest tutaj. Plyta z pozoru autorska jest jednak silnie podparta wkladem druzyny i jako taka uzyskala solidna calosc.

Eric Clapton - 461 Ocean Boulvevard

Plyta z roku 1974. Podobno najfajniejsza z nurtu zblizonego do pop w dorobku Erica C. Z przebojow marleyowski ‘Zabilem Szeryfa’ w wersji ugladzonej. Reszta to przyjemne bluesiki i gitarowy mainstream. Nie wiem czego mozna oczekiwac od Claptona w tych latach jezeli nie rodzaju pitolenia na gitarze i smetnego, pospolitego glosu. Jezeli zna sie z tego okresu podobne dokonania amerykanow to Eric wypada blado. Co gorsza – owa ‘najlepsza’ plyta Claptona w latach 70-tych (obok ‘Slowhand’) odniosla wielki sukces komercyjny a sam mistrz probowal jeszcze przez wiele lat (moze nawet az do lat 90-tych) stoworzyc sensowna kopie by pomnozyc sukces. Nie udalo sie i byly to lata raczej zmarnowane. Mimo wszelkich przeciwienstw (wokale, smecenie) plyta jest sluchalna i przyjemna aczkolwiek w mojej opinii przyczynia sie do tego glownie niezwykla produkcja. Mam 461 OB w wersji po remasteringu i szczerze mowiac to co slyszymy imponuje.

Fleetwood Mac - Tango in the Night

Ta plyte mialem ‘od zawsze’ czyli od jej wydania w 1987 roku. Zawsze tez wydawala mi sie optymistyczna muzycznie a nastrojowa tekstowo. Piosenki sa chwytliwe a Stevie Nicks dodala 2 perly o nieco powazniajszym nastroju: ‘Sara’ i ‘When I See You Again’. Z przebojow znane (bardzo znane) sa ‘Seven Wonders’ i ‘Little Lies’ a dodatkowo chwytliwe sa ‘Caroline’, ‘Mystiefied’ czy ‘You And I’. Plyte slucha sie ‘jednym tchem’ bo wszystko na niej wydaje sie wlasciwe. No moze dla mniej odpornych nerwowo dziewic rytmiczne postekiwania Christine McVie i Lindseya Buckinghama w otwierajacym utworze ‘Big Love’ moga wywolywac plomienne rumience na policzkach. Mila plyta nadajaca sie na kazda okazje i dla kazdego.

Stacey Kent - The Boy Next Door

'The Boy Next Door' - 2003 - wytwornia Candid Plyte ta kupilem przypadkiem i w pierwszym sluchaniu nie wzielo mnie. Szczegolnie ‘zwykly’ glos wokalistki co by nie powiedziec jazzowej lekko rozczarowuje. Ale... posluchalem razy kilka. Wiele sie zmienilo. ‘The Boy Next Door’ to zbior standardow z roznych stylow muzycznych. Od popu do jazzu. Wszystkie znane z wykonan meskich. Jak pisze Stacey – to jej ulubione piosenki. Piosenki te sa wybitne bo maja wybitne teksty i takaz melodyke. Pozostaje zatem kwestia wykonania. Jak wspomnialem pani ta nie ma powalajacego glosu ale glos ma. No i ma takze to COS. Sluchajac na przyklad Norah Jones mamy przed oczami artystke, ktora gapi sie przez okno i cos podspiewuje. Czasami podspiewuje myjac naczynia. Stacey Kent zabiera ciebie do knajpki o intymnej atmosferze, siada przed toba przy malym stoliku i opowiada swoje male lub wielkie historie. Milosc, porazki, opuszczenia, radosci. Kontakt jaki sie zawiazuje jest pelen. Tak dobry, ze jej glos w skali ocen jazzowych sie nie liczy. Liczy sie skala ludzka, kobieca. Jest szczerosc, prawda, przekonanie i chec opowiedzenia czegos co sie czuje. I tego rodzaju przekaz udaje sie panie Kent doskonale. Wybitna piosenka to ‘Too Darn Hot’ ale i kazda inne doskonala. Bardzo polecam i nawet jezeli pierwsze sluchanie was rozczaruje nie poddawajcie sie. Tlo muzyczne jest naprawde tlem. Zwracaja uwage sola na saksofonie i gitarze ale to tylko muzyczne plamy w calosci utworu. Tu nie ma dialogu z instrumentami a solowki tylko kiedy pani przerywa swa opowiesc. Podsumowac mozna ta plyte jednym slowem - poruszajace.

Szymon Wydra & Carpe Diem - Bezczas

Szymon Wydra jeden z uczestników polskiej edycjii programu TV "Idol" Bezczas to jego kolejna płyta cd w dorobku. Płyta zawiera 13 kompozycjii z słynnymi hitami "zycie jak poemat" czy "list do pana B" Nagrana w rokowym klimacie smutna i nastrojowa płyta z bardzo angażującymi tekstami tak autorskimi jak i autorstwa Jacka Cygana. Dla mnie osobiscie zbyt smutna i trudna do słuchania wydaje mi sie ze Szymon ma swoja wierna grupe fanów która jest mu wierna i bedzie zadowolona. Ja nie polecam zakupu dla mnie muza zbyt ciężka.

Czerny-Stefańska, Halina - Mozart, Koncert fortepianowy nr 23

Dwa dni temu dotsałem tę płytkę w niemieckim amazonie, Czerny-Stefańska gra rewelacyjnie - leciutko, radośnie, wspaniale kontroluje dźwięk. Nic dziwnego, że jej nagranie I koncertu Chopina było sprzedawane jako wykonanie Lipattiego.

Karajan, Herbert von - Bruckner Anton, VIII Symfonia (Wiener Phliharmoniker)

Jest to przedostatnie studyjne nagranie Karajana. Wówczas był on w stanie wojny z Berlińczykami i dlatego dużo nagrywał z Filharmonią Wiedeńską. Wiedeńskie smyczki śpiewają rewelacyjnie, co tutaj jest szczególnie ważne w Adagio. Karajan był specjalistą od Brucknera i to nagranie mu się szczególnie udało. Wiedeńczycy lubili ciężko chorego Maestro i dali z siebie wszystko.

Karajan, Herbert von - Bizet "Carmen" - Leontyne Price, H v. Karajan

Od strony muzycznej nie ma się do czego przyczepić. Price jest najlepszę Carmen, jaką słyszałem, Karajan był wówczas w świetnej formie, Wiedeńczycy grają wspaniale.

Karajan, Herbert von - Mozart, Msza Koronacyjna KV 317

Jest to niepowtarzalne nagranie z 29.06.1985 r. Mszę odprawia Jan Paweł II, Filhramonikami z Wiednia dyryguje Karajan, Agnus Dei zaśpiewane przez Kathleen Battle, to po prostu nie do opisania. Po prostu trzea to mieć!

Celine Frisch / Cafe Zimmerman - Pieces de clavecin & airs d'apres M. de Lully

Pijana muzyka transkrypcji klawesynowych z dzieł J.B.Lully zrobiona przez d'Angleberta, wersja przerobionych oryginałów na zespół kameralny i kilka rzeczy własnych d'Angleberta na klawesyn. W sumie 2cd. To nie jest dobra muzyka ;-) To dzieło mające pokazać technikę gry i możliwości instrumentów, taki barokowy Reger czy inny późny romantyk. Na pewno dwór królewski temu sprzyjał. Czemu jednak późny romantyzm nie mógł być tak logiczny i oczywisty? Chyba nie ci ludzie... Styl gry może się podobać lub nie, odnosi się wrażenie że samo Cafe Zimmerman gra nierówno po czym okazuje się że wszystko wynika z logiki utworu a rygor gry zostaje zachowany. To chyba pierwociny rokoka, zwodzenie i ujmowanie słuchacza zarówno formą jak wykonaniem. Nie dla wszystkich, na pewno nie dla ludzi którzy szukają ścisłej definicji, obajśnienia świata, doskonałości i powagi - takie rzeczy zostawmy nudnym Niemcom. Podsumowując, trochę szalone dwupłytowe wydawnictwo. To nie jest muzyka dla świeżych słuchaczy baroku bo kompozytorzy szli na swego rodzaju grę z widzem a bez znajomości podstawowych przynajmniej reguł gra staje się nieczytelna. Porównując ten rozwinięty (mój wykładowca mówił "zgniły" :-) barok z naiwnym i dosadnym klasycznym romantyzmem Beethovena czy Mendelssohna ma się wrażenie że nowa płyta Cafe Zimmermann to muzyka pisana dla rozwiniętej i świadomej własnych możliwości, granic i ułomnosci kultury. Chyba już za starej i w swym języku zbyt zamkniętej a więc skazanej na śmierć... I tak się stało tyle że teraz, na początku XXI wieku mamy właśnie takie płyty :-) POLECAM

Tina Turner - Break Every Rule

‘Break Every Rule’ to druga po wielkim powrocie ‘Private Dancer’ plyta Tiny Turner. Nieprzecietna popularnosc poprzedniczki nieco popsula wizje ‘Break Every Rule’ mimo, ze jest to plyta znakomita. W jakims sensie nawet lepsza od ‘Privat Dancer’ gdzie kilka utworow jest po prostu slabych. No ale sa i wielkie ;-) ‘Break Every Rule otwiera sie przebojowo – ‘Typical Male’ i ‘What You Get Is What You Want’ sa latwe i skoczne. Ale tak naprawde ‘Break Every Rule’ zaczyna sie nieco pozniej. Tina zaspiewala wyjatkowo kilka ostatnich piosenek a jej wersja ‘Paradaise Is Here’ dorownuje surowszej wersji spiewanej nieco wczesniej przez Cher. Znakomita wspolpraca z Knopferem i Bowiem dala takze swietne owoce – ‘Overnight Sensation’ i ‘Girls’. Tina ostro nadaje z Bryanem Adamsem w ‘Back Where You Started’. ‘Break Every Rule jest szczytowym osiagnieciem Tiny Truner w latach 80-tych i nie zawiera slabych punktow choc moze nie ma takze tak wyjatkowych utworow jakie znajdziemy na poprzedniczce.

Joss Stone - The Soul Sessions

Joss Stone jest skarbem dla UK bo dawno takiego talentu nie wylowiono. Mam tylko nadzieje, ze jej kariera ladnie sie rozwinie mimo bardzo mlodego wieku i tym samym narazenia na pokusy branzy. Muzyczka jest z pozoru znana bo Joss nie spiewa swoich kompozycji a standardy. Na szczescie nie powszechnie znane evergreeny. Glos jest zblizony barwa do Janis Joplin lecz nazwijmy to 'ladniejszy'. Joss spiewa swobodnie, ladnie artykuluje w nieco surowym i dramatycznym stylu ale nigdy nie wydaje sie przesadna mimo agresywnego i wyrazistego uzywania glosu. Jest nieprzecietnie muzykalna i potrafi wydobywac to co ladne w melodiach mimo trudncyh drog jakie wybiera. Podoba mi sie sekcja w tle. Dyskretnie ale i fantastycznie dogralo muzyczny krajobraz kilku czarnych, starszych panow, w tym rewelacyjna gitarka niejakiego Bobrzyka (ksywka pochodzi od wygladu, tak mysle). Bobrzyk gra leciutenko, jazzowo w kolorze ale rytmicznie i soulowo. Slicznie po prostu. Reszta skladu takze na piatke i na wszelki wypadek nie na pierwszym planie - i dobrze ;.) Wciagajace utwory? No chyba wszystkie. Tytulem zwraca uwage 'Super Duper Lover' ale nie tylko tytulem. Godna polecenia plyta, ktora spodoba sie chyba kazdemu, kto lubi muzyke. Tak prawdziwa.

Copenhagen Art Ensamble - Don´t mention the war

Wbrew uporczywym pogloskom free-jazz zyje i ma sie dobrze.Swiadczy o tym chocby projekt tej dunskiej kapeli nawiazujacej nazwy do swej znamienitej imienniczki z Chicago.Prawde powiedziawszy siegnalem po ta plyte zaintrygowany niezbyt fortunna okladka- reprodukcja slynnego dziela Eugene Delacruix-"Na barykadach Paryza".I takiz pozostalem zauroczony- poczatkowo audiofilska jakoscia dzwieku. Muzyke doceniam stopniowo-jest jak kopalnia o wielu pokladach i za kazdym kolejnym odsluchem odkopuje cos nowego. 6 kompozycji wlasnych zespolu i tylko 44 min.muzyki.Zaczyna sie dosyc przystepnym marszem, a potem to juz jazda bez trzymanki.Na szczegola uwage zasluguja ulubione przeze mnie puzony i awangardowa wiolonczela, a takze spreparowany na sucho fortepian/ tu Thomas Clausen -primus inter pares jazzpianistow dunskich/.Znakiem nowych czasow jest tez laptop w roli instrumentu solo!.Z ocena muzyczna duzy klopot; dla wyrobionego ucha -5, zas dla przecietnego zjadacza chleba- kakafonia nieakceptowalna przez reszte rodziny. Aby ich nie wpedzic w klopoty daje -3.

Kathrine Madsen - Close to you

11 utworow:8 standartow i 3 orginalne kompozycje.Wylacznie ballady jazzowe!.Czy taki projekt ma sens ?Wszak grane to bylo po stokroc. Odpowiedz brzmi tak, jak najbardziej.Zasluga to zarowno dunskiej wokalistki /dotychczas mi nieznanej/ jak i instrumentalistow: Stefano Boldoni-p, Jesper Bodilsen-b, Martin Lund-d, Hans Urlik- ts as fl, Morten Lungren- tp. Kathrin- ze zdjecia- dojrzala kobieta ,operuje takimz samym vokalem, ze swietnym frazowaniem niskich rejestrow i umiejetnym przydechem.Uporczywie lansowane mlodki sceny jazzowej/ parajazzowej odpadaja w przedbiegach. Do tego typu jazzu trza po prostu dorosnac.Pianista i kontrabadzista to mlode lwy sceny europejskiej- jeszcze o nich uslyszycie.Pozostali to juz uznane gwiazdy.A sama muzyka? W przedziwny sposob splata sie wszystko w organiczna calosc, z pieknymi solowkami.Muzyka plynie... Ocena- jak na XXI wiek- piatka .Majac w pamieci niezapomniane divy XX wieku- czworka z plusem.

Queen - Queen on fire: Live at the bowl

Na dwóch płytach znajduje się zapis koncertu Queen wchodzącego w skład trasy promującej album Hot Space z 1982 r. Od razu nadmienie, że jest to najlepsza, oficjalnie wydana koncertówka grupy. Nad wykonaniem artystycznym nie ma co się rozpisywać, wystarczy powiedzieć, że zespół (a w zasadzie Mercury, bo reszta jak zawsze pełni rolę asystentów gwiazdy wieczoru) był w fenomenalnej formie. Koncert zaczyna się od "filmowego" Flash'a, następnie mamy mieszanke starszych kawałków z nowymi wówczas utworami z promowanej płyty. Wszystko to jest utrzymane w surowej, rockowej stylistyce i tworzy piorunującą całośc, coś co można nazwać kwintesencją rocka.

George Michael - Ladies and Gentlemen

płyte zakupiłem w 1998 jako jedną z pierwszych z kolekcji płyt jakie posiadam I do dnia dzisiejszego jest to moja chyba najbardziej lubiana i szanowana płyta.wszystko George Michael co nagrał fajne umieścił własnie ta tej płycie . jeśli choć troszke lubicie klimat tego wykonawcy to ta płyta wystrczy aby mieć to co najlepsze

Dire Straits - Communique

Plyta dosc slabiutka jezeli wezmie sie pod uwage firmowanie przez DS. Juz na debiucie widac bylo, ze niektore piosenki to wypelniacze a urozmaicanie za pomoca troche na sile robionych odstepstw od mainstreamu kladzie kolesiow moze nie na deski ale... 'Communigue' jest mniej efektowna od debiutu bo mniej chwytliwa, rozped z 'Dire Straits' przybiera forme duzej strony B. Dla mnie plyta, ktorej nie trzeba miec o ile nie ma sie pasji kolekcjonerskiej - znaczek za 40 groszy wprawdzie od serii ale ani to wiele warte ani to specjalnie piekne.

Gordon Haskell - Shadows on the wall

Zaczyna sie tak sobie - nagranie plaskie, piosenki typowe. Kiedy juz chce sie zegnac z plyta przychodzi nagle kawalek numer 4 i jest lekko podniesiona poprzeczka, przynajmniej robota w studiu jakos sie kleila. Niestety, kolega Grecki Filozof ma racje, poziom ponadkotletowy jest z rzadka reprezentowany. W sumie jednak nie jest zle. O dziwo, najbardziej mi przeszkadza na tej plycie sama barwa glosu seniora Gordona. Cos w niej jest chlodnego, bezosobowego. Szkoda, bo nie jest to calkowita kleska. Mysle, ze lepiej bym ocenil ta plyte gdyby nie pewne ale - mam w podobnym tonie utrzymane dzielko firmy 'Prefab Sprout' pt. 'The Gunman and Other Stories'. No Ci starsi panowie 'seniores' daja taki popis, ze wykladaja wszystko w podbnym stylu na lopatki. Jedna gwiazdke dodatkowo dodaje z powodow osobistych - plyta ma dla mnie wartosc sentymentalna :-)

Susanne Abbuehl - April

Gdy całe szaleństwo jesieni opadnie już na ziemię, rozpoczyna się era bezpretensjonalnych barw listopadowych. Era poszarzałych błękitów, wyblakłych turkusów, zimnych czerwieni. Nadchodzi czas czarnych i białych klawiszy fortepianu, czystego, jasnego głosu kobiecego, snującego się jak mgła po opustoszałych polach dźwięku klarnetu, sporadycznie występujących ciepłych brzmień bębnowych. To czas ascetycznie uporządkowanych, pokrytych pierwszym lodem dźwięków, pojawiających się tylko tam, gdzie są absolutnie niezbędne. Czas poezji Carli Bley i E.E. Cummingsa, czas Round Midnight, Theloniousa Monka. Listopad, to epoka doskonale wymierzonych interwałów i nowego instrumentu - ciszy. Drogi czytelniku, jeśli moje słowa wydadzą Ci się niezrozumiałe, spróbuj posłuchać debiutanckiej płyty April. Susanne Abbuehl. Zrozumiesz wszystko. I niech Cię nie zmyli kwietniowy tytuł płyty. To jedyny błąd, jaki popełnili jej twórcy. November, byłoby idealnym określeniem dla takiej muzyki. Swoją opinię dedykuję człowiekowi, który podarował mi płytę April.

Bob Dylan - Love and Theft

Bob Dylan nagrywa ostatnio rzadko. Mimo to koncertuje. Wlasnie ostatni koncert 22 pazdziernika w Aalborg zachecil mnie do pisania o jego plytach. Zaczynam od konca choc rownie dobrze mozna by i od poczatku. Plyta ‘Love And Theft’ jest z roku 2001 ale wciaz jest ostatnia plyta studyjna mistrza. Plyta zachwycajaca ale nie w sensie powagi i dostojnosci muzyki – tego tu nie znajdziecie. Zachwyca prostota, nawiazaniem do najbanalnieszych wzorow country, rocka, folk, R&B. Recepta jest jak zwykle w przypadku dobrych plyt czytelna ale dopiero dotkniecie prawdziwego artysty dajej niezwykly efekt. Dylan jak zwykle (a przynajmniej od 40 lat) spiewa tylko swoje piosenki, za soba ma ‘oddany’ zespol swietnych mainstreamowcow. Dosc duzy sklad, nieco detych instrumentow dodaja sily muzyce i pozawalaja na rozbudowanie faktury. Ale nie ma tu nadmiaru srodkow znanego chocby z plyt z lat 80-tych. Jest skromnie i z pewnym rygorem. Czasami kilka instrumentow gra ta sama melodie wpadajac w piekne, harmonijne, wieloglosowe brzmienie i to jest silna strona tej plyty. Glos Dylana takze dojrzal przez lata i jest tak sugestywny jak i pelen dosc zaskakujacych mozliwosci. Oczywiscie, wciaz jest ow smaczek spiewajacej kozy ale jest dobrze. Teksty sa czasami zabawne, czasami gorzkie, czasami ironiczne. O dziwo, takie skakanie po nastrojach jakos pasuje i daje zgrabna calosc. Kompozycje sa melodyjne, latwo wpadaja w ucho. Najmilsze jest zas, ze caly czas mam wrazenie, ze jest to domowe muzykowanie. Zastanawialem sie, jakie utwory wyroznic ale dobrych jest tak wiele. Moze ponura ‘High Water’, zabawne do lez ‘Po’ Boy’? Wybierzcie sami. Przyjemna plyta o wielu walorach, warta rekomendacji. Jedna z lepszych i na dodatek inna w dyskografii Dylana.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.