Skocz do zawartości

1057 opinie płyty

Queen - Flash Gordon

Dziwaczna plyta, ktorej nigdy nie chcialem kupic ale skuszony cena i faktem, ze tylko ona brakuje do calosci... Nawet biorac pod uwage rok powstania 1980 niewiele jest dobrego do napisania. Kilkanascie krotkich na szczescie utworow instrumentalnych z dialogami z filmu daje wyobrazenie o klonie 'Gwiezdnych Wojen'. Jako muzyka do filmu pewnie sie broni ale jako plyta do sluchania nie. Kilka ciekawych tematow, 2 odspiewane piosenki i to wszystko. Wylacznie dla bardzo zagorzalych fanow tak Queen jak i filmu.

Pink Floyd - Division Bell

Płytę zaakceptowałem po latach...ale nie wczoraj czy dzisiaj, bynajmniej. Powód- przy WYWH czy AtomHM to błahostka, właściwie na przełomie popu, dobrego, ale jednak...ale to wciąż rasowe Pink Floyd, szkoda, że ostatni to był ich śpiew...

Keith Jarrett - The Koln Concert

Co tu pisać...gdybym był muzykiem, ale nie jestem, to może bym się wysilił na analizy...a tak...krótko mówiąc- Dzieło.

John Williams - Star Wars: Episode IV, V, VI (6CD)

Wydań na rynku jest dużo, więc uściślam - jest to remaster z 2004r. wydany przez Sony Classical w edycji 6-płytowej z trójwymiarową okładką i plakatem. Poza nieudanymi tematami: nudnymi (Leia, Yoda) lub żenująco głupimi (Ewoki!) czyli około 15% z tych sześciu płyt cała reszta jest mówiąc zwięźle DOSKONAŁA. Na prawdę nie ma o czym pisać, wszyscy wiedzą że tematy z Gwiezdnych Wojen są najlepszymi z całej muzyki filmowej. Niestety filmy (stara trylogia) są w wielu momentach nudne lub głupawe, natomiast muzyka... ona jest wieczna i ponieważ przewyższa film, nie mówcie że bez niego nie może istnieć. Panie Williams, dziękuję!

Lacrimosa - Stille

Płyta o najbardziej wyrównanym poziomie z całej ich dyskografii. Nie ma utworów kiepskich, a ogólnie wysoki poziom jest zachowany. Kompozycje są chwilami wyrafinowane i nie nudzą się. Wykonanie nie pozostawia wiele do życzenia i słychać, że nie było mowy o jakimś nagrywaniu „na szybko”. Tytuł jest nieprzypadkowy, bo mimo sporej ilości mocnego grania krążek jest w stanie uspokoić. „Der ersted Tag” robi to po mistrzowsku wręcz, przenosząc nas już od początku w klimaty gotycko-renesansowe. Kolejne nagranie to jeden z nielicznych kawałków, gdzie śpiewając po angielsku niczego nie zatracono, bo to częsta przypadłość w tym zespole. Utwory kolejne to dopracowane dzieła, których można słuchać często bez śladu znudzenia za sprawą rozbudowanych kompozycji i częstych zmian tempa. Płytę polecam fanom klasyki i metalu, to chyba najlepszy album Lacrimosy.

Diana Krall - The Girl In The Other Room

Słuchałem tylko trzech płyt tej artystki, ale ta jest zdecydowanie poza konkurencją. Przyjemne, kojące i trochę niesforne momentami dźwięki zapewniają zdrową równowagę między słodyczą głosu i lepkością brzmienia instrumentów a nieco melancholijnym nastrojem. Moje ulubione kawałki to „Stop this World” i „Black Crow”. Ten krążek to jeden z najskuteczniejszych „uspokajaczy” i okazja do delektowania się barwą, dynamiką głosu i wokalnymi kompozycjami pani Krall. Daję trzy gwiazdki bo... w końcu to tylko jazz ;P

Prodigy - Music for the jilted generation

Narkotyczne zwidy, klimatyczne sample, feeria pomysłów, dobry rytm i nic wspólnego z techno :P To jest – zwłaszcza w porównaniu do fat’a – spokojna płyta, melodyjna ale miejscami baaardzo niegrzeczna. Break and Enter, Their Law, Full Throttle, właściwie łatwiej by było wymienić słabe kompozycje. One love? I to wszystko. Generelnie to jest to co chciałbym słyszeć w klubach gdybym do nich chodził :P

Tori Amos - Scarlet's Walk

Uosobienie tego, czego czasem oczekuję od muzyki: barwy, tempa, rytmu, ciepła, wsparcia, spokoju, dowodu że są na świecie popularni wykonawcy którzy umieją śpiewać. „Miodność” tej wspaniałej płyty jest ponadprzeciętna. Tori śpiewa fenomenalnie w dość zróżnicowanych kompozycjach z rozmaitym akompaniamentem i poza „Wampum’s Prayer” oraz smutkami na końcu płyty – cała reszta jest idealną odpowiedzią na moje potrzeby i wyobrażenia o tzw. muzyce pop. Do tego dochodzi świetny dobór instrumentów które – obok tradycyjnego fortepianu – wkomponowują się w ogólny klimat. Co więcej – dodatkowego smaku dodaje jakaś dziwna świadomość uczestniczenia w drodze po USA, którą (patrząc na tytuły piosenek) autorka odbywała.

Howard Shore - Lord of the Rings

Zaraz po muzyce z Gwiezdych wojen jest to moja ulubiona płyta. Ta muzyka jeszcze lepiej niż film ilustruje „co autor (Tolkien) miał na myśli” – nastrój, ulotność, piękno, spokój, harmonia ale też zło, śmierć, smutek, przemijanie. Pan Howard gra na emocjach słuchacza – osobiście nie mogę się pohamować i prawie zawsze jakąś łzę uronię przy tym czy innym motywie. Co ciekawe – jakość muzyki zależy od jakości filmu – jak wiadomo, każdy kolejny obraz był gorszy od poprzednika i również muzyka z „Drużyny” jest najlepsza. Potem to się trochę skomercjalizowało i zunifikowało np. z Zimmerem (który jest bardzo dobry ale... tylko tyle) a klimat uleciał. Czasem mam wrażenie że pan Shore znalazł w podziemiach Osigiliath zwoje z elfickimi nutami, kazał zrobić nowe rodzaje instrumentów (prawie tak było – na płytach niekiedy brzmią dźwięki zupełnie egzotyczne) i... nagrał :) DOSKONAŁE.

Buddha-bar - buddha-bar II

buddha-bar to High-Endowa : ) paryska restauracjo-klub, który jak sama nazwa wskazuje ma w sobie korzenie dalekowschodnie. Wchodząc do restauracji widzimy 4 metrowy posąg buddhy i ogrom całej inwestycji : ) W tej właśnie "kanjpie" urzęduje kilku "Dj-ów" którzy nieustają w poszukiwaniu muzycznego grala i umilają pobyt gości bardzo przyjemnym brzmieniem. Czasem wypuszczają płytki z zacnie wybranymi utworkami. Każdy z albumów jest dwupłytowy, a muzyka bardzo różna ale zawsze mająca jeden wspólny mianownik - jakość. Wszystkie albumy buddha-bar które się dotychczas ukazały (8) Ciężko jest zaklasyfikować. Napewno jest to ambient i muzyka bardzo relaksująca, choć niekoniecznie typu "położyć się i zasnąć", gdyż nawet najbardziej spokojne utwory mają w sobie bardzo dużo energi. Muzyka różna ale z otoczką elektroniki. Buddha-bar II zawiera dwie płyty zatytułowane: Dinner oraz Party Jak same tytuły wskazują Party jest bardzież żywiolowa, a dinner spokojniejsza. I tu praktycznie kończy się możliwość opisu normalnego bo utwory pochodzą tak jakby z różnych zakątków świata i każdy jest jakby innym gatunkiem. Jeżeli nie lubisz jakiejkolwiek sztuczności, to te płyty nie są adresowane do Ciebie. Jeżeli wiesz co to jest np. Cafe del Mar i nie odrzucasz tego rodzaju muzyki, to jest to pozycja obowiązkowa. Płyte aby ocenić, trzba posłuchać i tak jest z wszystkim buddha-barami. Ja moje buddha-bary puszczałem około 20 osobom lubiącym różne gatunki (oprócz ciężkiego grania) tz. klasyka, oprery, jazz, pop, ambient, rock i wszyscy byli zdania, że płytki są dobre/ bardzo dobre. Trzeba posłuchać, bo inaczej się nie da ocenić. P.S Cena sklepowa jest zabójcza = 130-150 zł za album. Polecam allegro gdzie nówki są za tak około 50 % ceny sklepowej. Polecam zakup na początek Buddha-bar VI Przesłuchania, jak się niespodoba to odsprzedania ( na allegro bezproblemowe, bo b-b schodzą jak ciepłe bułeczki : )

Pat Metheny - Watercolors

Watercolors, Pat nagrał późnych latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i teraz przy słuchaniu tej muzyki odczuwamy trochę inną, trochę archaiczną, muzyczna epokę. Przy ocenie tej płyty spróbuję jednak zapomnieć o upływie czasu a także o setkach innych kompozycji tego muzyka jakie są mi znane z późniejszego okresu. Muzyka z Watercolors jest bardzo malarska, pejzażowa, światłocieniowa. Chwilami bardzo młodzieńcza i trochę niezdecydowanie ostrożna, chwilami bardzo dojrzała. Pat nagrywając te płytę miał zaledwie dwadzieścia trzy lata. Słuchanie tych ośmiu utworów to jakby oglądanie ośmiu akwarelowych obrazków z wystawy, przełożonych przez młodego, bawiącego się dźwiękiem chłopaka na język muzyczny. Tytuł płyty i tytuły poszczególnych utworów są bardzo adekwatne do ich zawartości: Icefire, Oasis, Lakes....a zwłaszcza Sea Song. Pejzaże na tym naszym globie potrafią czasami przybierać bardzo banalną formę i także ta płyta momentami ociera się o takie granice banału ale mimo wszystko mam jednak wielki sentyment do akwarelek Methenego i często do nich wracam. To chyba coś na zasadzie wielkiego sentymentu do zdjęć zachodów słońca nad morzem, jakie zrobiło się podczas udanych wakacji. Płyta nagrana w składzie: Lyle Mays, Eberhard Weber, Dan Gottlieb i oczywiście Pat Metheny

Aretha Franklin - So Damn Happy!

’So Damn Happy!’ Aretha Franklin nagrala w 2003 roku. Po wrzuceniu do odtwarzacza po pierwsze zostajemy wcisnieci w fotel – porcja dynamiki porazajaca. Aretha i Tina Turner sa w siostrami co do ekspresji a takze potega glosu jest powalajaca. Roznica w barwie i repertuarze – Aretha przyciagana jest silniej przez jazz. ‘So Damn Happy!’ zawiera nowe piosenki, w tym 2 samej A.F. (tytulowa, a jakze). Instrumentacja jest dosc bogata, chorki pierwszej klasy i doskonale, dynamiczne nagranie z blachami. Armata jednym slowem choc trzeba przyznac, ze sa i spokojniejsze utwory. Takie plyty jak ta kupuje sie jednak zwykle po prostu dla wykonawczyni, ktora nie opuscila sie i trzyma forme jak za dawnych czasow. Przyczepic sie jednak musze do jednej sprawy. Nie wiem co to jest ale wielu starszych wykonawcow wyjmuje swe sztuczne szczeki do spiewania i to niestety obniza ocene. Aretha Franklin dolaczyla tu do Barry Whita czy Tony Bennetta i chwilami slychac zamiast dajmy na to ‘zawojowalam’ ‘safojofalam’. Szkoda. Moglo byc bez skazy.

Sugar Ray - In The Pursuit of Leisure

‘W pogoni za wolnym czasem’ - 2003 - jest pozycja ze wszechmiar godna polecenia jezeli ktos ma w planie wypelnienie wolnego czasu rodosna tworczoscia muzyczna. Plyta Sugar Ray nadaje sie w 100% na letnia balange. Seks niewykluczony skoro pozycja numer 5 ma tytul ‘It’s so easy fucking all night’ ;-) Reszta takze dosc rozbierana i swobodna. Muzycznie jest to party coctail z duza iloscia rytmu i latwo wpadajacych w ucho melodii. Jezeli ktos zna wczesne dokonania Sugar Ray w stylu metalowym tu znajdzie muzyczke popowa, czasami funkowo-soulowa a z metalowego blichtru pozostaly tylko mocne pociagniecia na gitarach. Co warte zauwazenia – plyta nie konczy sie po trzech chwytliwych kawalkach ale trzyma poziom do konca. Jako ECD zawiera sloneczne videoclipy a chlopcy sa wyjatkowo przystojni (no przynajmniej dwaj ;-). No i niech nie myli was okladka – meksykanskie stroje, sombrera, spodnie z lampasami, trabki – tego na tej plycie nie ma w sensie muzycznym. To tylko bliskosc Hollywood.

Stiff Little Fingers - Guitar and Drum

‘Guitar and Drum’ to niezly tytul dla plyty Stiff Little Fingers. Sklad klasyczny: 3 gitary + bebny. Muzyka? Klasyczna ale na ostro. Cos jak lagodniejszy System of The Down lub ostrzejsze The Beatles w stylu ‘Helter-Skelter’ czy ‘Everybody's Got Something To Hide Except Me And My Monkey’. Plyta jest po prostu niesamowita. Zespol malo znany, nudna okladka z odstraszajaca informacja ‘established 1977’ a granie fantastyczne. Dobry wokalista, piekne lojenie w idealnej harmonii brzmieniowej co zdarza sie rzadko (doskonale z tym sobie radzi np. ‘Oasis’ czy ‘Tom Petty and the Heartbreakers’). Piosenki porywaja od pierwszych taktow i tak do konca. Tzw. wolne utwory sa na tej plycie wciaz pelne zywotnosci i energii. Wspanialy przyklad mainstreamowego grania rocka bez napuszania sie i siegania po tanie chwytu. Bezwzgledna rekomendacja. Jedna z ostatnich plyt jakiej bym sie pozbyl.

David Bowie - Outside

’Outside’ wydana zostala w 1995 roku. Z Davidem Bowie nigdy nie wiadomo, czy trafi sie na pop, rock, zakrecona elektornike czy trawienie nowych tredow. Tym razem zachodzi ostatni przypadek. Osobiscie nie lubie jego plyt probujacych ambitnie podreperowac techno czy trip-hop. Niestety, ‘Outside’ dokladnie wpasowuje sie ten nurt. Pomysl jest niezly – historia kryminalna, troche dialogow, urban jungle. Wkladka plyty zawiera zdjecia odcietych palcow, prosektorium z kobieta pokryta watrobami i plucami, krwi wiecej niz na filmach z panem Stalone. Pierwsze sluchanie wypada nawet interesujaco ale plyta nie ma sily – brak melodii, chwytliwych przebojow. Zamiast tego przyciezkawe drazenie pomyslu. Bowie chyba sam zdal sobie sprawe, ze wszedl w slepa uliczke i ta plyta nie znalazla kontynuacji (o ile nie liczyc dalekich koneksji rownie slabej ‘Eartling’). Jeden z tych knotow, ktore moze i szanujemy ale na pewno nie sluchamy zbyt ciezko. Nie polecam przypadkowych sluchaczom Davida B.

Delunsch - Traviata

Chyba po raz pierwszy mogłem bez zniecierpliwienia obejrzeć „Traviatę” w całości, bez przerwy. Na scenie nie było nic zbędnego, wszystko było podporządkowane upływowi czasu i ekspozycji postaci. Praca operatora Arte (producent samego nagrania) jest świetna - zbliżenia i praca kamery odpowiednia i podporządkowana ściśle akcji/muzyce. Jest to inscenizacja nie umieszczona w konkretnym czasie czy epoce. Na całą scenę i aktorów rzutowany jest z różną intensywnością obraz podróży nocną drogą i deszcz. Robi to wrażenie ciągłego upływu czasu - którego bohaterowie mają coraz mniej a akcja zbliża się do nieuchronnego końca. Tworzy to silny fatalizm akcji który pasuje do fabuły. Tutaj jest wielki plus dla Mireille Delunsch – solidne wykonanie wokalne i świetna gra wpleciona w pomysł reżysera. Nie ma tutaj przesadnej epatacji tylko współcześniejsze świadome przeżywanie emocji – coś na kształt psychodramy. Młodego Germonta zaśpiewał Matthew Polenzani – odstawał od Delunsch ale dobrze wykonał swoje zadanie, starszy Germont został zagrany przez Zeljko Lucica – ciekawie stworzona postać, nieco archetypiczna jak u Freuda co dobrze wplata się w spektakl Mussbacha. Poza tym dobrze zaznaczono postacie tła - pozbawione twarzy. Jest to Verdi współczsny, bez zbędnego i martwego w naszych czasach tradycyjnego aparatu ekspresji. Yutaka Sado prowadzi orkiestrę dość przezroczyście, nie stara się narzucić śpiewakom własnej wizji i wplata się w stronę dramatyczną gdzie jest dopełnieniem tego co zrobił reżyser. Niecodzienne podejście, muzyka w roli sługi dramatu co w przypadku włoskiej opery mogłoby być żartem gdyby nie to że za reżyserię wziął sie Mussbach – człowiek który reanimował wartość sceniczną „Traviaty” opartą przecież na „Damie kameliowej” Tołstoja.

Cock Robin - First Love Last Rites

First Love Last Rites zespolu Cock Robin jest plyta na pewno drugoligowa. Zespol porownuje sie do Roxy Music ze wzgledu na brzmienie instrumentacji. Przyziemne glosy wokalisty i wokalistki zmieniaja jednak dramatycznie ostateczne wrazenie. Takze subtelne krajobrazy muzyczne malowane przez Roxy Music sa w przypadku Cock Robin znacznie uproszczone. Mimo to plyta jest znakomita w sluchaniu. Pulsujace rytmy wyjete na zywca z muzyki funk calkiem dobrze daja sie implementowac w art rocku. Wolne utwory sa takze pelne nastrojow i ladnie rozplanowane w przestrzeni. No i najwazniejsze – duet ma pomysly na kilkusekundowe chwile oczarowania. Na tej plycie z pewnoscia jest kilka magicznych momentow i dla nich warto kupic ta plyte. Generalnie jest sporo pasji, emocjonujce teksty o milosci, chwilami sympatyczny patos. Doskonala plyta do sluchania wieczorem kiedy za oknem nijako. Cock Robin moze wowczas wykreowac nam w pokoju inny swiat, moze troche posepny, moze to muzyka dla smutasow ale cos w niej jest.

Tool - Lateralus

Jedna z moich ulubionych ostrych płyt - żadne pitu, pitu - jeno ostre granie, utwiory wzajemnie się zazębiają tworząc cudnie spójną całość. Pozycja obowiązkowa dla miłośników łojenia, ale i konwenconalny, spokojny audiofil powinien znaleźć tu coś dla siebie.

Tool - Lateralus

Do fanów Tool nie należę, nie słyszałem więcej jak 3 ich płyty, ale tak zrobiła na mnie spore wrażenie. To nie jakieś ciepłe kluchy rokwe, ale przyzwoite łojenie. Być może, jak poprzednicy piszą, słychać nawiązania do wcześniejszej twórczości grupy jak i zespół czerpie ze swoich sławnych poprzedników jednak nie jest to dla mnie przeszkodą. Płyty słucham z przyjemnością i zaangażowanie.

Anglagard - Epilog

Cudna muzyka- Poprostu maestria, jednak jest to naprawde odmienne granie od innych 'szwedów' takich jak Anekdoten czy Paatos, lecz można wyczuć wiele wspólnych cech łączących te grupy (mellotrony, połamane rytmy i mnóstwo dobrych pomysłów na utwory). Napewno jest to grupa bardziej 'progresywna' (sic!) Słuchając tego jesteś jakby w upiornym cyrku, czasem w lesie, czasem sam w domu jedynie przy ledwo tlącej się świeczce. Płyta jest krótka niestety, każdy utwór niemal zaczyna sie spokojnie,muzycy łagodnie wprowadzają Cię w ich świat aby potem pokazać, że wcale nie jest tak delikatnie i sielankowo(fenomenalnie klimatyczne partie fletu i klawiszy), jest wręcz odwrotnie-mrocznie, zimno i przedewszystkim nerwowo.Długich i stabilnych melodii tu nie uraczysz- zespół kreuje klimat raczej poprzez długie i rozbudowane kompozycje pełne i skomplikowanych zagrywek gitary elekrtycznej , świetnie przesterowanego basu, mellotronu, fortepianu(zapewnie elektrycznego) i fletu, który momentami zdaję się przypominać brzmienie fletu Iana Andersona (może to głupie skojarzenie, nie wiem). Super, warto mieć. Jeśli lubisz Anekdoten, King Crimson z okresu 'Języków skowronka' to nie zawiedziesz się z pewnością na Anglagard.. Dodam, że album został wydany w 1994 roku i jest drugim, ostatnim albumem studyjnym tegoż bandu. Koniec bredni ;)

Paul McCartney - Off The Ground

’Off The Ground’ nagrano w roku 1993. Plyta zawiera wiele chwytliwych piosenek ale zostala dosc rowno zjechana przez krytyke. W sumie troszke racji jest w tym, ze piosenki tekstowo banalne, czasami moze nawet drazniace – kogo obchodzi los malpek uzywanych do testowania kosmetykow ubrany w skoczny przeboik? Albo piekny jak ikona mlodzieniec na swym Harleyu uciekajacy ukochanej po dlugich i prostych odcinkach? Mimo to dzieki swietnym melodiom plyty slucha sie z przyjemnoscia. Wazne takze, ze Sir Paul nie pograzyl sie w tak lubianej przez siebie sierzmiennej instrumentacji i dopracowal brzmienie kazdego utworu. To sie chwali.

Leona Naess - Comatised

’Comatised’ Leony Naess trudo sie kwalifikuje. Plyta wypuszczona na rynek w 2000 roku spotkala sie dobra opinia krytyki ale nie sprzedawala sie rewelacyjnie. Za trudna? Panie Leona chodzi wlasnymi drogami aczkolwiek brzmienie jest rockowo-popowe. Moze zawazyl malo wyrozniajacy sie glos wokalistki? Moze zawile prowadzenie melodii? W kazdym razie ta poetycka plyta operujaca jednak dosc ostrymi srodkami nie znalazla wielu wielbicieli, a szkoda. Kilka piosenek jest przepieknych, ma znakomite melodie i sluchajac wieczorem budzimy sie rano z Leona Naess nucaca nam w glowie. Wyrozniajaca sie ‘Chosen Family’ – piekna ballada przy gitarze akustycznej. Swietne do nucenia ‘Lonely Boy’ czy ‘Charm Attack’. Leona Naess jest jezeli chodzi o popularnosc II liga w show-businesie. Ale jej plyty zdecydowania wykazuja wybitne uzdolnienia. Utalentowana pani, ktora potrafi swoje widzenie swiata przekuc na piosenki.

Abra Moore - Strangest Places

’Strangest Places’ Abry Moore to chyba jej debiut – 1997. Sa plyty nieznane nieznanych wykonawcow ale wyrozniajace sie. To jedna z takich plyt. Nagrana w Texasie jest plyta wybitna pod wieloma wzgledami. Glos Abry Moore przykuwa uwage – dziecinny, nieco matowy ale zaskakujaco spojny w barwie niezaleznie od tego, czy pani spiewa akurat bardzo wysoko czy smeci w niskich rejestrach. Do tego fantastyczne tlo muzyczne, w ktorym pobrzmiawaja echa Nirvany, czasami delikatnego indie, chwilami oldskulowe brzmienia lat 70-tych. Niezwykla mieszanka swiadczaca o imponujacej erudycji muzycznej (glownie gitarzysty). Bardzo polecam ta plyte wszystkim milosnikom rocka w wydaniu kobiecym. Jest zadziornosc i agresja ale i smecenie o deszczowym New Yorku. Wszystko w klasie A. Kompozycje maja fantastyczne melodie a pomyslow na wykonanie bylo naprawde sporo. Z podobienstw - moze Eddie Brickell, moze Sheryl Crow?

Cassandra Wilson - Blue light 'til dawn

Najlepsza, najbardziej czarna, najbardziej zmysłowa i najbardziej bluesowa płyta w dorobku Cassandry. Dla fanów i nie tylko, dla wszystkich wrażliwych na "damskie wokale w kolorze black" pozycja obowiązkowa! A "Come On In My Kitchen" R.Johnsona po prostu jest wspaniałe!




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.