Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Bob Dylan - Modern Times

’Modern Times’ sa jeszcze cieple – sierpien 2006. Pewnie naczytacie sie o tej plycie wiele dobrego a moze takze jakies filozoficzne dywagacje o tym co mistrz mial na mysli. A pewnie cos mial. Dla mnie jednak ta plyta ma banalny klucz, ktory wiele tlumaczy i pewnie przy calej swej zlozonosci zawsze bedzie trafny. To jest plyta z muzyka, ktora Bob Dylan polubil i docenil ostatnimi laty i w ktorej dobrze sie czuje. Kropka. A muzyka ta to folk-blues nieco starej daty. Tytulem wstepu napisze, ze lubie Boba Dylana w wielu wcieleniach. Jednym z nich jest wcielenie pod umownym tytulem ‘Daniel Lanois’ – producent U2 miedzy innymi. On wykreowal ‘nowego’ Dylana na plytach ‘Oh Mercy’ czy ‘Time Out Of Mind’ – wiele klimatow i klimacikow, takze dla audiofilstwa. Inny nurt nowszego Dylana to pochodne rewelacyjnej plyty ‘Love And Theft’ gdzie Dylan oddal sie z zapalem folkowemu muzykowaniu w iscie mainstreamowym stylu. Perelka no bo widac, ze zrobione z lekkoscia, humorem, ze znakomitym zespoem, ktory wie jak porwac publicznosc. ‘Modern Times’ jest potomkim w linii prostej ‘Love And Theft’ aczkolwiek roznice sa jak to miedzy potomkami. Dalej zatem drazymy proste folkowe granie ale z mniejszym animuszem. Dylan za to sprobowal dodac cos od siebie jako ze tego sie oczekuje i dlatego, ze ma w piosenkopisaniu wprawe. Lata doswiadczen robia swoje. Paradoksalnie jednak mimo calej tej madrej otoczki tekstowej wydaje mi sie, ze prazrodlem tej plyty byl jednak gatunek muzyczny, ktory Dylan ostatnio z upodobaniem lansuje. I to wlasciwie wystarcza mi do tego, by lubic ta plyte. Troche zal, ze nie ma tu podobnej lekkosci we wpadanie w trans mainstreamowy jak to sie zdarzalo na ‘Love And Theft’ ale za to jest wciaz dobry zestaw silnych pozycji dla kazdego. I jeszcze mala notka – glos Dylana jest coraz to naturalniejszy i swobodny. To spory atut tej plyty. Ciekawe, jak daleko moze on jeszcze posunac sie na tym polu? Dawne plyty typu ‘Planets Waves’ sugeruje, ze Dylan moze byc jeszcze slodszy! ;-)

J.J Cale - To Tulsa And Back

Jakim cowboyem jest J.J. Cale? Ano jest postacia drugoplanowa, taka, co to siedzi gdzies w tle na schodach sklepu ze spiritualiami i ma za duze, skorzane ciuchy w kolorze zakurzonego brazu. Jak wejdzie do baru, lyknie whisky i odezwie sie to wiemy na pewno, ze bedzie to cienki glosik z charakterystyczna chrypka. Takiego goscia nie bierze sie powaznie no bo gdzie w polowie filmu zostanie odstrzelony w przypadkowej wymianie kul na klepisku pod bankiem. Szkoda faceta. Ani to ten w bialych portkacha ani to ten w czarnym kapeluszu. Czasami jednak J.J. chwyta za gitare i opowiada. No i nagle jest interesujaco. J.J. Cale to chyba jeden z niedocenianych pierwszoligowcow, taki, co to robi czarna robote dla druzyny a potem skromnie schodzi do szatni mimo, ze wypracowal wynik. No ale bramki strzelaja inni. Plyta 'To Tulsa and Back' jest przeswietna. Zarowno lekko niedbale granie na gitarach, uroda bluesowych nutek jak i przejmujace historie opowiadane nie najlepszym przeciez glosem bardzo pewnie lapia za serce. To jest naprawde sztuka muzykowania w najlepszym stylu. J.J. Cale nigdy nie trafi na lamy pierwszych stron gazet, no moze gdzies w rogu, kiedy umrze. A to niesprawiedliwe. Posluchajcie, co ma do powiedzenia i z jakim niebywalym wyczuciem muzycznym opowiada. Zlapiecie sie szybko na tym, ze jestescie po drugiej stronie lustra.

Mark Knopfler - Shangri - La

Shangri-La to poza wszelkimi znaczeniami takze i nazwa studia, w ktorym nagrano plyte. Mysle, ze tytul jest tu bez znacznia bo i sama plyta troche wlasnie taka – bez znaczenia. Na starcie zalozylem sobie, ze nie oczekuje wiele no bo pan Knopfler to jeden ze slynnych nudziarzy. To dobre zlozenie bo plyta chwilami sie ozywia lub pieknieje a to mile lechcze podniebienie. Calosc jednak jest nadwyraz stonowana tak co do muzyki jak i tekstow. Blotko audiofilskie do taplania sie w nim. Szybko zauwazylem, ze skupiam sie glownie na cieplym glosie pana Marka i na bardzo rasowym brzmieniu instrumentow. Mam wrazenie, ze robota w studio polegala wlasnie na poszukiwaniach milych brzmien. I to sie udalo. Zawartosc ma charakter popowo-countrowy a czasami dodane sa smaczki rodem z bluesa. Wszystko. Konpflera czesto porownuje sie w jego dokonaniach solowych do J.J Cale’a i Boba Dylana (razem wspopracowali) zatem zapodalem sobie zaraz po ‘Shangri-La’ plyte ‘To Tulsa and Back’ J.J. Cale’a, ot tak, dla porownania. Nawet nie oczekiwalem, ze zauwaze jakas roznice. Ale mylilem sie! J.J. Cale pobil Marka na glowe! ‘To Tulsa..’ jest plyta, ktora skupia uwage, ma wyraz emocjonalny daleko silniejszy niz pitolenie Marka i mimo, ze z pozoru nie epatuje wielkim ladunkmiem emocji czy srodkow muzycznych – wciaz folk – to jednak jest o niebo wyrazistsza i przejmujaca. Dla dobicia (lub i nie) dodalem Dylana z plyta ‘Time Out Of Mind’. Tu porownianie nie bylo tak bolesne bo pitolenie Daniela Lanoisa jest takze malo wyraziste i dopiero glos Boba potrafi robic atmosfere (dodajmy jeszcze dosc krawedziowe teksty milosne). Podsumowujac – ‘Shangri-La’ to plyta drugiego planu – kiedy czyta sie cos, przyjmuje gosci lub lagodzi nerwy i stress pieknem glosu i pieknem barw instrumentow. Sama w sobie slabo nawiazuje kontakt ze sluchaczem.

Satellite - A street between sunrise and sunset

przykład tego, że: "Polak potrafi". nie tylko stworzyć ciekawą muzykę z gatunku rocka progresywnego, porządnie ją zagrać, dobrze wyprodukować, ale też świetnie zaśpiewać po angielsku (bez drażniących błędów akcentowych i nadmiernej "dbałości" o poprawność wypowiadanych słówek). Panowie Szadkowski (przede wszystkim), Gil, Amirian (to ten od śpiewu:-)) wykonali kawałek porządnej roboty. nic tylko polecić. okładka i całe wydawnictwo trochę "pastelowe" made by Mark Wilkinson, ale to już taka cecha charakterystyczna dla gatunku...

Herbie Hancock - Future Shock

'Future Shok' to plyta klasyczna. Zawiera szalenie ograny temat, ktory sluzy za jingle w rozglosniach radiowych ale takze troche i prawdziwego jazzu - elektorniczny funk-jazz. Nagranie jest szalenie efektowne i dynamiczne. Melodie latwe i chwytliwe. Plyta rozwala sciany ale.. nie szokuje. Juz nie. Pewnie w roku 1983 kiedy ukazala sie byla objawieniem a roboty na okladce mowily wiele. Dzis po prostu zestarzala sie i jest raczej ciekawostka brzmieniowa z epoki niz opadem szczeki. Na szczescie jest krotka i na szczescie mocna kompozycyjnie. Dla ludzi malo zainteresowanych gatunkiem do odpuszczenia.

Radiohead - Radiohead "Hail to the Thief"

Bardzo lubię RadioHead, dlatego ta recenzja jest subiektywna (za długo tego słucham). Wszystkie ich płyty są ciekawe, ale ostatnia "Hail to the Thief" jest wyjątkowa. Wszystkie utwory są warte przesłuchania (Mówimy stanowcze NIE skakaniu po jakichkolwiek płytach), IMHO nie ma tutaj wypełniaczy. Na szczególną uwagę zasługują "2 + 2 = 5", a gdzie tam nie da się wybrać perełek, wszystkie kawałki są ciekawe. RadioHead nadal podąża udanie w stronę miksu elektronika + rock gitarowy. Chociaż mocno elektroniczna solowa płyta wokalisty, Thom'a York jest według mnie kiepska i mocno odstaje od repertuaru RadioHead.

Lacrimosa - Satura

Świetna płyta. Brzmi jak tęskny śpiew tysiąca świeczek w Świątyni, poszukujących już nie źródła ognia, ale tego, kto powstrzyma je przed wypaleniem bez utraty ciepła i światła na czubku knota.

John Lennon - John Lennon/Plastic Ono Band

Rok 1970 - The Beatles nie isnieja a chlopcy wydaja solowe plyty. Wszystkie zreszta na wybitnym poziomie. John Lennon nie gorszy. Przyskrzyniony nieco klopotami w malzenstwie oraz sfrustrowany po rozpadzie zespolu popadl w klopoty finansowe (tak, tak!) i udal sie po odnowe do psychoterapeutow a ci rozbabrali jego dziecinstwo i probowali uleczyc obciazenia. O dziwo, te usilowania przyniosly skutek w postaci plyty. John Lennon wyspiewal swoje nowe odkrycia dotyczace przeszlosci a poniewaz siegaly podstaw czlowieczenstwa, tozsamosci, uczuc wyszla swietna plyta. John Lennon ma mozliwosci i je wykorzystal. 'Mother', 'Working Class Hero', 'Love' - to bardziej znane utwory tej swietnej plyty. Warto.

Arnaldo Altunes Carlinhos Brown Marisa Monte - Tribalistas

Plyte kupilem przypadkiem - cena 5 zl, wyprzedaz. Skusila mnie entuzjastyczna recenzja w niemieckim pismie 'audio'. No i warto bylo! Plyta jest bardzo stylowa i etniczna. Mimo to nie ma zadnego przegiecia ku tandecie a muzykanci po prostu graja swoje i to na profesjonalnym poziomie. Cacuszko dla lubiacych brazylijskie klimaty a jednoczesnie nieco zmeczonych para Gilberto/Gilberto. Co mnie dodatkowo ujmuje - plyta jest bardzo roznorodna choc jednoczesnie w jednym nastroju. Minus? Okropna, krancowo nieatrakcyjna okladka na dodatek sugerujaca zupelnie inna zawartosc.

Tangerine Dream - Stratosfear

dziw aż bierze, ale żadnej recenzji TD do tej pory nie znalazłem na tym szacownym Forum. cóż, pora to zmienić. przedstawiam jedną z moich ulubionych płyt: "Stratosfear". Froese, Franke i Baumann - czyli TD w najmocniejszym składzie, w swoich najlepszych latach. niepowtarzalny kilmat, atmosfera - tego tu nie brakuje. klasyka elektronicznego rocka. polecam.

Varius Manx - Elf

Druga płyta z najlepszego, moim zdaniem, okresu Varius Manx. Trzynaście utworów, w większości kompozycji Roberta Jansona, którego ktoś nazwał kiedyś polskim Mozartem. Sąd to może kontrowersyjny, ale ja się pod nim podpisuję. Nie jest to może wielka sztuka, ale w kategorii muzyki pop to najwyższa półka. Właściwie każdy utwór to materiał na przebój i faktycznie większośc sie nimi stała. Motorem popularności Varius Manx w połowie lat 90 była Anita Lipnicka i spokojniejsze, melancholijne utwory. Wszyscy je znają więc szkoda się rozpisywać. Mniej znane są bardziej energetyczne kawałki, w których muzycy pokazują klasę. Sleight of Hands i Deadpans Parade, koniecznie słuchać głośno. Tradycyjnie pod koniec płyty jeden utwór instrumentalny mnóstwem mniej lub bardziej wyraźnych nawiązań i cytatów - świetna zabawa w wyszukiwanie. Po nagraniu Elfa z zespołu odeszła Anita Lipnicka, co o dziwo odbiło się również na kompozycjach. Na późniejszych płytach brakuje już tego "czegoś".

Alexandre Tharaud - Plays Rameau

Nienowa (2001) już płyta Alexandra Tharaud prowadzi do kontaktu z muzyką o doskonałej konstrukcji, logicznej i poważnej w budowaniu utworów a jednocześnie nie całkiem poważnej wyrazem, parodiującej reguły i zwyczaje oraz spajające składowe tak iż wszystko wydaje się oczywiste chociaż co i rusz zaskakiwani jesteśmy czymś nietypowym. "Nouvelles Suites" z 1728 prezentują oryginalne podejście do materiału. Rameau w swoim allemande prowadzi błędny kontrapunkt co jest zamierzone, jego wariacje na temat gawota odchodzą od prawideł rozkładając taniec i poddając go takim przekształceniom jakie dane nam będzie poznać dopiero w XIX wieku u Chopina. Ozdobniki użyte zostały zupełnie inaczej niż u kompozytorów włoskich. Dogęszczają harmonikę co jest ich podstawową funkcją, grają fakturą natomiast nie mają żadnego znaczenia dla rytmiki i tempa. Na płycie znajduje się bardzo ciekawy utwór l’Enharmonique będący podróżą po systemie funkcyjnym (to właśnie Rameau zebrał, skodyfikował i wyjaśnił systemowe i funkcyjne działanie systemu dur-moll). Mogę o tym pisać dużo co nie ma sensu jako że piszę ten tekst zmęczony (w upale) więc podsumuję: Rameau był najlepszym kompozytorem XVIII wieku. Nie, nie Mozart. Rameau. Alexandre Tharaud pokazał że jego muzyka to coś co do tej pory po części nam przemykało (z wielu, także historyczno-politycznych przyczyn). Ten pianista wydaje się być najciekawszym grajkiem pokoleń po „wielkich”. Nie narzuca swojej indywidualności tak mocno jak dawni i wielu współczesnych. Pracuje na muzyce i chce przekazać jak najwięcej z jej bogactwa nie obniżając poszczególnych jej cech. Wnika w konstrukcję bardzo głęboko pokazując że w niej tkwi muzyka. To doskonała metoda przy genialnych kompozytorach i dzięki niej i zdolnościom Tharaud możemy porozmawiać z Rameau. Co ciekawe Rameau mówi barytonem bo Tharaud używa dobranego egzemplarza Steinwaya I. To najlepsza płyta jakiej słuchałem w 2006 roku. Sam jestem zdziwiony. I poruszony tak że kupię paczkę fajek a nie robiłem tego od 2 lat.

Blondie - Paraller Lines

'Heart of Glass' - kto tego nie zna? 'Paraller Lines to z pewnosci jedna z najlepszych plyt Blondie. Moze nawet ich top? Niewiele rozni sie od o rok pozniejszej 'Eat To The Beat' ale ma jedna przewage nad nia - 'Heart of Glass'. Ten przeboj poniosl plyte i Blondie do wielkiej kariery. Ale jak na ironie niesamowicie myli. Reszta plyty bowiem silnie ciazy ku punkowi. Blondie to zespol punkowy i to w najlepszym tego slowa znaczniu. 'Paraller Lines' powstaly w pomencie, kiedy jeszcze wiele mozna bylo dodac do gatunku i Blondie zdecydowanie brylowali w tym wzgledzie. Niezwykla bieglosc muzykow, zdolnosci kompozytorskie i swietny pierwszy plan w postaci Debbie (ktos powiedzial, nieslusznie chyba, ze to najlepszy glos w muzyce rockowj) robia swoje. Remaster jest poszerzony o kilka nagran koncertowych oraz bardzo interesujaca wersje demo 'Heart of Glass' z innymi slowami i mniej dyskotekowa aranzacja. Piekna, klasyczna plyta

Guns 'n Roses - Appetite for Destruction

Klasyka hard rocka lub dla niektorych metalu. Rok 1987 i nowa gwiazda na firmamencie - Guns 'n Roses. Plyta jest zadziwiajaca. W 100% odpowiada takim okresleniam jak: spojna, naiwna, prostlinijna, melodyjna. Melodia jest glownym znamieniem tej plyty choc z pozoru ukryta w balaganie twardych akordow i blyskotliwych solowek. Nie do przemilczenia jest znakomity, typowy dla gatunku glos wokalisty. Rzadko kiedy w historii rocka tak udany debiut ma tak wiele atutow. Z drugiej strony jest to niebezbieczne. Jak powtorzyc sukces kiedy startuje sie z najwyzszego poziomu? Plyta ma wbrew pozorom takze slabosci. Jest kultowa a zatem nietrwala i jej naiwnosc z czasem zaczyna draznic. Solowki Slasha wydaja sie podobne do siebie, maniera wokalna jest maniera. Dobrze, ze nikt nam nie odbierze przebojowosci. :-)) Silna rekomendacja dla przypadkowych sluchaczy. Fani i tak wiedza swoje ;-)

Mike Oldfield - The Millenium Bell

No cóż, mnie nie zachwyciło, momentami nudnawa, trochę nijaka. Warto mieć w kolekcji, elcz trzeba pamiętać, że to nie sama śmietanka.

Angie Stone - Black Diamond

Nie wiem dlaczego ale wiele sobie obiecywalem po tej plycie. I... rozczarowanie. Nie wiem tak do konca dlaczego bo niby wszystko jest OK. Jednak 'Black Diamond' mnie nie przekonuje. Jezeli odjac wrazenia czysto instrumentalne (od instrumentow muzycznych) to okazuje sie, ze za ta muzyka nie stoi zadna osobowsc. Angie Stone nie ma wiele do przekazania. To, ze nie ma wiele do powiedzenia wynika moze z jej niklego jeszcze doswiadczenia zyciowego ale takze nie ma nic do powiedzenia glosowo, interpretacyjnie - nie wyroznia sie niczym jako wokalistka mimo, ze jest znakomita. Cos jak uczennica w szkole, ktora zbiera same piatki czy szostki ale kiedy staje przed prawdziwym, zyciowym problemem jest bezradna. Plyta nadaje sie do sluchania kiedy przyjda goscie lub kiedy sie czyta czy uczy. Niech sobie milo gra w tle w ramach glownego nurtu soulu na przelomie wiekow. Ale jezeli chce sie zasiasc do muzycznej uczty Angie Stone nie potrafi skupic uwagi, przynajmniej mojej. Fajna rzecz a nie cieszy.

Angie Stone - Mahogany Soul

dla milosników stosunkowo delikatnego soulu podbarwionego innymi gatunkami pozycja niewątpliwie obowiązkowa. Angie glos ma jak dzwon, dobrze dobiera repertuar, ma nosa (albo mają go jej producenci) do dobrych piosenek. Muzyka nastrojowa, świetnie zaspiewana. Polecam.

Lech Janerka - Plagiaty

Muzyka bardzo lekka, przede wszystkim fenomenalne teksty będące zapewne odzwierciedleniem charakteru wykonawcy. Lech nie potrafi specjalnie śpiewać(coś jak Sienkiewicz), a jednak przyjemna muzyka sprawia, że cięzko oderwać się od jego płyty.

Livingston Taylor - ink.

Łagodna muzyka, zrazu myślałem, że wokalista musi być czarnoskóry, a tu figa! Gość jest biały, towarzyszy mu kilku muzyków na wysokim poziomie- gitarzyści akustyczni, bas, perkusja, harmonijka ustna, gdzieniegdzie 2 wokale towarzyszące. Treść płyty stanowią interpretacje szlagierów takich wykonawców, jak m.in. S.Wonder, R.Charles, G.Raferty, D.Henley, Bruce Hornsby, a także kompozycje własne Livingstona. Całośc raczej romantyczna, głównie o miłości i podziwie kobiet przez mężczyzn, choć są i momenty refleksyjne. Rewelacyjne wg. mnie kawałki: otwierające "Isn't she lovely", świetne "Baker Street", głębokie "Get here" (prawie tak dobre, jak Olety Adams...nie, równie dobre). I mnóstwo więcej.

Jean Michel Jarre - Koncert w Stoczni

Muzyka wciąga, bardzo lekkostrwna i łatwa, dla każdego, JMJ potrafi wymyślać naprawdę wspaniałe kawałki. Niektóre wydawają się być podobne, lecz to tylko złudzenie.

V/A - The Blues White Album

W celu dokładniejszego zrozumienia genezy płyty należy cofnąć się w ciekawe i burzliwe lata sześćdziesiąte zeszłego wieku. Na fali brzmienia Mersey Beat kierowana przez menagera Briana Epsteina grupa The Beatles zdobywa coraz większą popularność. Jej utwory opanowują listy przebojów na Wyspach i za Oceanem. Nagrywają oni kolejne filmy oraz swój super album „Sgt Pepper’s Lonely Hearts Club Band”. Znajdujący się u szczytu kariery zespół zaczyna jednak się borykać z licznymi sprzecznościami. Wynikają one ze śmierci swojego menagera jak też rosnącego konfliktu na linii duetu Lennon – McCartney. W takiej sytuacji zostaje nagrany płyta „White Album - The Beatles”. Produkcja reprezentuje według mnie zróżnicowany poziom, zawiera jednak niewątpliwie szereg przebojów, do których nawiązuje omawiana właśnie płyta V/A wytwórni Telarc pod tytułem „ The Blues White Album”. Przerobione na modłę bluesa kompozycje spod znaku Lennon – McCartney prezentują się świeżo i odkrywczo. Płyta jest ciekawa, chociaż wielu innych wykonawców nie sprawdziło się w tego typu produkcjach. Krążek rozpoczyna ciekawa przeróbka „Why don’t we do it In the Road”, potem znajdujemy klasyczny acz przyciężkawy bluesik z ekspresyjnym wokalem („Yer Blues”). Po nim następuje kolejna wersja hitu „Revolution”, dynamicznie i optymistycznie zagrany blues z ciekawymi wstawkami gitarowymi i wokalnymi. „Ob.-la-di, Ob.-la-da” śpiewa czołowa zawodniczka stajni Telearc Marie Muldaur. No a potem mamy piękny utwór Georga Harrisona „Why my gitar gently weeps” no i robi się naprawdę przyjemnie słuchając melodyjnego brzmienia gitary (Luis Walker). Następnie pojawia się T-Bone Wolk w utworze „Don’t pass me by”. Kolejny utwór („I’m so tired”) to znowu ciekawa gitarowa solówka Chrisa Duarte. Potem mamy Kanadyjczyka Colina Lindena w „Black bird”, który przerobiony został na klasycznego bluesa. Płytę kończy długa (7:52) „Droga Roztropność” z Charlie Musselwhite (har) i ponownie Colinem Lindenem (g) w rolach głównych. Ogólnie płyta sprawia w całości bardzo przyjemne wrażenie. Pomysł nagrania starych i wypróbowanych przebojów grupy z Liverpoolu w rytmie bluesa okazuje się być bardzo w tym wypadku bardzo trafionym. Wykonawcy zostali prawidłowo dobrani a całość należy uznać za bardzo udaną.

Blondie - Eat To The Beat

Blondie – ’Eat To The Beat’ – rok 1979. Kiedys myslalem, ze Blondie to jeszcze jedna maszynka do robienia przebojow z ladna buzia na froncie. Do czasu. Ktos uzyczyl mi plyty, na ktorej byl przeboj ‘Heart of Glass’ i zdebialem. Przeciez to wspaniala muzyka z pogranicza punku i pop-rocka. Jakze myla czasami pojedyncze przeboje! ’Eat To The Beat’ to mniej znana plyta Blondie. Mniej znana bo brak na niej rewelacyjnego przeboju ale nie zmienia to faktu, ze plyta jest wybitna. Proste piosenki odszczekane slodkim glosem przez lwice Nowego Jorku. Swoja droga kiedys oszolomil mnie Manam piosenka o Boskim Buenos. Szczekajaca Kora. Dzis wiem, skad brali inspiracje. Posluchajcie tytulowej piosenki na ’Eat To The Beat’ – ‘serdecznie witam, panie dziennikarzu’ – skad my to znamy? Ano z ’Eat To The Beat’! ;-) Plyta ’Eat To The Beat’ remasterowana ma dodatkowo na koncu dopiete 4 nagrania koncertowe. Swietny krazek wart naprawde wiele. Jezeli podoba wam sie Iggy Pop. Elvis Costello czy Ramones – Blondie jest dla was.

Roger Waters - Amused to Death

Świetna muzyka, wspaniały klimat, teksty...no, jeśli w popularnej formie przekazu można odnajdywać cokolwiek głębszego, to niech to będzie Waters, niech to będzie Pink Floyd.

Sarah McLachlan - Afterglow

Jezu, jak trudno pisac o tej plycie! Rok 2003, pani urodzila dziecko i po 6 latach przerwy wrocila do branzy. By odnowic dawne znajomosci z pubicznoscia i fanami nagrala jeszcze raz ta sama plyte. Nie doslownie ale prawie. Sa nowe piosenki, fajne aranzacje, niezly glos, super muzycy sesyjni (Tony Levin nadaje na basie!) ale choc wszystko jest na piatke to przeciez czegos brakuje. Caly czas klebia sie mysli pod sufitem typu 'skad my to znamy?'. Nie pomagaja nawiazania do U2 czy Franka Sinatry. Wszystko rozmazuje sie pamieci w 10 sekund po zakonczeniu odsluchaniu. Kto lubi porzadny pop dla doroslych w dobrej klasie tego ta plyta nie rozczaruje. Ale czy porwie? Watpie. Cos dla 'starych fanow' pani Sarah bo nowych ta plyta pewnie nie zagarnie. Zbyt duzo tego typu plyt na rynku. Zbyt zwykla ta plyta.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.