Skocz do zawartości

1056 opinie płyty

Oasis - Be Here Now

Oasis to okropny zespol. Kiedys zrazilem sie do nich na cale zycie - jeden z braci G. na pytanie o Blur odpowiedzial 'Blur? A co to jest?'. Narabani aroganci - pomyslalem sobie. Niewiele wiedzialem o Oasis i tym siebie dzis tlumacze ;-) Do rzeczy. Oasis to dla mnie zdecydowanie najlepszy zespol rockowy lat 90 i poczatkow XXI wieku. Dzisiejszy odpowiednik The Beatles nie tylko z powodow tzw. oczywistych (brzmienie jest bardzo podobne) ale naprawde, to jest nowe wcielenie geniuszu. Sa zespoly grajace swietnie w pewnym stylu ale kiedy probuja zrobic cos pelnego nagle trafiaja na sciany nie do pokonania. Dla Oasis wydaje sie nie ma granic geniuszu. Poruszaja sie swobodnie po rozmaitych obszarach instrumentacji, graja z rowna swoboda prosty rock jak i rozbudowana quasi symfonike. 2-minutowe perelki wychodza im rownie efektownie jak 7-minutowe oratoria. Zdolni faceci. 'Be Here Now' jest kulminacja psychodelicznego post-Beatlesizmu Oasis. Jest to ich 3 plyta ale sledzac calosc dyskografii mozna porwnac ja do 'SPLHCB' The Beatles (roznica jest w dochodzeniu do celu - TB zajelo to z 8 plyt a Oasis dobili za trzecim podejsciem (to byl taki zarcik)). Oasis ta produkcja siegnal szczytow aranzacyjnych. Dzis wiemy, ze po tej plycie powrocil do prostszych koncepcji. Czy dobrze? Trudno powiedziec bo plyta 'Be Here Now' jest wybitna. Przejaw zdrowego geniuszu. Wiolonczele, orkiestra, chorki - wypisz wymaluj The Beatles i to wcale nie we wtornym wydaniu. Zadna tam kopia.

Joss Stone - Mind, Body and Soul

Co tu duzo pisac. Joss ma glos i talent rzadko pojawiajacy sie na Ziemi. Nie ma moze tak pieknego wygladu jak hollywoodzkie czekoladki przypisane muzyce soul ale co z tego skoro spiewa o klase lepiej. Amerykanie maja problem i problem ten nazywa sie Joss Stone. Modlic sie jedynie nalezy, by dziewczynie nic sie nie stalo na prostej jak na razie drodze do kariery. Pierwsza plyta, ktora powstala niemal z doskoku i swietnie pokazala talent Joss znalazla kontynuacje w niecaly rok pozniej. 'M,B and S' jest plyta nieco bardziej gladka niz debiut, staranniejsza, nie tak spontaniczna. Na szczescie cala ta roztoczona opieka nad materialem wyszla na dobre. Glos wciaz na pierwszym planie, wciaz trzymany w ryzach i pozbawiony histerii a mimo to ekspresyjny i wyrazisty. Piosenki swietne mimo, ze tym razem sporo kompozycji Joss. Znakomita rzecz. Warto chyba dodac, ze plyta ta ma dosc ciekawa kolejnosc utworow - im blizej konca tym lepiej a kulminacja nastepuje w numerkach 9 i 10. Szczytowanie z Joss ;-) Jezeli lubic latac wysoko i nie boicie sie to siegnijcie po ta plyte.

Maroon 5 - Songs About Jane

Kolejny przypadek plyty, ktora wywraca skarpetki na druga strone. Jest to rockowy pop nawet nie z elementami. Mimo to jednak plyta oslabia w pozytywnym tego slowa znaczeniu. 2 samograje znane z radia zachecaja do kupna CD. No i po przesluchaniu szybko okazuje sie, ze Maroon 5 ma do zaoferowania kilkanascie rownie ciekawych piosenek. Cos niebywalego - zdolna mamy mlodziez w 21 wieku :-) Podba mi sie szczegolnie fantastyczny wokal i swietne melodie. Takze na plus trzeba zapisac, ze Maroon 5 nie sili sie na efektowne aranzacje a tkwi w tym, co czuje najlepiej. Rewelacyjna plyta godna polecenia bez mrugniecia okiem. Rockowy kabanosik.

Strokes, The - Room On Fire

The Strokes po swietnym debiucie wydali plyte dogrywkowa. Zwykle druga plyta pokazuje czy zespol dogorywy po dogrywce czy tez ma cos wiecej do powiedzenia. W przypadku 'Room On Fire' diagnoza jest pozytywna - zespol obronil sie i wydal znakomita plyte. Gdybym nie znal dokonan na polu podobnej muzyki sprzed 30 lat pewnie bylbym w niebiosach ale poniewaz znam to mysle sobie, ze dobrze jest, ze nowe pokolenia maja swoja wlasna prosta muzyczke gitarowa i wlasnie tacy ludzie jak The Strokes o to dbaja. Plusy - ladne brzmienie i swietne kompozycje. Minusy - no juz skads to znamy. Czasami pobrzmieawa Iggy Pop, czasami Elvis Costello z czasow 'This Year's Model'. Ale slucha sie z przyjemnoscia bo chlopcy wiedza o co chodzi w muzyce. Ocenka gdzies miedzy 5 a 4 - zalezy na jakim etapie milosci do podobnej muzy sluchacz sie znajduje. I jeszcze jedno - 11 piosenek trwa w sumie 33 minuty. No i teraz to co myszy lubia najbardziej - rachunki. Rachunek wskazuje, ze srednia dlugosc piosenki wyniosla 3 minuty. Warte podkreslenia bo lepiej jest pociagnac dobra piosenke 3 minuty niz 6 minut IMHO. Na plycie sa same dobre piosenki, naprawde, same dobre piosenki.

Johnny Cash - American IV: Man Comes Around

Pozwole sobie nie zgodzic sie z przedmowca. Jedyny dobry utwor na tej plycie to Hurt. Pewnie dlatego, ze pochodzi z repertuaru NIN. Tekst idealnie komponuje sie z glosem starego czlowieka. Nawet fakt, ze ow czlowiek kompletnie nie potrafi spiewac wydaje sie tu pasowac. Cash brzmiacy w repertuarza Reznora lepiej niz sam Trent. Niesamowite, ale w tym przypadku prawdziwe. Niestety nie da sie tego powiedziec o innych coverach. Zwlaszcza Personal Jesus DM zostal zmasakrowny. Tu juz samo, zmeczone zyciem, brzmienie glosu nie wystarczylo. Trzeba bylo jeszcze cos dospiewac, a tego Cash kompletnie nie potrafi. Zapewne stad wzielo sie zdanie o dysonansie wokalnym w Bridge Over Troubled Water. Faktycznie wystepuje, bo nagle na plycie pojawia sie ktos, kto spiewa ;) Szkoda tylko, ze w momencie kiedy oba glosy brzmia jednoczesnie, dodano jeszcze podklad. Za duzo tego szczescia . Zwlaszcza, ze pozostala czesc plyty jest bardzo prosta i brzmi zupelnie inaczej. Brzmieniowo broni sie jeszcze First Time Ever I Saw Your Face, ale tekstowo odrzuca.

Eurythmics - Peace

A tu bedzie zaskoczenie! Plyta 'Peace' to kolejne niepowodzenie rynkowe Eurythmics. Po 10 latach milczenia wydana w roku 1999 plyta poniosla kleske stad jej bardzo okazyjna cena. Ale... to jest rzecz znakomita! Doswiadczenia z solowych plyt i solowej dzialalnosci obojga wydaly na swiat plyte bardzo piekna, spokojna, pelna nastrojow i smaczkow. Ta plyta jest tak wciagajaca, ze zasluzyla sobie na specjalne miejsce w moim zyciu - piosenka 'I saved The World Today' powitalem bowiem nowy rok 2000. No i z tego osobistego powodu daje jej ocene bardzo dobra. O! Z 'Peace' najczesciej chodza mi po glowie utwory: '17 again', wspomniane 'I saved The World Today' i 'Peace Is Just a Word' - wszystkie wolniutkie, usypiajace i romantyczne. Dobranoc. :-)

Eurythmics - We Two Are One

'We Two Are One' sugeruje ponowne zejscie sie partnerow. Dave i Annie znowu razem. Tak. Ale tylko w studio. Plyta tak naprawde przypomina tak bardzo solowe dokonania Annie, ze mozna prawie uznac ja za wspolprace duetu producent i wokalistka. Oczywiscie, wiekszosc utworow iest podpisana przez oboje ale brzmieniowo nie jest to Eurythmics jaki znamy z poprzednich lat. Najblizej tej plycie do 'Be Yourself Tonight' ale wyraznie czuje sie, ze zespol nie mierzy juz w najodleglejsze galaktyki. Cel jest przyziemny i takaz muzyka. Eurythmics po latach odnalazl swe miejsce wsrod oczekujacych na emeryture gwiaz. Po 'We Two Are One' zaczela sie solowa kariera Annie a Dave Stewart zaczla sprzedawac swe wybitne zdolnosci innym. Nie zrozumcie mnie zle - plyta jest bardzo dobra, ale tylko tyle.

Eurythmics - Savage

‘Savage’ jest labedzim spiewem Eurythmics i plyta ‘niekonieczna’. Pewnie gdybysmy mieli tylko kilka plyt w domu ‘Savage’ moze zainteresowac. W kontekscie jednak ogromnej konkurencji i cisnienia rynku jest to porazka. Nacisk wytworni? Umowa? Odciecie kuponow? Nie wiem co bylo powodem wypuszczenia na rynek tej plyty ale nie jest to bizuteria. Piosenki sa proste, rozlozone na czynniki pierwsze (odseparowany bas) i malo lotne. Po kilku przesluchaniach cos zaczyna wchodzic do glowy ale tak jakby ktos upychal je na sile. Pelna rekomendacja do odpuszczenia sobie.

Eurythmics - Revenge

Annie i Dave byli para nie tylko po linii zawodowej ale i prywatnie. Plyta ‘Revenge’ powstala w chwili (1985), kiedy ich drogi juz sie rozeszly, rozeszly wyraznie bo Annie Lennox popadla w chory zwiazek z przypadkowym partnerem a Dave Stewart dla odmiany zajal sie poszukiwaniem stabilizacji. Trudno dociekac czy owe zmiany spowodowaly niezbyt staranne podejscie do nowego projektu czy po prostu zespol pokazal juz caly swoj potencjal na poprzednich plytach. Co by nie mowic plyta Revange w jakims sensie ma cechy wspolne ze ‘Sweet Dreams’: dosc nierowny zestaw utworow, niezbyt skomplikowane brzmienie ograniczone dosc wyraznie do elektronicznych instrumentow i chlodny wokal. Plyta zawiera jak to u Eurythmics koszace konkurencje przeboje, w tym nagrodzona jaka najlepsza piosenka roku ‘Missionary Man’ oraz rownie chwytliwe ‘When Tommorow Comes’ i ‘Thorn in My Side’. Niestety im dalej tym gorzej. ‘Take Your Pain Away’ czy ‘Let’s Go’ wymagaja juz odrobiny dobrej woli by lyknac je bez skrzywienia twarzy. No ale w sumie plyta sie broni i sprzedala sie dobrze nie tylko sila rozpedu pozyczona z poprzedniego sukcesu ale i dlatego, ze zawiera udane fragmenty. Warto wspomniec o tekstach, ktore sa bardziej osobiste niz poprzednio i w pewnym sensie przygotowuja grunt pod solowa kariere Annie.

Eurythmics - Be Yourself Tonight

Plyta ‘Be Yourself Tonight’ Eurythmics wzial plynie pierwszy zakret w swej karierze. Wydana w roku 1985 plyta byla wielkim sukcesem komercyjnym a przeciez zespol wyraznie zmienil styl. Jezeli przed ‘Be Yourself Tonight’ nie bylismy pewni talentu gitarowego Dave Stewarta to teraz wiemy, ze taki talent ma. Jezeli myslelismy, ze Annie Lennox swietnie gra zimna lale to teraz wiemy, ze potrafi krwiscie zglebiac i bardziej uduchowione rejony – (nomen omen) soul oraz twardy rock. ‘Be Yourself Tonigh’ to produkt czysto popowy ale dotychczasowy image new wave + electronica zostal porzucony dla szeroko pojetego popu. Mamy zatem fajnych gosci – Stevie Wonder na harmoszce ustnej, Aretha Franklin kolyszaca biodrami (takze naszymi) w piosence feministycznej oraz grzeczniutki jak rzadko Elvis Costello osladzajacy nam zycie w piosence ‘Adrian’. Do tego nieco gitarowego rocka i, czego mozna oczekiwac, nawiazania do poprzednich plyt (w tym sugestywne ‘Conditioned Soul’). Moja faworytka to ‘Here Comes That Sinking Feeling’. Generalnie plyta bez slabych punktow, pelna energi i roztanczona. Takze najlepiej sprzedana plyta duetu.

Eurythmics - 1984

’1984’ to tytul filmu wedlug ksiazki Orwella. Ostatnia rola Richarda Burtona przed jego smiercia. Poruszajacy film z przeslaniem. Ale nie o tym teraz. Pewnie zaskakujace w kontekscie dyskotekowych hopow i hipow moze wydawac sie dolaczenie muzyki Eurythmics do tak ponurego filmu. Ale rezyser wiedzial co robi. Wyeksponowanie cynicznych, chlodnych i mechanicznych elementow z muzyki duetu Stewart/Lennox wpasowalo sie w film. Oczywiscie sa to nowe kompozycje, w wiekszosci instrumentalne. Z piosenk mamy wielki hit ‘Sex Crime’, podobnie chwytliwe ‘Doubleplusgood’ i tkliwe, arcypowolne ‘Julia’. Reszta ma charakter czysto ilustracyjny. Trudno jest mi pisac o tej plycie. Rozumiem nie najlepsze recenzje tych, ktorzy nie moga pozbyc sie obciazenia stereotypem Eurythmics. Takze wiem, ze plyta sama w sobie nie jest specjalnie porywajaca. Ale mimo to slucham jej czesto i zawsze a dreszczem emocji. Jej mroczna, wysoce seksualna atmosfera napiecia, silnych uczuc, szybkiego, zabronionego ale i koniecznego seksu, muzyczne nawiazania do samego aktu zblizenia pary kochankow – to wciaga, intryguje, zacheca do ponownego sluchania. Plyta slabo sie sprzedawala i jako takie niechciane kaczatko zostala wydana procz oryginalnej wersji RCA takze przez inne wytwornie, ktore wykupily sobie prawa do rozprowadzania. I tak mozemy ja znalezc pod szyldami EMI, Virgin czy brukowej wytworni Disky. Ceny zwykle sa niewygorowane. Zatem... ;-) Szczegolnie milosnicy muzyki filmowej - czas obuc nogi w gumofilce i do sklepow!

Eurythmics - Touch

Zaledwie kilka miesiecy po przelomowej ‘Sweet Dreams’ Eurythmics doprowadzili swe elektroniczne dzialania do szczytowania o nazwie ‘Touch’. Zdecydowanie jest to najlepsza, najrowniejsza i najdoskonalsza w swej wyrazistosci plyta duetu z Anglii z pierwszego okresu ich dzialalnosci. 9 piosenek jedna w jedna wciagajacych jak narkotyk. Bardziej znane sa oczywiscie hity z MTV – ‘Here Comes The Rain Again’ i ‘Who’s That Girl’ ale reszta rownie dobra a moze nawet chwilami lepsza. Znakomite efekty na ‘Regrets’, wciagajace ‘Right by Your Side’, przebojowe ‘First Cut’, transowe ‘Aqua’, ‘No Fear, No Hate, No Pain’ i dlugasne ale nie nudne ‘Paint a Rumour’. Eurythmics na fali weny tworczej osiagnal top. Plyta jest wprawdzie kontynuacja ‘Sweet Dreams’ ale przewaza wyrownaniem, konsekwencja, dojrzaloscia i pomyslowoscia. Cacuszko.

Eurythmics - Sweet Dreams

Sex, chlod i wyrachowanie – pod takimi sztandarami wmaszerowal na rynek muzyczny w roku 1983 Eurythmics. Debiutancka plyta ‘In the Garden’ jest w pelni warta pominiecia ale od ‘Sweet Dreams’ zaczela sie nowa era w pop-muzyce. Doskonale piosenki takie jak ‘Sweet Dreams’, ‘Love is a Stranger’, ‘The Walk’ czy ‘This City Never Sleep’ wklepaly nowy wzor w mozgi bywalcow dyskotek w latach 80-tych. Motoryka, trans ale i melodia oraz deprawujace seksualne sugestie zrobily swoje. Nic to, ze polowa plyty to metne wypelniacze (dobry jest jeszcze powolny obrazek pt. ‘Jennifer’). Topowe szlagiery robia swoje. Eurythmics odnalazl nowa i atrakcyjna mieszanke na rynku – opakowal w elektroniczny papier stary temat seksualnych fascynacji popularny w amerykanskim R&B. Polaczenie ekscytujacego nastroju sobotniego polowania na szybki seks z tanecznymi rytmami wpasowalo sie idealnie w europejski styl bycia w tamtych latach. ‘Niektorzy wykorzystuja seksualnie a inni chca byc tak wykorzystani’ – slodkie marzenia, gorace slodkie marzenia.

Neville Brothers - Brother's Keeper

The Neville Brothers – pilkarze? Nie, nie. To 4 bracia z Nowego Orleanu. Czarni w odcieniach od wegla kamiennego do brunatnego. Spiewaja klasyczny R&B. Ale, ale... Hmm... Jezeli wydaje sie nam, ze styl jest znany i zamkniety to zetkniecie sie z bracmi Neville moze okazac sie zaskakujace. Uprawiaja oni bowiem cos w rodzaju R&B minimalistycznego. To nie jest spiewanie na 50%. To jest wrecz ucinanie emocji niepodobne do temperamentu, jaki zwykle przypisuje sie czarnym panom z Nowego Orleanu. Spokoj, rownowaga, harmonia, uroda i wdziek. Glosy braci sa rozne ale ladnie wspolbrzmia. Mimo to chorki w przypadku Neville’ow nie sa pestka w owocu palmy kokosowej. Wiekszosc piosenek prowadzi pojedynczy glos o barwie a to ktoregos z braci Gibb a to w kolorach barytonu Johny Casha. Mieszanka, koktail, sniadanko z mnostwem przekasek. No wlasnie, to nie sa pelne dania a drobne przekaski, ktore wprawdzie smakuja wybornie ale nie nasyca w pelni bo panowie swiadomie i z bolesna premedytacja nie pozwalaja sobie na pojscie na calosc. No i to jest wlasnie tajemnica Braci Neville. Plyta zatem brzmi super kulturalnie, gospelowo, interesujaco ale i lagodnie. Sa klimaty, co do tego nie ma watpliwosci. Warto kupic by sie zadziwic czego to ludzie jeszcze nie wymysla. ‘Brother’s Keeper’ to wytwor z roku 1990.

Abraxas - 99

ciekawa historia z tą płytą. kupiłem, posłuchałem ze dwa razy i ... odłożyłem na półkę przekonany, że nie wrócę. w ramach odsłuchów na nowo-zakupionym sprzęcie sięgnąłem jednak po tą płytę i ... pełne zaskoczenie: kapitalna muzyka, a niektóre kawałki to majstersztyk. zróżnicowana brzmieniowo, bardzo dobrze zaaranżowana. mój faworyt - utwór 11. dla niezorientowanych rodzaj muzyki: prog-rock lub art-rock (jak kto woli). porządnie wydana książeczka ze słowami (to lubię).

Keith Jarrett - Changeless

Wspaniała muzyka, pełna ciepła i harmonii. Przy "Endless" artyści wznieśli się na wyżyny- to jest właśnie ten Jarett, jakiego słuchanie ma transformujący wpływ na takiego amatora muzyki, jak ja. Ta płyta ubogaca.

Rubik Piotr - RUBIKON

Niezwykle marketingowa PATETYCZNA KUPA. Idealna płyta dla miłośników nocnych imprezek dal młodych gniewnych w Warszawce. Przykład idealnie zrobionego marketingowego dzieła sztuki. Jakieś baby coś wyja do mikrofonu smutnymi głosami które maja nas niby wzruszyć.Płyta godna tego aby stac na półce obok płyty Mandaryny tyle ze ta drugą płyte skłonny jestem słuchać.

Matt Bianco - Matt's Mood

Po kilku latach ciszy wreszcie pojawiła się długo oczekiwana płyta Matta Bianco.10 utwórów które się da słuchac długie godziny a ręka drzy gdy trzeba wyjść z domu i wyłączyć klocki audio.Albo inaczej szlag trafia człowieka gdy słyszy komentarz domowników"jak mozna w kółko słuchać tej samej muzyki"? A można gorąco polecam.Kto lubi Matta Bianco nie zawiedzie się

Johnny Cash - American IV: Man Comes Around

Plyta trudna do klasyfikacji pod kazdym wzgledem. Niespojna stylowo, zawiera kilka powalajacych utworow ale i chybione strzaly. Czlowiek nad grobem ma z pozoru cos innego do powiedzenia niz nastolatek. Tego oczekujemy. Podobnie od krola muzyki country oczekuje sie krolowania na polu country. Tymczesem mamy w rece plyte, ktore nie spelnia warunkow zadnego standardu. Muzycznie jest akustycznie i gitarowo, skromnie i prawie bez perkusji (jeden wyjatek). Swietnie sprawdzil sie na strunach Mike Campbell z druzyny Toma Petty. Goscie na wokalach praktycznie tylko przeszkadzaja. Zatem by bylo sprawiedliwie przelecimy sie po kazdym z utworow z osobna. 1. The Man Comes Around Wyjatkowy tekst swobodnie sie interpretuje. Przepiekne uderzenia w struny, w tym dolne rejestry fortepianu – tez struny ;-). Wlos sie jezy na przedramieniu. Jedna z lepszych piosenek jakie istnieja. 2. Hurt Pieknym instrumentem jest gitara. Swietne dozowanie emocji. Urocza piosenka z narastajacymi akcentami. 3. Give My Love to Rose Wiezienny klasyk poruszajacy prostota. Skromna, doskonala aranzacja. Gitary brzmia jak na ‘Pat Garrett and Billy The Kid’ Dylana. 4. Bridge Over Troubled Water Pierwsze nieporozumienie na tej plycie. Sluchajac czuje sie nieswojo. Czy mozna takie tekst wlozyc w usta czlowieka po 70-tce? Do tego dysonas wokalny – Fiona Apple. No i gitary wybijajace rytm czego nie ma w oryginale. Nie kupuje tego. 5. I Hung My Head Niby fajnie ale przedszkolna melodyjka kompozycji Stinga potrafi popsuc wszystko :-( 6. First Time Ever I Saw Your Face Poruszjace. Widac, ze Johnny Cash wiedzial co spiewa i pasowalo mu to. Delikatne echa daja uroczysty charakter. 7. Personal Jesus Trans oraz nieziemski wydzwiek piosenki daja jej wysoka pozycje na liscie w tym zestawie. Niespodziewany przyklad, ze obca z pozoru stylowi country piosenka DM moze okazac sie ciekawym, drazacym temat motywem. Samograj. 8. In My Life Rod Steward zrobil z tego perle. Jonny Cash pogrzebal. Brak przekonania, prawie jak spiewanie z musu. Szkoda, bo gitary stylowe. 9. Sam Hall Kapitalny sketch rodem z kowbojskiej kawiarenki z rozstrojonym pianinkiem i swojskimi gitarami. Wiejskie poczucie humoru. Cash czuje sie swietnie w takim otoczeniu. 5 punktow na 5 mozliwych. 10. Danny Boy Jestesmy w kosciele i ludowy standard brzmi jak psalm. I nic ponad to. Nie bardzo wiadomo po co ta piosenka w zestawie. By zmianic nastroj? 11. Desperado Wstep jak z ‘People Get Ready’. Dalej jednak bardziej przytulnie. W chorku udziela sie dzielnie Don Henley. Tym razem wspolnota glosow lepsza niz z Fiona Jablko. Stylowe. 12. I'm So Lonesome I Could Cry Tak typowe country, ze az chce sie plakac. ;-) Nie moj styl. Slodkie, walcujace, banalne. 13. Tear Stained Letter Ponownie skocznie oraz relatywnie bogata aranzacja. Pierwszy raz na plycie ktos zasiadl za perkusja! 14. Streets of Laredo Ladna piosenka, ktora pewnie kazdemu rasowemu muzykowi country dobrze wyjdzie. Nie inaczej bylo tym razem :-) Aranzacja przypomina nieco legendarne brzmienie Prefab Sprout. Mi brakuje nieco ostatniego tapniecia i odrobiny sloniowatosci. Ale jest dobrze. 15. We'll Meet Again Wodewilowe pozegnianie z zyciem? I ten poruszajcy chor na koncu. Cos jak nasze ‘..bo za sto lat nie bedzie nas’. Genialne zakonczenie.

Breakout - Kamienie

Bardzo dobra plyta zespolu Breakout z 1974 r., mocno jednak niedoceniana, nawet przez samego mistrza Nalepe, ktory do dzis nie moze odzalowac ze byla nagrywana na czterosladzie bo toczace sie w tym czasie pamietne mistrzostwa swiata w pilce noznej wplynely na ogolna dekoncentracje i niemoc w zalatwieniu lepszego sprzetu. Reedycja z 2005 r. w digipacku ('Rondo60' z allegro) jest staranna, cyfrowy remastering przyniosl znaczaca poprawe dzwieku chociaz teskni czlowiek za brzmieniem vinyla... Plyta "Kamienie" zawiera kilka utworow ktore na trwale zapisaly sie w repertuarze Breakoutu i Nalepy, takich jak "Modlitwa", "Kolo mego okna" czy "Tobie ta piesn". Mnie osobiscie podobaja sie 12-taktowe bluesy typu "Spiekota", "Badz sloncem" czy "Pojde prosto" pozostawiajace duze pole dla interesujacych jak na owe czasy choc troche chaotycznych solowek gitarowych Winicjusza Chrosta (obecnie wlasciciel studia nagraniowego w Warszawie) oraz samego Nalepy ktory niby wielkim gitarzysta nie jest ale gra niebanalnie, z nerwem, no i czuje te bluesy ktore sam pisze. Bardzo dobrze gra sekcja Wojciech Morawski perkusja i Sp. Zdzislaw Zawadzki, ktorzy pozniej zasilili pierwszy sklad Perfectu. Wyroznilbym w szczegolnosci niezyjacego juz niestety Z. Zawadzkiego, ktory pozniej na pierwszej plycie Perfectu potwierdzil swa wielka klase, a na plycie "Kamienie" produkuje charakterystyczny dla siebie basowy "akompaniament plus", slucha sie tych jego granych z ogromnym wyczuciem i jednoczesnie luzem niskich tonow znakomicie. Wszystkie utwory zostaly napisane przez wieloletnia spolke autorska Nalepa - Loebl. Wraca sie do tej relaksujacej plyty znakomicie, polecam fanom blues-rocka i nie tylko.

Oasis - Don't Believe the Truth

Czapki z glow! Teraz serio bo czasami sobie zartujemy. Ladies and Gentlemen. Oasis! ‘Don't Believe the Truth’ z roku 2005 jest jak na razie ostatnia plyta Oasis. Plyta przeswietna. Zespol prowadzony silna reka przez Noela Gallaghera i w permanantej opozycji do ‘zalozyciela’ zespolu, Liama Gallaghera – spiewajacego brata - mial fantastyczny start w roku 1994 a potem bylo juz prawie zawsze dobrze. Tytulem wstepu (dlugiego) trzeba napisac, ze Oasis nie da sie dobrze zjesc bez choc minimalnej znajmosci historii brytyjskiej muzyki gitarowej. Ba, pewnie nawet dobrze jest siegnac nieco glebiej. Na przyklad do twierdzenia, ze brytyjski folk to przerobiona na muzyke dawna tradycja czytania w pubach wierszykow pisanych przez amatorow jako komentarzy do aktualnych wydarzen we wsi czy w swiecie. Wracajac jednak do gitar – Sex Pistols, The Smiths, Clash, Jam, Everything But The Girl, w pewnym sensie takze Blur czy Radiohead jako przeciwwaga – to jest wazny kontekst piosenek Oasis – zespolu wyciagnietego z robotniczych dzielnic angielskiego odpowiednika Myslowitz ;-) Ale oczywiscie jest i inny kontekst – The Beatles! Krytycy pisza czesto o obsesji Oasis na punkcie The Beatles. Pewnie maja racje. Ale ja zastanawiam sie, czy po prostu dobra piosenka gitarowa nie zabrzmi zawsze jak klon The Beatles? W pewnym sensie nie moge sobie wyobrazic, by The Beatles zagrali jak Oasis choc odwrotna implikacja jest sensowna. The Beatles byli zawsze nieco sowizdrzalscy, niepowazni i muzycznie blaznujacy. Oasis sa zawsze totalnie skupieni, nawet kiedy ironizuja. Na czym polega fenomen Oasis? Z pozoru wydaje sie, ze kazdy tak moze ale jednak nie. Diabel jak zwykle tkwi w szczegolach. Oasis graja w perfekcyjnym wywazeniu wszystkich elementow muzyki gitarowej, maja to ‘cos’ :-) Piosenki maja fantastyczne melodie, czesto pojedyncze nutki sa okrzyzykowane lub obemolowane co nadaje im niezwyklego uroku (przepatrzcie nutki do ‘Michaelle’ The Beatles w ramach cwiczenia). Do tego brzmienie intrumentow, uderzenia w struny, harmonia, proporcje, struktura piosenek – to wszystko jest tak subtelnie utrzymane w stylu, ze nic tylko suchac i delektowac sie tak finzyjnie podanym daniem. Nie, piosenki Oasis nie sa wyrafinowane w sensie intelektualnym a ich subtelna uroda jest ukryta pod surowym i czesto niezbyt pieknym ubraniem. Ale jakze wciagaja! No i wokal, nieco lennonowski. Oasis nie probuje zenic muzyki gitarowej z elektronika czy nowymi brzmieniami. Sprobowal na plycie ‘Standing On The Shoulder Of Giants’ i poniosl porazke. Niezbyt wielka bo i wplywy elektroniczne byly znikome ale jednak. Doswiadczenia U2, Davida Bowie czy innych wielkich pokazuja, ze laczenie brzmienia gitarowego z elektronika czy techno sa bardzo ciezkostrawne. Stad powrot do korzeni na plycie ‘Don't Believe the Truth’ jest mile witany. Co o samej plycie? Nagrana w czesci w technice quasi-monofonicznej nie jest audiofilskim fajerwerkiem. Jezeli czyms sie zachwycac to raczej ogolnym wrazeniem spasowania poszczegolnych elementow muzycznych niz analizowaniem detali. Zreszta taka jest filozofia Oasis – synteza tego co znamy. Synteza efektowna w swej prostocie i w ten wlasnie sposob wyrafinowana. Piekny balans tonalny. Wezmy taki utwor jak ‘The Importance of Being Idle’. Zaczyna sie werblem jak pod Grobem Nieznanego Zolnierza lub jak z hiszpanskiego flamenco. Potem zachwycajaca melodia i banalny tekst przywodzacy na mysl ‘I’m Only Sleeping’ z plyty TB pt. ‘Revolver’. To tego piekne w swej prostocie solo gitarowe i dzwieki wyciagniete z innego dokonania The Beatles: ‘Being For The Benefit Of Mr. Kite’ z ‘Stg. Peper....’. Uroda piosenki jest niezwykla. Sila wyrazu wybitna. Bylbym gotowy lezec krzyzem przez 10 minut dziennie przez rok gdyby to zaowocowalo choc jedna podobnie znakomita piosenka rodem znad Wisly. Niestety, zamiast tego na listach mamy grafomanstwo w postaci ‘kazde pokolenie odchodzi w cien a nasze nie’ czy ‘jesli jest ci zle – wezwij mnie’. Och, ciezkie jest czasami zycie sluchacza! Sa na rynku muzycznym diamenty. Oasis jest jednym z nich, i to diamentem wielkosci gruszki. Jezeli lubicie prosty rock, ktory bierze to kupcie sobie ‘Don't Believe the Truth’. Nic lepszego od Oasis nie zdarzylo sie w ostatnich latach na tym polu w muzyce.

Jim Lampi - Digital Dreaming

Wczoraj dotarła do mnie płyta Naim`a, Jim Lampi Project „Digital Dreaming”. Udostępniona MP3-ka (http://www.thenaimlabel.co.uk/artists/lampi_main.htm) doskonale oddaje klimat płyty. Mamy doczynienia z australijskim etno-jazz`em. To chyba najodpowiedniejsza przegródka dla płyty, choć równie dobrze,w sklepie, mogła by się znaleźć w nic nie mówiącej przegródce „Nowe Brzmienia”. Nie jest to etno-jazz jaki zaproponował na wstępie lolo (Lautari „Azaran”) ani estetyka grupy Hedingarna – które w moim odbiorze są bardziej etno niż jazz`owe :). Digital Dreaming jest bardziej popowy, okraszony sporą ilością instrumentów elektrycznych, perkusyjnych, grzechoczących oraz dętą „zabawką” aborygenów? (didgeridoo)? Dochodzi do tego od czasu do czasu wokal rdzennych mieszkańców Australii. Całość tworzy bardzo przyjemną, ciekawą, bogatą w brzmienia, pulsującą muzykę. Nie za bardzo potrafię znaleźć odpowiednik dla tej płyty. Mari Boine, ma swój własny styl, wolniejszy, jakiś taki b. uduchowiony nie można tego specjalnie porównać. Mohicans – sygnowana jako muzyka rdzennych mieszkańców ameryki, chyba szybciej choć jest zdecydowanie bardziej popowa. D.D. jest inne, takie australijskie :) Choć są kawałki bardziej popowe i bardziej eksperymentalne, zawsze spina je pewna klamra zamysłu muzycznego. Nigdy nie jest popis solisty, to nie freejazz. Zespół gra razem, bogatą akustycznie muzykę , pulsującą charakterystycznym dźwiękiem australijskiego didgeridoo. Muzykę w której dużo się dzieje, nie ma tu poetyckich wyciszeń, samotnego głosu na wietrze (M. Boine), jest rytm i klimat gorących australijskich bezkresnych otwartych przestrzeni. Jeśli podoba wam się z jednej strony M. Boine, czy Mohicans, z drugiej np.: Dead Can Dance w „Into The Labyrynt” zapewne spodoba wam się Digital Dreaming. Może trochę tu podobieństwa z klimatu P. Gabriela w „Long Way home” tylko, że u Gabriela jest na smutno, mrocznie, a u Lampiego pulsująco, gorąco, radośnie. Polecam.

John Lennon - Imagine

John Lennon mial kompleks Paul McCartneya. Tak mozna sadzic po wkladce do plyty 'Imagine'. Wydana kilka miesiecy po 'Ram' Paula w warstwie zdjeciowej wyraznie ironizuje zapedy do zycia wiejskiego, ktore zaprezentowal Paul. Paul trzyma na swej plycie za rozki tryka zas John zrobil sobie zdjecie, na ktorym trzyma za uszka knura. W warstwie muzycznej jest jednak inczej. Duet z The Beatles rozszedl sie wybierajac rozne drogi. Paul postawil na melodie - w tym przeciez zawsze byl gigantem. John na przeslanie i emocje. 'Imagine' zawiera potezna piesn - utwor tytulowy. Do tego dochodzi jednak kilka innych silnych punktow - 'Zazdrosnik', impresyjne 'Nie chce byc zolniezem, mamo' czy obrazek kompleksow post-paulowych 'Jak mozesz spac (McCarneyu)?'. Plyta jest urocza, przyjemna w sluchaniu, urozmaicona i beatelsowska. Gora 2 utwory sa latwe do zapomnienia. Kto wie, czy nie najlepsza plyta Johna L.

Pat Metheny - Secret Story

Czy słuchanie muzyki komercyjnej jest grzechem? Jeśli tak, to ja pasjami lubię sobie grzeszyć, ponieważ często potrzebuję trochę mniej złożonej muzyki, przyjemnie snującej się po wnętrzu, pozwalającej na wymyślanie różnych mało skomplikowanych historii. I wszystkie te warunki w wystarczający sposób spełnia muzyka z płyty Secret Story. Przy tej muzyce, drogi czytelniku mojej opinii możesz sobie spokojnie usiąść i pomarzyć. Pełne ciepła, lub nieco tajemniczego nastroju kompozycje na pewno zaprowadzą Cię do Twojej własnej secret story. Pat wymyślił bowiem muzykę uniwersalną, która z powodzeniem mogłaby funkcjonować również jako ścieżka dźwiękowa do niejednego scenariusza filmowego. A do sesji nagraniowej tej płyty, zaprosił muzyków nie byle jakich. Można tam znaleźć między innymi takie sławy muzyczne jak Charlie Haden, Nana Vasconcelos, Lyle Mays. Na akordeonie gra utytułowany doktoratami przez amerykańskie uczelnie Gil Goldstein. Wokalnie udziela się na płycie Mark Ledford a inicjuje ją, niezwykle brzmiący chór Cambodian Royal Palace. Całość godna polecenia jeśli oczywiście, ktoś lubi zgrzeszyć również z komercyjną stroną osobowości Pata M.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.