Skocz do zawartości
IGNORED

Płyta CD ma przyszłość!


Violet

Rekomendowane odpowiedzi

Rozm. Bartek Chaciński13 grudnia 2011

 

Spec od nagrań: CD to niedoceniony format

Płyta CD ma przyszłość

 

W latach 50. z technologią nagraniową radziliśmy sobie dobrze, potem coraz gorzej – uważa specjalista w tej dziedzinie Piotr Nykiel. Na szczęście są szanse, że nadrobimy stracony czas.

Powiększ

„Wiara ludzi w to, że nowe techniki umożliwią rzeczywiście poprawę jakości dźwięku, to w dużej mierze złudzenie” - mówi Piotr Nykiel.

Czytaj także

Rozmowa z Pawłem Romańczukiem, założycielem zespołu Małe Instrumenty

Trzeba porzucić przekonanie, że interesujący dźwięk mogą wydawać tylko instrumenty w filharmonii -...

 

Śledzi pan na bieżąco reedycje starych płyt wychodzących w kolejnych poprawianych, zremasterowanych wersjach? Pink Floyd, U2, Nirvanę?

 

Nie, to nie ma większego sensu, bo z grubsza znam współczesne metody obrabiania sygnału cyfrowego i wiem, jakiego efektu końcowego można się spodziewać.

 

To czy wykonywanie po raz kolejny masteringu daje realnie jakiś zysk w postaci lepszej jakości muzyki?

 

Wiara ludzi w to, że nowe techniki umożliwią rzeczywiście poprawę jakości dźwięku, to w dużej mierze złudzenie. Z wersji na wersję te masteringi robią się głośniejsze, na pewno też bardziej odszumione, bardziej dynamiczne w złym znaczeniu – czyli „krzykliwe”, głośne – natomiast przestają być muzykalne, tracą delikatne niuanse, a gdy człowiek włączy taką płytę na dobrym sprzęcie, to zwykle po pięciu minutach wyłącza, bo nie może ustalić optymalnego poziomu, na którym powinien słuchać. Albo jest za cicho i nic nie słychać, albo za głośno i ryczy. Za to dobrze się te wersje sprawdzają w sytuacjach, gdy mamy duży poziom hałasu – typu samochód, miejsce publiczne.

 

To efekty tego, że od lat posługujemy się tzw. obiektywnymi parametrami dotyczącymi dźwięku, takimi jak stosunek sygnału do szumu, poziom zniekształceń liniowych, pasmo przenoszenia. A już od dłuższego czasu wiadomo, że między brzmieniem a tymi parametrami nie zachodzi zazwyczaj żaden większy związek. Ba, coraz częściej jest tak, że im lepsze parametry, tym gorzej wszystko brzmi, bo metody optymalizacji tychże parametrów doprowadzają do degradacji innych, zwłaszcza krótkookresowych parametrów systemu.

 

A czy kiedykolwiek było tak, że technika obróbki materiału dźwiękowego osiągnęła poziom optymalny?

 

Owszem. żeby było zabawniej – w latach 50., kiedy obowiązywała technika lampowa. Mieliśmy proste tory dźwiękowe, mało kompilacji, niewiele śladów i technologicznych zabiegów upiększania nagrań. Muzycy musieli dobrze zagrać, dobrze brzmieć sami z siebie, zagrać poprawnie w sensie muzycznym i ciekawie dla słuchaczy. Tory lampowe są dziś błędnie uważane za coś, co daje dźwięk płynny, lejący się, łagodny. To nieprawda, bo prawidłowo skonstruowane urządzenia lampowe są szybkie, potrafią być potwornie dynamiczne i niezwykle głośne.

Potem pojawiły się wielośladowe magnetofony i zaczęto robić sesje z nakładaniem wielu zdarzeń na te taśmy. Nie było to już naturalne z punktu widzenia muzyków, którzy najlepiej czują się, grając razem. Pojawiła się też potrzeba odszumiania nagrań, bo szumy zaczęły być zmorą przy okazji zgrywania wielu śladów w jeden utwór. Produkowano więc kolejne reduktory szumów. Tu kłania się Ray Dolby, który jeszcze w latach 50. rozpoczął swoją szkodniczą działalność trwającą do dziś. Pojawiły się urządzenia, które mając za zadanie odszumiać nagrania, jednocześnie zmieniały brzmienie. W dodatku kolejne modele były coraz bardziej agresywne w tym, co robiły, na wyjściu dawały więc dźwięk coraz bardziej tępy, głuchy i nijaki. Koniec lat 70. i całe 80. to już okres powszechnego używania tych układów redukcji szumów. I niestety, to się odbija do tej pory czkawką. Te układy narzucały swoje brzmienie: miękkie, pełne basu, dobrze osadzone. Nie było ono już jednak tak ekspresyjne jak w latach 50.

 

No ale coś za coś – te najlepsze nagrania są za to tylko w mono!

 

Nie, koniec lat 50. to już początku stereo nagrywanego na tym starym sprzęcie. Zwłaszcza w Ameryce.

 

Dlaczego w ogóle się pan zajmuje transferem dźwięku z nośników analogowych na cyfrowe, skoro i tak musi się przy tym zniknąć całe piękno nagrań?

 

Nie do końca tak jest. Przez długie lata dokładnie tak właśnie myślałem. Uważałem, że cyfra ma jakiś ukryty błąd, który uniemożliwia zrobienie w tej dziedzinie czegoś dobrego. Przez ostatnich kilka lat przeprowadziłem jednak sporo doświadczeń, z których wynika, że na cyfrę można przenieść całą tę zawartość analogową. Ale zabiegów, które trzeba wokół tego wykonać, jest całe mnóstwo i są to zabiegi zupełnie przeczące współczesnym teoriom tworzenia sygnału cyfrowego.

 

W tym miejscu musielibyśmy wkroczyć w niezrozumiały żargon techniczny?

 

Tak. Ale spróbuję chociaż wyjaśnić, dlaczego się tym zająłem. Otóż nie robiłbym tego w ogóle, gdyby się nie okazało, że te przygotowane moją metodą nagrania cyfrowe na płycie CD próbkowanej z częstotliwością 44,1 kHz i przeciętnych domowych systemach brzmią słyszalnie lepiej od innych. A im lepszy system, tym bardziej się otwierają i można usłyszeć więcej, czego nie można powiedzieć o tych współczesnych remasterach, bo im lepszy sprzęt, tym one gorzej brzmią.

 

Ale ludzie zaczęli te wersje akceptować, nawet te najgłośniejsze, poddane wielkiej kompresji.

 

Ludzie wcale tego nie akceptują. Rzecz w tym, że młode generacje nie mają możliwości porównania. Jak to zawsze powtarzam moim studentom – do zmieniania głośności służy odpowiednia gałka we wzmacniaczu. Problem z wykorzystywaną w coraz większym stopniu kompresją dynamiki, która powoduje, że nagrania odbieramy jako głośniejsze, polega nie tylko na tym, że wszyscy chcą się przekrzykiwać. Chociaż oczywiście jeśli puścimy obok siebie dwie płyty i jedna z nich będzie głośniejsza, to w sensie subiektywnym będzie ona brzmiała lepiej, dopóki nie pokręcimy gałką. Główny problem leży w tym, że przygotowane z użyciem nowej technologii nagrania okazywały się często na tyle słabe, że podbijanie głośności po części jakoś je ratowało. Teraz na łonie Audio Engineering Society [ciała skupiającego inżynierów dźwięku z całego świata – przyp. bch] pojawił się pewien ruch na rzecz tego, żeby zaprzestać tej wojny głośności, bo doszliśmy do jakiejś absurdalnej ściany, gdy większość radiostacji komercyjnych krzyczy już non-stop, wypuszczając sygnał z pełnym wysterowaniem nadajnika. Chodzi w tym oczywiście także o uzyskanie większego zasięgu przy mniejszej mocy emisyjnej, ale przy okazji ten zabieg zabija całkowicie muzykę.

 

Przykładem tego nowego podejścia są zremasterowane po raz kolejny płyty Floydów – dużo cichsze niż poprzednie.

 

Bo nie da się dalej iść w głośność! Niestety, rynek stał się bardzo brutalny, jeśli chodzi o konkurencję. Każdy chce wydać płytę jak najgłośniejszą. Co gorsze, sami muzycy do tego dążą, nie słysząc, jak bardzo ten zabieg kaleczy ich pracę. Ale chcą, żeby w radiu brzmiało głośno. Ale problem jest taki, że w radiu mają własne kompresory, więc jeśli muzyka jest bardzo skompresowana – czy jak to opisujemy na uczelni: skomprymowana – już na płycie i pójdzie do takiej rozgłośni na kolejną wyżymaczkę, jak to żargonowo czasem nazywamy, to z muzyki już niewiele zostaje.

 

To co może zrobić człowiek, który chciałby posłuchać starej muzyki w taki sposób, by brzmiała najbliżej ówczesnego oryginału?

 

Odpowiem na to krótką historią. Zaczęło się w ten sposób, że od małego dziecka słuchałem Crimsonów, Zeppelinów – oczywiście w radiu, w Trójce, nagrywałem tę muzykę na magnetofon szpulowy, odsłuchując później wielokrotnie. Na płyty oryginalne nie było mnie stać. Potem zaczęła się normalna praca, mogłem sobie pozwolić na płyty – już w epoce CD – więc jedną z pierwszych wypłat poświęciłem w całości na King Crimson, kupując całą półkę ich wydawnictw. Byłem zachwycony. Ale po kilku latach pojawiła się pierwsza seria remasterów. Znajomy audiofil namówił mnie więc do tego, żebym tych wydań posłuchał. No i tak słucham i myślę: głośniejsze, mniej szumią... ale po pięciu minutach uznałem, że coś jest nie tak, a po pół godzinie wyłączyłem i wróciłem do starych. Dźwięk był męczący i przestało mnie to wszystko wciągać od strony muzycznej.

Mocno zdziwiony, zacząłem się tematowi przyglądać. W jednym z koszy wyprzedażowych ówczesnego sklepu Planet Music znalazłem najstarsze cyfrowe wydania Led Zeppelin po 20 zł. Sytuacja się powtórzyła: brzmiały dużo lepiej niż te nowe. A wreszcie odwiedziłem pewnego znanego warszawskiego audiofila, który miał dużą kolekcję płyt winylowych, oryginalne stare wydania amerykańskie, japońskie. I posłuchałem płyt, które znałem tylko z cyfry. Ilość detali mnie poraziła. To nie była ta sama muzyka, ale dużo bogatsza, bardziej wciągająca. Wtedy zacząłem się zastanawiać, co jest w tym wszystkim nie tak. I dochodzić do wniosku, że nie można próbować wziąć taśmę z lat 50. i poprawiać jej brzmienie. My nawet nie jesteśmy w stanie jej odtworzyć tak, żeby dobrze zabrzmiała, tymczasem przenosząc ją na cyfrę wykonujemy jakieś zabiegi, żeby poprawiać? Nawet najlepsze algorytmy odszumiania w dużym stopniu upodabniają do siebie utwory, odbierają im wielowymiarowość. Poprawa dynamiki zabija przejrzystość – główne tematy są wyrazistsze, głośniejsze, ale co z tego, gdy pogubiony zostaje cały plankton. Z biegiem czasu tak mnie to wciągnęło, że z badań przeszedłem do pracy przy przenoszeniu starej muzyki na CD. Właśnie wyszła reedycja „Cienia wielkiej góry” Budki Suflera i tę spróbowałem robić według wypracowanych przeze mnie metod. Pracowałem też przy ostatnim wznowieniu nagrań Komedy.

 

Co ma zrobić ten człowiek, który ma 25 lat i chciałby usłyszeć muzykę zespołów starszych niż on sam w najlepszej możliwej jakości? Które wydanie wybrać?

 

Im starsze, tym lepsze. I to już zupełnie dosłownie. Jeśli chodzi o cyfrę, najważniejsze jest to, co robimy z sygnałem przy konwersji analogowo-cyfrowej i przy manipulacjach już na samym urządzeniu cyfrowym. Na urządzenia odtwarzające po stronie odbiorcy nie za bardzo mamy wpływ. Umieszczone w nich nowe przetworniki cyfrowo-analogowe i tak zazwyczaj bardzo źle podają dźwięk, uśredniając go i odbarwiając. Na początku pojawiły się klasyczne przetworniki kilkunastobitowe i to były urządzenia, które nie miały sprzężenia zwrotnego, czyli pamięci. Były tam oczywiście jakieś nadpróbkowania, filtry cyfrowe, które pewnie trochę degradują sygnał. Ale generalnie mimo pewnej surowości dawały przejrzyste brzmienie. W latach 90. pojawiły się jedno- i kilkubitowe przetworniki sigma-delta ze sprzężeniem zwrotnym w postaci filtra błędu kwantyzacji, czyli rodzajem pamięci. Dynamika skoczyła do góry, ale brzmienie bardzo się pogorszyło. Nowe remastery ze starych taśm przeszły przez ten tor i tu się wiele zrobić nie da. Potem mieliśmy system SACD, który się nie przyjął, bo nie zapewniał zapowiadanego gwałtownego wzrostu jakości, prócz dorzucenia kanałów. Nowe przetworniki szły w kierunku poprawienia głównego ocenianego parametru, jakim był stosunek sygnału do szumu. I techniki, które były wykorzystywane po to, by średnio – w długim okresie – uzyskać tę poprawę, w krótkim okresie bardzo dynamicznie poruszały się wewnętrznie i sygnał, który przez nie przechodził, był dość, powiedzmy w uproszczeniu, rozdygotany. Nie było stałej funkcji przenoszenia od wejścia do wejścia, która byłą zaletą starych systemów - w tym również sprzętu lampowego.

 

A format HDCD?

 

To w pewnym sensie małe oszustwo, ale niegłupie, tylko wymaga odpowiedniego filtru także w odtwarzaczu. Ważne jest jednak to, że myślenie o formacie CD jako z natury złym – bo przenosi tylko 44,1 kHz i 16 bitów – jest błędem. To format bardzo niedoceniony. Proszę sobie wyobrazić – jeśli wszystko jest zrobione dobrze, to dynamika tego magnetofonu, jaki pan tam widzi [tu Piotr Nykiel pokazuje stary model szpulowego Studera A-80 – przyp. bch] to mniej więcej 60 dB. Płyty gramofonowe mają często mniej. Nawet 12-bitowy zapis gwarantuje podobną dynamikę. I tak naprawdę – może mi pan wierzyć lub nie – 12-bitowy zapis może dać całkiem przyzwoity dźwięk.

 

Nawet mniej niż krytykowane 16 bitów, standard dla płyty CD...

 

Tak, to nie jest już kwestia tego, jaki to jest format, tylko co my z tym formatem robimy. Słuchamy – dajmy na to – gęstego formatu 96 kHz, robimy konwersję do formatu 44,1 kHz stosowanego w CD... i gra dużo gorzej. I zastanawiamy się „No tak, to pewnie ta konwersja, zgubiliśmy mnóstwo szczegółów”. Ale jest już program komputerowy, który właśnie wchodzi do sprzedaży, przeznaczony do konwersji częstotliwości próbkowania i rekwantyzacji – i on niczego nie gubi! Najśmieszniejsze jest to, że np. robimy konwersję do 44,1 i 16 bitów z gęstego formatu i brzmi słyszalnie gorzej, a potem konwertujemy z powrotem tłumaczymy do formatu pierwotnego – i brzmi identycznie z pierwotnym! Jak to możliwe? Wychodzi na to, że ten format CD jest pojemny i wszystko zachował, a dopiero to, co zrobiliśmy z nim przy odtwarzaniu, zadecydowało o tym, jak brzmi. Jeśli z sygnałem postępujemy odpowiednio, to format CD powinien nam jeszcze spokojnie wystarczyć, zawrzeć w sobie całe bogactwo nagrań analogowych.

 

Tak czy owak nie schodzi jeszcze z rynku, nie ma konkurencji.

 

Tak, ale teraz wszyscy uważamy go za zło konieczne, podczas gdy tak nie jest.

 

Pocieszyć mnie pan specjalnie nie pocieszył, choć to ostatnie brzmi krzepiąco.

 

Walka trwa, niektóre płyty zaczynają brzmieć coraz lepiej. Nieźle wychodzą nagrania z Obuha, które realizujemy z Wojckiem Czernem w studiu analogowym w Rogalowie. A cały świat inżynierii dźwięku musi się odbić od ściany i na pewno – to kwestia czasu – czekają nas wielkie zmiany.

 

Czyli może nie kupować remasterów teraz, tylko za kolejnych pięć lat?

Trzeba poczekać, aż przewali się fala współczesnego przetwarzania dźwięku. Oprócz mnie nad tą dziedziną pracuje wielu ludzi na świecie, słyszę o ich wynikach. Zmieni się to szybciej niż nam się wydaje.

 

* Piotr Nykiel pracuje w Zakładzie Elektroakustyki Politechniki Warszawskiej, zajmuje się rejestracją i obróbką dźwięku, skonstruował m.in. własny przetwornik analogowo-cyfrowy, podejmuje się też pracy przy masteringu nagrań (Jerzy Milian, Krzysztof Penderecki, Budka Suflera, Krzysztof Komeda). Uznawany jest za jednego z większych fachowców w tej dziedzinie w naszym kraju.

 

 

Więcej pod adresem

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

 

 

Cytuję, gdyby ktoś z Szanownych nie czytał dzisiejszej Polityki :)

Jest o czym dyskutować!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Stereo i Kolorowo - Underground

Mój blog i recenzje różnych urządzeń audio-stereo: stereoikolorowo.blogspot.com

Można także pooglądać swoją kolekcję płyt, stanąć naprzeciwko i myśleć naście minut, czego tu by posłuchać. Osobiście zdecydowanie wolę płyty niż gęste pliki. Jak za coś płacę, to wolę mieć to w "garści". Poza tym w przyszłym roku postaram się o kolekcję płyt analogowych, bo jak dla mnie też mają przyszłość.

Pan Nykiel wie o czym mówi. Nie uważam ani płyt CD za zło konieczne, ani plików Hi-res za "buk" wie co. Jedno i drugie może brzmieć dobrze - najważniejszy jest mastering. Dzieł Pana Nykiela można posłuchać w internecie albo kupić płyty CD z muzyką masterowaną w jego studiu. Robi wrażenie - nawet na mp3 320 słychać, że nie ma kompresji dynamiki, a na wyższej jakości słychać już całość kunsztu mistrza - nie zawaham się użyć tego słowa.

System gra dobrze, albo nie....

"Tak, to nie jest już kwestia tego, jaki to jest format, tylko co my z tym formatem robimy. Słuchamy – dajmy na to – gęstego formatu 96 kHz, robimy konwersję do formatu 44,1 kHz stosowanego w CD... i gra dużo gorzej. I zastanawiamy się „No tak, to pewnie ta konwersja, zgubiliśmy mnóstwo szczegółów”. Ale jest już program komputerowy, który właśnie wchodzi do sprzedaży, przeznaczony do konwersji częstotliwości próbkowania i rekwantyzacji – i on niczego nie gubi! Najśmieszniejsze jest to, że np. robimy konwersję do 44,1 i 16 bitów z gęstego formatu i brzmi słyszalnie gorzej, a potem konwertujemy z powrotem tłumaczymy do formatu pierwotnego – i brzmi identycznie z pierwotnym! Jak to możliwe? Wychodzi na to, że ten format CD jest pojemny i wszystko zachował, a dopiero to, co zrobiliśmy z nim przy odtwarzaniu, zadecydowało o tym, jak brzmi. Jeśli z sygnałem postępujemy odpowiednio, to format CD powinien nam jeszcze spokojnie wystarczyć, zawrzeć w sobie całe bogactwo nagrań analogowych."

 

 

To tak się zastanawiam po co dzielić włos na czworo. Skoro łatwiej jest uzyskać dobry dźwięk z 24bit/96Khz. Jeśli jest to prostsze czemu nie zaakceptować tego?

Trudno się nie zgodzić z artykułem. Zgadzam się z tym, że dynamika jaką oferuje nośnik CD jest zupełnie wystarczająca do poprawnego zapisania nagranego dźwięku. Tak samo jak płyta winylowa zresztą. P. Nykiel słusznie wypunktował genezę złego i często bardzo złego brzmienia większości wydawnictw z ostatniej dekady. Nośnik nie ma tu praktycznie nic do rzeczy. Mam w zbiorach płyty CD, mam również pliki i dopiero rozkręcam się w sferze winylu. Rakiem trawiącym tkankę przemysłu muzycznego jest głośność i nic innego. Weźmy na tapetę najpopularniejszą płytę tego roku. Na dobrym sprzęcie takim jak zakładam większość forumowiczów posiada nie idzie jej słuchać praktycznie wcale - przynajmniej ja nie dałem rady posłuchać choćby jednego nagrania do końca. Muzyka pod względem wyrazu artystycznego bardzo ciekawa (ten głos!), a wartość foniczna byle jaka. Chaos i kakofonia przy jakże ograniczonej ilości kanałów które były do zmiksowania. I pomyśleć o nakładzie, w którym się sprzedała! Szok! Słuchu ludzie już zbyt dobrego nie mają nad czym ubolewam, na szczęście gust niektórym, a w tym wypadku wielu jeszcze się ostał.

 

Mam nadzieję, że słowa o nadciągającym powrocie do poprawnego nagrywania i produkowania muzyki będą proroczymi i wierzę, że tak rzeczywiście będzie. Przecież fizycznie nie da się już robić tego ani głośniej ani gorzej, więc został tylko jeden kierunek: dynamiczniej.

 

Trwająca na forum wojenka formatowa jest najśmieszniejszym dowodem tego, iż większość osób w niej uczestniczących nie była w stanie załapać istoty problemu. Jak osoba z zewnątrz by poczytała o sporach CD vs. Hi-Res ze szczyptą analogu, to dogmatyczność poszczególnych obozów natychmiast poraziłaby ją bardziej niż promień laserowy napotkały oko.

 

Skoro wiemy już chyba wszyscy, że na każdym popularnym ongiś formacie można zapisać muzykę zdatną do wykorzystania pełni możliwości naszych wybitnych systemów audio, to należy jeszcze zapytać jakie są te istotne różnice między poszczególnymi formatami, wpływające na powstawanie tak wielkich emocji przy okazji porównań tychże formatów? O tym napiszę już za kilka godzin.

Bardzo interesująca i przede wszystkim ZDROWOROZSĄDKOWA wypowiedź!

Już się ślinię na ten remaster Budki.

Ciekawe jak on gra Tomaszowi Zeliszewskiemu na jego domowym systemie? Choć słyszałem, że artyści nie lubią słuchać własnych płyt.

Jeśli DAC - to NOS-DAC z buforem lampowym, jeśli wzmacniacz - to Pure Class A.

Pliki zapisywane na HDD, kartach pamięci to marzenie producentów i wydawców - można do woli zakładać dowolne ograniczenia odtwarzania i jego ilość. Plus praktycznie zerowe koszty po stronie wydawcy, reasumując maksymalny zysk i potężny kaganiec na klienta. Stąd to silne parcie.

 

Ja wolę zdecydowanie CD w plastikowym pudełeczku, z książeczką - to jest to co Ogry lubić najbardziej :)

Wielce interesujący pożyteczny materiał.

 

Np. taka perełka - "czego nie można powiedzieć o tych współczesnych remasterach, bo im lepszy sprzęt, tym one gorzej brzmią"

Dzieł Pana Nykiela można posłuchać w internecie albo kupić płyty CD z muzyką masterowaną w jego studiu. Robi wrażenie - nawet na mp3 320 słychać, że nie ma kompresji dynamiki, a na wyższej jakości słychać już całość kunsztu mistrza - nie zawaham się użyć tego słowa.

 

Witam, przepraszam za małe zamieszanie bo pisząc o masteringu miałem na myśli pana Wojciecha Czerna. Specjalisty od masterów, działającego na 100% analogowym torze. Akurat ta pomyłka wyszła, że obydwoma nazwiskami zetknąłem się przy tym samym temacie...

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) polecam posłuchać fragmentów chociaż to tylko 320kbps.

 

Panowie się zresztą dobrze znają:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

System gra dobrze, albo nie....

ja to bym tych bydlakow co tak fatalnie cd masteruja i kompresuja nagrania posadzil w fotelu wzial muze na fula i kazal im sluchac i ch dziela,moze by szybciej dotarlo

Bardzo interesująca i przede wszystkim ZDROWOROZSĄDKOWA wypowiedź!

Już się ślinię na ten remaster Budki.

Ciekawe jak on gra Tomaszowi Zeliszewskiemu na jego domowym systemie? Choć słyszałem, że artyści nie lubią słuchać własnych płyt.

 

Jeśli mowa o niedawno wydanych remasterach wszystkich płyt Budki Suflera, to jeśli ma to być mistrzostwo masteringu, to raczej jest to marny popis. Wycięcie szumów i pociągnięcie poziomu głośności, to wszystko co zostało zrobione.

 

Sam nie słuchałem systemu Zeliszewskiego, ale z tego co mówili moi znajomi, to nie ma się czym podniecać.

To ja jeszcze doleję oliwy do ognia. Ostatnimi czasy stwierdziłem, wspólnie z paroma kolegami zresztą, że wąskim gardłem płyt CD są... urządzenia je czytające. Klasyczne CD w porównaniu do odczytu na urządzeniu przetwarzającym także gęste formaty brzmi ubożej. Mniej złożoności harmonicznej, mniej szczegółów, słabsza głębia i dynamika.

Gość discomaniac71

(Konto usunięte)

To ja jeszcze doleję oliwy do ognia. Ostatnimi czasy stwierdziłem, wspólnie z paroma kolegami zresztą, że wąskim gardłem płyt CD są... urządzenia je czytające. Klasyczne CD w porównaniu do odczytu na urządzeniu przetwarzającym także gęste formaty brzmi ubożej. Mniej złożoności harmonicznej, mniej szczegółów, słabsza głębia i dynamika.

 

Jakieś konkretne przykłady, porównania?

Kilka modeli modyfikowanych DVD, Accuphase DP800 SACD kontra: Audionet ART v2 z wstawionym zegarem, transport California Audio Labs, Ancient Audio Lektor IV, Audiomeca Mephisto, Technics SL-PS840 przerabiany (coax, zegary, zasilanie). DACe - DIY na CS4397, Protagonist, Audio Note 2.1, RWA Isabellina, CEC DX51 upgrade, Kenwood X9010, parę innych nieistotnych modeli, i wniosek zawsze ten co w poprzednim poście. Jako referencje nie biorące udziału w bezpośrednim porównaniu: dzielone Accuphase 800 i 900, Audio Aero Capitole (nie dawał sygnału cyfrowego z transportu). Niedowiarkom z Krakowa przynoszę sprzęt do domu i puszczam, albo zganiam organizację odsłuchu na któregoś z kolegów. ;)

Gość rochu

(Konto usunięte)

michelangelo - spokojnie, spokojnie.

O ile pamięć mnie nie myli to w czasie przedostatniego odsłuchu wcale nie było tak dobrze z tym modyfikowanym DVD.

Audiomeca sprała mu zadek w pół minuty.

Squeezebox (bez modyfikacji, jedynie z liniowym zasilaczem) także nie dał mu szansy pograć dłużej.

Gość Arek__45

(Konto usunięte)

Pisze...jak to "młodzi, szybcy i gniewni".....ale to wnioski na wyrost....za dużo slucha Technicsa...a słuchawki tez dają po ..uszach...i mózg ..."nie wyrabia"...to bez złośliwośći...

michelangelo - spokojnie, spokojnie.

O ile pamięć mnie nie myli to w czasie przedostatniego odsłuchu wcale nie było tak dobrze z tym modyfikowanym DVD.

Audiomeca sprała mu zadek w pół minuty.

Squeezebox (bez modyfikacji, jedynie z liniowym zasilaczem) także nie dał mu szansy pograć dłużej.

 

 

Ups! :)))

Czego ja się tutaj dowiaduję...

W tym świetle jakiekolwiek wypowiedzi Michelangelo są bez wartości.

No bo jeśli nie potrafi zmodyfikować swojego cudownego DVD żeby zagrało lepiej od głupiego S-Boxa to co on potrafi?

Ale nie łam się Michelangelo: Meridian też tego nie potrafi - także jesteś w doskonałym towarzystwie! :)

Jeśli DAC - to NOS-DAC z buforem lampowym, jeśli wzmacniacz - to Pure Class A.

michelangelo - spokojnie, spokojnie.

O ile pamięć mnie nie myli to w czasie przedostatniego odsłuchu wcale nie było tak dobrze z tym modyfikowanym DVD.

Audiomeca sprała mu zadek w pół minuty.

Squeezebox (bez modyfikacji, jedynie z liniowym zasilaczem) także nie dał mu szansy pograć dłużej.

To jest Twoja opinia, a moja jest taka, że w odniesieniu do mojego DVD Audiomece brakowało dwóch zasadniczych rzeczy - blasku i bezpośredniości. Nie było to skopanie tyłka, ale jednak wyraźna przegrana Audiomeki - dla mnie. Zgodził się z moimi spostrzeżeniami jeden nasz wspólny kolega. SBT porównywałem u kolegi na spokojnie z Technicsem, którego zastąpiło DVD kilka miesięcy temu. Technics górą. No ale zrzućmy te spostrzeżenia na karb odmiennych gustów. ;)

Gość rochu

(Konto usunięte)

To jest Twoja opinia, a moja jest taka,(...)

 

Pozwolę sobie pozostać przy moim zdaniu.

Mało tego, zwykły DVD Pioneer DV-320 (bez modyfikacji) był lepszy niż ten modyfikowany DVD.

W przypadku tego ostatniego o żadnym blasku i bezpośredniości mowy nie było.

Był za to spowolniony niczym muł bagienny nudny dźwięk i scena płaska jak ściana.

Ja sprawdzałem na swoim DACu, Ty na swoich, ale boję się, że to będzie ruszenie kijem w jeszcze większym mrowisku pisać który co i jak robił w kwestii brzmienia. Więc sobie odpuszczę. W każdym razie bliżej mi do brzmienia mojego DACa.

 

Co do innych okoliczności - od tamtego odsłuchu poszerzył się zakres przeróbek DVD oraz pojawił się w ofercie nowy topowy kabel cyfrowy. Na pewno przyjmę bez dalszych zastrzeżeń wnioski z ostatniego odsłuchu, szczególnie że mnie tam nie było, ale był odtwarzacz i kable, na których mógłbym się... podpisać? Krytyka mile widziana, jako że na efekt finalny nakłada się gust sprawcy, a nie jest on miarą absolutną ani uniwersalną.

Gość frywolny trucht

(Konto usunięte)

Nie wiem czy to mój sprzęt tak daje, czy coś jest na rzeczy, ale wydania zespołu Dagadana, oraz ostatnie popisy Anny Marii Jopek są tak wyświrowane ( szczególnie Haiku), że słuchać się u mnie nie da. Dzwoneczki świdrują (Dagadana), fortepian ( Jopek) schodzi tak nisko w dziwny sposób i ma się wrażenie takiej bliskości jakby grał w moich gaciach, ale to przecież niemożliwe. Nie mam tak wielkich gaci by fortepian zmieścić.

Skłaniam się ku myśli, że to jest maniera kompresji jaką się daje zauważyć w ostatnich polskich produkcjach, wcześniej tak nie było. Niby spektakularnie, ale u mnie częstu już za bardzo. Az zęby zgrzytają od doznań.

Słuchać też się za bardzo nie da ostatniej płyty Florence& The Machine. Jak jest cicho to jeszcze. Troche ostro, szaleństwo zaczyna się w kulminacjach, którymi owa pani raczy w regularnych odstępach.

 

Najlepsze, że gram na sprzęcie uchodzącym tu za zamulacze, tj chiński wzmak, chiński cedek na lampach i Vienna Acoustics Haydna Grand.

 

Czy te płyty są zwalone, czy sprzęt/pomieszczenie mnie oszukuje?

Nie wiem czy to mój sprzęt tak daje, czy coś jest na rzeczy, ale wydania zespołu Dagadana, oraz ostatnie popisy Anny Marii Jopek są tak wyświrowane ( szczególnie Haiku), że słuchać się u mnie nie da. Dzwoneczki świdrują (Dagadana), fortepian ( Jopek) schodzi tak nisko w dziwny sposób i ma się wrażenie takiej bliskości jakby grał w moich gaciach, ale to przecież niemożliwe. Nie mam tak wielkich gaci by fortepian zmieścić.

Skłaniam się ku myśli, że to jest maniera kompresji jaką się daje zauważyć w ostatnich polskich produkcjach, wcześniej tak nie było. Niby spektakularnie, ale u mnie częstu już za bardzo. Az zęby zgrzytają od doznań.

Słuchać też się za bardzo nie da ostatniej płyty Florence& The Machine. Jak jest cicho to jeszcze. Troche ostro, szaleństwo zaczyna się w kulminacjach, którymi owa pani raczy w regularnych odstępach.

 

Najlepsze, że gram na sprzęcie uchodzącym tu za zamulacze, tj chiński wzmak, chiński cedek na lampach i Vienna Acoustics Haydna Grand.

 

Czy te płyty są zwalone, czy sprzęt/pomieszczenie mnie oszukuje?

 

Panowie NIE!!!

 

ten tytul watku na tle tego co sie dzieje w branzy muzycznej az zmusza do zajecia glosu.

Jak cd moze miec przyszlosc jesli obecnie muzyka jest nagrywana "na disko lub na pohałasowanie sobie"

Przeciez az sie prosi podpiac jakies radyjko czy miniwieze albo jeszcze lepiej PC i pohalasowac a nie na jakies analizowanie barwy szczegolow instrumentow.

Przeciez to jest doslownie "sciagnij w postaci pliku a nawet skompresowanego pliku i halasuj" a nie do jakichs tam audiofilskich odsluchow.

Cd nie ma przyszlosci bo dazy sie do ilosci, i jesli dalej tak bedzie to przyszlosc ma mp3 i masowe pobieranie tego i halasowanie na disco lub przy piwku lub podczas jazdy albo na PC podczas przegladania neta czy komorce - pliki (w sumie nawet mp3 bo przy takiej jakosci to minimalne straty na przecietnym sprzecie odczuje sluchacz) i nic wiecej nas czeka

 

Oczywiscie pozostanie pewna niszowa muzyka lub odmiennie myslacy muzycy czy realizatorzy i jakies pojedyncze normalnie wydane plyty sie beda pojawiac - i tutaj pozostanie dla starszego pokolenia pole do popisu albo dla wymagajacych (melomani audiofile) i dla nich pozostane te resztki CD, taka widze przyszlosc.

 

Druga sprawa to sprawa koncernow - beda trzymac do konca cd zemy sie nachapac do konca - ale to nie ma nic wspolnego z zapotrzebowaniem rynku tylko z zapotrzebowaniem ich kieszeni - rynek masowy i tak juz wybral pliki, nawet glownie MP3 (co mnie tym bardziej niepokoi bo loudnes wary i inne wynalazki im nie przeszkadza a nawet sa zaleta na ich sprzetach i dlatego sie tak nagrywa)

chwilowy brak działalności w audio.

Fajnie, ale po co to wszystko (konwersja z gęstego formatu na format cd).

 

Dzisiejsze pojemności nośników wcale tego nie wymagają. Lepiej sprzedawać muzykę w wysokiej rozdzielczości. Choćby nie było wielkiej/żadnej różnicy. Przecież to nic już nie kosztuje!

 

Łącza internetowe, transmisja satelitarna, płyty bd - wszystko ma wystarczającą pojemność/prędkość przesyłu dla formatów hd.

Audiophools - goo.gl/NJkF8

8

Fajnie, ale po co to wszystko (konwersja z gęstego formatu na format cd).

 

Dzisiejsze pojemności nośników wcale tego nie wymagają. Lepiej sprzedawać muzykę w wysokiej rozdzielczości. Choćby nie było wielkiej/żadnej różnicy. Przecież to nic już nie kosztuje!

 

Łącza internetowe, transmisja satelitarna, płyty bd - wszystko ma wystarczającą pojemność/prędkość przesyłu dla formatów hd.

 

Wszystko poza jednym... jakos.klient nie ma.zapotrzebowania na pliki wysokiej rozdzielczosci biorac pod uwage ze musialby wymienic sprzet do tego a nic by nie zyskal albo prawie nic. No bo co moze zyskac ja miniwiezy jak 44.1 16bit jest juz za dohre na przecietny sprzet masowego odbiorcy?.. co innego wielokanal chociaz ka te kilka kanalow

Przy filmach jest to parcie na hd wiec to wszystko przechodzi tym bardziej ze najtansze tv ma obsluge fullhd obecnie i wlaczajac taki material jest wyraznie lepiej... a zwykly obraz nawet slabszy jak na starszych tv crc

chwilowy brak działalności w audio.

... a zwykly obraz nawet slabszy jak na starszych tv crc

CRT jak już coś. A obraz SD na dzisiejszych TV wydaje Ci się słabszy z bardzo prostego powodu - bo jest wyświetlany na większej powierzchni i najzwyczajniej w świecie widać jego niską rozdzielczość.

antymalkontencie- o jakim sprzęcie Ty mowisz ? To forum audiofilskie i kazdy z nas ma władowane tyle kasy w te klocki i kolumny, a Ty mówisz że 16 bitów to za wiele ? To dopiero brednie. Obecnie w prasie audio testuja juz nasi ukochani fachowcy różnice miedzy muza 24 a 32 bitową i twierdzą że słyszą różnicę, audiofile potrafią wyłapac który kabel ma więcej góry a Ty piszesz tak odważnie że niczego nie słyszysz ? A to ci dopiero.

 

Jesli chodzi o video to po prostu wysluchaj jakiegokolwiek koncertu na BluRay-u w wysokiej jakości dźwięku w DTS-ie. Tu nie ma żadnej Loudnes War itp. Oczywiście mowa o wersji stereo, nie słucham na MCH więc sie nie wypowiadam. Posłuchaj sobie Pink Floyd na BluRay audio, posłuchaj remasterów Yte Beatles czy King Crimson na DVDAUDIO.

 

podsumowując- takie tanie grezmoły beda się jeszcze jakiś czas pojawiały w prasie, czasem Rochu czy Diskomaniak napiszą że 16 bitów wystarcza, ale prawda jest taka że w przyrodzie, czyli w studiach nagraniowych muzyka wystepuje tylko i wyłącznie w formie gęstej coraz częściej 32 bitowej i tylko w takiej postaci jest sens jej upowszechnianie. Propagowanie stratnej kompresji do 16 bitów jest nieporozumieniem i tyle.

Pozdrawiam

Obecnie w prasie audio testuja juz nasi ukochani fachowcy różnice miedzy muza 24 a 32 bitową i twierdzą że słyszą różnicę

Najlepsze DAC mają dynamikę nie przekraczającą jakoś 137dB (ledwie 23 bit), więc jeśli słyszą różnicę to nie z powodu ilości bitów.

  • Pokaż nowe odpowiedzi
  • Zarchiwizowany

    Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.



    • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

      • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
    • Biuletyn

      Chcesz być na bieżąco ze wszystkimi naszymi najnowszymi wiadomościami i informacjami?
      Zapisz się
    • KONTO PREMIUM


    • Ostatnio dodane opinie o sprzęcie

      Ostatnio dodane opinie o albumach

    • Najnowsze wpisy na blogu

    ×
    ×
    • Dodaj nową pozycję...

                      wykrzyknik.png

    Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
     

    Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
    Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

     

    Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

     

    Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

    Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.