Skocz do zawartości
IGNORED

Koronawirus Covid-19 (alfa, delta, omikron, kraken) i szczepienia


witek_z
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Zachorowało:

0

+0

Zmarło:

0

+0

Zmarło 0
0 kobiet i 0 mężczyzn.
Zakres wiekowy:(wiek -> ilość)

Wyzdrowiało:

0

+0

Dziś zaszczepiono:
0 osób.

Wykonane testy: 0

+0
Testy pozytywe:
Testy poz:

Na kwarantannie: 0

Aktualizacja 2024-04-27 18:55
https://dane.gov.pl/pl
2 godziny temu, skynyrd napisał:

Wydychamy i zasysamy bakterie, które wyrzucilibyśmy z siebie bez szmaty na pysku.

To chyba sami się trujemy?

W pewnym i być może wcale nie aż tak małym stopniu na pewno tak, no bo wypuszczasz i wchłaniasz to wszystko z powrotem zamiast na bieżąco wyrzucać to z siebie, czyli jest wtedy tzw obieg prawie zamknięty a dodatkowo przez czas noszenia maski namnażają/hodują się w niej różne drobnoustroje ,  czyli podsumowując z jednej strony podtruwamy siebie tym co zwykle wydychamy na zewnątrz ale z drugiej strony jest wtedy mniejsze ryzyko przyjęcia znacznie gorszej trucizny czyli koronawirusa albo że zarazimy nim kogoś jeżeli jesteśmy nieświadomymi nosicielami.

EDIT:

Dwa ciekawe linki jeden to gdzie najczęściej się można zarazić a drugi to wykresy gdzie jest najbardziej gwałtowna zaraźliwość :


Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )


Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Wniosek z tego jest taki że najwięcej jest zarażeń w szpitalach gdzie leżą zarażeni po pobycie za granicą i rodziny na kwarantannie mające kontakt z kimś zarażonym za granicą, czyli najlepszym sposobem na uniknięcie pomoru ludzi w Polsce całkowicie się zamknąć na kilka lat na ludzi powracających z zagranicy.
 

 

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Krak_oN
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, soundchaser napisał:

Tam przynajmniej będę mógł pobiegać bez obawy.

No nie wiem. Uważaj na sygnalistów :-)))

3 godziny temu, skynyrd napisał:

I wiecie co? W moim starym łbie, powoli rodzi się bunt.

A jeżeli taki stary dziad jak ja ma wkurw, to na bank mają go młodzi, buzujący testosteronem młodzieńcy.

Myślę, że za max 2 tygodnie będą rozruchy.

W moim ( pewnie 2 x starszym od Twojego ) łbie ten bunt rodzi się także. Jeszcze 2-3 tygodnie leżenia ch*jem do góry w mieszkaniu i zwariuję !!! Bez lipy....

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez SynSama

Politykę robi się za pomocą pieniędzy, a pieniądze za pomocą polityki. Ot, taki przypadek...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, Jaro_747 napisał:

To jak to musi wyglądać w zwykłym szpitalu na prowincji, lepiej czy gorzej?

Myślę, że znacznie gorzej

7 godzin temu, Krak_oN napisał:

czyli podsumowując z jednej strony podtruwamy siebie tym co zwykle wydychamy na zewnątrz ale z drugiej strony jest wtedy mniejsze ryzyko przyjęcia znacznie gorszej trucizny czyli koronawirusa albo że zarazimy nim kogoś jeżeli jesteśmy nieświadomymi nosicielami.

Czyli chcesz bym cię zabił, czy popełnił samobójstwo?

5 godzin temu, SynSama napisał:

W moim ( pewnie 2 x starszym od Twojego ) łbie ten bunt rodzi się także. Jeszcze 2-3 tygodnie leżenia ch*jem do góry w mieszkaniu i zwariuję !!! Bez lipy....

Jestem typem samotnika, ale nie pustelnika.

Pewnie przyjmuję tę korona samotność łatwiej od innych, ale już się wkurwiam.

Wczoraj tachałem ciężki plecak z zakupami i przysiadłem na skwerku, na ławce, by krzynę odpocząć.

Na drugiej ławce przysiadł rowerzysta. I co robimy? Oglądamy się na wszystkie strony, czy nie ma w pobliżu policji.

k**wa!

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ten człowiek ma wszystko gdzieś

Żadne zakazy,nakazy,nic dosłownie nic tej persony nie dotyczy

Człowiek ponad prawem,pandemia ich nie rusza

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
16 minut temu, Frank napisał:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ten człowiek ma wszystko gdzieś

Żadne zakazy,nakazy,nic dosłownie nic tej persony nie dotyczy

Człowiek ponad prawem,pandemia ich nie rusza

 

Ale ludzie dalej wieza ze mamy demokracje w polsce....

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
17 minut temu, Frank napisał:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ten człowiek ma wszystko gdzieś

Żadne zakazy,nakazy,nic dosłownie nic tej persony nie dotyczy

Człowiek ponad prawem,pandemia ich nie rusza

 

Bo nakazy, zakazy i srakazy są dla motłochu. Ile lat żyjesz w 3 ERPE że tego nie wiesz?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
27 minut temu, Frank napisał:

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Człowiek ponad prawem,pandemia ich nie rusza

 

A mogłaby.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

"Pogardzam wszystkimi i mam wstręt taki do hołoty umysłowej, że rzygam."          Stanisław Ignacy Witkiewicz – Listy do żony (1928-1931)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
11 minut temu, Amator 2b napisał:

Bo nakazy, zakazy i srakazy są dla motłochu. Ile lat żyjesz w 3 ERPE że tego nie wiesz?

No to wp***dol się na bydlaka z policji i zabul 12 tysięcy, ja już za stary jestem - nie zwieję

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, skynyrd napisał:

No to wp***dol się na bydlaka z policji i zabul 12 tysięcy, ja już za stary jestem - nie zwieję

Bo widzisz sky. Jak państwo nie działa tak jak należy to tak niestety się dzieje.

Prawo istnieje tylko na papierze, a rządzi lokalny policjant albo bandyta.

Ciekaw jestem jak długo Polaków będzie ta chazarska swołocz tresować aby ich w końcu przez przypadek obudzić?

Ostatnio ktoś tam dostał mandat za mycie auta, ktoś bo biegał na łące, a jeszcze inny bo nie chciał powiedzieć co zamówił w smażalni ryb.

Wprowadzono Stan Wojenny bez jego ogłaszania.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lolo; Kaczunio nie pierwszy odkrył, że Polacy do demokracji się nie nadają. Wdraża i ma KOLOSALNY sukces. 

Decyzja narodu 10 maja będzie tego kolejnym dowodem. 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W Stanie Wojennym piliśmy wódkę z kumplami na krakowskich Plantach. Tak - tych samych, na których w pobliskich, przydworcowych krzakach leżał sobie pewien zarzygany osobnik - "Pies", znany szerzej jako Ryszard Terlecki.

Lekko z kolegami straciliśmy poczucie czasu, ha! - jak to bywa w takich sytuacjach. Fajnie się gadało.

Brzdęk! Godzina milicyjna przeszła niezauważenie.

 

Podeszło do nas trzech gliniarzy, dokończyliśmy z nimi w najlepszej zgodzie flaszkę, szybciutko rozpiliśmy ostatnią i ...

tadaaaammm!!!

...- odwieźli nas radiowozem na osiedle.

 

Tak było.

Widzicie taką sytuację dziś? Przecież jeszcze moje prawnuki by spłacali grzywny, jakie doj**ałby nam polski, sprawiedliwy sąd.

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy wprowadzono stan wojenny, miałem 20 lat.się 

Byłem praktycznie na wszystkich demonstracjach w Warszawie.

Nikt z nas się nie bał się kar finansowych, wp***dol, (a lali wtedy potężnie, do dzisiaj mam bliznę na twarzy) 24-48 godzin i kolegium.

Kolegium nigdy nie karało pełną wypłatą. Jedna czwarta, kiedyś dostałem jedną drugą.

Oczywiście zawsze byli na kolegim świadkowie, którzy zeznawali, że tylko tam przechodziłem.

Teraz jebią rowerzyście 12,000? k**wa!

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dane młodych i stosunkowo młodych ofiar koronowirusa z Nowego Jorku tylko z jednego dnia :

''Najwięcej śmiertelnych wśród młodych doliczono się w Nowym Jorku, które stanowi w tej chwili epicentrum ognisku epidemii w USA. Tylko w miniona środę zmarło sześć osób poniżej 20. roku życia, 33 osoby w wieku 20-30 lat, 118 w wieku 30-40, 265 w wieku 40-50. Naukowcy bezradnie rozkładają ręce, nie potrafią tego wyjaśnić ''

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ja już podawałem moim zdaniem najbardziej prawdopodobną przyczynę tego dlaczego Nowy Jork aktualnie przeżywa aż taki pomór w trakcie zarazy, czyli bardzo duże nagromadzenie w jednym miejscu ludzi z wszystkich możliwych nacji i ras co powoduje bardzo wysoką różnorodność układów odpornościowych na niewielkim obszarze które powoduje że wirus ma możliwość do rozwoju nieporównywalnie większej ilości wariantów mutacji niż by to miało miejsce w innych bardziej typowych miejscach gdzie populacja ludności jest genetycznie czyli odpornościowo znacznie bardziej podobna do siebie nawzajem.

Tak że na ten moment w Nowym Jorku mamy do czynienia ze znacznie bardziej rozwiniętymi wariantami tego wirusa niż ma to miejsce gdziekolwiek na świecie np w Chinach gdzie pomimo tego że ilość ludności jest tamo ogromna, to zarazem ta ludność jest homogeniczna tj bardzo podobna do siebie pod względem odpornościowym a więc wirus nie miał okazji do tak dużej ilości mutacji jak to ma miejsce w Nowym Jorku.

 

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale się uśmiałem BN .

Teraz ZOMO stoi za nami.

Takie czasy.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Z każdym dniem rośnie liczba tych, których musisz całować w "D" aby nie być skazanym za zbrodnię nienawiści.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, janunio napisał:

Pies jest wybitnym politykiem. Zanalizuje jego błyskotliwe reakcje na zaczepki dziennikarzy. Stoi po złej stronie mocy.

Pies jest xhujem zupełnie wyjątkowym, a te jego "błyskotliwe reakcje" nie są niczym innym, jak bezczelnym, niezawoalowanym chamstwem brutala i zwykłego ciula.

Dzisiejsza władzunia w Polsce nie liczy się z nikim i z niczym, na zasadzie - nic nam nie zrobicie i pocałujcie nas w dupę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, Bezlitosna Niusia napisał:

Pies jest xhujem zupełnie wyjątkowym, a te jego "błyskotliwe reakcje" nie są niczym innym, jak bezczelnym, niezawoalowanym chamstwem brutala i zwykłego ciula.

Dzisiejsza władzunia w Polsce nie liczy się z nikim i z niczym, na zasadzie - nic nam nie zrobicie i pocałujcie nas w dupę.

OK... Uważasz że lepsza by była inna władza?

Jaka - PO, PSL, SLD czy inna k**wa?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
6 minut temu, skynyrd napisał:

OK... Uważasz że lepsza by była inna władza?

Jaka - PO, PSL, SLD czy inna k**wa?

Na razie mamy tą i przez ponad 4 lata dali nam tysiące dowodów idiotycznych zachowań  które zapewne wiele razy czytałeś...ale czy zapamiętałeś je ?TYSIĄCE

Ps Pisałes o stanie wojennym ..tez tamto pamiętam z perspektywy Pomorza ....kuzwa ta banda ich w niektórych poczynaniach przegoniła z kretesem

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez asterix1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
20 minut temu, skynyrd napisał:

OK... Uważasz że lepsza by była inna władza?

Jaka - PO, PSL, SLD czy inna k**wa?

Każda była lepsza

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Less

Less is more

Everything Should Be Made as Simple as Possible, But Not Simpler ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Koronawirus. Raport z frontu, dzień trzynasty. "Chorowałem na COVID-19. Dziś bardziej doceniam małe rzeczy"

Stałem w szpitalnej sali, rozmawiałem z żoną przez telefon. Zrobiłem kilka kroków w stronę okna, zerknąłem na podwórko. Na podjeździe parkował karawan. Przyjechali po kogoś, kto przegrał walkę. To było wstrząsające, poczułem wtedy bliskość zagrożenia. Nigdy nie powiem, że wygrałem drugie życie. Bez przesady, w porównaniu do innych chorobę przechodziłem w miarę łagodnie. Gdy jednak patrzyłem na ten karawan, przejąłem się na poważnie.

862

117

Podziel się

332

Wojtek zachorował na koronawirusa. Opowiada, jak przebiegała jego choroba. (Forum)

Dzisiejszym bohaterem jest Wojtek, pacjent leczony przez dwa tygodnie w jednym z zakaźnych szpitali jednoimiennych. Imię oraz niektóre szczegóły ułatwiające identyfikację bohatera zmienione.

 

Są chwile, w których można się z tym wszystkim czuć nieswojo. No bo weź sobie wyobraź: od kilku dni przebywasz na oddziale zakaźnym. Za śluzami, niemal pod kluczem. W salach kilkunastu pacjentów z potwierdzonym koronawirusem. Niektórzy jak ty, w stanie dobrym. Ale są też tacy, którzy ledwo trzymają się na nogach, z maskami tlenowymi na twarzach.

Pewnego dnia pielęgniarz dopycha pod salę wózek z obiadami dla całego piętra. Puka, podchodzisz do drzwi.

- Dzień dobry! – rzucasz i chwytasz plastikową zastawę. Widzisz, że ze strachu chłopakowi cholernie trzęsą się ręce. Kompot kolebie się między ściankami kubka. Chcesz facetowi dodać otuchy, wesprzeć ciepłym słowem. Rzucić coś w stylu: "proszę się nie przejmować", ale akcja trwa może ze cztery sekundy. Szczerym "dziękuję" trafiasz go już w plecy, kółeczka wózka piszczą pod drzwiami kolejnej sali.

Rozumiesz go. Jesz obiad i wyobrażasz sobie jego mamę. Może to schorowana kobieta, którą musi się opiekować w domu? Co w tym dziwnego, że nie chce jej zarazić świństwem, które w sobie nosisz?

Tak samo rozumiesz salowe, które codziennie przychodzą ogarniać twój pokój. Wparowują tu w sprinterskim tempie. Ty byś tego pomieszczenia tak szybko nie przebiegł, jak one potrafią je sprzątać. To nic, że z rozpędu zapominają czasem opróżnić śmietnik. Boją się, ludzka rzecz.

 

Pewności mieć nie mogę, ale chyba wiem, kiedy się zaraziłem. Pracuję z ludźmi, mam dużo spotkań. Podczas jednego z nich kolega powiedział, że dopiero co z Austrii wrócił. Pierwsze objawy pojawiły się pięć dni później. Gdy dostałem gorączki, telewizor dudnił już tylko na jeden temat. Szybko skojarzyłem fakty. Cholera wie, może to przeziębienie, może osłabienie. No ale może i wirus. Nie ma co narażać żony, kumpli z pracy.

Wieczór już był, i to późny, ale wskoczyłem w wyjściowe ciuchy i pojechałem do szpitala zakaźnego. Siadłem za kierownicą samochodu i doszło do mnie, że nawet nie wiem, czego tam będą ode mnie chcieli. Teraz to każdy mądry: że testy, wymazy. A ja zachorowałem na samym początku zamieszania. Myślałem, że będą mi krew pobierać. Może rentgen płuc zrobią. Wbiłem adres w nawigację i pojechałem w ciemno. W drodze złapał mnie jeszcze suchy kaszel. Niesamowicie męczący, trudny do opanowania. Samonakręcający się.

Pod szpital podjechałem po 22. Wszystko zamknięte na cztery spusty, brama zatrzaśnięta, nikt nic nie wie. Pod jednym z budynków stała kobieta owinięta szalikiem. Podszedłem, popatrzyłem. Od razu było widać, że mocno trafiona chorobą.

- Pan tu w jakiej sprawie? Szpital przecież zamknięty – przywitał mnie ochroniarz. Bez maseczki, rękawiczek.

- Jestem chyba zakażony. Mam gorączkę.

- Dobra, pan poczeka.

Kilka chwil, wraca.

- Lekarz zaraz zejdzie.

Myślę sobie: kilka minut, medyk zbada i tyle. Ale procedura jest bardziej skomplikowana. Ochroniarz zaprowadził nas do poczekalni: rozstawionego przez straż pożarną namiotu. Proszę wchodzić. O nie, bez szans. Namiot bez wentylacji, przecież nawet jak nie jestem chory, to za chwilę na pewno będę od czekania w tym miejscu. Czekam na zewnątrz.

Pięć minut.

Dziesięć.

Dwadzieścia.

Mija pół godziny. Nadciąga postać: kombinezon, maska, przyłbica. Cały osprzęt. Lekarka wygląda, jakby wylądowała właśnie na księżycu. Klasyczne osłuchanie, saturacja. Wszystko OK. Następnie wymaz z dna gardła. Wyciąga taką długą lancę ze szczoteczką na końcu. Jak przy nakładaniu tuszu na rzęsy. Nieprzyjemne badanie, intensywnie drażni gardło. Pojawia się odruch wymiotny.

- Gdzie mógł się pan zarazić? – pyta pani doktor.

- Miałem kontakt z człowiekiem, który był na nartach w Austrii – odpowiadam. Lekarka pisze, bez cienia wątpliwości: "Pacjent miał kontakt z chorym z Włoch". Nawet nie protestuję, przecież dobrze słyszała. Może im to do statystyk potrzebne? Nie wnikam. Zalecenie: izolacja przez 14 dni.

- Co teraz?

- Proszę iść do domu, sanepid się z panem skontaktuje.

A ja w osłupienie. Nie wiem, czy nie jestem chory, a ona mnie do domu odsyła. Zarazić najbliższych. W głowie rodzą się różne myśli. Może na działkę pojadę? I tam się schowam? Dobrze, że do żony zadzwoniłem. Szybko mi to z głowy wybiła. Nie będziesz sam na działce siedział.

W domu – izolacja. Przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Maseczka, rękawiczki, przesiadywanie w innym pokoju. Osobny zestaw sztućców, talerzy. Dezynfekcja klamek, kontaktów. Przyniosło skutek, żona się nie zaraziła.

Zero negatywnych reakcji

Telefon zadzwonił o 13 następnego dnia. Sympatyczna pani z sanepidu zadała zestaw pytań.

- Z kim miał pan kontakt? Gdzie pan bywa? Pracuje pan w izolacji?

- Pracuję z ludźmi. Wczoraj nie miałem z nikim kontaktu.

- A w ostatnich dwóch tygodniach?

- No tak ze 150 osobami.

Kobieta zbaraniała. Poprosiła o zrobienie listy.

- Dziękuję za rozmowę. Będę się jeszcze kontaktować.

Może z 15 minut minęło. Znów telefon. Znów ten sam głos.

- Niestety, wynik badania jest pozytywny. Potwierdzone zakażenie koronawirusem. Musi pan przebywać w izolacji. Konieczne jest wskazanie osób, z którymi miał pan bliski kontakt. Trzeba ich objąć kwarantanną.

Nie wiem jak inni, ale ja strachu nie poczułem. Bardziej zaskoczenie. No bo jak to: ja? Jasne, byłem na wymazie, ale odsuwałem od siebie tę wizję. A przecież rano czułem się lepiej. Nie dochodziło to do mnie. Momentalnie chwyciłem za telefon. Zacząłem wypisywać i wydzwaniać do znajomych, z którymi widziałem się w ostatnich kilku dniach. Przecież ktoś mógł mieć w domu starszych bliskich, mogłem narazić ich życie.

- Jestem zakażony. Obserwujcie się. W razie czego zgłoście się do szpitala zakaźnego.

Wiele osób w ogóle nie odpisało. Może nie wiedzieli, co napisać? Że będzie dobrze, gdy może nie być?

Wielu odpisało.

- Trzymaj się, uważaj na siebie!

- Czekamy na twój powrót do zdrowia!

Miłe. Zero reakcji negatywnych. Na szczęście nikt się nie zaraził.

Zalecam szpital

Z objawami to dziwna sprawa. Nasilały się w godzinach popołudniowych i wieczornych i całkowicie ustępowały rano. Na początku choroby każdego ranka czułem się całkowicie zdrowym człowiekiem: zero gorączki, zero bólu mięśni, dobre samopoczucie. Wstawałem, robiłem śniadanie. I to było zdradzieckie. Wiele osób pewnie to myli. Nie wiedzą, że chorują, wychodzą do ludzi i zarażają.

Wieczorem zawsze pojawiała się wyższa gorączka - prawie 39 stopni.

Po trzech dniach całkowicie straciłem węch, smak, apetyt. Zorientowałem się przypadkiem. Parzyłem kawę i nic nie czułem. Równie dobrze wodę mogłem wąchać. To samo ze smakiem: poza konsystencją – żadnej różnicy między kiełbasą a pomidorem. To prowadziło do utraty apetytu i osłabienia organizmu. Następnie przyszła utrata pragnienia. Normalnie piję trzy litry płynów dziennie. A teraz mogłem dzień przejechać na dwóch szklankach. Duszności tylko przy kaszlu.

Po czterech dniach kolejny objaw: bardzo silne pieczenie oczu. Piekły mnie śluzówki. Nie mogłem mrugać, wodzenie powieką po gałce ocznej doprowadzało mnie do szału. Przedstawiłem stan zdrowia lekarzowi przez telefon. W piątek wieczorem poinformował: gorączka nie ustępuje, zalecam szpital.

Zapraszamy do kapsuły

To też niezła historia. Bo skąd ja miałem wiedzieć, jak się do tego szpitala dostać? Karetką? Ktoś przyjedzie po mnie? Sam mam jechać?

- Panie doktorze, jak to ma wyglądać? – dopytałem.

- Nie no, najpierw niech pan przyjedzie do nas, do zakaźnego. Damy skierowanie. A później do jednoimiennego na oddział.

Zrobiłem, jak kazał. W auto, najpierw jeden szpital. Skierowanie. Potem kilkadziesiąt kilometrów i kolejna placówka.

Jesteś w szoku, masz gorączkę, boisz się o rodzinę, bo nie wiesz, czy jej nie zaraziłeś. Wszyscy wokół trąbią, jak to poważna sprawa, jak niebezpieczna. A ty znów nie wiesz, co ze sobą zrobić. Bo znów przeżywasz to samo: szpital zamknięty, drzwi na klucz. Zero informacji.

Dzwonię, odbiera ochroniarz.

- Halo.

- Ja do przyjęcia do szpitala.

- Tutaj?! – starszy pan nie kryje zdziwienia.

- No tak, takie mam skierowanie.

- To nie tu! - słyszę odpowiedź. Jestem skołowany, nie wiem, czy szpitali nie pomyliłem. Ale mężczyzna szybko się reflektuje. - Aaa, jeśli do przyjęcia, to tam, przez zwykłą izbę! Tam gdzie podjazd karetek!

Idę pod drzwi, tam znów to samo. Nikogo nie ma, dzwonek nie działa. Tabliczka z numerem telefonu do dyżurki. Wykręcam.

- A pan w jakiej sprawie?

- Ja do przyjęcia do szpitala.

- Ale jak to, do szpitala? – nie da się nie wykryć potężnego zaskoczenia. Wszyscy byli tu przecież przywożeni karetkami. A nie, jak ja, walenie w drzwi ze skierowaniem w łapie. Nie wiedzieli, co mają ze mną zrobić. Konsternacja.

- Pan na pewno jest chory? – to pytanie słyszę kilka razy. Nikt nie chce skierowania. Chcą odpis wyniku badania. Wysłałem, czekam. W końcu słyszę w słuchawce: - Dobra, niech pan chwilę poczeka.

Chwila trwa 40 minut. Otwierają się drzwi. Wychodzą dwie osoby. Kombinezony, przyłbice. Pchają taki specyficzny wózek na pacjenta, z półprzezroczystą rynną zamykaną kapsułą. Myślę sobie: k**wa, trupa wiozą. Boże święty. A oni do mnie: - Pan tak nie patrzy, to transporter po pana! – słyszę kobiecy głos.

Dają mi czerwone worki na materiał skażony: moje ciuchy, laptop.

- Zapraszamy! - mówią i na wózek wskazują. Co one, jaja sobie robią?

- Ale co ja mam zrobić?

- No, położyć się tutaj. Będzie pan w tym przetransportowany na oddział.

Szok. No ale się położyłem. Zamknęli mnie. Mało w tym miejsca, ciasno. To na tyle półprzezroczyste, że pani pielęgniarka nie wiedziała, czy mnie ciągnie głową do przodu, czy nogami. Zaczęły nogami.

- Za dobrze to nie wróży - rzuciłem spod plandeki.

Rechot, przekręciły mnie. Dalej jechałem już głową do przodu. I tak aż na piąte piętro, zaliczając wszystkie progi, obijając się głową. W końcu wózek staje. Słyszę uderzenie ciężkich, potężnych drzwi. Niemal pancernych. Panie podjechały pod mój pokój, otworzyły, wyskoczyłem z kapsuły. I jak stałem, w ciuchach, w których przyjechałem, tak wprowadziły mnie do pokoju. Numer 54. Pamiętna dla mnie liczba.

- Niech pan sobie wybierze łóżko. Jedno z trzech dostępnych. Telewizor ma pan za darmo, nie musi pan wrzucać monet.

Ucieszyło mnie to. Tu raczej nie byłoby gdzie rozmienić dychy na drobne. I tyle. Zamknęły mnie.

Po kilkunastu minutach znów ktoś przyszedł. Tylko kto? W tym kosmicznym stroju za cholerę nie miałem pojęcia. Każdy w tym wygląda identycznie. Do momentu, aż się odezwie, nie wiesz, czy to mężczyzna, czy kobieta. Biały kombinezon, na to jeszcze pomarańczowy. Gogle, maska, przyłbica. Pani doktor mnie osłuchała. Krew pobrała.

- Widzi pan ten klips? - pyta i wskazuje małe urządzenie przy łóżku. - Zakłada się to na palec, mierzy saturację. Musi pan co jakiś czas to robić. Obok są ciśnieniomierz i termometr.

Patrzę, nie działa. Bateria siadła. Mają wymienić. Na kartce numery do dyżurek lekarzy i pielęgniarek.

- Będziemy się kontaktować z panem dwa razy dziennie. Rano i wieczorem będziemy prosili o wyniki. Gdyby się pan źle czuł, proszę dzwonić – rzuciła i wyszła.

I tak zostałem. Totalna pustka. Na szczęście nie miałem żadnych zmian na płucach, więc w spokoju leżałem. W pokoju byłem sam. Miałem tam siedzieć cały czas za zamkniętymi drzwiami, nie wychodzić. Chyba że do toalety, bo była na zewnątrz. Słyszałem na oddziale innych pacjentów. Gdy szedłem do toalety, widziałem niektórych. Po dwóch dniach zaczęto zwozić pacjentów z innych szpitali. Dorzucono do mnie młodego chłopaka. Ciężko to znosił, potrzebował tlenu. Ledwo stał.

Dziękuję personelowi, dziękuję żonie

W szpitalu spędziłem dwa tygodnie. Leczenie nie było skomplikowane. Na wysoką gorączkę miałem łykać paracetamol. I coś na kaszel, gdyby męczył. Ale nie męczył, więc nie brałem. Chorobę przeszedłem w miarę łagodnie, ale jedna sytuacja mnie zmroziła. Stałem w szpitalnej sali, rozmawiałem z żoną przez telefon. Zrobiłem kilka kroków w stronę okna, zerknąłem na podwórko. Na podjeździe parkował karawan. Przyjechali po kogoś, kto przegrał walkę. To było wstrząsające, poczułem wtedy bliskość zagrożenia. Że może niekoniecznie ty, ale może twój kolega z pokoju? Albo ten zza ściany? Przejąłem się tym na poważnie. Jeśli nie masz skłonności do czarnego widzenia świata, złe myśli zawsze odsuwasz. Nie kompletujesz ich. Ale gdy widzisz karawan, czujesz, że nie jest to wszystko takie proste.

W szpitalu spotkałem wspaniałe osoby. Oddane pracy. Nie ma co gadać - to ludzie tacy jak my: mają rodziny, starszych mamę i tatę, o których się boją. A jednak przychodzą do tak ryzykownej pracy. Do ludzi z potwierdzoną chorobą. I wprowadzają przy tym miłą, swobodną atmosferę. Nie podchodzili machinalnie, instrumentalnie. Zawsze po ludzku. Mimo że ich praca jest fatalna. I mówię to z pełnym przekonaniem. Fatalna. Ubrani w skafandry, które nie przepuszczają powietrza, krępują ruchy, na niektórych kobietach były komicznie za duże. Pół metra za duże! Nikt nie narzekał, nie było widać irytacji. Pełen profesjonalizm. A przecież oni tam codziennie obcują z wirusem, zagrożeniem. Jestem dla tych ludzi pełen podziwu.

Chciałbym bardzo podziękować lekarzom i pielęgniarkom. Czasem życzyło im się spokojnego dnia, wieczora. Bywało różnie. Czasem byli zadowoleni, czasem tylko spuszczali głowy.

- Nie zapowiada się. Mamy dziś 19 przyjęć.

A ja wiem, ile trwało moje przyjęcie. Jedno. Dla nich 19 nowych osób to cała noc gonitwy. Dziękuję nawet nie tyle za opiekę nade mną, bo ze mną nie było aż tak źle. Dziękuję za opiekę nad osobami w cięższych stanach. Widziałem takich. I uwierzcie, to widok uderzający. Pod tlenem, kroplówką. Widać było, że po prostu walczyli o życie. Zostanie to ze mną na długo.

Jestem bardzo wdzięczny bliskim, którzy cały czas mnie wspierali, a w szczególności żonie, która nie pozwoliła, by kiedykolwiek pojawiło się u mnie zwątpienie albo choć jedna negatywna myśl. To było dla mnie bardzo ważne.

Przez dwa tygodnie, będąc za śluzą i potężnymi drzwiami oddziału, moim jedynym kontaktem ze światem poza mediami było okno i widok na szpitalny podjazd. Dziś bardziej doceniam zwykłe rzeczy. Możliwość wyjścia na ogródek, swobodnego przemieszczenia się po mieszkaniu. Małe sprawy, a ile radości.

 

 

Jakbym Haszka czytał,świetny tekst

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
44 minuty temu, Bezlitosna Niusia napisał:

W Stanie Wojennym piliśmy wódkę z kumplami na krakowskich Plantach. Tak - tych samych, na których w pobliskich, przydworcowych krzakach leżał sobie pewien zarzygany osobnik - "Pies", znany szerzej jako Ryszard Terlecki.

Lekko z kolegami straciliśmy poczucie czasu, ha! - jak to bywa w takich sytuacjach. Fajnie się gadało.

Brzdęk! Godzina milicyjna przeszła niezauważenie.

 

Podeszło do nas trzech gliniarzy, dokończyliśmy z nimi w najlepszej zgodzie flaszkę, szybciutko rozpiliśmy ostatnią i ...

tadaaaammm!!!

...- odwieźli nas radiowozem na osiedle.

 

Tak było.

Widzicie taką sytuację dziś? Przecież jeszcze moje prawnuki by spłacali grzywny, jakie doj**ałby nam polski, sprawiedliwy sąd.

 

Fajnie się to czyta, prawie łezka mi się w oku zakręciła, stare czasy.

Ale de facto skorumpowaliście policjantów. Albo mamy wszechobecną korupcję, albo takich rozczulających historyjek będzie mniej.

Ja też z rozczuleniem wspominam, jak już parę ładnych łat po upadku komuny, jako absolutnie nie mający zdolności korupcyjnych i żadnej inicjatywy w tym zakresie, dałem się skłonić policjantowi (nie wiem jak)  to wręczenia mu 50 zł'w zamian za odstąpienie od czynności służbowych. Wg niego zaoszczędziłem 2 stówy i parę punktów karnych. Miał wprawę i zdolności psychologiczne, poszło to gładko, sympatycznie i pozostawiło miłe wspomnienia.

Ale jednocześnie były to czasy, kiedy ludzie zgłaszali na policję kradzież drogiego samochodu i żądania okupu za ten samochód. I Policja o takim zgłoszeniu informowała gangsterów.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą ) Edytowane przez Less

Less is more

Everything Should Be Made as Simple as Possible, But Not Simpler ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, skynyrd napisał:

OK... Uważasz że lepsza by była inna władza?

Jaka - PO, PSL, SLD czy inna k**wa?

Staryś chłop, niegłupi, swoje przeżyłeś i ja mam Ci to tłumaczyć???

Jeśli już, to jednym zdaniem:

Gdyby Pizdractwo nie przepierdoliło państwowych (uważaj!!! - w tym i Twoich) pieniędzy, na bzdety i ksiuty - może dziś nie trzeba by karać rowerzystów i ludzi tankujących paliwo (sic!!!), dwunastakiem.

 

Ja prdolę - trzy tysiące euro za jazdę na bicyklu. To już qwa pojęcie przechodzi...

 

Podczas gdy Master Race po smętarzach się szlaja i wieńce składa rozmaitym świętym Jadziom...

Koniec świata, jak mawiał niejaki Popiołek.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
1 minutę temu, Bezlitosna Niusia napisał:

Koniec świata, jak mawiał niejaki Popiołek.

Obawiam się, że rzucasz grochem o ścianę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, Frank napisał:

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Koronawirus. Raport z frontu, dzień trzynasty. "Chorowałem na COVID-19. Dziś bardziej doceniam małe rzeczy"

Stałem w szpitalnej sali, rozmawiałem z żoną przez telefon. Zrobiłem kilka kroków w stronę okna, zerknąłem na podwórko. Na podjeździe parkował karawan. Przyjechali po kogoś, kto przegrał walkę. To było wstrząsające, poczułem wtedy bliskość zagrożenia. Nigdy nie powiem, że wygrałem drugie życie. Bez przesady, w porównaniu do innych chorobę przechodziłem w miarę łagodnie. Gdy jednak patrzyłem na ten karawan, przejąłem się na poważnie.

862

117

Podziel się

332

Wojtek zachorował na koronawirusa. Opowiada, jak przebiegała jego choroba. (Forum)

Dzisiejszym bohaterem jest Wojtek, pacjent leczony przez dwa tygodnie w jednym z zakaźnych szpitali jednoimiennych. Imię oraz niektóre szczegóły ułatwiające identyfikację bohatera zmienione.

 

Są chwile, w których można się z tym wszystkim czuć nieswojo. No bo weź sobie wyobraź: od kilku dni przebywasz na oddziale zakaźnym. Za śluzami, niemal pod kluczem. W salach kilkunastu pacjentów z potwierdzonym koronawirusem. Niektórzy jak ty, w stanie dobrym. Ale są też tacy, którzy ledwo trzymają się na nogach, z maskami tlenowymi na twarzach.

Pewnego dnia pielęgniarz dopycha pod salę wózek z obiadami dla całego piętra. Puka, podchodzisz do drzwi.

- Dzień dobry! – rzucasz i chwytasz plastikową zastawę. Widzisz, że ze strachu chłopakowi cholernie trzęsą się ręce. Kompot kolebie się między ściankami kubka. Chcesz facetowi dodać otuchy, wesprzeć ciepłym słowem. Rzucić coś w stylu: "proszę się nie przejmować", ale akcja trwa może ze cztery sekundy. Szczerym "dziękuję" trafiasz go już w plecy, kółeczka wózka piszczą pod drzwiami kolejnej sali.

Rozumiesz go. Jesz obiad i wyobrażasz sobie jego mamę. Może to schorowana kobieta, którą musi się opiekować w domu? Co w tym dziwnego, że nie chce jej zarazić świństwem, które w sobie nosisz?

Tak samo rozumiesz salowe, które codziennie przychodzą ogarniać twój pokój. Wparowują tu w sprinterskim tempie. Ty byś tego pomieszczenia tak szybko nie przebiegł, jak one potrafią je sprzątać. To nic, że z rozpędu zapominają czasem opróżnić śmietnik. Boją się, ludzka rzecz.

 

Pewności mieć nie mogę, ale chyba wiem, kiedy się zaraziłem. Pracuję z ludźmi, mam dużo spotkań. Podczas jednego z nich kolega powiedział, że dopiero co z Austrii wrócił. Pierwsze objawy pojawiły się pięć dni później. Gdy dostałem gorączki, telewizor dudnił już tylko na jeden temat. Szybko skojarzyłem fakty. Cholera wie, może to przeziębienie, może osłabienie. No ale może i wirus. Nie ma co narażać żony, kumpli z pracy.

Wieczór już był, i to późny, ale wskoczyłem w wyjściowe ciuchy i pojechałem do szpitala zakaźnego. Siadłem za kierownicą samochodu i doszło do mnie, że nawet nie wiem, czego tam będą ode mnie chcieli. Teraz to każdy mądry: że testy, wymazy. A ja zachorowałem na samym początku zamieszania. Myślałem, że będą mi krew pobierać. Może rentgen płuc zrobią. Wbiłem adres w nawigację i pojechałem w ciemno. W drodze złapał mnie jeszcze suchy kaszel. Niesamowicie męczący, trudny do opanowania. Samonakręcający się.

Pod szpital podjechałem po 22. Wszystko zamknięte na cztery spusty, brama zatrzaśnięta, nikt nic nie wie. Pod jednym z budynków stała kobieta owinięta szalikiem. Podszedłem, popatrzyłem. Od razu było widać, że mocno trafiona chorobą.

- Pan tu w jakiej sprawie? Szpital przecież zamknięty – przywitał mnie ochroniarz. Bez maseczki, rękawiczek.

- Jestem chyba zakażony. Mam gorączkę.

- Dobra, pan poczeka.

Kilka chwil, wraca.

- Lekarz zaraz zejdzie.

Myślę sobie: kilka minut, medyk zbada i tyle. Ale procedura jest bardziej skomplikowana. Ochroniarz zaprowadził nas do poczekalni: rozstawionego przez straż pożarną namiotu. Proszę wchodzić. O nie, bez szans. Namiot bez wentylacji, przecież nawet jak nie jestem chory, to za chwilę na pewno będę od czekania w tym miejscu. Czekam na zewnątrz.

Pięć minut.

Dziesięć.

Dwadzieścia.

Mija pół godziny. Nadciąga postać: kombinezon, maska, przyłbica. Cały osprzęt. Lekarka wygląda, jakby wylądowała właśnie na księżycu. Klasyczne osłuchanie, saturacja. Wszystko OK. Następnie wymaz z dna gardła. Wyciąga taką długą lancę ze szczoteczką na końcu. Jak przy nakładaniu tuszu na rzęsy. Nieprzyjemne badanie, intensywnie drażni gardło. Pojawia się odruch wymiotny.

- Gdzie mógł się pan zarazić? – pyta pani doktor.

- Miałem kontakt z człowiekiem, który był na nartach w Austrii – odpowiadam. Lekarka pisze, bez cienia wątpliwości: "Pacjent miał kontakt z chorym z Włoch". Nawet nie protestuję, przecież dobrze słyszała. Może im to do statystyk potrzebne? Nie wnikam. Zalecenie: izolacja przez 14 dni.

- Co teraz?

- Proszę iść do domu, sanepid się z panem skontaktuje.

A ja w osłupienie. Nie wiem, czy nie jestem chory, a ona mnie do domu odsyła. Zarazić najbliższych. W głowie rodzą się różne myśli. Może na działkę pojadę? I tam się schowam? Dobrze, że do żony zadzwoniłem. Szybko mi to z głowy wybiła. Nie będziesz sam na działce siedział.

W domu – izolacja. Przynajmniej na tyle, na ile to możliwe. Maseczka, rękawiczki, przesiadywanie w innym pokoju. Osobny zestaw sztućców, talerzy. Dezynfekcja klamek, kontaktów. Przyniosło skutek, żona się nie zaraziła.

Zero negatywnych reakcji

Telefon zadzwonił o 13 następnego dnia. Sympatyczna pani z sanepidu zadała zestaw pytań.

- Z kim miał pan kontakt? Gdzie pan bywa? Pracuje pan w izolacji?

- Pracuję z ludźmi. Wczoraj nie miałem z nikim kontaktu.

- A w ostatnich dwóch tygodniach?

- No tak ze 150 osobami.

Kobieta zbaraniała. Poprosiła o zrobienie listy.

- Dziękuję za rozmowę. Będę się jeszcze kontaktować.

Może z 15 minut minęło. Znów telefon. Znów ten sam głos.

- Niestety, wynik badania jest pozytywny. Potwierdzone zakażenie koronawirusem. Musi pan przebywać w izolacji. Konieczne jest wskazanie osób, z którymi miał pan bliski kontakt. Trzeba ich objąć kwarantanną.

Nie wiem jak inni, ale ja strachu nie poczułem. Bardziej zaskoczenie. No bo jak to: ja? Jasne, byłem na wymazie, ale odsuwałem od siebie tę wizję. A przecież rano czułem się lepiej. Nie dochodziło to do mnie. Momentalnie chwyciłem za telefon. Zacząłem wypisywać i wydzwaniać do znajomych, z którymi widziałem się w ostatnich kilku dniach. Przecież ktoś mógł mieć w domu starszych bliskich, mogłem narazić ich życie.

- Jestem zakażony. Obserwujcie się. W razie czego zgłoście się do szpitala zakaźnego.

Wiele osób w ogóle nie odpisało. Może nie wiedzieli, co napisać? Że będzie dobrze, gdy może nie być?

Wielu odpisało.

- Trzymaj się, uważaj na siebie!

- Czekamy na twój powrót do zdrowia!

Miłe. Zero reakcji negatywnych. Na szczęście nikt się nie zaraził.

Zalecam szpital

Z objawami to dziwna sprawa. Nasilały się w godzinach popołudniowych i wieczornych i całkowicie ustępowały rano. Na początku choroby każdego ranka czułem się całkowicie zdrowym człowiekiem: zero gorączki, zero bólu mięśni, dobre samopoczucie. Wstawałem, robiłem śniadanie. I to było zdradzieckie. Wiele osób pewnie to myli. Nie wiedzą, że chorują, wychodzą do ludzi i zarażają.

Wieczorem zawsze pojawiała się wyższa gorączka - prawie 39 stopni.

Po trzech dniach całkowicie straciłem węch, smak, apetyt. Zorientowałem się przypadkiem. Parzyłem kawę i nic nie czułem. Równie dobrze wodę mogłem wąchać. To samo ze smakiem: poza konsystencją – żadnej różnicy między kiełbasą a pomidorem. To prowadziło do utraty apetytu i osłabienia organizmu. Następnie przyszła utrata pragnienia. Normalnie piję trzy litry płynów dziennie. A teraz mogłem dzień przejechać na dwóch szklankach. Duszności tylko przy kaszlu.

Po czterech dniach kolejny objaw: bardzo silne pieczenie oczu. Piekły mnie śluzówki. Nie mogłem mrugać, wodzenie powieką po gałce ocznej doprowadzało mnie do szału. Przedstawiłem stan zdrowia lekarzowi przez telefon. W piątek wieczorem poinformował: gorączka nie ustępuje, zalecam szpital.

Zapraszamy do kapsuły

To też niezła historia. Bo skąd ja miałem wiedzieć, jak się do tego szpitala dostać? Karetką? Ktoś przyjedzie po mnie? Sam mam jechać?

- Panie doktorze, jak to ma wyglądać? – dopytałem.

- Nie no, najpierw niech pan przyjedzie do nas, do zakaźnego. Damy skierowanie. A później do jednoimiennego na oddział.

Zrobiłem, jak kazał. W auto, najpierw jeden szpital. Skierowanie. Potem kilkadziesiąt kilometrów i kolejna placówka.

Jesteś w szoku, masz gorączkę, boisz się o rodzinę, bo nie wiesz, czy jej nie zaraziłeś. Wszyscy wokół trąbią, jak to poważna sprawa, jak niebezpieczna. A ty znów nie wiesz, co ze sobą zrobić. Bo znów przeżywasz to samo: szpital zamknięty, drzwi na klucz. Zero informacji.

Dzwonię, odbiera ochroniarz.

- Halo.

- Ja do przyjęcia do szpitala.

- Tutaj?! – starszy pan nie kryje zdziwienia.

- No tak, takie mam skierowanie.

- To nie tu! - słyszę odpowiedź. Jestem skołowany, nie wiem, czy szpitali nie pomyliłem. Ale mężczyzna szybko się reflektuje. - Aaa, jeśli do przyjęcia, to tam, przez zwykłą izbę! Tam gdzie podjazd karetek!

Idę pod drzwi, tam znów to samo. Nikogo nie ma, dzwonek nie działa. Tabliczka z numerem telefonu do dyżurki. Wykręcam.

- A pan w jakiej sprawie?

- Ja do przyjęcia do szpitala.

- Ale jak to, do szpitala? – nie da się nie wykryć potężnego zaskoczenia. Wszyscy byli tu przecież przywożeni karetkami. A nie, jak ja, walenie w drzwi ze skierowaniem w łapie. Nie wiedzieli, co mają ze mną zrobić. Konsternacja.

- Pan na pewno jest chory? – to pytanie słyszę kilka razy. Nikt nie chce skierowania. Chcą odpis wyniku badania. Wysłałem, czekam. W końcu słyszę w słuchawce: - Dobra, niech pan chwilę poczeka.

Chwila trwa 40 minut. Otwierają się drzwi. Wychodzą dwie osoby. Kombinezony, przyłbice. Pchają taki specyficzny wózek na pacjenta, z półprzezroczystą rynną zamykaną kapsułą. Myślę sobie: k**wa, trupa wiozą. Boże święty. A oni do mnie: - Pan tak nie patrzy, to transporter po pana! – słyszę kobiecy głos.

Dają mi czerwone worki na materiał skażony: moje ciuchy, laptop.

- Zapraszamy! - mówią i na wózek wskazują. Co one, jaja sobie robią?

- Ale co ja mam zrobić?

- No, położyć się tutaj. Będzie pan w tym przetransportowany na oddział.

Szok. No ale się położyłem. Zamknęli mnie. Mało w tym miejsca, ciasno. To na tyle półprzezroczyste, że pani pielęgniarka nie wiedziała, czy mnie ciągnie głową do przodu, czy nogami. Zaczęły nogami.

- Za dobrze to nie wróży - rzuciłem spod plandeki.

Rechot, przekręciły mnie. Dalej jechałem już głową do przodu. I tak aż na piąte piętro, zaliczając wszystkie progi, obijając się głową. W końcu wózek staje. Słyszę uderzenie ciężkich, potężnych drzwi. Niemal pancernych. Panie podjechały pod mój pokój, otworzyły, wyskoczyłem z kapsuły. I jak stałem, w ciuchach, w których przyjechałem, tak wprowadziły mnie do pokoju. Numer 54. Pamiętna dla mnie liczba.

- Niech pan sobie wybierze łóżko. Jedno z trzech dostępnych. Telewizor ma pan za darmo, nie musi pan wrzucać monet.

Ucieszyło mnie to. Tu raczej nie byłoby gdzie rozmienić dychy na drobne. I tyle. Zamknęły mnie.

Po kilkunastu minutach znów ktoś przyszedł. Tylko kto? W tym kosmicznym stroju za cholerę nie miałem pojęcia. Każdy w tym wygląda identycznie. Do momentu, aż się odezwie, nie wiesz, czy to mężczyzna, czy kobieta. Biały kombinezon, na to jeszcze pomarańczowy. Gogle, maska, przyłbica. Pani doktor mnie osłuchała. Krew pobrała.

- Widzi pan ten klips? - pyta i wskazuje małe urządzenie przy łóżku. - Zakłada się to na palec, mierzy saturację. Musi pan co jakiś czas to robić. Obok są ciśnieniomierz i termometr.

Patrzę, nie działa. Bateria siadła. Mają wymienić. Na kartce numery do dyżurek lekarzy i pielęgniarek.

- Będziemy się kontaktować z panem dwa razy dziennie. Rano i wieczorem będziemy prosili o wyniki. Gdyby się pan źle czuł, proszę dzwonić – rzuciła i wyszła.

I tak zostałem. Totalna pustka. Na szczęście nie miałem żadnych zmian na płucach, więc w spokoju leżałem. W pokoju byłem sam. Miałem tam siedzieć cały czas za zamkniętymi drzwiami, nie wychodzić. Chyba że do toalety, bo była na zewnątrz. Słyszałem na oddziale innych pacjentów. Gdy szedłem do toalety, widziałem niektórych. Po dwóch dniach zaczęto zwozić pacjentów z innych szpitali. Dorzucono do mnie młodego chłopaka. Ciężko to znosił, potrzebował tlenu. Ledwo stał.

Dziękuję personelowi, dziękuję żonie

W szpitalu spędziłem dwa tygodnie. Leczenie nie było skomplikowane. Na wysoką gorączkę miałem łykać paracetamol. I coś na kaszel, gdyby męczył. Ale nie męczył, więc nie brałem. Chorobę przeszedłem w miarę łagodnie, ale jedna sytuacja mnie zmroziła. Stałem w szpitalnej sali, rozmawiałem z żoną przez telefon. Zrobiłem kilka kroków w stronę okna, zerknąłem na podwórko. Na podjeździe parkował karawan. Przyjechali po kogoś, kto przegrał walkę. To było wstrząsające, poczułem wtedy bliskość zagrożenia. Że może niekoniecznie ty, ale może twój kolega z pokoju? Albo ten zza ściany? Przejąłem się tym na poważnie. Jeśli nie masz skłonności do czarnego widzenia świata, złe myśli zawsze odsuwasz. Nie kompletujesz ich. Ale gdy widzisz karawan, czujesz, że nie jest to wszystko takie proste.

W szpitalu spotkałem wspaniałe osoby. Oddane pracy. Nie ma co gadać - to ludzie tacy jak my: mają rodziny, starszych mamę i tatę, o których się boją. A jednak przychodzą do tak ryzykownej pracy. Do ludzi z potwierdzoną chorobą. I wprowadzają przy tym miłą, swobodną atmosferę. Nie podchodzili machinalnie, instrumentalnie. Zawsze po ludzku. Mimo że ich praca jest fatalna. I mówię to z pełnym przekonaniem. Fatalna. Ubrani w skafandry, które nie przepuszczają powietrza, krępują ruchy, na niektórych kobietach były komicznie za duże. Pół metra za duże! Nikt nie narzekał, nie było widać irytacji. Pełen profesjonalizm. A przecież oni tam codziennie obcują z wirusem, zagrożeniem. Jestem dla tych ludzi pełen podziwu.

Chciałbym bardzo podziękować lekarzom i pielęgniarkom. Czasem życzyło im się spokojnego dnia, wieczora. Bywało różnie. Czasem byli zadowoleni, czasem tylko spuszczali głowy.

- Nie zapowiada się. Mamy dziś 19 przyjęć.

A ja wiem, ile trwało moje przyjęcie. Jedno. Dla nich 19 nowych osób to cała noc gonitwy. Dziękuję nawet nie tyle za opiekę nade mną, bo ze mną nie było aż tak źle. Dziękuję za opiekę nad osobami w cięższych stanach. Widziałem takich. I uwierzcie, to widok uderzający. Pod tlenem, kroplówką. Widać było, że po prostu walczyli o życie. Zostanie to ze mną na długo.

Jestem bardzo wdzięczny bliskim, którzy cały czas mnie wspierali, a w szczególności żonie, która nie pozwoliła, by kiedykolwiek pojawiło się u mnie zwątpienie albo choć jedna negatywna myśl. To było dla mnie bardzo ważne.

Przez dwa tygodnie, będąc za śluzą i potężnymi drzwiami oddziału, moim jedynym kontaktem ze światem poza mediami było okno i widok na szpitalny podjazd. Dziś bardziej doceniam zwykłe rzeczy. Możliwość wyjścia na ogródek, swobodnego przemieszczenia się po mieszkaniu. Małe sprawy, a ile radości.

 

 

Jakbym Haszka czytał,świetny tekst

 

Franuś - przeczytałem ze łzami w oczach.

Życzę Ci zdrowia ile tylko można. Pozdrów Rodzinę.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, soundchaser napisał:

Nie ma potwierdzonego naukowo dowodu dającego podstawy do stwierdzenia, że noszenie masek jest nieskuteczne.

To tak trochę jak: Udowodnij, że kable nie grają.

?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, skynyrd napisał:

No to wp***dol się na bydlaka z policji i zabul 12 tysięcy, ja już za stary jestem - nie zwieję

No przecież to policja wykonująca polecenia najlepszej władzy od czasów Mieszka I? A ty tak brzydko o nich?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obecna władza na każdym kroku daje ciała ale nie wolno jej ruszać bo inna ....będzie gorsza !Co za idiotyczne rozumowanie .Po pierwsze skąd ta pewność a po drugie  władzę ,która sobie nie radzi należy rozliczać i odsuwać .Ta władza sobie nie radzi nie od lutego czy marca ale od 5 lat.Nie radziła sobie w czasie pokoju to i nie poradzi sobie w czasie nadzwyczajnym .Bo jest niekompetentna  i skorumpowana .

Teraz, notoryczny napisał:

Na pewno ci policjanci należą do PiS ?

Rżniesz głupa ?Ta policja wykonuje rozkazy PiS a jeśli robi to nadgorliwie to trzeba to ujawniać .

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
Godzinę temu, skynyrd napisał:

Teraz jebią rowerzyście 12,000? k**wa!

Ale PIS i tak jest super

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Less is more

Everything Should Be Made as Simple as Possible, But Not Simpler ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat.