Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

4 minuty temu, Wuelem napisał:

Jeżeli ktoś tu się wpisuje i je MIĘSO - jest hipokrytą.

Najwięcej co można zrobić dla zwierząt - nie odbierać im tego jednego, jedynego co mają - ŻYCIA.

Tylko generalnie "kochane zwierzaki" to zwykle drapieżniki, a człowiek drapieżników zasadniczo nie je (ryby ewentualnie, ale ssaków i ptaków nie bardzo).

nagrywamy.com

Gość Lucek1

(Konto usunięte)

KOT ZABÓJCA ATAKUJE! ZAMORDOWAŁ DZIECKO I UCIEKŁ 

 

Kot może zamordować? Wszystko wskazuje na to, że tak. Ofiarą czworonoga padła właśnie 9-miesięczna Aleksandra. Dziewczynka spała spokojnie w wózku, gdy zaczaił się na nią niebezpieczny drapieżnik.

Do okropnej tragedii doszło na Ukrainie. 22-letnia matka zostawiła swoją córeczkę śpiącą w wózku na podwórku przed domem. Nie spodziewała się, że może spotkać ją tam śmierć. Gdy dosłownie po chwili spędzonej w budynku wyszła na zewnątrz, z pojazdu wyskoczył i zbiegł kocur.

Niestety, już wtedy niemowlę nie oddychało. Snezana od razu powiadomiła pogotowie ratunkowe. Pomoc przybyła jednak zbyt późno. 


Więcej: https://www.planeta.pl/Wiadomosci/Swiat/Ukraina.-Kot-zabil-9-miesieczne-dziecko.-Zostalo-uduszone

Jest cywilizacja, gdzie zwierzolubstwo podniesiono do rangi religii państwowej. Są to bramińskie Indie. Standardy ochrony praw człowieka (a także czystości i higieny) są tam jednymi z najniższych na świecie.

Edytowane przez misiomor

Prorocy jacyś czy cuś?

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
Godzinę temu, misiomor napisał:

Jest cywilizacja, gdzie zwierzolubstwo podniesiono do rangi religii państwowej. Są to bramińskie Indie. Standardy ochrony praw człowieka (a także czystości i higieny) są tam jednymi z najniższych na świecie.

To nie jest wątek do Twojego smętnego pitolenia o przewodniej roli człowieka w naturze.

Godzinę temu, misiomor napisał:

Jest cywilizacja, gdzie zwierzolubstwo podniesiono do rangi religii państwowej. Są to bramińskie Indie. Standardy ochrony praw człowieka (a także czystości i higieny) są tam jednymi z najniższych na świecie.

Za to w Chinach ochrona praw człowieka stoi na Galaktycznym poziomie, natomiast zwierzaki mają się tam nieszczególnie. Byleby się zmieściły do woka.

„W co motłoch bez dowodów uwierzył, jakże byśmy to mogli dowodami obalić?” - Friedrich Nietzsche
Achievement unlocked!

6 minut temu, Tadeiro napisał:

Za to w Chinach ochrona praw człowieka stoi na Galaktycznym poziomie, natomiast zwierzaki mają się tam nieszczególnie. Byleby się zmieściły do woka.

Jednak w odróżnieniu od Indii, Chiny gospodarczo się rozwijają. I przy wszystkich swoich wadach, chyba jednak życie jest tam znośniejsze. Ja nie wykluczałbym wyjazdu turystycznego do Chin, natomiast do Indii w życiu bym nie pojechał. Za duże prawdopodobieństwo ciężkiego zakażenia jakąś amebą. W Chinach też to się zdarza (opowieści Roberta Obersta z WSM - pasożyty leczył przez rok) ale jednak łatwiej jest zapewnić sobie znośny standard.

Gość Lucek1

(Konto usunięte)

In the United States, about 4.5 million people are bitten by dogs every year, most of whom are children. In Chicago alone, almost 2,000 people are bitten by dogs every year. Young children are the most common victim of dog bites, followed by the elderly. About half of all children will be bitten by a dog before they graduate high school. Children ages 5-9 are most at risk for dog bites.

https://www.hg.org/legal-articles/4-5-million-children-bitten-by-dogs-every-year-how-can-we-reduce-these-numbers-25036

9 minut temu, Lucek1 napisał:

In the United States, about 4.5 million people are bitten by dogs every year, most of whom are children. In Chicago alone, almost 2,000 people are bitten by dogs every year. Young children are the most common victim of dog bites, followed by the elderly. About half of all children will be bitten by a dog before they graduate high school. Children ages 5-9 are most at risk for dog bites.

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Czyli w Szikago gryzą 40 razy rzadziej niż średnia w Stanach.  Dobre.  Hej, Misiomor, rezerwuj tam miejsce zanim wszystko wykupią 😉

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )
13 godzin temu, Zbig napisał:

piesek pewnie był na łańcuchu..

Był. Zresztą proponuję poczytać komentarze pod artykułem. Baba niech się cieszy, że jeszcze nie dostała mandatów (przynajmniej dwóch). Na razie.

Ja artykuł przeczytałem dwukrotnie i wychodzi na to, że baba zbiera na auto dla dwudziestoletniego (sic!) syna obiboka.

 

A pokąsanego przez Ciapka chłopca - żal i szkoda. Żal przede wszystkim takiej mamuśki.

Edytowane przez Bezlitosna Niusia
Gość Lucek1

(Konto usunięte)

„Witam wszystkich. Zdecydowałam sie napisać, ponieważ wiem, że bardzo dużo osób odwiedza tę stronę i może tutaj uda mi sie zostawić skuteczny przekaz odnośnie zwierząt, głównie psów rottweilerów. Wczoraj przeglądając fora i strony o tych okropnych psach znalazłam ciekawą wypowiedź. "Psy rottwailery są bardzo kochanymi psiakami i zupełnie nie rozumiem, jak jakieś głupie osoby mogę te psy nazywać mordercami. W mojej rodzinie te psy są od lat i nigdy nie zdarzyło się żadne pogryzienie. Wniosek ? Zachowanie psa zależy od wychowania. Jak sie dobrze wychowa psa, to nie ma szans na pogryzienie" Czytałam tą wypowiedź i płakałam. Jak dana osoba może powiedzieć, ze te psy nie są zabójcami? Ja straciłam przez nie dziecko…

Mój mąż z zawodu jest architektem. On pracował, ja zajmowałam sie domem. Po jakimś roku stwierdziliśmy, że kupimy psa, padło na rottweilera. Kupiliśmy rodowego psa z legalnej hodowli za 2500 zł.  Gdy pojechaliśmy odebrać szczeniaka, jego matka zaczęła szczekać. Właściciel powiedział, żeby była cicho, a ta przestała szczekać. My mogliśmy swobodnie siedzieć na podwórku obok psa, który tylko wlepiał w nas swoje wielkie oczyska. Zaimponowało mi to, jak ten pies jest posłuszny. Wcześniej znajomi odradzali mi tego psa i mówili, że biorę do domu mordercę. Nie wierzyłam im. Uwierzyłam agresywnemu psu, który chwilę później był potulny jak baranek. Widziałam dziecko, które ciągnęło go za uszy, siadało na niego, a pies tylko się delikatnie odsuwał. Uwierzyłam w twierdzenie, że jak się wychowa psa, tak się ma. Wzięliśmy szczeniaka do siebie. Pies był z nami w domu, spał, jadł, bawił się. W końcu miałam zajecie jak męża nie było – tresowałam go, choć nigdy nie został uderzony. Po roku był świetnie ułożonym psem. Tak samo jak jego matka szczekał na obcych, a gdy byli na podwórku razem ze mną, leżał na ziemi bawiąc się piłką lub kością.

Wkrótce zaszłam w ciążę. Nawet rozważałam oddanie psa komuś, bałam sie o dziecko. Gdy urodził się Kacperek, zaraz jak wróciliśmy z nim do domu, daliśmy go Aresowi do powąchania i mąż powiedział  "Masz go pilnować, To jest nowy członek rodziny". Bałam sie zostawiać psa samego z małym. Ciągle kontrolowałam to, co się dzieje. Po pewnym czasie zauważyłam, że Ares siedzi w pokoju małego na podłodze i śpi, gdy odwiedzali nas goście i gdy ktoś brał małego na ręce pies był zawsze w pobliżu. Wyglądało to tak jakby bał sie, ze ktoś coś zrobi dziecku złego. Po pewnym czasie zauważyłam jak moje dziecko bardzo związało się z psem. W nocy wychodził z pokoju i szedł do psa. Kładł sie obok niego, a pies uważnie go obserwował.

Byłam pewna, że mogę Aresowi ufać. Na wszelki wypadek umówiłam się z treserem tej rasy, któremu opowiedzieliśmy zachowanie Aresa. Przeprowadził mu jakieś testy i powiedział, że nasz pies jest bardzo związany z dzieckiem, ze jest go w stanie bronić, że nie ma możliwości, aby zrobił komuś krzywdę i że lepiej psa nie można było wychować. Po słowach doświadczonego treserach pomyśleliśmy z mężem, że taki pies to skarb. Kacperek był coraz bardziej większy, coraz więcej rozumiał. Bardzo lubił zabawy z psem na podwórku. Biegali razem po całej posesji, synek padał, pies wpadał na niego i go lizał. Ares potrafił wszystkich rozwalić swoimi oczyskami. Gdy nikt się z nim nie bawił, podchodził do kogoś, kładł mu głowę na kolana i patrzył prosto w oczy takim smutnym wzrokiem. Byłam pewna, że nie może się stać Kacperkowi żadna krzywda. Pamiętam tamten dzień - 24 sierpnia. Leżałam i opalałam sie na podwórku, pies jadł w domu. Miske dałam mu pod drzwiami do pokoju Kacperka. Synek miał wtedy 6 lat. Powiedział "Mamusiu idę po piłeczkę i zaraz będę się bawił z Areskiem".

Wszedł do domu, za jakieś 30 sekund usłyszałam przeraźliwy krzyk Kacperka i szczekanie psa. Natychmiast wbiegłam do domu. Zobaczyłam mojego synka leżącego na podłodze, na nad nim ogromnego psa, którego zęby coraz bardziej wbijały się w gardło. Podbiegłam, odpychałam psa, ale nie dałam rady. Stał tak twardo, że nie potrafiłam go ruszyć. Wokoło było tyle krwi. Widziałam spojrzenie Kacperka pełne bólu i rozpaczy. Im bardziej odpychałam psa, tym on mocniej się zapierał. Odruchowo wzięłam nóż, który był w zlewie i wbiłam w brzuch psa, on nie przestawał gryźć Kacperka. Wbiłam drugi, trzeci i czwarty a on nic. Był taki silny. Nagle odwrócił się i rzucił się na mnie. Rozszarpał mi cała rękę, po czym upadł na ziemię. Wezwałam pogotowie. Nie myślałam o swoim bólu, tylko o moim kochanym dziecku. Próbowałam zatamować krwawienie, jednak na próżno. Kacperek zmarł w drodze do szpitala.

Długo nie mogłam się pozbierać po jego śmierci. Jak ten pies mógł nam zabrać nasze szczęście, naszego synka. Przecież miał lepiej niż niektóre dzieci. Gdy patrzyłam na męża widziałam w jego oczach żal kierowany właśnie do mojej osoby. Na pewno myślał, że to wszystko stało sie przeze mnie. Że nie pracuje, tylko miałam sie opiekować naszym synkiem i nawet tego nie potrafię zrobić, chociaż nigdy mi tego nie powiedział. Przyjechał do nas ten sam treser, który mówił, że pies nigdy nikomu nie zrobi krzywdy. Powiedział, że pies musiał być sprowokowany i że mały najprawdopodobniej chciał przesunąć miskę psa, aby dostać się do pokoju.

Potem pamiętam ten okropny dzień pogrzebu i mojego małego Kacperka w białej trumience. Miał zabandażowaną szyję, żeby nie było widać ran. Stałam i patrzyłam na niego, na jego delikatne ciało i nie mogłam zrozumieć, jak bardzo byłam głupia ślepo ufając temu psu. Przy zamykaniu trumienki pamietam obraz, który bedzie mi juz chyba towarzyszył do końca mojego życia. Mój maz z pozoru dobrze zbudowany męzczyzma zaczał płakać jak dziecko. Podbiegł do trumny wział Kacperka w ramiona i zaczał krzyczeć "Boże oddaj mi mojego synka, mojego Kacperka, Boże błagam zrobię co chcesz tylko mi go oddaj" Zemdlałam. Ocknełam sie po 5 minutach. Przez całą mszę mąż kleczał obok trumny i płakał. Musielismy chodzic do psychologa, ponieważ nie dawalismy sobie rady z tym wszystkim. Jednym z zadan jakie Pani psycholog kazała nam zrobić było wyjść na spacer z wytresowanym Rottwailerem. Nie zgodzilismy sie, baliśmy się powrotu do tego, co sie zdarzyło. Dziś po 3 latach ponownie jestem w ciąży. Teraz nie chcę w domu żadnego psa, nie potrafiłabym mu zaufać. Czasami, gdy jestem w parku siadam na ławce, widzę jak dzieci bawią się z psami, wszystkie wspomnienia wracają. Widzę jak Ares zabija Kacperka. 

Dlatego proszę, nie bądźcie głupie i nie pozwalajcie na to, żeby tak groźny pies był  w domu. Nie zgadzam się z wypowiedzią tej pani jakie te psy są cudowne. Te psy to mordercy. Zmieni zdanie, gdy jej pies też kogoś zaatakuje. Przecież te psy są uznane za najbardziej agresywne. Rottwailery są fałszywe. Mają zabijanie we krwi. Pewnie sobie pomyślicie: jakaś zdesperowana histeryczka napisała list. Zapewniam, że tak nie jest. Po prostu chcę ostrzec ludzi przed tym, żeby nie pozwalali na tak bliskie kontakty psa z dzieckiem. Teraz wiem, że mój synek, który urodzi się za 2 miesiace też będzie się nazywał Kacperek i że pod żadnym pozorem nie bedzie mógł bawic się z psami.  

 

https://www.papilot.pl/zycie/historie-czytelniczek/5491/wasze-listy-ukochany-pies-zagryzl-mi-syna

  • Administratorzy
3 godziny temu, Lucek1 napisał:

„Witam wszystkich. Zdecydowałam sie napisać, ponieważ wiem, że bardzo dużo osób odwiedza tę stronę i może tutaj uda mi sie zostawić skuteczny przekaz odnośnie zwierząt, głównie psów rottweilerów. Wczoraj przeglądając fora i strony o tych okropnych psach znalazłam ciekawą wypowiedź. "Psy rottwailery są bardzo kochanymi psiakami i zupełnie nie rozumiem, jak jakieś głupie osoby mogę te psy nazywać mordercami. W mojej rodzinie te psy są od lat i nigdy nie zdarzyło się żadne pogryzienie. Wniosek ? Zachowanie psa zależy od wychowania. Jak sie dobrze wychowa psa, to nie ma szans na pogryzienie" Czytałam tą wypowiedź i płakałam. Jak dana osoba może powiedzieć, ze te psy nie są zabójcami? Ja straciłam przez nie dziecko…

Mój mąż z zawodu jest architektem. On pracował, ja zajmowałam sie domem. Po jakimś roku stwierdziliśmy, że kupimy psa, padło na rottweilera. Kupiliśmy rodowego psa z legalnej hodowli za 2500 zł.  Gdy pojechaliśmy odebrać szczeniaka, jego matka zaczęła szczekać. Właściciel powiedział, żeby była cicho, a ta przestała szczekać. My mogliśmy swobodnie siedzieć na podwórku obok psa, który tylko wlepiał w nas swoje wielkie oczyska. Zaimponowało mi to, jak ten pies jest posłuszny. Wcześniej znajomi odradzali mi tego psa i mówili, że biorę do domu mordercę. Nie wierzyłam im. Uwierzyłam agresywnemu psu, który chwilę później był potulny jak baranek. Widziałam dziecko, które ciągnęło go za uszy, siadało na niego, a pies tylko się delikatnie odsuwał. Uwierzyłam w twierdzenie, że jak się wychowa psa, tak się ma. Wzięliśmy szczeniaka do siebie. Pies był z nami w domu, spał, jadł, bawił się. W końcu miałam zajecie jak męża nie było – tresowałam go, choć nigdy nie został uderzony. Po roku był świetnie ułożonym psem. Tak samo jak jego matka szczekał na obcych, a gdy byli na podwórku razem ze mną, leżał na ziemi bawiąc się piłką lub kością.

Wkrótce zaszłam w ciążę. Nawet rozważałam oddanie psa komuś, bałam sie o dziecko. Gdy urodził się Kacperek, zaraz jak wróciliśmy z nim do domu, daliśmy go Aresowi do powąchania i mąż powiedział  "Masz go pilnować, To jest nowy członek rodziny". Bałam sie zostawiać psa samego z małym. Ciągle kontrolowałam to, co się dzieje. Po pewnym czasie zauważyłam, że Ares siedzi w pokoju małego na podłodze i śpi, gdy odwiedzali nas goście i gdy ktoś brał małego na ręce pies był zawsze w pobliżu. Wyglądało to tak jakby bał sie, ze ktoś coś zrobi dziecku złego. Po pewnym czasie zauważyłam jak moje dziecko bardzo związało się z psem. W nocy wychodził z pokoju i szedł do psa. Kładł sie obok niego, a pies uważnie go obserwował.

Byłam pewna, że mogę Aresowi ufać. Na wszelki wypadek umówiłam się z treserem tej rasy, któremu opowiedzieliśmy zachowanie Aresa. Przeprowadził mu jakieś testy i powiedział, że nasz pies jest bardzo związany z dzieckiem, ze jest go w stanie bronić, że nie ma możliwości, aby zrobił komuś krzywdę i że lepiej psa nie można było wychować. Po słowach doświadczonego treserach pomyśleliśmy z mężem, że taki pies to skarb. Kacperek był coraz bardziej większy, coraz więcej rozumiał. Bardzo lubił zabawy z psem na podwórku. Biegali razem po całej posesji, synek padał, pies wpadał na niego i go lizał. Ares potrafił wszystkich rozwalić swoimi oczyskami. Gdy nikt się z nim nie bawił, podchodził do kogoś, kładł mu głowę na kolana i patrzył prosto w oczy takim smutnym wzrokiem. Byłam pewna, że nie może się stać Kacperkowi żadna krzywda. Pamiętam tamten dzień - 24 sierpnia. Leżałam i opalałam sie na podwórku, pies jadł w domu. Miske dałam mu pod drzwiami do pokoju Kacperka. Synek miał wtedy 6 lat. Powiedział "Mamusiu idę po piłeczkę i zaraz będę się bawił z Areskiem".

Wszedł do domu, za jakieś 30 sekund usłyszałam przeraźliwy krzyk Kacperka i szczekanie psa. Natychmiast wbiegłam do domu. Zobaczyłam mojego synka leżącego na podłodze, na nad nim ogromnego psa, którego zęby coraz bardziej wbijały się w gardło. Podbiegłam, odpychałam psa, ale nie dałam rady. Stał tak twardo, że nie potrafiłam go ruszyć. Wokoło było tyle krwi. Widziałam spojrzenie Kacperka pełne bólu i rozpaczy. Im bardziej odpychałam psa, tym on mocniej się zapierał. Odruchowo wzięłam nóż, który był w zlewie i wbiłam w brzuch psa, on nie przestawał gryźć Kacperka. Wbiłam drugi, trzeci i czwarty a on nic. Był taki silny. Nagle odwrócił się i rzucił się na mnie. Rozszarpał mi cała rękę, po czym upadł na ziemię. Wezwałam pogotowie. Nie myślałam o swoim bólu, tylko o moim kochanym dziecku. Próbowałam zatamować krwawienie, jednak na próżno. Kacperek zmarł w drodze do szpitala.

Długo nie mogłam się pozbierać po jego śmierci. Jak ten pies mógł nam zabrać nasze szczęście, naszego synka. Przecież miał lepiej niż niektóre dzieci. Gdy patrzyłam na męża widziałam w jego oczach żal kierowany właśnie do mojej osoby. Na pewno myślał, że to wszystko stało sie przeze mnie. Że nie pracuje, tylko miałam sie opiekować naszym synkiem i nawet tego nie potrafię zrobić, chociaż nigdy mi tego nie powiedział. Przyjechał do nas ten sam treser, który mówił, że pies nigdy nikomu nie zrobi krzywdy. Powiedział, że pies musiał być sprowokowany i że mały najprawdopodobniej chciał przesunąć miskę psa, aby dostać się do pokoju.

Potem pamiętam ten okropny dzień pogrzebu i mojego małego Kacperka w białej trumience. Miał zabandażowaną szyję, żeby nie było widać ran. Stałam i patrzyłam na niego, na jego delikatne ciało i nie mogłam zrozumieć, jak bardzo byłam głupia ślepo ufając temu psu. Przy zamykaniu trumienki pamietam obraz, który bedzie mi juz chyba towarzyszył do końca mojego życia. Mój maz z pozoru dobrze zbudowany męzczyzma zaczał płakać jak dziecko. Podbiegł do trumny wział Kacperka w ramiona i zaczał krzyczeć "Boże oddaj mi mojego synka, mojego Kacperka, Boże błagam zrobię co chcesz tylko mi go oddaj" Zemdlałam. Ocknełam sie po 5 minutach. Przez całą mszę mąż kleczał obok trumny i płakał. Musielismy chodzic do psychologa, ponieważ nie dawalismy sobie rady z tym wszystkim. Jednym z zadan jakie Pani psycholog kazała nam zrobić było wyjść na spacer z wytresowanym Rottwailerem. Nie zgodzilismy sie, baliśmy się powrotu do tego, co sie zdarzyło. Dziś po 3 latach ponownie jestem w ciąży. Teraz nie chcę w domu żadnego psa, nie potrafiłabym mu zaufać. Czasami, gdy jestem w parku siadam na ławce, widzę jak dzieci bawią się z psami, wszystkie wspomnienia wracają. Widzę jak Ares zabija Kacperka. 

Dlatego proszę, nie bądźcie głupie i nie pozwalajcie na to, żeby tak groźny pies był  w domu. Nie zgadzam się z wypowiedzią tej pani jakie te psy są cudowne. Te psy to mordercy. Zmieni zdanie, gdy jej pies też kogoś zaatakuje. Przecież te psy są uznane za najbardziej agresywne. Rottwailery są fałszywe. Mają zabijanie we krwi. Pewnie sobie pomyślicie: jakaś zdesperowana histeryczka napisała list. Zapewniam, że tak nie jest. Po prostu chcę ostrzec ludzi przed tym, żeby nie pozwalali na tak bliskie kontakty psa z dzieckiem. Teraz wiem, że mój synek, który urodzi się za 2 miesiace też będzie się nazywał Kacperek i że pod żadnym pozorem nie bedzie mógł bawic się z psami.  

 

https://www.papilot.pl/zycie/historie-czytelniczek/5491/wasze-listy-ukochany-pies-zagryzl-mi-syna

Wszystko fajnie ale takie akcje się zdarzają nie można być źle nastawionym do każdego psa jeżeli to wina właściciela że nie wytresował oraz sama rasa jest taka z którą należało by uważać. 

Pisanie czegoś takiego "Teraz wiem, że mój synek, który urodzi się za 2 miesiace też będzie się nazywał Kacperek i że pod żadnym pozorem nie bedzie mógł bawic się z psami. "  Jest totalną głupotą ze strony ludzi.

Ile psów widuje codziennie i ich właściciele którzy nie panują w żaden sposób nad pupilem, zwykłe komendy stój, nie wolno lub inne nie działają.

To jest tak samo jak z dziećmi, chowa się dzieci lub wychowywuje. 

Daje sie tylko jedzenie i wyprowadza lub tresuje dla jego wygody i twojej w sytuacjach gdzie pies powinien zachować się inaczej ale nie posłuchał właściciela.

 

 

3 godziny temu, sly30 napisał:

Nie lubisz ich to załóż swój wątek. 

Też prawda.

 

https://www.audiostereo.pl/subskrypcja/

25 minut temu, Lucek1 napisał:

Does Germany have a problem with aggressive attack dogs?

 

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

No straszny problem mają.  Prawie taki jak Amerykanie

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Ukryta Zawartość

    Zaloguj się, aby zobaczyć treść.
Zaloguj się, aby zobaczyć treść (możliwe logowanie za pomocą )

Problem polega na tym, że sympatycy zwierząt nader często obciążają szeroko pojęte otoczenie kosztami swoich wzruszeń. Przygarniają psa powodowani miłością, a potem sąsiedzi mają wycie i szczekanie w nocy ew. nieprzyjemne doznania akustyczne w czasie spaceru publicznym chodnikiem wzdłuż płotu miłośnika zwierząt. Okazjonalne zagrożenie też się zdarza jak np. miłośnik piesków musi szybko wyjechać z posesji i uznaje zamknięcie psów na czas otwarcia bramy za nadmiar fatygi.

Takie właśnie wątki "dyskusyjne", gdzie wolno tylko bezkrytycznie chwalić, są "przygotowaniem artyleryjskim", żeby potem móc zrobić potwora z każdego, kto np. próbuje egzekwować swoje prawo do spokoju i bezpieczeństwa.

Gdyby ktoś założył wątek filatelistyczny, to w życiu nie napisałbym tam nic krytycznego, mimo że pasji nie podzielam.

 

36 minut temu, misiomor napisał:

Problem polega na tym, że sympatycy zwierząt nader często obciążają szeroko pojęte otoczenie kosztami swoich wzruszeń. Przygarniają psa powodowani miłością, a potem sąsiedzi mają wycie i szczekanie w nocy ew. nieprzyjemne doznania akustyczne w czasie spaceru publicznym chodnikiem wzdłuż płotu miłośnika zwierząt. Okazjonalne zagrożenie też się zdarza jak np. miłośnik piesków musi szybko wyjechać z posesji i uznaje zamknięcie psów na czas otwarcia bramy za nadmiar fatygi.

Takie właśnie wątki "dyskusyjne", gdzie wolno tylko bezkrytycznie chwalić, są "przygotowaniem artyleryjskim", żeby potem móc zrobić potwora z każdego, kto np. próbuje egzekwować swoje prawo do spokoju i bezpieczeństwa.

Gdyby ktoś założył wątek filatelistyczny, to w życiu nie napisałbym tam nic krytycznego, mimo że pasji nie podzielam.

 

Oczywiście. Idąc dalej twoim tokiem myślowym, należy zlikwidować wszystkie dzieci i chorych. Jedni krzyczą z bólu i zakłócają spokój sąsiadom, a dzieci szkodzą, niszczą i drą się non stop. Zakłócają spokój sąsiadów dużo bardziej niż psy. Należy też skasować muzyków, którzy zakłócają spokój swoim rzępoleniem. Sąsiedztwo skrzypka czy wiolonczelisty bywa bardzo męczące, nie mówiąc już o perkusiście, bo to łomot na pół dzielnicy. Hobbyści stolarze, też do kasacji, bo ciągle walą młotkami.

Edytowane przez sly30
31 minut temu, sly30 napisał:

Oczywiście. Idąc dalej twoim tokiem myślowym, należy zlikwidować wszystkie dzieci i

I niektóre baby.

34 minuty temu, sly30 napisał:

Oczywiście. Idąc dalej twoim tokiem myślowym, należy zlikwidować wszystkie dzieci i chorych. Jedni krzyczą z bólu i zakłócają spokój sąsiadom, a dzieci szkodzą, niszczą i drą się non stop.

Psy i chorzy kontra psy? Nie dziwi, że tego nie dostrzegasz.

I ten u góry...

„Jeśli nie masz co robić, nie rób tego w moim towarzystwie”

1 minutę temu, Jacchusia napisał:

Psy i chorzy kontra psy

Katolicki głos w twoim domu.

....

A takich, jak kolega @misiomor, to ja znam masę. Z własnej, osobistej, prywatnej i przeżytej autopsji.

Gdy robi remont we własnym mieszkaniu - walenie, stukanie, cięcie żelazobetonu i takie tam różne - nie przeszkadzają mu wcale.

Ale niech no sąsiad wbije gwóźdź w ścianę w sobotę o 15:30 - dym na pół świata. Już nie daj Boże, że i sąsiad zacznie remont - wtedy jak u babci Pawlakowej: "Kargul to wróg najgorszy. Ze wszystkich".

 

Gość Lucek1

(Konto usunięte)

Location of Attack

25% of all fatal attacks were inflicted by chained dogs
25% resulted from dogs loose in their yard
23% occurred inside the home
17% resulted from attacks by dogs roaming off their property
10% involved leashed dogs or miscellaneous circumstances

 

Number of Dogs

68% of all fatal attacks were inflicted by a single dog
32% was the result of a multiple dog attack

Victim Profile


79% of all fatal attacks were on children under the age of 12
12% of the victims were the elderly, aged  65 – 94
9% of the victims were 13 – 64 years old

 

http://www.fataldogattacks.com/

4 godziny temu, sly30 napisał:

Oczywiście. Idąc dalej twoim tokiem myślowym, należy zlikwidować wszystkie dzieci i chorych. Jedni krzyczą z bólu i zakłócają spokój sąsiadom, a dzieci szkodzą, niszczą i drą się non stop. Zakłócają spokój sąsiadów dużo bardziej niż psy. Należy też skasować muzyków, którzy zakłócają spokój swoim rzępoleniem. Sąsiedztwo skrzypka czy wiolonczelisty bywa bardzo męczące, nie mówiąc już o perkusiście, bo to łomot na pół dzielnicy. Hobbyści stolarze, też do kasacji, bo ciągle walą młotkami.

Nie idźcie tą drogą...

Zrównywanie człowieka ze zwierzęciem zawsze prowadziło do nieciekawych skutków. Cała cywilizacja bramińska jest najlepszym ostrzeżeniem. Bo zwierzę działa na prymitywnych odruchach "nażreć się i rozmnożyć", więc w pewnym momencie zaczynają się nieciekawe rzeczy - same zwierzęta zaczynają ze sobą konkurować o zasoby w sposób dość brutalny i jeszcze szkodzić przy tym ludziom. W Kanadzie przykładowo funkcjonuje wręcz archetyp litosiernej babci, odmawiającej zastawiania pułapek na myszy, co kończy się zdewastowanym domem i deratyzacją na tysiące sztuk. A jeżeli zwierzęta są równe ludziom, to siłą rzeczy standardy ochrony jednostki muszą ucierpieć.

W Polsce to ma jeszcze pewną lokalną specyfikę. Taką mianowicie, że właściciel psa uzurpuje sobie prawo decyzji, ile inni muszą wytrzymać w związku z jego hobby. A więc on jest w klasie pierwszej, jego pies - w drugiej, a osoby postronne - w trzeciej, a więc 2 poniżej jego. Więc piesek służy mu do zaspokajania chorej żądzy dominacji. Czyżby "kto z kim przestaje, takim się staje"?

Moje doświadczenia z dzieciństwa były właśnie takie. Mieszkałem wtedy w tradycyjnie willowej okolicy, zachęcającej do spacerów, a do przedszkola/szkoły miałem jakieś 2km drogi lokalnymi uliczkami czy przez spory park. Całą przyjemność ze spaceru psuły (niezbyt często ale jednak) psy - czy to wyprowadzane bez smyczy i kagańca, czy wychodzące z niedomkniętych bram. Dopóki pies rzucał się, szczekał i szczerzył kły, właściciele nie reagowali. Dopiero kiedy okazywało się że ofiara umie się skutecznie bronić i pieskowi może stać się krzywda (Ojciec był mistrzem strzelania z procy, którą zawsze miał przy sobie na takie okazje, to było sporo przed wynalezieniem gazu pieprzowego), zaczynali w panice wołać, biec ze smyczą czy nawet pyskować "jak śmiesz nie dać się ugryźć mojemu fafikowi". Możliwość pogryzienia kilkuletniego dziecka traktowali wyłącznie jak rozrywkę. Więc widać tu jak na dłoni wyznawaną przez nich hierarchię ważności. W szkole codziennie widywałem dziewczynę z wygryzionym przez psa policzkiem, po średnio udanych operacjach plastycznych.

Dokładnie wstęp do cywilizacji bramińskiej. Bramin jest ponad wszystkimi, do tego stopnia, że może wymusić na niższej kaście status poniżej świętej krowy i czyniąc to, akcentuje swoją wyższość. U naszych psiarzy ma to postać przekonania, że jeżeli pies się na kogoś rzuca, to znaczy że to zły człowiek i mu się należało. A więc kolejne "cywilizacyjne mądrości" a'la wróżenie z marszruty skarabeusza. Szkoda że skutkuje to zagrożeniem bezpieczeństwa ludzi.

  • McGyver zmienił(a) tytuł na Uciążliwe psy? - reaktywacja
57 minut temu, misiomor napisał:

W Polsce to ma jeszcze pewną lokalną specyfikę. Taką mianowicie, że właściciel psa uzurpuje sobie prawo decyzji, ile inni muszą wytrzymać w związku z jego hobby. A więc on jest w klasie pierwszej, jego pies - w drugiej, a osoby postronne - w trzeciej, a więc 2 poniżej jego. Więc piesek służy mu do zaspokajania chorej żądzy dominacji. Czyżby "kto z kim przestaje, takim się staje"?

Moje doświadczenia z dzieciństwa były właśnie takie. Mieszkałem wtedy w tradycyjnie willowej okolicy, zachęcającej do spacerów, a do przedszkola/szkoły miałem jakieś 2km drogi lokalnymi uliczkami czy przez spory park. Całą przyjemność ze spaceru psuły (niezbyt często ale jednak) psy - czy to wyprowadzane bez smyczy i kagańca, czy wychodzące z niedomkniętych bram. Dopóki pies rzucał się, szczekał i szczerzył kły, właściciele nie reagowali. Dopiero kiedy okazywało się że ofiara umie się skutecznie bronić i pieskowi może stać się krzywda (Ojciec był mistrzem strzelania z procy, którą zawsze miał przy sobie na takie okazje, to było sporo przed wynalezieniem gazu pieprzowego), zaczynali w panice wołać, biec ze smyczą czy nawet pyskować "jak śmiesz nie dać się ugryźć mojemu fafikowi". Możliwość pogryzienia kilkuletniego dziecka traktowali wyłącznie jak rozrywkę. Więc widać tu jak na dłoni wyznawaną przez nich hierarchię ważności.

Wyolbrzymianie problemu i wrzucanie wszystkich miłośników psów do jednego wora z napisem "socjopaci". Wygląda mi to na kynofobię wyindukowaną przez ojca - sadystę strzelającego z procy do zwierząt. 

Od mojego Ojca odstosunkuj się, proszę. Nigdy nie strzelił z procy do psa w sytuacji innej niż atak na niego samego ew. na dzieci pod jego opieką. Zdarzyło się to może kilka razy.

Uważasz że dziewczyna z wygryzionym policzkiem się nie liczy jako zobrazowanie skali zagrożenia?

Nie mieszkałeś tam gdzie ja i masz słabe pojęcie o tamtejszej rzeczywistości.

  • Moderatorzy
12 minut temu, McGyver napisał:

Wyolbrzymianie problemu i wrzucanie wszystkich miłośników psów do jednego wora z napisem "socjopaci". Wygląda mi to na kynofobię wyindukowaną przez ojca - sadystę strzelającego z procy do zwierząt. 

Po przeczytaniu tekstu mimisior mam podobne wnioski.

Zapewne mimisior ma trochę racji, ale postawa jego jest skrajna 😞. Ponadto uważam, że opisy sytuacji są bardzo naciągane.

 

8 minut temu, misiomor napisał:

niż atak na niego samego

NIc tylko przyciągał złe psy.

Ja już parę wiosen mam i jak teraz pogrzebałem w pamięci, to przypominam sobie tylko jeden atak małego pekińczyka.

Wiejskie buraki, znęcają się nad psami, traktują je okrutnie i nie dziwota, że tak traktowane psy mają traumę i uraz do ludzi. Mogą zaatakować dziecko, gdy nadarzy się sposobność, tym bardziej, gdy dziecko nieumiejętnie podejdzie do psa. Ale to zawsze jest wina ludzi. Pies wychowany wśród ludzi, kochany i dobrze traktowany, nie atakuje obcych dzieci, nie widzi w nich zagrożenia. Dziwi mnie, że ktoś może tego nie rozumieć i wypisywać bzdury o psach mordercach które tylko czekają na okazje by rozszarpać jakieś dziecko. Jak na kilka milionów psów w Polsce, to ilość takich groźnych przypadków jest bardzo mała, znaczne poniżej 1%. To o czym tu mowa? O co te żale. A nawet patrząc na te nieliczne przypadki, to i tak jest to wina głupich ludzi, a nie psów. 

16 minut temu, Marcinus napisał:

Po przeczytaniu tekstu mimisior mam podobne wnioski.

Zapewne mimisior ma trochę racji, ale postawa jego jest skrajna 😞. Ponadto uważam, że opisy sytuacji są bardzo naciągane.

 

NIc tylko przyciągał złe psy.

Ja już parę wiosen mam i jak teraz pogrzebałem w pamięci, to przypominam sobie tylko jeden atak małego pekińczyka.

misiomor od lat wypisuje absurdy nt psów. Czytając te wpisy można dojść do wniosku, że psy to mordercy i bestialsko zabijają co najmniej milion dzieci rocznie! To jakaś obsesja i fobia, może rodzaj natręctwa lękowego. Takie sytuacje się zdarzają ale bardzo rzadko i zawsze z winy ludzi. Wystarczy, że pies jest w domu lub przed domem źle traktowany przez dzieci, co często ma miejsce na wsiach i w małych mieścinach. I pies ma uraz lękowy do dzieci. I gdy zdarzy się sytuacja, że do takiego psa podejdzie inne dziecko, nawet dobre, niewinne i będzie chciało psa pogłaskać lub przytulić, to pies nie znając zamiarów dziecka, zaznawszy wcześniej krzywd i cierpień od innych dzieci, może zaatakować. I niewinnemu dziecku stanie się krzywda. Ale czy to wina psa? Nie, to wina ludzi, którzy nauczyli psa, że dziecko = cierpienie! 

Edytowane przez sly30
  • Moderatorzy
8 minut temu, sly30 napisał:

Wiejskie buraki, znęcają się nad psami, traktują je okrutnie i nie dziwota, że tak traktowane psy mają traumę i uraz do ludzi. Mogą zaatakować dziecko, gdy nadarzy się sposobność, tym bardziej, gdy dziecko nieumiejętnie podejdzie do psa. Ale to zawsze jest wina ludzi. Pies wychowany wśród ludzi, kochany i dobrze traktowany, nie atakuje obcych dzieci, nie widzi w nich zagrożenia. Dziwi mnie, że ktoś może tego nie rozumieć i wypisywać bzdury o psach mordercach które tylko czekają na okazje by rozszarpać jakieś dziecko. Jak na kilka milionów psów w Polsce, to ilość takich groźnych przypadków jest bardzo mała, znaczne poniżej 1%. To o czym tu mowa? O co te żale. A nawet patrząc na te nieliczne przypadki, to i tak jest to wina głupich ludzi, a nie psów. 

Zgadzam się w całości. Dodam tylko, ze prócz osób znęcających się nad zwierzakami, są jeszcze takie typy co tresują psy aby były agresywne. Z różnych powodów, ale każdy zasługuje na potępienie.

Problem polegał na tym, że moje miasto było można by powiedzieć w awangardzie "postępu". Sporo badylarzy, dewizowców itp. więc już w latach 70 - 80 (czasy kartek na mięso było nie było) wielu było stać na "wypasione" psy. Bo tradycyjny wiejski kundel (na dodatek zwykle nieduży) to jest jako tako mądry i nie atakuje, kiedy jest choćby ślad możliwości, że oberwie. A nawet jak zaatakuje, to zwykle lekko, no może poza przypadkiem małego dziecka bez dorosłego obrońcy w pobliżu.

Natomiast jakiś wilczurowaty trzymany "samopas" na posesji, bez porządnego szkolenia, jest znacznie groźniejszy. Zwłaszcza jak właściciel burak z urojeniami wyższościowymi jeszcze uważa np. zabezpieczenie otwierania bramy w czasie wyjazdu samochodem za nadmiar fatygi dla jakichśtam przechodniów. "Mnie nie gryzie i tego się trzymajmy".

Dokładnie taki pies w takiej sytuacji pogryzł dziewczynę o której pisałem. I jej przypadek był ostrzeżeniem dla rodziców chodzących na spacery z dziećmi.

Natomiast czyja była wina, to jest rozważanie bezprzedmiotowe. Dziewczyna jest oszpecona na całe życie. Jak pies biegnie z wyszczerzonymi kłami w stronę dziecka pod moją opieką, to też nie czas zastanawiać się nad kwestiami czyja to wina, tylko podejmować działania obronne. Byłem w takiej sytuacji i nikomu nie życzę.

 

1 minutę temu, misiomor napisał:

Nigdy nie strzelił z procy do psa w sytuacji innej niż atak na niego samego ew. na dzieci pod jego opieką.

Tak czy inaczej metoda "obrony" wybrana przez niego jawi się jako cokolwiek kuriozalna i może świadczyć o niespełnionych ambicjach łowieckich.

 

2 minuty temu, misiomor napisał:

Nie mieszkałeś tam gdzie ja i masz słabe pojęcie o tamtejszej rzeczywistości.

Ale powątpiewam by akurat w tym jednym miejscu zgromadzili się sami socjopaci rechoczący na widok swoich psów gryzących dzieci. 

Kiedyś podczas spaceru w "tradycyjnie willowej okolicy" przechodziłem w pobliżu człowieka bawiącego się ze swoim psem - pitbullem. Pies mne zobaczył, i natychmiast do mnie podbiegł, a ja się zwinąłem z bólu ku przerażeniu jego opiekuna. Ten z paniką w oczach podbiegł do mnie pytając "ugryzł pana??" Mina faceta gdy usłyszał odpowiedź - bezcenna. Odpowiedź brzmiała: "Nie, nie ugryzł, ale kopnął w jaja" 😄 
Piesek po prostu bardzo chciał się ze mną też pobawić, a że był kawał łajzowatego skurczybyka to się taki wypadek przydarzył.

Pamiętam taką sytuację z okolicy gdzie mieszkałem w dzieciństwie. Rozbawiony nieduży piesek zupełnie bez złych zamiarów podbiegł do przechodzącej kobiety chcąc najwyraźniej się z nią pobawić. A ta zaczęła go z całej siły okładać parasolką! Biedny piesek uciekł kulejąc i piszcząc. 

W tej okolicy było dużo psów. Także bezpańskich. W dzieciństwie nigdy się ich nadmiernie nie bałem, a i one zostawiały mnie w spokoju. Raz ugryzł mnie pies sąsiadki, ale to było w domu, a on był po prostu bezdennie głupi. 

Gdy dziadkowie kupili dom na wsi i wyprowadzili się z miasta spędzałem u nich całe miesiące. Każdy gospodarz miał tam co najmniej jednego psa łańcuchowego. Nigdy się ich nie bałem, z większością z nich z czasem się zaprzyjaźniłem. Nigdy mi nie przyszło do głowy by przed psami bronić się procą. Zresztą byłoby to dramatycznie nieskuteczne, zanim zdążyłbym strzelić do psa ten już dawno ugryzłby mnie w nogę. 
Jeżeli cokolwiek jest skuteczne na bezpańskie psy, to kij. Psy mają instynkt samozachowawczy i bliżej niż na długość kija nie podejdą, chyba że jest ich cała wataha. 
A ponieważ w pewnym wieku paradowanie z kijem zaczyna być obciachem, kij zmieniłem na parasol. Taki długi, angielski, szary w szkocką kratę, ze szpikulcem. Był tak samo skuteczny jak kij. Nigdy nie zdarzyło się bym musiał jakiegoś psa uderzyć, samo posiadanie kija/parasola skuteczne trzymało je na dystans. 
Gdy się akurat nie ma kija pod ręką skuteczne bywa już choćby udawanie że się chce rzucić w psa kamieniem. 

  • Moderatorzy

Miałem ze 20 lat temu psa z mało wdzięcznej rasy amstaf. Wiedzący jaki to jest pies, poświęciłem mu wiele czasu na wychowanie. Niestety po roku zacząłem dużo podróżować i psa oddałem moim przyjaciołom w Berlinie. Jak im się urodziło dziecko, to "piesek" się nim opiekował. Dożył u nich swoich dni i nigdy nie mieli z nim złych przygód.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

                  wykrzyknik.png

Wykryto oprogramowanie blokujące typu AdBlock!
 

Nasza strona utrzymuje się dzięki wyświetlanym reklamom.
Reklamy są związane tematycznie ze stroną i nie są uciążliwe. 

 

Nie przeszkadzają podczas czytania oraz nie wymagają dodatkowych akcji aby je zamykać.

 

Prosimy wyłącz rozszerzenie AdBlock lub oprogramowanie blokujące, podczas przeglądania strony.

Zarejestrowani użytkownicy + mogą wyłączyć ten komunikat oraz na ukrycie połowy reklam wyświetlanych na forum.